Odnowiony smak Ewangelii

Kard. Christoph Schönborn, współpracownik papieża Franciszka: W adhortacji „Amoris laetitia” nie ma obsesji na punkcie sytuacji trudnych. Papież pisze z głębokim współczuciem, znając realia naszej epoki.

29.08.2016

Czyta się kilka minut

W Auli Pawła VI, Watykan, sierpień 2015 r. / Fot. Franco Origlia / GETTY IMAGES
W Auli Pawła VI, Watykan, sierpień 2015 r. / Fot. Franco Origlia / GETTY IMAGES

KS. ANTONIO SPADARO SJ: Czy pamięta Ksiądz Kardynał, jakie było pierwsze Jego wrażenie podczas lektury adhortacji „Amoris laetitia”?
 

KARD. CHRISTOPH SCHÖNBORN: Od razu uderzyła mnie prostota i ewangeliczny smak dokumentu. Świeżość tych słów przypominała tamto pierwsze, pamiętne „dobry wieczór”, wypowiedziane przez kard. Bergoglia na placu św. Piotra po wyborze na papieża. To jest tekst, który potrafi zaakceptować drugiego człowieka. Uderza mnie również jego dobroć. Spotykamy Dobrego Pasterza, który gromadzi rodziny w konkretnych sytuacjach życiowych, bo wie, że mimo odmiennych oczekiwań i różnych niedoskonałości, właśnie rodzina jest przestrzenią miłości, bramą, przez którą przyjaźń i braterstwo wchodzą w ten świat, znakiem niewzruszonej wierności Boga swojemu Przymierzu.

Amoris laetitia” napisana została językiem współuczestnictwa: otwiera dialog z czytelnikiem, który czuje, że ktoś go rozumie. Jest w nim też pełne głębokiej radości i zachwytu spojrzenie na piękno życia małżeńskiego i rodzinnego. Nie ma w nim tonu alarmistycznego, nie ma obsesji na punkcie sytuacji trudnych i złożonych. Papież pisze o realiach naszej epoki, o ryzyku, wyzwaniach i wszystkich tych wielkich cierpieniach z głębokim współczuciem, ale nie popadając ani w rygoryzm, ani w laksyzm.

Język adhortacji zaskakuje – jest codzienny, normalny, zrozumiały. Myślę np. o fenomenologii erotyzmu.

Seksualność ma niewiele wspólnego z abstrakcją. W głównych rozdziałach adhortacji, poświęconych wzrostowi miłości, papież Franciszek mówi w sposób świeży i realistyczny o namiętności, uczuciowości, erotyce, seksualności.

Erotyczny wymiar miłości, pragnienie, przyjemność dawana i przyjmowana... to właśnie elementy fenomenologii erotyzmu, którą adhortacja, przy pomocy wielu argumentów, scala z chrześcijańską wizją małżeństwa, bynajmniej nie redukowanego do roli reprodukcyjnej. Seksualne zjednoczenie małżonków jest przedstawione jako „droga wzrastania w życiu łaską” (AL 74).

Niektórzy mówią, że „Amoris laetitia” to tekst o mniejszej randze, niemal prywatna opinia papieża, bez pełnej wartości przynależącej Magisterium Kościoła. Jaka jest ranga tego dokumentu?

Oczywiście że chodzi tu o akt Magisterium – to przecież adhortacja apostolska. Papież występuje tu jako pasterz, nauczyciel i doktor wiary, korzystając z uprzedniej rady dwóch Synodów. Nie mam wątpliwości, że jest to dokument papieski o wielkim znaczeniu, autentyczna wykładnia sacra doctrina, ukazująca aktualność Słowa Bożego.

Amoris laetitia” jest dokumentem Magisterium, który uaktualnia nauczanie Kościoła w naszych czasach. Tak jak patrzymy na Sobór Nicejski w świetle Soboru Konstantynopolitańskiego, a na Sobór Watykański I w świetle Vaticanum II, tak teraz musimy spojrzeć na wcześniejsze wypowiedzi Magisterium o rodzinie przez pryzmat słów papieża. Możemy naocznie przekonać się, że czym innym jest niezmienność doktryny, a czym innym historycznie uwarunkowane zmiany w jej głoszeniu. Na tym polega właściwa funkcja Magisterium: wciąż na nowo interpretować Słowo Boże, pisane i przekazywane.

Papież napomina duszpasterzy, którzy w postawie obronnej mnożą ataki na upadający świat i trwonią duszpasterską energię, a tym samym dowodzą niskiej atrakcyjności własnych propozycji. Podkreśla znaczenie duszpasterstwa pozytywnego, otwartego...

