Mamy szczęście do Papieży

Abp GRZEGORZ RYŚ: Wciąż żywa jest pamięć o Janie Pawle II, więc łatwo dajemy sobie wmówić, że Franciszek jest jego przeciwieństwem. Chciałbym, żeby wszyscy, którzy mówią o tym wyimaginowanym konflikcie, przeczytali teksty obu papieży.

05.03.2018

Czyta się kilka minut

 / MARIA GRAZIA PICCIARELLA / FOTOSHOT / REPORTER
/ MARIA GRAZIA PICCIARELLA / FOTOSHOT / REPORTER

MACIEJ MÜLLER: Czuje się Ksiądz Arcybiskup lekarzem w szpitalu polowym?

ABP GRZEGORZ RYŚ: Rzadko. Chciałbym częściej.

Właśnie mija piąta rocznica pontyfikatu Franciszka. Wydaje się, że wyjątkowo lubi tę metaforę Kościoła.

Ona sugeruje, że trwa wojna: w szpitalu polowym leczy się nie tyle choroby, co rany. I najpierw trzeba się zająć tym, co jest śmiertelnie niebezpieczne, co zagraża tu i teraz. Papież mógł się zainspirować ostatnim przemówieniem Pawła VI na Soborze – o stosunku Kościoła do świata, który można porównać do relacji miłosiernego Samarytanina z poranionym Żydem. Pobity Żyd jest na co dzień wrogiem Samarytanina, co nie przeszkadza opatrywać jego ran. To optyka radykalnie nowa: wcześniej spór między Kościołem a światem z reguły kończył się serią anatem.

Trwa wojna, ale kto z kim walczy?

Linia demarkacyjna między chrześcijaństwem a światem to napięcie między wiarą w Boga, który stał się człowiekiem, a ubóstwianiem człowieka, który chce być Bogiem. Tę diagnozę Pawła VI uzupełniali kolejni papieże. Benedykt XVI jeszcze jako kardynał w „Raporcie o stanie wiary” stwierdził, że to nieprawda, iż Kościół może spotkać się ze światem bezboleśnie. Jako papież mówił, że dogmat o stworzeniu należy głosić z większym naciskiem niż ten o odkupieniu. Bo człowiek nie akceptuje faktu, że jest stworzony i zależny w swoim bycie od Boga. Franciszek uzupełnia to w encyklice „Laudato si”, wskazując, że porzuciliśmy słowo „stworzenie” i wolimy posługiwać się „naturą”, bo tę możemy badać, kontrolować i wyzyskiwać.

Dlaczego Franciszek szuka nowej przenośni do opisu Kościoła? Nie okręt, nie lud pielgrzymujący...

Nie sądzę, żeby uważał, iż obraz szpitala wyczerpuje prawdę o Kościele. I myślę, że chce uwypuklić szczególnie ważny moment w dziejach Kościoła. W jego nauczaniu w jeszcze większym stopniu niż dotychczas Bóg jest miłosierdziem: widzi ludzkie rany i szuka na nie lekarstwa. Kościół musi się odnaleźć w środku tego Bożego działania, bo Kościół ma sens tylko wewnątrz miłości Boga do człowieka.

A co hierarcha kościelny może zrobić w szpitalu polowym?

Musi przede wszystkim wyjść z domu. Noszę w sobie pamięć o człowieku, którego wczoraj widziałem w ogrzewalni Caritas. Od godziny 16 do 20 to jedyny punkt w Łodzi, dokąd mogą przyjść bezdomni; w pozostałych trwa odkażanie. W korytarzu niewielkiego budynku mogą się ogrzać, wypić herbatę, zjeść gorącą zupę. Akurat kiedy tam byłem, jeden z mężczyzn prawdopodobnie przedawkował leki pomieszane z alkoholem i ratowano mu życie. Taki świat istnieje. Istnieje też taki, w który wchodzą siostry Matki Teresy z Kalkuty. One w Łodzi chodzą po kanałach i po pustostanach, skąd wyciągają ludzi. Widzą warunki życia, których nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Istnieje też świat obsługiwany przez autobus, który jeździ po mieście w nocnych godzinach, zatrzymuje się na czterech przystankach, gdzie bezdomni mogą przyjść na gorącą zupę. Korzystają z tego także ubogie rodziny, które wysyłają po zupę dzieci ze słoikami. To ich jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia.

