Używajmy Sienkiewicza!

Ryszard Koziołek, historyk literatury: To on połączył we wspólnotę czytających szlachcica, kucharkę, gimnazjalistę, chłopa, emigranta i arystokratkę. Był twórcą rewolucyjnym. I w dodatku pisał światowe bestsellery.

20.03.2016

Czyta się kilka minut

Henryk Sienkiewicz (1846–1916) / Fot. Collection Roger-Viollet / EAST NEWS
Henryk Sienkiewicz (1846–1916) / Fot. Collection Roger-Viollet / EAST NEWS

JAKUB NOWACKI: Trwa właśnie Rok Henryka Sienkiewicza. Od wielu lat Pan się z nim nie rozstaje. Teraz pisze Pan jego biografię dla wydawnictwa Czarne. Pamięta Pan swoją pierwszą lekturę jego książek?

RYSZARD KOZIOŁEK: Za pierwszym razem nie tyle Sienkiewicza przeczytałem, co go wysłuchałem. Moja babcia była jego ogromną fanką. Nie była specjalnie wykształconą kobietą, skończyła zaledwie przyzakładową szkołę zawodową. Książki Sienkiewicza opowiadała mi trochę tak, jak dzieciom opowiada się bajki, niemiłosiernie przy tym przekręcając fabułę, koncentrując się na scenach, które ją szczególnie bawiły. Uwielbiała np. przekleństwa i wyzwiska miotane przez Zagłobę. Co opowiadała? Przede wszystkim „Ogniem i mieczem” i „Pana Wołodyjowskiego”. „Potop” lubiła mniej.

Kim chciał Pan być? Skrzetuskim, Kmicicem, Wołodyjowskim?

Najbardziej chyba jednak Kmicicem. Rzecz jasna, tym nawróconym. Nie cierpiałem pierwszej części „Potopu”, w której bohater jest łajdakiem i zdrajcą. Wtedy nie rozumiałem oczywiście, że wpływ Sienkiewicza na mnie jest inny niż Dumasa czy Maya, że nie jest tylko pisarzem, który dobrze opowiada, kreuje ciekawe zdarzenia i postaci, ale kształtuje moją wyobraźnię historyczną.

Właśnie rola wyobraźni w myśleniu o historii zaczęła nabierać kluczowego znaczenia później za sprawą czytania i myślenia o Sienkiewiczu.

Jakiego znaczenia?

Przez ponad wiek był władcą historycznej wyobraźni Polaków, a już na pewno zmonopolizował wyobrażenia o historii XVII wieku. Tego nie mogli mu wybaczyć już jego współcześni. Krytyka tego diabelskiego wpływu zaczyna się od znakomitego tekstu Prusa, a potem kolejnych autorów: Brzozowskiego, Nałkowskiego, Słonimskiego aż po Gombrowicza. I tak to się ciągnie do współczesności. W zasadzie ciągle mamy mu za złe to samo: że używa swego talentu w służbie fałszywej historii. Wciąż zachodzimy w głowę, jak mu się udało opowiedzieć o tej historii tak dobrze, że wolimy wierzyć jemu niż zawodowym historykom.

A kto jako pierwszy pokazał Panu możliwość krytycznej lektury Sienkiewicza?

Mój kolega ze szkolnej ławki, na długo zanim sięgnąłem po te krytyczne teksty. Czytaliśmy „Potop” na wyścigi, codziennie wymienialiśmy się wrażeniami, sprawdzając się nawzajem, kto ile przeczytał. Momentem przełomowym była scena obrony Częstochowy. Nagle lektury mojego kolegi katolika i moja, luteranina, gwałtownie się rozdzieliły. W świecie powieści on był z Kordeckim i Kmicicem na murach Częstochowy, a ja byłem ze Szwedami w okopach i śpiewałem te, jak mówi Wołodyjowski, „psie psalmy”.

Zabolało?

Bardzo. Ukochany pisarz nagle wyznaczył mnie i moim ziomkom dość podłe miejsce w swojej opowieści. Wtedy po raz pierwszy pojawił się we mnie odruch niezgody. Że może i ci luterscy Szwedzi są najeźdźcami, ale ich religia nie zasługuje na to, by określić ją mianem religii psów. Poczułem wtedy, że to, co robi z nami literatura, nie zawsze jest dobre.