To prawda. Ojciec Święty wzywa nas do samokrytyki duszpasterskiej i przy okazji wskazuje wielkie ideologiczne pokusy, jak sam powiedział: pelagiańskie, które mogą nas sprowadzić na manowce. Nie chodzi o to, by oskarżać, ale by przepowiadać i towarzyszyć, stymulować wzrost i pomagać dotrzeć w głąb.

Cała dynamika „Amoris laetitia” zasadza się w pokazywaniu, że nic tak nie przyczynia się do wzrostu miłości jak sama miłość. Prawdziwy nauczyciel potrafi pokazać atrakcyjność dobra, które motywuje i daje siłę do wędrówki po drodze, na którą Pan nas wzywa, na której nas szuka, w jakiejkolwiek sytuacji byśmy się nie znaleźli. Jesteśmy tu zatem bardzo daleko od duszpasterstwa oblężonej twierdzy, gdzie zło staje się obsesją, przez co zamykamy się na postawę „świadka wiernego i prawdomównego” (Ap 3, 14).

Wydaje się, że duszpasterstwo pozytywne jest dziś ważne jak nigdy dotąd. Papież kładzie duży nacisk na wzrost, dojrzewanie, na stawianie małych kroków.

Duszpasterstwo pozytywne to towarzyszenie na drodze wzrostu, zaczyn, dzięki któremu rośnie ciasto. Jest w nim radość ojca, który w trudnych sytuacjach zauważa nawet mały krok, jaki został zrobiony, być może za cenę wielkiego wysiłku – znacznie większego niż w przypadku innej osoby, której sytuacja rodzinna jest dużo bardziej korzystna. Taki jest sens „prawa stopniowości”, przywołanego przez Jana Pawła II, gdy twierdził, że człowiek zna, kocha i realizuje dobro moralne zgodnie z etapami swego wzrastania.

Czy duszpasterstwo pozytywne obejmuje także wykład doktryny?

Jak najbardziej! Duszpasterstwo pozytywne ma być również widoczne w sposobie wykładu doktryny – łagodnym, uwzględniającym najgłębsze motywacje kobiet i mężczyzn. Doktryna pozostaje ta sama, ale wyrażana jest w sposób nowy i świeży, czytelny dla szerszego odbiorcy. To piękna ilustracja słów, jakie na otwarcie Soboru wypowiedział Jan XXIII: prawdy są niezmienne, ale sposób mówienia o nich i zachęcania do nich musi zostać odnowiony.

Gdy papież pisze o sytuacjach nieuregulowanych, ujmuje przymiotnik w cudzysłów i poprzedza go jeszcze wyrażeniem „tak zwane”. Czy według Księdza Kardynała ma to szczególne znaczenie?

Faktem znaczącym jest to, że cały dokument prowadzi nas poza kategorie „regularności” i „nieregularności”. Mówiąc najprościej, papież nie przeciwstawia jednych małżeństw i rodzin, w których wszystko jest w porządku i funkcjonują dobrze, innym, które w porządku nie są. Mówi o rzeczywistości, która dotyczy wszystkich: jesteśmy viatores, jesteśmy w drodze. Wszyscy popełniamy grzechy i wszyscy potrzebujemy miłosierdzia. W najbardziej prawidłowej sytuacji wezwanie do nawrócenia jest tak samo prawdziwe jak w sytuacji nieuregulowanej. Dopiero potem można mówić o grzechu, o upadku, o ranach zadanych rodzinie. Franciszek pisze często: „sytuacje nazywane nieregularnymi”. I nie jest to relatywizm, wręcz przeciwnie – papież bardzo jasno mówi o rzeczywistości grzechu, nie zaprzecza, że są sytuacje „regularne” i „nieregularne”, ale idzie dalej, wychodzi poza tę perspektywę i wprowadza w życie Ewangelię: kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Nie chodzi o to, by zestawiać na jednym poziomie wszystkie sytuacje bez żadnego rozróżnienia, ale by przekazać fundamentalne przesłanie: istnieje dużo ważniejsza kwestia niż to, czy coś jest regularne, czy nie. Ta kwestia brzmi: wszyscy jesteśmy żebrakami łaski. Osobiście wiem, jak trudne może być takie różnicowanie dla kogoś, kto pochodzi z rodziny patchworkowej. Wiem to z doświadczenia własnej rodziny. Dyskusja w Kościele może ranić. Po „Amoris laetitia” coś się w kościelnym dyskursie zmienia. Papież Franciszek zawarł w tym dokumencie myśl przewodnią: trzeba łączyć wszystkich, ponieważ takie jest fundamentalne podejście Ewangelii. „Nikt nie może być potępiony na zawsze – pisze Franciszek – ponieważ to nie jest logika Ewangelii” (AL 297).