Nie można wychodzić do ludzi z Ewangelią udając, że tego świata nie ma. W ogrzewalni zobaczyłem 20 osób, które gniotły się na przestrzeni wielokrotnie mniejszej od tej, której używam na co dzień dla siebie. Jak potem mieszkać dalej w swoim własnym domu?

Wyjdzie Ksiądz Arcybiskup z domu, zobaczy ten świat – i co dalej?

Mam możliwość zebrania przy sobie ludzi Kościoła i podjęcia jakichś elementarnych prób zaradzenia tej nędzy. Pod Łodzią w Grotnikach jest dom, w którym przebywa 90 uchodźców, ponad połowa z nich to małe dzieci. Reagowanie na ich „rany” to kwestia wykraczająca już poza zdobycie środków medycznych, to konieczność pobycia z ludźmi, którzy znaleźli się w obcym dla siebie miejscu. Kiedy Franciszek mówi o Kościele jako szpitalu polowym, radzi: przyjrzyjcie się, czy wasz Kościół lokalny stoi stabilnie na trzech nogach.

Cóż to za nogi?

Głoszenie Słowa, sprawowanie sakramentów i posługa miłości. Między tymi obszarami musi być równowaga. Zbyt często mamy pokusę koncentrowania się wyłącznie na przepowiadaniu i dbałości o liturgię.

W adhortacji „Evangelii gaudium” słowa „ubogi”, „ubóstwo” padają prawie 80 razy. Papież pisze o tym w kółko i nie chodzi mu o ubóstwo duchowe, tylko o brudną, śmierdzącą biedę.

To prawda, chodzi o konkret, ale dwie rzeczy trzeba dopowiedzieć. Pierwsza: „EG” to dokument programowy Franciszka – tekst, z którym on nie dopuszcza debaty. Można dyskutować o wielu rzeczach, ale nie o tym, po co jest Kościół. Bo on jest dla ewangelizacji. Pisząc ten tekst, Franciszek wiele czerpał z „Evangelii nuntiandi” Pawła VI, ale nastąpiło wyraźne przesunięcie akcentów. Dla Pawła VI działalność charytatywna jest preewangelizacją – czymś, co przygotowuje głoszenie Dobrej Nowiny. Dla Franciszka ewangelizacja jest doświadczeniem miłości ze strony Boga, które przychodzi także poprzez caritas Kościoła.

Papież pisze: „wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody kurczowego przywiązania do własnego bezpieczeństwa. Nie chcę Kościoła (...), który w końcu zamyka się w gąszczu obsesji i procedur”. Mocna krytyka.

Franciszek nie mówi, że Kościół taki jest, tylko że może taki być. Ideał trzeba pokazywać ostro. Papież przeciwstawia logikę Bożą logice „uczonych w Prawie”. Pokazuje to na przykładzie spotkania z trędowatym, którego Jezus dotyka, łamiąc Prawo. Czemu ono służyło? Ochronie zdrowej społeczności. Także w Kościele można używać prawa do zabezpieczenia zdrowych. Ale logika Boga polega na wychodzeniu do tych, co się źle mają.

Mieliśmy kiedyś papieża, który tyle mówił o ubogich? Musiał się trafić dopiero taki z Ameryki Łacińskiej?

