Sierpowy od Ducha

Przeciwników ma wielu, ale żeby w Watykanie? Kuria to jego codzienne otoczenie. Ale czy najbliższe?

05.03.2018

Czyta się kilka minut

Podczas generalnej audiencji w auli Pawła VI, Watykan, grudzień 2016 r. / VINCENZO PINTO / AFP / EAST NEWS
Podczas generalnej audiencji w auli Pawła VI, Watykan, grudzień 2016 r. / VINCENZO PINTO / AFP / EAST NEWS

Zamyka ostrożnie wielkie, metalowe drzwi w lewym obejściu Bazyliki św. Piotra.

– To nie będzie materiał na laurkę – mówi, gdy wychodzimy prosto na plac przed Domem św. Marty.

Trudno, papieżowi Franciszkowi poświęciliśmy bardzo wiele miejsca przez te pięć lat pontyfikatu, ujęci nowym stylem jego nauczania. Skoro teraz jest okazja, by wejść do „gniazda aniołów i jaskini żmij” – jak nazwała papieski dwór św. Katarzyna ze Sieny – warto zaryzykować. Dwór – po łacinie curia.

O tym, że rzymska kuria nie lubi papieża Franciszka, słyszy się i czyta od dawna. O tym, że wybrano go, aby ją zreformować, mówi się od pierwszego dnia pontyfikatu, a nawet jeden dzień dłużej. 12 marca 2013 r. abp Claudio Celli, prefekt Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu, komentując rozpoczynające się konklawe, właśnie te dwa słowa – reforma kurii – odmieniał przez wszystkie przypadki.

Rozmówców jest pięciu, wszyscy czcigodni, wszyscy z Watykanu. Są różnej narodowości, pracują w różnych dykasteriach. Jedni są tu od kilku, inni od kilkudziesięciu lat – po szczebelkach kariery zdążyli wspiąć się dość wysoko. Ależ tak, opowiedzą chętnie... o ile nie padną żadne nazwiska.

Będą głosem opinii krytycznej – w ich przekonaniu: dominującej. Gian Franco Svidercoschi, znany dziennikarz i pisarz, były wicedyrektor „L’Osservatore Romano”, przygotowując kolejną książkę o papieżu również poruszył ten temat, korzystając z własnych, zaufanych źródeł. Przesłał „Tygodnikowi” maszynopis, dla porównania zebranych informacji.

A więc: jaki jest papież w oczach kurii?

Zwykły piar

– Spontaniczny, ale i nieprzewidywalny – mówi pierwszy rozmówca. – Podejmuje nieprzewidziane decyzje, których potem jest zakładnikiem. A my, chcąc nie chcąc, razem z nim.

Jedną z pierwszych zaskakujących decyzji była zmiana mieszkania. Tuż po wyborze Franciszek oznajmił, że nie przeniesie się do pałacu apostolskiego, ale pozostanie w Domu św. Marty, „żeby być bliżej ludzi”. Stoimy właśnie przed tym budynkiem, pięciopiętrowym gmachem, wybudowanym za Jana Pawła II, służącym za hotel dla kardynałów i papieskich gości.

– Ta decyzja mocno skomplikowała nam życie. Widzisz sam: parking, główna droga prowadząca do Watykanu, którą codziennie przejeżdża wiele osób, udających się do gubernatoratu czy choćby do sklepów. Za każdym razem, gdy papież wychodzi z domu albo do niego wraca, żandarmeria blokuje ruch na ulicy, czasem na kilkadziesiąt minut. Szwajcarzy sprawdzają wszystkich wchodzących do domu, służby są stale obecne także w środku. Dla wielu kardynałów to dość krępujące. Niektórzy postanowili już, że się wyprowadzą. A stare papieskie apartamenty były naprawdę skromne. Tyle że jemu chodziło o gest: opuszcza pałac i mieszka w zwykłym domu. Ale i tak nie jest bliżej ludzi, bo... taki ma charakter. Za Jana Pawła w pałacu apostolskim ludzie byli od rana do wieczora, drzwi się nie zamykały. Franciszek jest sam.