Czym się różniły pierwsze młodzieńcze lektury Sienkiewicza od tych późniejszych, bardziej wnikliwych?

Doceniłem Sienkiewicza-pisarza. Wcześniej, przedrefleksyjnie, chłonąłem go przede wszystkim jako doskonałego opowiadacza, który trzyma czytelnika za gardło i nie puszcza ani na chwilę. Kiedy przyszły lektury uniwersyteckie, oczywiście zapośredniczone przez znakomitych krytyków, zobaczyłem Sienkiewicza jako wybitnego stylistę. Kogoś, kto potrafi wyprawiać nieprawdopodobne rzeczy z polszczyzną na poziomie zdania i dialogu.

Mówi Pan o Sienkiewiczu jako o pisarzu tajemniczym.

Tak, to pisarz-enigma, u którego roi się od zagadkowych kwestii. Weźmy tylko Trylogię. Dlaczego główni bohaterowie Trylogii nie walczą o swoje dziewczyny, ale robią to za nich inni, dlaczego zostają wyłączeni z tych wątków awanturniczych?

Niezwykła jest powieściowa idea władzy doskonałej. Wydaje się, że cała Trylogia jest przepełniona ideą monarchiczną, absolutystyczną, tymczasem przy uważniejszej lekturze okazuje się, że jest Sienkiewicz apologetą władzy słabej. Nie słabej w sensie niefunkcjonalnej, ale niemęskiej – słaby Jan Kazimierz, przeor Kordecki, brak króla w „Panu Wołodyjowskim”. Z jednej strony wszystko zdaje się tam tęsknić do „wojennego pana”, który złapałby tę rozwydrzoną szlachtę za gardło, a z drugiej ani Jeremi, ani Czarnecki, ani Nowowiejski – czyli silne samce alfa – nie zyskują ostatecznej aprobaty autora. Pochwała bezwzględnej władzy nie przechodzi mu przez pióro, jest wszak ofiarą absolutyzmów, które podzieliły Polskę między siebie. Wreszcie sama idea „pokrzepienia serc”, którą rzekomo ma realizować Trylogia, podczas gdy wszystkie jej części kończą się źle.

Pamięta Pan ostatnie zdanie „Ogniem i mieczem”?

„Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą...”. Z tym rzeczywiście nie wiadomo co zrobić. Kończymy powieść, Skrzetuski jest z Heleną, oblężenie zdjęte, wszystko zmierza do warunkowego happy endu... I nagle pojawia się to zdanie, jak zgrzyt, jakby ktoś kamieniem przejechał po szybie. Jak to „nienawiść wrosła”? Przecież tu powinno być „Kochajmy się!” – teraz wszystko sobie wybaczymy! Daje nam to poczucie wytchnienia w koszmarze wojny domowej, ale równocześnie uczciwie mówi, że historia nie układa się w kształt romansu, a straszne zdarzenia są nieusuwalne.

Chciałbym, żebyśmy się na nowo Sienkiewiczem zdziwili, przerazili, uradowali, bo jest czym. To nie jest wymysł interpretatorów czy znudzonych literaturoznawców próbujących ożywić tekst jakimiś marginaliami – to wszystko jest w jego tekstach. Niezwykłość i kłopotliwa uroda tego pisarstwa sprawia, że choć świat Sienkiewiczowskich powieści jest złożony, pełen niejasności i kontrowersji, to nam udziela się tylko pewien jego aspekt, jakaś wtórna niewinność dorosłego człowieka, do której nie mamy prawa, powstaje w nas po lekturze. No, ale wtedy trzeba już znów być dorosłym i widzieć całą tę resztę życia i historii, która tam jest lub dość wyraźnie majaczy spoza przygody i romansu.

Co wpływa na uproszczone odczytania Sienkiewicza?

W jakimś stopniu krytyka filozoficzna i literaturoznawcza, która walczyła z wpływem Sienkiewicza, tendencyjnie go upraszczając, a potem to przeszło do szkoły powszechnej. No i ekranizacje, niestety. Poza „Potopem” są nie do zniesienia. Filmy na podstawie Sienkiewicza utrwaliły jego wizerunek pisarza historyczno-przygodowego, raczej bezproblemowego. O „Quo Vadis” nawet nie mówię, bo ten film urąga tekstowi Sienkiewicza. Być może przyjdzie czas na pogłębioną pracę nad adaptacjami jego prozy.

