Pisaliśmy wtedy...

03.04.2017

Czyta się kilka minut

TADEUSZ SŁAWEK
„TP” 16/2010, tuż po katastrofie smoleńskiej
Tragedia rzuca nam twarde wyzwanie podjęcia trudu ustanowienia polityki nie tyle ponadpartyjnej (to zazwyczaj jest tylko wstępem do kolejnych przetasowań), co bardziej radykalnie pojętej polityki przedpartyjnej. Takie pragnienie wyczuwam w tych, którzy gromadzili się 10 kwietnia nie tylko przecież, aby pamiętać; czynili to w ­nadziei, iż pamięć ta sprawi, że jakość naszego bycia razem będzie lepsza. Mówiąc powszechnie o tym, że trzeba w takiej chwili odłożyć na bok partyjne legitymacje i w skupieniu oddać się namysłowi nad tragizmem sytuacji, ludzie sceny publicznej dali do zrozumienia, że polityka nie musi pozostawać poza zasięgiem przedpartyjnego etosu. Może się do niego odwołać, na nim oprzeć, bez drwiącego podejrzenia o ­naiwność.

Nie dajmy się zbyć odpowiedzią, że poruszamy się w horyzoncie utopii. Nawet jeśli postulat przedpartyjnego etosu polityki jest zbyt ambitny, nasze reakcje na śmierć śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i tych, którzy zginęli wraz z Nim, świadczą o głębokiej nostalgii za sferą publiczną ­uwolnioną od brutalnych animozji i dychotomicznych podziałów mechanicznie rozdzielających odpowiednio cnoty i wady.

Śmierć tych, którzy zginęli opodal lotniska w Smoleńsku, może zmienić naszą sferę publiczną. Mówią o tym dziennikarze, mówią sami politycy. Źle, gdy skończy się na słowach, a trawa upartych przyzwyczajeń zarośnie ledwo rysującą się ścieżkę. Modlitwa za ofiary tragicznej katastrofy winna przyjąć kształt troski o nasze mądre bycie razem. Dzwony uderzyły nie tylko ku ich pamięci, ale także ku naszemu opamiętaniu.

JAROSŁAW FLIS
„TP” 16/2010
Swojego symbolicznego lidera stracił obóz, w którym w ostatnich latach dominowało przekonanie, że nie jest traktowany sprawiedliwie przez główny nurt mediów oraz przez politycznych przeciwników. Teraz na to poczucie krzywdy nakłada się rozpacz i bezsiła wobec tragedii. W wypowiedziach blogerów – i to nie tylko tych anonimowych – można z łatwością dostrzec coś więcej niż zwykły żal. W wielu uszach pośmiertne pochwały nie są docenieniem, lecz oskarżeniem wczorajszych krytyków. Takie głosy trzeba przyjąć do wiadomości. Próby polemizowania z nimi mogą pogrążyć naszą debatę publiczną do reszty.

TADEUSZ SŁAWEK
„TP” 17/2010, tydzień po katastrofie
Czego nam zabrakło? Może zwykłego poczucia taktu: marszałek Sejmu nie musiał spieszyć się z oznajmieniem przypuszczalnego terminu wyborów. Może wyczucia tego, że nadzwyczajność sytuacji wymaga zmiany ­dotychczasowego zaprogramowania. Może nie wystarczy zawiesić ramówkę, może trzeba także, by ci, którzy do tej pory znani byli z nieprzejednanie krytycznej postawy wobec ­polityków, wycofali się choć na chwilę z pola widzenia.

Ale rzeczą chyba najważniejszą było to, że zbyt łatwo zaczęliśmy znajdować odpowiedzi. Patriotyzm, bohaterstwo, prawidłowości historii mające dowieść ofiarniczego sensu polskich dziejów – wszystkie te kategorie miały, co naturalne, stanowić nie tylko pocieszenie, ale jakby „zamykać” sprawę, wieńczyć ją spiżowym pomnikiem.

JAN ROKITA (w rozmowie z Piotrem Mucharskim i Michałem Olszewskim)
„TP” 17/2010 
W ostatnim dwudziestoleciu ludzie myślący o Polsce tak jak ja ponieśli bolesną porażkę. Nie zaistniał inny model myślenia patriotycznego niż sarmacki neoromantyzm Kaczyńskiego. Obóz Tuska skoncentrowany na brutalnej pragmatyce władzy nie zaproponował żadnego obywatelskiego sensu polskości, więcej: bał się tradycji narodowej, uciekał przed nią – stąd wojna z IPN.