Franciszek, sięgając po doświadczenie świata, z którego wyszedł, rozeznaje rzeczywistość i odpowiednio rozkłada akcenty w przepowiadaniu. Nie wartościowałbym tego ani nie zestawiał z poprzednikami. Jest bieda, z której przyszedł Franciszek, i jest doświadczenie dwóch totalitaryzmów, z których przyszedł Jan Paweł II. Jak to porównywać? Zresztą te rozeznania co do świata się pokrywają. Jan Paweł II mówił, że istnieje nie tylko Pierwszy, Drugi i Trzeci Świat, ale także Czwarty.

Czyli?

Czyli taka bieda, o jakiej nawet w Trzecim Świecie nikomu się nie śniło.

Ale wizje Kościoła Franciszka i Benedykta raczej się rozchodzą.

Tak? A w czym?

Franciszek kładzie nacisk na decentralizację, obniża rangę Kongregacji Nauki Wiary, dowartościowuje episkopaty. Widać to też w tekstach: encyklika „Lumen fidei” wyszła jeszcze spod pióra Benedykta XVI. Józef Majewski wyliczył, że Sobór Watykański II jest tam wspomniany trzy razy, w „EG” – 19. Kolegialność Kościoła – odpowiednio zero i 46 razy. Dialog – 13 i 58. Widać, co kogo interesuje.

Nic nie widać. To zupełnie różne teksty, także rozmiarowo. Po drugie, „EG” z natury jest tekstem kolegialnym jako wynik synodu biskupów. Franciszek, owszem, podkreśla wagę kolegialności i rolę episkopatów – ale to nie oznacza radykalnego poszerzania kompetencji Konferencji Episkopatów.

Na pewno? „Sobór Watykański II stwierdził, że (...) Konferencje Episkopatów mogą »dziś wnieść wieloraki i owocny wkład do konkretnego urzeczywistnienia się poczucia kolegialności«. Jednak to życzenie nie urzeczywistniło się w pełni, ponieważ nie wyjaśniono dostatecznie statusu konferencji episkopatów, który by je pojmował jako podmioty o konkretnych kompetencjach, łącznie z pewnym autentycznym autorytetem doktrynalnym”. To fragment „EG”.

Próby teologicznego opisu kompetencji episkopatów, zwłaszcza w dziedzinie wykładu wiary, były podejmowane, ale zawsze wyhamowywały. Magisterium w Kościele to wszyscy biskupi z papieżem: koniec, kropka. Nie może być tak, że Magisterium określa grupa biskupów tylko dlatego, że pochodzą z jednego miejsca.

Ale papież mówi o procesie, który się nie dokonał.

Być może trzeba tu coś dopowiedzieć. Ale tego się nie robi metodą sapera – bo wtedy ktoś wdepnie na minę i potem w szpitalu polowym będziemy mu przyszywali nogę.

Jest pewna mina, na której parę osób już wyleciało w powietrze. Nazywa się „Amoris laetitia”.

Na przykład kto?

Wielu by powiedziało, że sam Franciszek.

Skoro papież wypowiedział się w sposób otwierający dyskusję, to najprostszą metodą dochodzenia do prawdy jest zadanie mu pytania. Np. episkopat argentyński wypracował własne stanowisko, a następnie spytał papieża, czy się w nim odnajduje, niczego mu nie sugerując.

Nie udawajmy, że w Kościele nie ma wielu duchownych i świeckich, którzy czują się zaniepokojeni zmianą stylu nauczania papieskiego.

To jest pytanie o to, co nowe u Franciszka. Czego ludzie się boją?

Tego, że papież nie daje tabelki z rubrykami „złe/dobre” i zostawia pola dla sumienia.