Na co powinien zwrócić uwagę przyszły scenarzysta filmowej wersji Trylogii?

Powinien dostrzec, że każda z tych powieści ma swoje utajone struktury. „Ogniem i mieczem” to powieść o przebieraniu się, ukrywaniu, maskowaniu – tam przecież nieustannie ktoś się za kogoś przebiera, kogoś innego udaje, oszukuje. Przy całej spektakularności walk i scen batalistycznych Sienkiewicz kapitalnie buduje kameralne napięcie w ciasnych przestrzeniach.

Głównym tematem „Potopu” jest zdrada, a nawet filozofia zdrady, jej demaskacji i oczyszczenia się z niej. Dotyczy to wszystkich bohaterów, na czele z Bilewiczówną, która do końca jest przekonana o zdradzie Kmicica; choć to pozytywna bohaterka, ma fałszywe wyobrażenie o świecie. Chciałbym zobaczyć takie filmowe lub teatralne studium zdrady w „Potopie” – narodowej, ale także osobistej – przyjaźni, miłości, zaufania.

No i wreszcie „Pan Wołodyjowski”, który jest najbardziej niesamowitą i pokrętną częścią Trylogii, a zarazem najbardziej melancholijną. Przez pierwsze 20 rozdziałów w zasadzie nic się nie dzieje – tylko polityka i podrywanie. A potem eksplozja okrucieństwa: zarżnięcie starego Nowowiejskiego, nabicie na pal Azji, opowieść Muszalskiego, klęska obrony Kamieńca. To powieść miotająca się w skrajnościach – od obyczajówki historycznej do sadystycznych scen w stylu „Gry o tron”.

A kto dzisiaj powinien zekranizować Sienkiewicza? Może Quentin Tarantino?

Sienkiewicz jest dziś obecny w świadomości wielu pokoleń Polaków dzięki ekranizacjom, wielomilionowym nakładom, reklamie, komiksowi etc. To wszystko stworzyło wspaniałą multimedialną platformę do wszelkich rekonfiguracji jego literatury – od wiernej ekranizacji po wywrotowe praktyki w stylu Tarantino właśnie. On na pewno doceniłby scenę z „Ogniem i mieczem”, w której Bohun demaskuje układ kniahini Kurcewiczowej ze Skrzetuskim.

Kto wie, Ministerstwo Kultury planuje sfinansowanie hollywoodzkiej produkcji filmowej, gloryfikującej polską historię...

Sienkiewicz chyba jednak się do tego nie nadaje. Trzeba by dokonać zasadniczych redukcji tekstu, żeby zachować elementarną poprawność polityczną wobec sąsiadów oraz przekazać współcześnie pozytywne przesłanie narodowe w takim filmie. Natomiast biografia Sienkiewicza to materiał na wysokobudżetowy serial.

Sienkiewicz jest dzisiaj uznawany za patrona konserwatywnej prawicy. „Krytyka Polityczna” obrała sobie za patrona Stanisława Brzozowskiego – największego krytyka i pamflecistę Sienkiewicza. Czy lewica może odnaleźć w Sienkiewiczu coś interesującego i zinterpretować go w swój sposób?

Na patrona się nie nadaje, ale czytać go trzeba, także dlatego, że krytycy lewicowi, czy po prostu demokratyczni, pisali o nim rzeczy ważne i ciekawe. Jest jeszcze inny powód, emancypacyjny, na który często krytycy byli nie tyle głusi, co nie chcieli wyciągnąć z tego pozytywnych wniosków. Sienkiewicza czytali wszyscy, bez względu na podziały światopoglądowe, klasowe i polityczne, nawet analfabeci go poznawali ze słuchu. Brzozowski twierdził, że chłopi czytają Sienkiewicza, bo chcą być jak szlachta, czyli nic nie robić. Ale mnie się wydaje, że to jest bardziej skomplikowane.

Na czym polegał ten fenomen?

Za jego sprawą po raz pierwszy w sporze o literaturę wziął udział odbiorca bierny, który dotąd nie wyrażał swoich sądów o sztuce. Trylogia przeorała tradycyjne podziały społeczne ustanowione według kryterium uczestnictwa w kulturze. Jak to rozumiem? Stworzył mianowicie wspólnotę czytających, która była wspólnotą ponad podziałami klasowymi, ideologicznymi czy światopoglądowymi, co się przed nim ani po nim nie udało w Polsce żadnemu pisarzowi.