Ta potężna narodowa siła nie tylko jest żywa, ale jest zwycięska. I ma swojego nowego patrona na cały polski XXI wiek: spoczywającego na Wawelu męczennika Lecha Kaczyńskiego. Prezydenta, który prawdziwie kochał romantyczną polskość. Czyż możemy mieć jeszcze piękniejszą nową polską legendę? Myślę, że takie są właśnie zbiorowe odczucia.
Kardynał Dziwisz decyzją wawelską rozwiązał języki szydercom. Po ogłoszeniu miejsca pogrzebu anty-PiS stracił zdolność trzymania nerwów na wodzy. Dla grupy fundamentalnych przeciwników Kaczyńskich wszystkie te kondukty, tłumy, wojska, rogatywki, płacze i świece były irytujące, ale tolerowane ze względu na wyrzuty sumienia. Lecz Wawel to dla przeciwników Kaczyńskich już stanowczo za dużo, dlatego konflikt będzie się nasilać.

Jestem skłonny raczej do pesymizmu. Hasło jedności przełożone na polityczną praktykę będzie raczej oznaczać po jednej stronie żądanie uznania hegemonii PO, a po drugiej – próbę odbudowy patriotycznej legendy PiS-u, która może przywrócić tej partii szansę na władzę. Jeśli tak się stanie, to – paradoksalnie – wybuchnie tylko wielka awantura o jedność.

JERZY JEDLICKI
„TP” 18/2010, dwa tygodnie po katastrofie 
Modlitewne czuwanie, pieśni, cierpliwe oczekiwanie na kondukt i na przejście przed katafalkiem, zapalanie zniczy daje milionom ludzi poczucie uczestnictwa w narodowym misterium, i tak z przerażającej i bezsensownej katastrofy rodzi się i trwa bezsenny Wielki Tydzień Polaków. A tu już czyha nadwyżka symboliczna, licytacja wzniosłości.

Romantyczna egzaltacja i język mesjański okazały się raz jeszcze niezastąpione w swojej funkcji pocieszycielskiej i sakralizującej doświadczenie przytłaczające swoim losowym okrucieństwem. A kto nie chce historii przemienionej w legendę, spisywanej na klęczkach, ten nie jest prawdziwym patriotą. Prawdziwy patriota czuje bowiem wielkość historycznej chwili i wzbiera w nim gniew na tych, co do niej nie dorośli. A nie dorośli – jego zdaniem – ci, którzy swój ból i smutek przeżywają w ciszy, na osobności i nie potrzebują do tego patetycznej retoryki i nieustającego telewizyjnego nabożeństwa. Prawdziwy patriota mierzy szczerość cudzych uczuć i gestów, i wydaje lub cofa moralne zezwolenia na udział w żałobie osobom i państwom, które uważa za niegodne i splamione. Odreagowuje swoje resentymenty, a wraz ze śliną jego elokwencji tryska trucizna podejrzeń, insynuacji i potwarzy. Wkrótce skończą się pogrzeby (choć, gdy to piszę, jeszcze nie wiadomo, czy wszystkie), pogasną światła, zamilkną megafony, fala uczuć opadnie i normalną koleją rzeczy życie zacznie powracać w stare, wytarte koleiny. Zwyczajny dzień i jego sprawy, a wśród nich walka o pozycję, władzę i honory, o podsłuchy i komisje śledcze, zajmie znów pierwsze strony dzienników. I tak będzie do chwili, gdy znowu piorun uderzy z jasnego nieba.

PIOTR ZAREMBA
„TP” 18/2010
Ludziom, którzy zarzucą Jarosławowi Kaczyńskiemu „wykorzystywanie tragedii”, radziłbym się zastanowić, czy dobrze dobierają słowa. W umyśle lidera PiS to ostatnia braterska przysługa. I nie musi się to wcale wiązać (choć może) z przybieraniem w kampanii pozy kandydata-mściciela, którą zdążyli już wykreować niechętni mu komentatorzy. Temu człowiekowi pozostało tak naprawdę jedno: wypełnienie tej misji.

ROBERT MAZUREK 
„TP” 28/2010, trzy miesiące po katastrofie, tuż przed wyborami prezydenckimi
I politycy PiS, i sam Kaczyński wiedzą, że ich jedyną szansą jest nie tyle rozliczanie PO z obietnic cudu i drugiej Irlandii – do tego potrzebowaliby mediów – ile raczej przekonanie Polaków do Prawa i Sprawiedliwości. Tyle tylko że ta partia może się stać atrakcyjna, jeśli poważnie się zmieni. Karkołomne założenie? Być może, ale Jarosław Kaczyński co dekadę angażuje się w nowy projekt polityczny.

Na pewno nie będzie to przemiana programowa. Podstawą ma być inny sposób uprawiania polityki. PiS dorobiło się – mniejsza z tym, czy zasłużonej – opinii partii agresywnej, kłótliwej i awanturniczej. Cokolwiek jednak mówić o Kluzik-Rostkowskiej czy Kowalu, nie są to ludzie skłonni do pyskówek, Błaszczakiem czy Jakubiak nie da się straszyć dzieci. To tacy ludzie mają przekonać Polaków, że PiS to nie partia obciachu.

Fragmenty tekstów archiwalnych po skrótach od redakcji. Całość czytaj na powszech.net/o-smolensku

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2017