Nie musi dawać żadnej tabelki, bo w nauczaniu moralnym Kościoła nic się nie zmieniło. Zmiana dotyczy nie treści, tylko odniesienia do człowieka, do którego jest ona kierowana. Franciszek nie mówi: powiedz grzesznikowi, że nie popełnił grzechu. Tylko: nie musisz mu dawać ostatecznej odpowiedzi od razu. Niektórzy biskupi i księża oczekują porady, co zrobić, kiedy przyjdzie człowiek i przedstawi swój stan: rozgrzeszyć czy nie? A skoro papież nie daje precyzyjnych wskazówek, to jego nauczanie jest do niczego. Tymczasem Franciszek mówi: umów się z nim na za tydzień. Wybierz się z nim w drogę, którą papież nazywa towarzyszeniem. Podczas niej dokonuje się rozeznanie. Kłopot w tym, że w Polsce nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego duszpasterstwa, wolimy jednorazowe: spotykam-osądzam-odsyłam. Ten w Kościele, ten nie, ten do komunii, ten ekskomunikowany. Tylko że to nie jest Ewangelia.

Dlaczego to odkrywamy w trzecim tysiącleciu wiary?

Odkrywamy to na nowo. W pismach Alfonsa Liguoriego jest wiele nauczania pokrewnego Franciszkowi. U Cypriana z Kartaginy znajdziemy pojęcie medycyny zbawczej.

Kiedy duszpasterz zaczyna komuś towarzyszyć, wychodzi od jakiegoś założenia?

Tylko od tego, że musi słuchać i zrozumieć.

I rozsądnie dawkować nauczanie moralne?

On jest z tym człowiekiem po to, żeby mu głosić Ewangelię, która jest nauczaniem moralnym, ale nie w pierwszej chwili. Najpierw pokazuje się człowiekowi Jezusa, Zbawiciela. Bez tego moralność wisi w próżni.

Sprzeciw wobec nauczania papieża wynika z tego, że rozeznawanie może doprowadzić do sytuacji, że np. ludzie żyjący w drugich związkach zostaną dopuszczeni do komunii.

Papież mówi, że jeśli przyjdzie do księdza człowiek żyjący w sytuacji nieregularnej, to pierwszy etap rozeznawania polega na wejściu w świat jego wiary, a nie na ocenie moralnej jego sytuacji. Niech padną pytania: kim jest dla ciebie Jezus, jaka jest twoja modlitwa, czy odnajdujesz się w Kościele, dlaczego zależy ci na dostępie do sakramentu? Biskupi argentyńscy piszą o czymś, czego u nas się nie dostrzega. Że na drodze towarzyszenia takiej parze może dojść do decyzji o życiu we wstrzemięźliwości seksualnej, co umożliwi dopuszczenie ich do komunii. Ale jeśli takie rozwiązanie nie wchodzi w grę – rozeznawanie na tym się nie kończy. Tu nic nie jest mechaniczne.


CZYTAJ TAKŻE:


Niemniej czuć w Kościele tęsknotę za precyzyjnym Benedyktem XVI.

To wszystko kalki... Nie znam równie pięknych tekstów o miłości jak te, które napisał Benedykt. Debata o „AL” wyrządza wielką krzywdę papieżowi, bo obraca się wokół jednego przypisu – owszem, ważnego. Ale żeby przegapić dziewięć rozdziałów? O tym, jak powinna wyglądać droga do sakramentu małżeństwa, jak rozwiązywać kryzysy w związku, jak czytać Pawłowy hymn o miłości? Franciszek tłumaczy, że synod o rodzinie to ciąg dalszy synodu o przekazie wiary. To ważne założenie. W Łodzi zrobiliśmy ankietę wśród młodych. Ponad 90 proc. zgłasza, że największą wartością w ich życiu jest rodzina. Ale jak zapytać, jaki wpływ ma wiara na ich doświadczenie rodziny, to okazuje się, że znikomy. Katolicy na pytanie, po co jest sakrament małżeństwa, odpowiadają, że daje busolę moralną. Ta odpowiedź to nasza klęska! Bo oni nie interpretują sakramentu małżeństwa jako doświadczenia obecności Chrystusa i Jego łaski w swoim życiu, tylko od razu widzą katalog nakazów i zakazów moralnych. A gdzie rzeczywiste doświadczenie wiary? I co, mam rozmowę z nimi zaczynać od antykoncepcji?