W tym ujęciu jest pisarzem rewolucyjnym. On połączył we wspólnotę czytających szlachcica, kucharkę, gimnazjalistę, chłopa, emigranta i arystokratkę. Stworzył z nich społeczną całość, społeczną rzeczywistość. Apologia szlachty w Trylogii nie miała znaczenia; to była w końcu XIX wieku baśniowa przeszłość. Ale jako literatura, w gazecie i taniej książce, fantastycznie napisana, stanowiła edukację polityczno-kulturalną o piorunująco szybkim działaniu.

Arystoteles pisze, że jesteśmy zwierzętami politycznymi, bo mamy mowę. I Sienkiewicz właśnie dostarczył klasom podległym mowy, którą te chciały słyszeć i powtarzać. On tym wspólnotom, które miały tylko głos, dostarczył mowy, dzięki której mogły pomyśleć lub pofantazjować, że stają się podmiotami politycznymi. I to rozjuszyło Brzozowskiego.

Sienkiewicz stał się ambasadorem polskiej literatury?

Utożsamiamy sukces pisarstwa Sienkiewicza z funkcją kompensowania Polakom rozbiorów, ale przecież on pisał bestsellery światowe! Publiczność międzynarodowa nie czytała tych powieści z pobudek patriotycznych, ale dla czystej przyjemności. Sława uczyniła go pierwszym polskim celebrytą literackim, który musiał meldować się w hotelu pod fałszywym nazwiskiem, jeśli chciał mieć spokój od dziennikarzy i fanów.

Był pisarzem spełnionym?

Sienkiewicz to jest pisarz, który więcej wie, niż mówi – zdaje sobie sprawę, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż jego opowieści na jej temat, a jednak świadomie buduje narracje mające uczynić życie znośnym. Taki jest literacki projekt Sienkiewicza. Na pewno więc był zadowolony, że ten projekt się udał. Żaden pisarz nie może cierpieć z powodu bycia tak sławnym jak on. Jednocześnie pojawiają się z jego strony sygnały lekceważenia swojej twórczości, tak jak zanotowana przez jedną z jego rozmówczyń wypowiedź o tym, że spaliłby wszystko, co napisał. To są słowa zaskakujące, których nie traktujemy poważnie, bierzemy je za przekomarzanie się z natrętnym fanem.

Sienkiewicz zresztą miał znakomite poczucie humoru – przekorne, złośliwe, ironiczne. Myślę jednak, że musiał mieć świadomość, iż stał się pisarzem świata ułatwionego, życia ułatwionego. Był świetnie oczytany, wiedział, co się dzieje w najnowszej literaturze, czytał modernistycznych poetów, znał krytykę swojej twórczości. O ile mógł jeszcze zlekceważyć zarzuty Nałkowskiego, będące po prostu pamfletem, to sporo argumentów Brzozowskiego musiał wziąć pod rozwagę, i myślę, że miał świadomość ograniczeń swojej twórczości. Co naprawdę o tym myślał, pozostanie jego tajemnicą, i nie byłbym skłonny tego rozstrzygać.

A kim jest Sienkiewicz dzisiaj?

Sienkiewicz w jakimś sensie wymyślił Polaków historycznych. Wymyślił swoim współczesnym i ich następcom łącznie z nami pewną przeszłość powieściową. Podsunął nam obraz samych siebie, jakimi nigdy nie byliśmy, tworząc scenariusz marzenia o sobie w przyszłości. Sienkiewicz nie napisał żadnej konkretnej wizji wolnej Polski, ale sprawił, razem z Mickiewiczem, że Polska stała się pragnieniem, a przecież można sobie wyobrazić, że znaczna część społeczeństwa zniewolonego mogła przestać pragnąć być Polakami albo potraktować polskość wyłącznie jako coś, co napawa nas odrazą i niechęcią, co doprowadziło do katastrofy politycznej i osobistej. Polskość w tym kształcie, jaki oferuje Trylogia, jest dla mnie nie do zaakceptowania – ale dzięki Sienkiewiczowi mogę myśleć o polskości alternatywnej, niezgodnej z jego narracjami.

„Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk są taką próbą alternatywnej narracji? Przemysław Czapliński pisze o nich jako o „rewersie Trylogii”.

Każdy pisarz w Polsce, który bierze się za materię historyczną, ma Sienkiewicza za plecami, choćby nie przeczytał żadnego zdania z Trylogii. Polskie pisarstwo historyczne ma za sobą cień Sienkiewicza i musi z tym cieniem podjąć walkę czy spór. Jestem przekonany, że Olga Tokarczuk doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Słowacki ma w którymś momencie taką dobrą metaforę świata jako „dywaniku na drugą stronę wywróconego”. Okazuje się, że ładny i klarowny wzór krawiecki, wywrócony na drugą stronę odkrywa nitki i zszywki – to wszystko, co jest robotą narracji historycznej. Sienkiewicz przedstawia nam arras, taki wizerunek Polaków, jakim widzieć by się chcieli, a Tokarczuk odwraca ten arras na drugą stronę i pokazuje cały wielobarwny splot nacji, postaci i spraw, które u Sienkiewicza stanowią dalekie tło albo są w ogóle niewidoczne.

Stanisław Cat-Mackiewicz pisał w 1924 r., że „my wszyscy z Sienkiewicza”. To aktualne?

Nie. Na pewno ogromna część polskiej prozy, pewnego typu adoracji czy kultywowania polskiej historii, jest z Sienkiewicza albo chętnie się w scenariuszach Sienkiewiczowskich rozpoznaje. Na pewno każdy, kto ceni polską prozę i w ogóle polszczyznę, może powiedzieć, że „jest z Sienkiewicza”. Ale jeśli chodzi o wizje polityczne, o używanie historii powieściowej dla myślenia o teraźniejszości czy przyszłości, to Sienkiewicz na pewno nie jest pisarzem uniwersalnym.

A jakim?

Chciałbym, żeby Sienkiewicz pozostał tym, kim był przez koniec wieku XIX i cały wiek XX. Czyli pisarzem, przy pomocy którego się spieramy. Używajmy Sienkiewicza, żeby sprawdzać, jak mit działa w historii, jakie narracja o historii ma konsekwencje etyczne, polityczne i ideologiczne. Na ile to, czego nie ma w przedstawieniu historycznym, dochodzi do głosu przez swoją nieobecność. Myślę tu o wątkach chłopskich czy mieszczańskich, których na próżno szukać u Sienkiewicza. Ale one właśnie, paradoksalnie, są tam widzialne, kiedy ustami krytyków i historyków domagają się głosu.

Z pewnością zaś jest pisarzem poważnym i wpływowym, któremu udało się coś niebywałego, coś, co usiłują uczynić dziś instytucje nowej polityki historycznej. Mam na myśli wymianę polskiej przeszłości. Sienkiewicz za sprawą Trylogii swoim ziomkom z XIX w. wymienił świeżą traumatyczną przeszłość trzech przegranych powstań na tę XVII-wieczną, epicko podrasowaną. To się dzisiaj dzieje – właśnie próba wymiany przeszłości, tyle że nie traumatycznej, ale naprawdę krzepiącej przeszłości polskiej wolności i transformacji na tę rzekomo ważniejszą dla nas przeszłość martyrologicznej traumy.

Oczywiście, przeszłość jest niepodzielna, poza wyborem, nasza w całości – a mimo to chętnie wybieramy tylko miłe nam kawałki. Sienkiewicz miał słuszne powody, żeby odwrócić oczy swoich czytelników od tego, co mieli za plecami, ale i tak cieszę się, że nikt poza nim nie miał dotąd talentu, aby uczynić to ponownie i z równą skutecznością. ©

RYSZARD KOZIOŁEK (ur. 1966) jest historykiem literatury i krytykiem. Profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Śląskiego. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „Ciało Sienkiewicza. Studia o symbolice płci i przemocy”. Właśnie ukazał się jego zbiór esejów „Dobrze się myśli literaturą”. W listopadzie 2016 r. w wydawnictwie Czarne ukaże się biografia Henryka Sienkiewicza jego autorstwa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Literaturoznawca, eseista, profesor w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego, od 2020 r. jego rektor. W 2010 roku otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia w kategorii „Eseistyka” za książkę „Ciała Sienkiewicza. Studia o płci i przemocy”. Wydał również… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2016