Demokracja w żałobie

Po każdej tragedii, osobistej i narodowej, przychodzi moment, kiedy trzeba wrócić do odłożonych obowiązków. Moment, kiedy trzeba pomyśleć również o tych, którzy zostali, o kraju i jego przyszłości. Także - politycznej.

13.04.2010

Czyta się kilka minut

Ten moment zawsze nadchodzi szybko, zbyt szybko. Generalnie, odsuwanie go jak najdalej jest miarą przejęcia się tym, co zaszło, i siły hołdu składanego tym, którzy odeszli. Generalnie, lecz nie zawsze.

Smoleńska tragedia jest pod tym względem wyjątkowa. Nie tylko dlatego, kogo dotknęła, lecz również dlatego, kiedy do niej doszło. Konsekwencje nagłego odejścia urzędującego prezydenta są same w sobie wstrząsem dla państwa, zwłaszcza gdy jednocześnie odeszło niewyobrażalnie wiele innych osób - także ważnych i zacnych.

Ale dla tej właśnie sytuacji wyjątkowe jest jeszcze i to, że nastąpiła na samym początku prezydenckiej kampanii wyborczej, tuż po tym, gdy ogłoszony został kandydat partii rządzącej, Bronisław Komorowski - kandydat będący zarazem sondażowym faworytem. Katastrofa zaś równocześnie wykluczyła dwóch najbardziej zagrażających mu konkurentów - Lecha Kaczyńskiego i Jerzego Szmajdzińskiego - przez co niezwykle przyspieszyła rozstrzygnięcie i narzuciła siłą rzeczy faworytowi pozycję formalnej głowy państwa. To fakty - i teoretycznie wszyscy to wiedzą, lecz w którymś momencie milczenie o tym przestanie być taktowne.

Można sobie wyobrazić, że z perspektywy Bronisława Komorowskiego jest to sytuacja, do której trudno dobrać odpowiednie słowo. Bo cóż można powiedzieć, gdy nagła i niespodziewana śmierć rozstrzyga "zwycięsko" na naszą rzecz jedną rywalizację i ustawia "korzystnie" warunki następnej. Nikt nie chce wygrywać w taki sposób, to przecież nie tak. I to chyba jedno z najbardziej trudnych uczuć, jakie można sobie wyobrazić.

Lecz przecież nie można z tego powodu zrezygnować z wyborów prezydenckich. Wyboru prezydenta wymaga konstytucja i - niezależnie od naszych uczuć - zdrowy rozsądek nakazuje, aby do tej sprawy podejść z należytą powagą. To znaczy także tyle, aby na poważnie podejść do sporów, których te wybory są wyrazem.

***

Tyle tylko że na postawione w tej chwili pytanie "co powinno się robić?", zwyczajnie nie chce się odpowiadać. Jednak brak odpowiedzi na nie - również jest odpowiedzią. Medialne apele o polityczne pojednanie mogą dotyczyć stylu, lecz przecież nie zmienią ani wagi nieuchronnego rozstrzygnięcia, ani niezwykle napiętego kalendarza wyborczego.

Kalendarza, w którym tydzień to jedna dziesiąta pozostałego do wyborów czasu.

I Lech Kaczyński, i Jerzy Szmajdziński mieli swoje wizje, do czego należy wykorzystać uprawnienia prezydenta, a także, o czym rozmawiać z wyborcami, mającymi rozstrzygnąć tę rywalizację. Ludzkie wizje mogą być trwalsze niż życie, które zostało przerwane. Dlatego ważne jest, aby o losie tych wizji zadecydowało coś innego niż śmiertelna smoleńska mgła.

To, jak i kiedy PiS oraz SLD podejmą wysiłek - bo bez wątpienia będzie to dla nich ogromny wysiłek, przede wszystkim psychologiczny - wyłaniania swoich kandydatów w przyspieszonych wyborach, nie jest tylko ich sprawą. Niemniej o jedno wypada apelować: aby nikt z ich konkurentów, pod żadnym pozorem i w jakąkolwiek stronę, nie próbował wpływać na decyzję tych środowisk. To, co zrobią, nie powinno podlegać żadnej ocenie, w szczególności zaś z perspektywy "uchodzi - nie uchodzi".

Przyjmijmy w najlepszej wierze, że zakończenie przez nich żałoby i powrót do wyborczej aktywności będzie godnym hołdem złożonym tym, którzy odeszli. Będzie to także wyraz szacunku dla tych, którzy na nich liczyli.

***

Stwierdzenie, że katastrofa dotknęła osobiście wszystkich obywateli Polski, jest czymś więcej niż banalną konstatacją. Jednak wymaga tylko bolesnej szczerości, nie zaś przenikliwości konstatacja, że nie wszystkich w tym samym stopniu. Swojego symbolicznego lidera stracił obóz, w którym w ostatnich latach dominowało przekonanie, że nie jest traktowany sprawiedliwie przez główny nurt mediów oraz przez politycznych przeciwników. Teraz na to poczucie krzywdy nakłada się rozpacz i bezsiła wobec tragedii. W wypowiedziach blogerów - i to nie tylko tych anonimowych - można z łatwością dostrzec coś więcej niż zwykły żal. W wielu uszach pośmiertne pochwały nie są docenieniem, lecz oskarżeniem wczorajszych krytyków. Takie głosy trzeba przyjąć do wiadomości. Próby polemizowania z nimi mogą pogrążyć naszą debatę publiczną do reszty. Tu jest miejsce dla cierpliwości, która rodzi się z przekonania, że jest potrzebna.

Tragedia smoleńska będzie obecna w tej nadchodzącej i przyspieszonej kampanii wyborczej - to bardziej niż oczywiste i chyba nieuniknione. Lecz już naprawdę nie uchodzi przedstawiać tutaj katalogu nadużyć, jakich można się dopuścić w odwołaniach do takiego wydarzenia. Przypisywanie komuś winy - czy to za doprowadzenie do takiej tragedii, czy za jej wykorzystywanie - byłoby zgorszeniem, przy którym zbladłby styl politycznych polemik z ostatniego pięciolecia.

Lecz poza sprawami oczywistymi pojawi się w tej kampanii również wiele bardzo delikatnych tematów. Jak choćby odniesienie się do dorobku prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Miejmy nadzieję, że nikomu nie zabraknie rozsądku i taktu, aby o tym mówić tak, żeby nikogo nie ranić. Choć na pewno nie będzie to łatwe.

***

Wielu obserwatorów polskiej polityki - w tym autor tego tekstu - od lat przekonuje, że bezpośrednio wybierany prezydent to w polskich warunkach ustrojowo zły pomysł. Jeśli jednak wybory już muszą się odbyć, tu i teraz, niech to będą wybory, w których nikt nikomu nie będzie mógł zarzucić, że coś było nie tak. Poczucie, że rywalizacja była niesprawiedliwa, jest zwykle źródłem znacznie silniejszych emocji niż nawet sama przegrana.

Dlatego godne zachowanie w najbliższych tygodniach będzie największą próbą. Będzie testem - zarówno dla faworytów w tych wyborach, jak też dla wszystkich tych, którzy ich będą popierać bądź krytykować.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2010