„EG” się kłania: „Niekiedy wierni słuchając języka ściśle ortodoksyjnego, wynoszą coś całkowicie obcego autentycznej Ewangelii”.

Franciszkowi nie chodzi o zmienianie Ewangelii, tylko o to, jak ją głosić. Czy będziemy w stanie przyjąć ją od razu w całości? Grzegorz Wielki napisał, że na górę nie da się wbiec w podskokach. Misja wymaga inkulturacji, czasu, posłuchania, zobaczenia, co w kulturze tych, do których przychodzimy, jest wartością, która sprzyja przepowiadaniu. Franciszek mówi, że żyjemy w czasach permanentnej misji. A nam się wydaje, że żyjemy w świecie jednorodnie chrześcijańskim, którym Kościołowi pozostaje administrować.

Czy wobec tej zmiany optyki nie jest potrzebna radykalna reforma formowania księży?

To akurat Benedykt XVI zmienił myślenie o formacji seminaryjnej: przestała być czymś odrębnym, a wszystkie seminaria podporządkowano Kongregacji ds. Duchowieństwa (wcześniej podlegały Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej). Papież tłumaczył, że istnieje tylko jedna formacja kapłańska, której stadium początkowe ­odbywa się w seminarium. Pytajmy więc nie o to, do czego formować kleryków, tylko do czego formować księży przez całe życie. Formacja musi mieć charakter biblijny – ksiądz i w modlitwie, i w ewangelizacji ma najpierw sięgać po Tę, a nie inną księgę. Formacja musi kłaść nacisk na doświadczenie Boga – żeby ksiądz otwierał na nie ludzi. Nacisk na intelektualny wymiar nie wystarcza. Potrzebujemy też przygotować księży do pracy w małych wspólnotach, gdzie doświadczenie spotkania jest realne. Muszą mieć zdolność odkrywania darów duchowych w świeckich braciach i siostrach, by posyłać ich i angażować w Kościół. To wszystko Franciszek powtarza jak refren.

Może więc quasi-monastyczny model seminarium już nie jest na nasze czasy? Gdyby chociaż wymieszać kleryków ze studentami świeckimi?

Ulubione pytanie „Tygodnika”... Może. To kwestia ustawienia proporcji między studiami a praktyką duszpasterską. Ale to nieprawda, że kleryk spędza sześć, siedem lat pod kloszem.

Mówimy o rozeznawaniu, a kleryk uczy się moralności małżeńskiej z książki ks. Kokoszki, który wyjaśnia np., że „od pocałunków zaczynają się poważne upadki moralne”.

Kleryk uczy się rozeznawania dzięki doświadczeniu towarzyszenia mu na drodze do święceń. A nie z książek.

Jak księża reagują na Franciszka?

W rozmowach z biskupem nie powiedzą nic krytycznego. Ale przed chwilą miałem spotkanie z księżmi, z którymi przygotowuję „24h dla Pana”, inicjatywę Franciszka. Trwa łódzki synod na temat młodzieży, rodziny i parafii: poprosiłem, żeby w każdym z ponad 300 zespołów synodalnych przeczytano „Lumen fidei”, „Amoris laetitia” i „Evangelii gaudium” punkt po punkcie, z refleksją, jak to nauczanie stosować w lokalnym Kościele. Zespołami kierują księża – oni też będą to czytać.

Czy przez te pięć lat coś się w Kościele polskim udrożniło?

Wciąż żywa jest pamięć o Janie Pawle II, więc łatwo dajemy sobie wmówić, że Franciszek jest jego przeciwieństwem. Wtedy mobilizujemy się w obronie dziedzictwa papieża Polaka. Chciałbym, żeby wszyscy, którzy mówią o tym wyimaginowanym konflikcie, przeczytali teksty obu papieży.