Opowieść następnego dnia kontynuuje inna osoba:

– Rozgłoszono w mediach, że papież je z wszystkimi i każdy może się do niego dosiąść. Ale krótko to trwało. Różni karierowicze i lizusy, a przecież takich tu nie brakuje, próbowali wszelkimi sposobami dostać się do papieskiego stołu. A kiedy raz ktoś całkiem przypadkowy przysiadł się i zaczął zawracać papieżowi głowę (Franciszek myślał, że przyprowadził go któryś ze współpracowników, ci z kolei uznali, że zaprosił go papież), skończyło się bratanie. Ustawiono oddzielny stół w kącie sali, oddzielono palmami w donicach, i tam siedzi, najczęściej sam, tyłem do ludzi. Nawet jedzenie dostaje inne niż wszyscy.

Twierdzą, że gesty, za które najbardziej cenimy papieża, to zwykły piar. Że tak naprawdę jest zamknięty, niedostępny. Dopiero gdy pojawiają się ludzie i gdy zabłysną flesze, momentalnie się rozpromienia.

Trudno zdobyć się na współczucie wobec mieszkańców Domu św. Marty z powodu „uciążliwego sąsiedztwa”. Gest opuszczenia pałacu, choćby skromnego, i zamieszkania w „zwykłym domu” ma dla ludzi ogromne znaczenie, i został zapamiętany jako spójny z Franciszkową wizją Kościoła. Zapewne niejednemu skomplikuje to życie. Nie dziwi też, że osoba publiczna, jak papież, dobrze potrafi „wejść w rolę”, ba, można sobie nawet wyobrazić, że on naprawdę bardziej lubi zwykłych ludzi i dziennikarzy niż swoich współpracowników z kurii.

Jan Paweł II był przecież dla nich „dobrze przygotowanym aktorem”. Benedyktowi zarzucano, że zamyka się na trzecim piętrze pałacu apostolskiego i godzinami gra na fortepianie. „Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: »Zły duch go opętał«. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: »Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników«”.

Wróćmy do reformy kurii i zacznijmy jeszcze raz od początku.


CZYTAJ TAKŻE:

  • Rozmowa z arcybiskupem Grzegorzem Rysiem: Wciąż żywa jest pamięć o Janie Pawle II, więc łatwo dajemy sobie wmówić, że Franciszek jest jego przeciwieństwem. Chciałbym, żeby wszyscy, którzy mówią o tym wyimaginowanym konflikcie, przeczytali teksty obu papieży.
     
  • Edytorial ks. Adama Bonieckiego: Gdy 13 marca 2013 r. nowy papież zjawił się w loggii Bazyliki św. Piotra w samej sutannie bez mucetu i pozdrowił zgromadzonych mało kościelnym „dobry wieczór” – było wiadomo, że jest to papież nietypowy.
     
  • Rozmowa z Pawłem Milcarkiem, redaktorem naczelny „Christianitas”: Mamy do czynienia z papieżem, który chce inspirować, ale nie rozstrzyga. Albo chce „rozstrzygać” na drodze faktów dokonanych. Dla mnie to nie jest w porządku.

Każdy z każdym

Franciszek został wybrany głosami kurii. Reprezentowało ją 37 kardynałów spośród 115 obecnych na konklawe. Jeśli jest prawdą, że kard. Bergoglio dostał ponad 90 głosów (niektórzy mówią, że nawet 100), to znaczy, że duża część kurialistów poparła jego kandydaturę.