Zasada nieustannego włączania z pewnością niektórych martwi. Czy adhortacja nie propaguje pewnego rodzaju laksyzmu i nie zaciemnia nauczania Kościoła?

Adhortacja nie daje żadnych podstaw, by wątpić w nauczanie Kościoła. Żeby zapobiec jakimkolwiek błędnym interpretacjom, papież przypomina, że „Kościół w żadnym przypadku nie może wyrzec się proponowania pełnego ideału małżeństwa, planu Bożego w całej swej okazałości” (AL 307). Ale stwierdza również, używając mocnych słów, że „byłoby czymś małostkowym zatrzymywanie się, by rozważać jedynie, czy działanie danej osoby odpowiada, czy też nie jakiemuś prawu czy normie ogólnej, bo to nie wystarcza, by rozeznać i zapewnić pełną wierność Bogu w konkretnym życiu ludzkiej istoty” (AL 304). Nie powinniśmy być małostkowi...

Zwłaszcza duszpasterze...

Franciszek stwierdza, że w stosunku do tych, którzy znajdują się w sytuacji „nieregularnej”, duszpasterz nie może sprawdzać tylko, czy zachowana jest norma moralna, bo prawo moralne to nie kłody rzucane ludziom pod nogi. Niestety, czasami nawet w nauczaniu Kościoła trafiamy na małostkowość i zamknięte serca. Dlatego Ojciec Święty wymaga „uzdrawiającego działania autokrytycznego” i zachęca nas wszystkich, bez różnicy, by przejść przez via caritatis z trzeźwym realizmem, który pozwoli urzeczywistnić się, krok po kroku, Ewangelii rodzin. Na tej drodze doktryna będzie stawać się naszym światłem stopniowo, w miarę jak my będziemy coraz bardziej zafascynowani osobą Jezusa.

Słuchając głosu ojców synodalnych papież uświadomił sobie fakt, że nie można już mówić o jakiejś abstrakcyjnej kategorii „małżeństw niesakramentalnych”, np. osób rozwiedzionych, które zawarły nowe związki, i że nie da się sprowadzić ich integracji do jednej ogólnej reguły.

Na płaszczyźnie zasad doktryna o małżeństwie i sakramentach jest jasna. Franciszek potwierdził ją w sposób bardzo zdecydowany. Zdaje też sobie sprawę, że na płaszczyźnie dyscypliny liczba różnych sytuacji jest niezliczona, i stwierdza, że nie można oczekiwać jednej, nowej, ogólnej normy kanonicznej, którą dałoby się zastosować do wszystkich przypadków.

Natomiast na płaszczyźnie praktyki, w stosunku do rodzin zranionych, w sytuacjach trudnych, możliwa jest – pisze Ojciec Święty – „nowa zachęta do odpowiedzialnego rozeznania osobistego i duszpasterskiego indywidualnych przypadków, które powinno uznać, że »ponieważ stopień odpowiedzialności nie jest równy w każdym przypadku«, to konsekwencje lub skutki danej normy niekoniecznie muszą być takie same” (AL 300). Dodaje bardzo wyraźnie i bez cienia dwuznaczności, że ma to miejsce także wtedy, „gdy chodzi o dyscyplinę sakramentalną, ponieważ po rozeznaniu można uznać, że w danej sytuacji nie ma poważnej winy” (AL, przypis 336). Papież dodaje też, że „sumienie ludzkie powinno być lepiej włączone do praktyki Kościoła” (AL 303), a zwłaszcza do rozmowy „z księdzem na forum wewnętrznym” (AL 300).

Zatem po adhortacji „Amoris laetitia” nie ma już sensu pytanie, czy osoby rozwiedzione w nowych związkach – mówiąc ogólnie – mogą przystępować do sakramentów.

Mamy doktrynę wiary i zwyczaj, mamy dyscyplinę, która opiera się na sacra doctrina, i życie Kościoła. Mamy też praktykę uwarunkowaną czynnikami osobistymi i wspólnotowymi. „Amoris laetitia” zajmuje miejsce właśnie na tym bardzo konkretnym poziomie, jeśli chodzi o życie każdego człowieka.