Czterej kardynałowie od „dubiów” znają te pisma. I pytają: „Czy po Amoris laetitia wciąż należy uważać za ważne nauczanie św. Jana Pawła II z encykliki Veritatis splendor, oparte na Piśmie i Tradycji Kościoła, które wyklucza kreatywną interpretację roli sumienia?”.

Myślę, że papież w rozmowie z kardynałami pokazałby, że „AL” jest ciągłością w stosunku do nauczania Jana Pawła II.

Tylko że Franciszek się z nimi nie spotkał.

Z jakichś powodów tak postanowił.

Wkrótce ma się zebrać synod dla Amazonii, który podejmie m.in. zagadnienie święcenia viri probati. Rodzi się pluralizm: w jednej części świata Kościół będzie inny niż w drugiej?

Są już wyświęceni żonaci księża, którzy przeszli z Kościoła anglikańskiego. Duch Święty wiele zrobił przez ostatnie wieki, żebyśmy pogłębili rozumienie celibatu. Co nie zmienia faktu, że jeśli gdzieś na świecie wierni nie mają dostępu do Eucharystii, a brakuje tam powołań do kapłaństwa przeżywanego w celibacie, to myśli się o święceniu viri probati. Rozeznanie stanu Kościoła i stanu świata musi być lokalne.

Paweł VI napisał w „Evangelii nuntiandi”, że ewangelizacja to spotkanie osoby z osobą. I chyba tu jest drugie dno wszystkich wątpliwości, które podnosisz. Jesteśmy w Kościele przyzwyczajeni do pracy z grupą – im większą, tym lepiej. Myślimy kategorią: Kościół w Europie, w Polsce. A powinniśmy myśleć kategorią: Łukasz z Łodzi, Michał z Myślenic. To kluczowe, do kogo idziemy z Ewangelią i jakie mamy środki. Jeśli w Polsce spytać o diakonat stały, to w większości diecezji padnie odpowiedź, że nie jest potrzebny. Ale w Łodzi, która ma największą liczbę wiernych przypadających na jednego księdza, odpowiedź nie jest już taka prosta. A to tylko praktyczny wymiar tej kwestii, nie teologiczny. To samo dotyczy kandydatów do seminarium powyżej 35. roku życia: niektórzy biskupi patrzą na nich z aprobatą, inni nie. Może Pan Bóg też rozeznaje i posyła nam ludzi, których do jakichś celów uposaża. Żebyśmy otwarli oczy.

I na tej zasadzie posłał Franciszka?

Mamy wyjątkowe szczęście do papieży – od czasów Leona XIII. Każdy był inny, potrzebny dla swojego czasu. Bóg miał absolutną rację posyłając nam Franciszka i taką samą, kiedy posyłał Benedykta. Franciszek kanonizował Jana Pawła II i Jana XXIII, daj Boże, kanonizuje w tym roku Pawła VI. Ten akt to decyzja nieomylna. Mówisz, że Franciszek stoi w opozycji wobec poprzedników, a on ogłasza ich świętymi.

Benedykt XVI w adhortacjach posynodalnych pisze o konferencjach episkopatów, zwraca się do nich, ale nigdy ich nie cytuje. A Franciszek w „EG” przywołuje episkopaty Indii, Ameryki Łacińskiej, USA, Francji, Brazylii, Filipin, Konga... To nie zmiana podejścia?

Litości... Franciszek po prostu przytoczył wota poszczególnych episkopatów zgłoszone na synod.

Rola papieża to siedzieć na synodzie i słuchać. Benedykt na synod o Słowie Bożym zaprosił braci protestantów i kilku rabinów. Ważniejsze od cytowania jest samo wydarzenie synodu. Mamy dziś większy dostęp do owocu prac synodalnych, ale to niekoniecznie zależy od otwartości papieża. Część objętych tajemnicą wypowiedzi synodalnych Franciszek opublikował dlatego, że anglojęzyczni biskupi puścili je własnymi kanałami do mediów. To cóż miał zrobić?