Jak ustaliliśmy, kardynałowie wchodząc na konklawe wiedzieli, że reforma jest nieunikniona. Wybrali więc człowieka spoza kurii, „z końca świata”, co jednym wydawało się rozwiązaniem skutecznym, innym – bardzo bezpiecznym. Poprzedni papież, który znał to środowisko jak mało kto, bo zdążył przepracować w nim 24 lata, nie dał rady. Nie chodziło tylko o biurokrację i niewydolność. Głównie szło o pieniądze.

W 2012 r. rząd USA wpisał Watykan na czarną listę krajów „zagrożonych przestępstwami finansowymi”. Powszechna wiedza, że za Spiżową Bramą działa luksusowa pralnia brudnych pieniędzy, znalazła potwierdzenie w faktach. W czerwcu 2013 r. włoska policja zatrzymała prałata Nunzia Scarano, głównego księgowego Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej (APSA), zwanego „księdzem 500 euro”, ze względu na nominał, jaki uznawał za jedyny wart trzymania w portfelu. Zza kratek obciążył zeznaniami dyrektorów watykańskiego Instytutu Dzieł Religijnych (IOR), którzy szybko podali się do dymisji.

– Mija pięć lat i z szumnie zapowiadanej reformy nic nie zostało – mówią nasi rozmówcy. – Niczego nie potrafi doprowadzić do końca. Stawia na złych ludzi. Zawsze jest tak samo: piękny początek, a potem jeszcze piękniejsza katastrofa.

Miesiąc po wyborze papież Franciszek powołał radę kardynałów, którzy będą mu pomagać w reformie. Było ich ośmiu, z różnych stron świata, zaledwie dwóch z Europy, jeden z Watykanu. Po roku dołączył do nich sekretarz stanu i nowe gremium nazwano „radą dziewięciu” (C9).

Z impetem zabrano się za reformę obu instytucji finansowych, których kompetencje były niejasne i się dublowały. Ustalono, że APSA będzie pełnić rolę banku centralnego, a IOR zajmie się wspomaganiem religijnej i charytatywnej działalności Kościoła. Opublikowano (po raz pierwszy w historii) roczny bilans IOR i zapowiedziano jego zewnętrzny audyt (wciąż do tego nie doszło). Zlecono przegląd 18 tys. kont i zlikwidowanie wszystkich niezwiązanych z misją Kościoła. Powołano siedem (sic!) instytucji kontrolnych, w tym te najważniejsze: złożoną ze świeckich fachowców komisję COSEA, sekretariat ekonomiczny pod dyrekcją kard. George’a Pella, radę ekonomiczną kierowaną przez kard. Reinharda Marksa oraz urząd rewizora generalnego do sprawdzania ksiąg finansowych.

– Jedni zaczęli kontrolować drugich, a to oznacza walkę każdego z każdym. Nawet w żandarmerii watykańskiej stworzono specjalną komórkę do śledzenia przestępstw finansowych. Ma prawo zakładać podsłuchy. Pojawiły się donosy, intrygi, przecieki. Wszyscy chcieli reform, ale najlepiej, żeby przeprowadzono je na innych. A już najgorzej, jak nastąpisz na odcisk komuś ważnemu.

I wkrótce powołane do kontroli organy same zostały sparaliżowane aferami. W 2015 r. dwoje członków COSEA, księdza Vallejo Baldę i Franceskę Chaouqui, oskarżono o wynoszenie tajnych informacji (tzw. VatiLeaks 2) i ukarano kilkunasto- miesięcznymi wyrokami. W czerwcu 2017 r. do niespodziewanej dymisji podał się rewizor generalny Libero Milone, który – jak mówi kuria – wpadł na trop dużego finansowego skandalu, ale komuś bardzo zależało, by śledztwa nie skończył. Jego dymisja miała być ucieczką przed aresztowaniem, o które wystąpił Sekretariat Stanu. Jakby tego było mało, szef sekretariatu ekonomicznego, kard. George Pell, członek C9, został oskarżony przez australijską prokuraturę o molestowanie seksualne nieletnich i zatajanie pedofilii. Papież wyraził zgodę na jego udział w procesie i wielki – dosłownie i w przenośni – kardynał zniknął na dobre z Watykanu.