„Kościół dysponuje solidną refleksją na temat uwarunkowań i okoliczności łagodzących. Dlatego nie można już powiedzieć, że wszyscy, którzy są w sytuacji tak zwanej »nieregularnej«, żyją w stanie grzechu śmiertelnego, pozbawieni łaski uświęcającej. Ograniczenia nie zależą tylko od ewentualnej nieznajomości normy. Podmiot, choć dobrze zna normę, może mieć duże trudności w zrozumieniu »wartości zawartych w normie moralnej« lub może znaleźć się w określonych warunkach, które nie pozwalają mu działać inaczej i podjąć inne decyzje bez nowej winy. Jak to dobrze powiedzieli ojcowie synodalni, mogą istnieć czynniki, które ograniczają zdolność podejmowania decyzji” (AL 301).

Wygląda to na zmianę w podejściu do doktryny Kościoła.

Złożoność różnych sytuacji rodzinnych, która znacznie wykracza poza to, do czego nasze zachodnie społeczeństwa były przyzwyczajone jeszcze dziesięć lat temu, powoduje, że konieczne jest spojrzenie bardziej umiarkowane. Skłania nas do ponownego przemyślenia sytuacji, które dotąd uważaliśmy za „obiektywne sytuacje grzechu”. A to automatycznie oznacza odpowiednią ewolucję w rozumieniu i nauczaniu doktryny.

Kard. Ratzinger wyjaśniał nam to w latach 90. Nie mówimy już automatycznie o sytuacji grzechu śmiertelnego w sytuacji zawarcia nowego związku. Pamiętam, że w 1994 r., gdy Kongregacja Nauki Wiary opublikowała dokument na temat osób rozwiedzionych, które zawarły nowy związek, zapytałem kard. Ratzingera: „A może wciąż przydatna jest stara, zarzucona praktyka, którą poznałem jeszcze przed Soborem, a mianowicie, że to rozmowa ze spowiednikiem powinna decydować o możliwości otrzymania sakramentów pod warunkiem, że nie przyniesie ono zgorszenia?”. Odpowiedź była jasna, podobnie jak twierdzenia papieża Franciszka: nie istnieje żadna zasada ogólna, którą można by w skuteczny sposób zastosować wobec wszystkich przypadków.

Papież przyznaje, że w „pewnych przypadkach”, gdy znajdujemy się w obiektywnej sytuacji grzechu – ale subiektywnie nie będąc winnymi albo będąc nie w pełni winnymi – możliwe jest życie w łasce Bożej i otrzymanie pomocy Kościoła, łącznie z sakramentami, także Eucharystią, która „nie jest nagrodą dla doskonałych, ale hojnym lekarstwem i posiłkiem dla słabych”. Czy nie ma tu pęknięcia w dotychczasowym nauczaniu Kościoła?

Papież Franciszek z wielką przenikliwością wzywa nas do medytacji nad tekstem 1 Kor 11, 17-34 (AL 185). Ten fragment, mówiący o wspólnocie eucharystycznej, to fundamentalny sposób przesunięcia problemu i umiejscowienia tam, gdzie dostrzegał go św. Paweł. To także delikatna wskazówka innej hermeneutyki, która odpowiada na bieżące problemy. Czasem może być tak, że ktoś żyje w zgodzie z regułami, ale wykaże się brakiem rozsądku, chociaż jest przekonany o własnej mądrości. Ale możliwe jest też, że ktoś, kto – patrząc obiektywnie – żyje w grzechu, otrzyma pomoc sakramentów.

Przystępujemy do sakramentów jako żebracy, niczym celnik klęczący w głębi świątyni, który nie śmie nawet oczu podnieść ku górze. Papież wzywa nas, byśmy brali pod uwagę nie tylko uwarunkowania zewnętrzne, które mają swoje znaczenie, ale zapytali się, czy jest w nas pragnienie miłosiernego przebaczenia, które lepiej odpowiada na uświęcający dynamizm łaski.

Co oznacza wyrażenie „w pewnych przypadkach”? Może lepiej stworzyć jakiś spis, aby wyjaśnić, o jakie sytuacje chodzi?

Wtedy ryzykowalibyśmy popadnięciem w abstrakcyjną kazuistykę albo – co gorsza – stworzylibyśmy, nawet na mocy reguły wyjątku, prawo do otrzymywania Eucharystii w sytuacjach grzechu. Wydaje mi się, że papież stawia nas wobec obowiązku rozeznawania, przez miłość do prawdy, pojedynczych przypadków na forum wewnętrznym, a nie zewnętrznym.

Jak ta perspektywa łączy się z klasyczną doktryną Kościoła?