W „Evangelii gaudium” Franciszek uznał, że niektóre zwyczaje Kościoła „nie są bezpośrednio związane z sercem Ewangelii (...), a dziś ich przesłanie zwykle nie jest właściwie odbierane”. Istnieją też „normy lub przykazania kościelne, które mogły być bardzo skuteczne w innych epokach, ale które nie mają już tej samej siły wychowawczej”. O czym mowa?

Jeśli chodzi o przykazania kościelne, to nie trzeba szukać daleko: w Polsce pięć przykazań ma dziś inną formę niż ta, której obaj uczyliśmy się przed pierwszą komunią. Bo zmienił się kontekst. Pewne zwyczaje powstają, ponieważ rozeznanie wskazuje na to, że posłużą przepływowi łaski Bożej. Tylko że w innym czasie mogą ten przepływ blokować. Nie dotyczy to tego, co najistotniejsze: nie dojdzie do odrzucenia żadnego z sakramentów.

Papież w końcu zmienia nauczanie czy nie?

Zmienia odniesienie. Kościół nie potrzebuje reformy nauki czy prawa, tylko zmiany odniesienia.

Do czego?

Kościoła do człowieka.

Ale to nauczanie Jana Pawła II...

O zgrozo... Odkryliśmy ciągłość między papieżami.

Franciszek wzywa do „nawrócenia pastoralnego”. Ksiądz Arcybiskup już się nawrócił?

To hasło Franciszek przywiózł ze słynnego synodu biskupów Ameryki Łacińskiej w Aparecidzie z 2007 r., do którego dokumentów, nawiasem mówiąc, nie kto inny, jak ów antysynodalny rzekomo Benedykt napisał wstęp. Nawrócenie pastoralne opisano tam jako zmianę, która ma objąć wspólnoty chrześcijańskie. Pytaj więc raczej nie o nawrócenie moje, tylko Kościoła w Łodzi. Chodzi o to, żeby wspólnoty porzuciły działania, które służą wyłącznie konserwacji i administracji, a podjęły permanentną misję. Kościół ma wyjść poza siebie. Nawrócenie Kościoła w Polsce nie dokona się dziś ani jutro, ale świadomość tego, czym jest nowa ewangelizacja, narasta.

Franciszek chce też, żeby biskup potrafił pójść za ludem, bo „owczarnia ma swój węch, aby rozpoznać nowe drogi”.

To nic nowego: sensus fidei. Mamy w Polsce ogromne ożywienie wśród świeckich i coraz większe obszary życia zawierzane ich odpowiedzialności.

Co będzie trwałe z dziedzictwa Franciszka?

Po Franciszku nie wróci już nastawienie, że Kościół istnieje dla siebie, przekonanie, że Panu Bogu służy się najlepiej wtedy, kiedy służy się samemu sobie. To zamknięty rozdział, in saecula saeculorum.

Nawet jeśli następnym papieżem zostanie europejski konserwatywny kurialista?

Tak, bo to nie jest wymysł Franciszka, tylko Pana Jezusa. Nowa ewangelizacja wynika z 10. rozdziału Mateusza: „Nie idźcie do pogan (...), idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela”. Czyli ten kurialista najpierw usłyszy od Jezusa, że ma pójść do swoich ochrzczonych braci, którzy przestali chodzić do kościoła. A kiedy tę Jego wolę spełni, to czeka go 28. rozdział: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody”. To nie nauczanie Franciszka, Benedykta ani Jana Pawła, tylko Jezusa Chrystusa. I po to Kościół istnieje.

Dobra puenta.