Oczekiwanie, że Franciszkowi uda się w ciągu pięciu lat dokonać tego, czego Benedykt nie zdołał zrobić przez osiem, a Jan Paweł II przez dwadzieścia sześć, jest naiwnością. W kwestiach finansów opór kurialnej materii jest ogromny, i to na wielu poziomach. Svidercoschi na dowód przytacza wydarzenie drobne i anegdotyczne, ale wymowne. Od stycznia tego roku na terenie Watykanu miał obowiązywać zakaz sprzedaży wyrobów tytoniowych, które – ze względu na brak akcyzy – były tańsze niż w Rzymie, w związku z czym cieszyły się dużym zainteresowaniem. Odpowiedni przepis, umotywowany „względami zdrowotnymi”, przybrał jednak formę tylko zakazu handlu papierosami. W watykańskich magazynach zalega bowiem zbyt dużo niesprzedanych cygar.

Magiczny krąg

Rada C9 zbiera się raz na trzy miesiące. A kurią trzeba rządzić na co dzień. Do końca nie wiadomo, kto papieżowi w tym pomaga.

– Najbliższy jest mu abp Victor Fernández z Argentyny, który dużo czasu spędza w Watykanie – twierdzi jeden z kurialistów. – Obaj mają z kurią stare porachunki, bo w 2004 r. Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej zablokowała nominację Fernándeza na stanowisko rektora Papieskiego Katolickiego Uniwersytetu w Buenos Aires.

Kardynał Bergoglio przez pięć lat walczył o cofnięcie sprzeciwu. Wygrał, ale zadra w sercu została.

Na pewno Franciszek korzysta z pomocy abp. Fernándeza, pisząc najważniejsze dokumenty. W adhortacji „Amoris laetitia” znaleźć można sporo fragmentów przeniesionych z dwóch wcześniejszych artykułów rektora. Kard. Gerhard Müller, poprzedni prefekt Kongregacji Nauki Wiary, często krytykował wypowiedzi abp. Fernándeza, jedną z nich – że Stolica Apostolska jest związana z osobą papieża, a nie z miejscem – uznał wręcz za heretycką. Publicznie podważał jego teologiczne kompetencje. Gdy więc skończyła się pięcioletnia kadencja Müllera, papież nie przedłużył mu mandatu.

„Niektórzy donoszą mi, anonimowo, że jest ksiądz moim wrogiem” – powiedział.

Niestroniący nigdy od dziennikarzy Müller nie ukrywał swego rozgoryczenia: „Po czterdziestu latach wiernej służby Kościołowi usłyszeć coś takiego”...

Opowiedział też, że już wcześniej papież wyrzucił, bez jego zgody i wiedzy, trzech księży pracujących w kongregacji. Jednego z nich, holenderskiego teologa Christophe’a Kruijena, miał zwolnić w oparciu o... podsłuchaną prywatną rozmowę telefoniczną.

„Mam wrażenie, że »magiczny krąg« wokół papieża zajmuje się tylko szpiegowaniem domniemanych adwersarzy, co wyklucza jakąkolwiek otwartą i wyważoną dyskusję” – dodał kard. Müller na koniec.

Choć akurat tego, że Franciszek nie przedłuży Müllerowi mandatu na kolejne pięć lat, można się było spodziewać. Konflikt z abp. Fernándezem nie był jedynym powodem. Prefekt Kongregacji Nauki Wiary, mianowany jeszcze za Benedykta XVI, uchodził za przedstawiciela konserwatystów w kurii. Nie ukrywał, że wiele różni go z papieżem. Wprost nigdy mu się nie sprzeciwił, ale często korzystał ze swej funkcji naczelnego teologa, by „systematyzować” papieskie wypowiedzi.