Być może powinniśmy dostrzec tu analogię do administrowania Eucharystii „w szczególnych przypadkach pojedynczych osób przyjmujących Eucharystię, a należących do Kościołów lub Wspólnot kościelnych nie pozostających w pełnej jedności z Kościołem katolickim. W tym przypadku bowiem celem jest zaspokojenie poważnej potrzeby duchowej dla zbawienia wiecznego poszczególnych wiernych, nie zaś realizacja interkomunii, niemożliwej dopóty, dopóki nie będą w pełni zacieśnione widzialne więzy komunii kościelnej” (Jan Paweł II „Ecclesia de Eucharistia”, n. 45). Tak jak pokazał Sobór w odniesieniu do braci z Kościołów wschodnich, obiektywnie oddzielonych od wspólnoty katolickiej, którzy proszą o udzielenie Eucharystii, mając „należytą dyspozycję” („Orientalium Ecclesiarum”, n. 27).

Zauważamy napięcie pomiędzy obiektywnym oddzieleniem a Eucharystią jako sakramentem wspólnoty Kościoła, ale przecież znaleźliśmy drogę opartą na zasadzie braku świadomości winy, wspólnej wierze w sakramenty, potrzebie duchowej i naszej wspólnej trosce o jedność. W ten sposób nie rozwiązujemy problemu braku jedności między katolikami a braćmi odłączonymi, ale przyznajemy, że są sytuacje, w których nie można wykluczyć dostępu do komunii. O podobnych okolicznościach można by mówić przy rozeznawaniu „pewnych przypadków”, jak mówi przypis 351: brak świadomości winy, wiara w sakrament małżeństwa, szukanie możliwych sposobów odpowiedzi na Boży plan w realiach obiektywnie istotnych. Stajemy wobec procesu, a w dodatku wobec komplementarnej prawdy, podobnie jak w przypadku pojęcia „prymatu”, zdefiniowanego na Soborze Watykańskim I, a następnie bezspornie rozwiniętego przez określenie „kolegialności” podczas Vaticanum II. „Amoris laetitia” nie zmienia obiektywnych norm związku małżeńskiego, jasno określonych w „Familiaris consortio”, ale przynosi nam komplementarne rozważania o współczesnych uwarunkowaniach, jakim podlegają małżonkowie w praktykowaniu swej wolności.

„Evangelii gaudium”, „Amoris laetitia” – wydaje się, że papież Franciszek chce w szczególnie mocny sposób podkreślić temat radości. Czy dziś odczuwamy wyjątkową potrzebę radości? Czy istnieje ryzyko jej utraty? Dlaczego niepokoją nas słowa o miłosierdziu, martwi kwestia wykluczenia? Jakie lęki budzą w niektórych ludziach słowa papieża?

Wezwanie do miłosierdzia odsyła nas do konieczności wyjścia z nas samych, aby czynić miłosierdzie, a w zamian otrzymywać je od Ojca. To jest Kościół wychodzący naprzeciw, widoczny w „Evangelii gaudium”. I właśnie tego wyjścia z samych siebie się boimy. Musimy opuścić nasze poczucie bezpieczeństwa, które sobie stworzyliśmy, by pozwolić zjednoczyć się z Chrystusem. Papież Franciszek bierze nas za rękę i prowadzi w kierunku świadectwa wiary: pokazuje spotkanie, które zmienia życie, spotkanie miłości, które możliwe jest tylko w spotkaniu z innymi. Nawrócenie duszpasterskie nieustannie potrzebuje obecności Boga w wydarzeniach dnia dzisiejszego. Taka obecność wyzwala radość – radość miłości. Miłość jest wymagająca, ale nie ma większej radości niż miłość. ©

Przeł. Edward Augustyn

Kardynał CHRISTOPH SCHÖNBORN jest dominikaninem, metropolitą Wiednia, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Austrii. Papież Franciszek poprosił go, by 8 kwietnia 2016 r. w watykańskim biurze prasowym zaprezentował tekst adhortacji „Amoris laetitia”. Kilka dni później papież potwierdził (podczas konferencji prasowej na pokładzie samolotu, którym wracał z Lesbos do Rzymu), że arcybiskup Wiednia dokładnie i poprawnie uchwycił przesłanie i znaczenie adhortacji. Opinię tę papież powtórzył publicznie jeszcze kilkakrotnie.

Powyższa rozmowa została opublikowana w jezuickim dwutygodniku „La Civiltà Cattolica” 23 lipca 2016 r.
Dziękujemy redaktorowi naczelnemu i autorowi rozmowy za możliwość przedruku skróconej wersji.
Tytuł pochodzi od redakcji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2016