Nie, bo nie spytałeś o Światowe Dni Młodzieży. To wydarzenie dla Kościoła w Polsce bezcenne. Myślę dużo o tym, co Franciszek powiedział do biskupów podczas spotkania na Wawelu. Zastanawiał się nad przełożeniem „EG” na realia naszego Kościoła, ciągle mocnego parafią. Jeden z biskupów spytał wtedy, czy dziś ważne są parafie czy raczej ruchy kościelne. Franciszek odpowiedział, że parafie – ale takie, które nie są biurem, tylko dają doświadczenie wspólnoty.

Wkrótce po sakrze był Ksiądz Arcybiskup na wizycie ad limina apostolorum. Jak ona wyglądała?

Papież spotykał się z małymi grupami biskupów i mówił: siadajmy i rozmawiajmy, o czym chcecie.

O coś Ksiądz Arcybiskup spytał?

O synod w Aparecidzie. Franciszek wspominał obrady w dolnym kościele sanktuarium maryjnego: piętro wyżej ludzie przychodzili na mszę wiedząc, że pod nimi biskupi debatują o przyszłości Kościoła. Synod był oparty na prostej metodzie: widzieć, osądzać, działać. Franciszek zastrzegł: najpierw zbadaj swój wzrok. Czy np. na człowieka niewierzącego patrzysz tak jak Jezus? Korekta potrzebna jest najpierw temu, kto patrzy. ©℗

EVANGELII GAUDIUM

Pierwsza adhortacja Franciszka jest jego dokumentem programowym. To w niej padają kluczowe dla pontyfikatu frazy: „wyjść na peryferie”, „preferencyjna opcja na rzecz ubogich”, „rewolucja czułości”, „konfesjonał nie powinien być salą tortur, ale miejscem miłosierdzia Pana”, „duszpasterstwo w kluczu misyjnym”. Papież pisze o swoim Kościele marzeń, w którym wszystko: struktury, instytucje, urzędy itd., podporządkowane jest ewangelizacji. Może się oczywiście wydawać, że to „nic nowego”, niemniej Franciszek podkreśla, że „defensywna obrona struktur i autorytetu instytucji, spokojnego i wygodnego życia to przejawy nieco rozpaczliwej ucieczki przed brakiem sensu i egzystencjalną pustką”.

Przyjęcie miłości wyprowadzającej z egocentryzmu – mówi Franciszek – może być wymagające, lecz daje znacznie głębsze i trwalsze szczęście.

Wszystko to skupia się w diagnozie, jaką papież stawia światu. Według niego największymi dziś problemami są właśnie egocentryzm, brak miłości i zerwanie relacji – a czułość i głoszenie Ewangelii mają być lekarstwem na te choroby. ©(P)
BS

AMORIS LAETITIA

Adhortacja ta jest owocem dwóch synodów poświęconych rodzinie, z lat 2014 i 2015. Papież chciał zrealizować dwa cele: dowartościować małżeństwo, rodzinę i wielkoduszną, wierną miłość małżeńską oraz ukazać pełen miłosierdzia i bliskości stosunek Kościoła wobec osób w sytuacjach, „gdzie życie rodzinne nie jest realizowane w sposób doskonały”.

Dokument proponuje podejście duszpasterskie. Dotychczasowy nacisk na kwestie doktrynalne i moralne, zdaniem Franciszka, sprawiał, że małżeństwo jawiło się bardziej jako ciężar, który trzeba nieść, niż droga rozwoju. Stąd w dokumencie obok delikatnego przypomnienia prawd doktrynalnych znajdują się praktyczne porady (np.: „warto zawsze rano pocałować się nawzajem, błogosławić jedno drugie wieczorem, czekać na drugą osobę i powitać ją, gdy wraca, czasami wyjść razem, dzielić się pracami domowymi”). Dyskusję i opór w Kościele wzbudziła zawarta w ­adhortacji sugestia umożliwienia w indywidualnych przypadkach dostępu do komunii dla osób żyjących w związkach nieregularnych. ©(P)
ASK

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2018