Był jednym z sygnatariuszy listu, który wytykał łamanie regulaminu w czasie synodu biskupów w 2015 r. Zaopiniował krytycznie adhortację „Amoris laetitia”, tyle że jego uwagi nie zostały uwzględnione i nie otrzymał na nie żadnej odpowiedzi.

I spacyfikował Komisję ds. Obrony Nieletnich, sztandarowy projekt Franciszkowego pontyfikatu.

Zero tolerancji

Benedyktowe hasło „zero tolerancji dla pedofilii” Franciszek przyjął jak własne. Wspólnie z radą kardynałów postanowił, że do skutecznej walki z tuszowaniem przestępstw seksualnych kleru należy zaangażować ludzi, którzy z tym problemem już się spotkali: prawników, psychologów, działaczy społecznych, osoby pokrzywdzone przez księży. W marcu 2014 r. powstała Komisja ds. Obrony Nieletnich, a na jej czele stanął członek C9, kard. Sean O’Malley, arcybiskup Bostonu, który sprawnie poradził sobie z wyjaśnieniem afer pedofilskich w swojej diecezji, był też specjalnym wysłannikiem Benedykta w tej sprawie do Irlandii.

Ale oskarżenia księży o najcięższe przestępstwa od zawsze trafiały do Kongregacji Nauki Wiary, spadkobierczyni Świętego Oficjum (jeszcze wcześniej – Świętej Inkwizycji). I kongregacja nie miała się zamiaru z nikim swoją władzą dzielić.

Komisja postulowała stworzenie sądu dla biskupów tuszujących pedofilię. Papież projekt zatwierdził, media go ogłosiły (w czerwcu 2015 r.). Do dziś nie doczekał się realizacji. Wytyczne i programy szkoleniowe, które komisja chciała przesłać do konferencji episkopatów, seminariów duchownych diecezjalnych i zakonnych, też były blokowane.

Troje członków komisji złożyło dymisję, w tym Marie Collins z Irlandii i Peter Saunders z Wielkiej Brytanii – ofiary przestępstw księży. Zwłaszcza dymisja Collins była wizerunkowym ciosem. Irlandka jest najbardziej znaną działaczką społeczną na tym polu, osobą bezkompromisową, zainteresowaną działaniem, a nie honorowym udziałem. O sabotowanie prac komisji oskarżyła kongregację kierowaną przez kard. Müllera. Do papieża – jak mówi – wciąż jeszcze ma zaufanie i wierzy, że uda mu się skutecznie skruszyć watykański opór.

Kuria nie jest tego taka pewna.

– Opcja „zero tolerancji” była dobra na początku, gdy problem dotyczył obcych. Kiedy się okazało, że w pedofilię mogą być zamieszane osoby bliskie papieżowi, Franciszek zmienił ton – mówi jeden z naszych rozmówców.

Podczas ostatniej pielgrzymki do Chile papież stanął w obronie abp. Juana Barrosa, oskarżanego o niezgłoszenie przestępstw swojego byłego przełożonego, Fernanda Karadimy, skazanego przez Watykan w 2011 r. za molestowanie nieletnich. Stwierdził, że jak dotąd nie są mu znane żadne poważne dowody winy arcybiskupa. Zareagował na to kard. O’Malley oraz Marie Collins, przypominając, że przed dwoma laty sami informowali Franciszka o tej sprawie.

Papież uznał swój błąd, przeprosił ofiary eks-księdza. Wysłał do Chile specjalnego wysłannika, który ma zbadać zarzuty wobec biskupa Barrosa.

– To chyba jedyny przypadek, gdy Franciszek przyznaje, że coś źle zrobił. Zwykle się nie cofa. Jest uparty i pewny swoich racji. A błędów popełnia wiele – mówią w kurii.

Svidercoschi zmianę tonu widzi szerzej. Zauważa, że Franciszek z upływem lat stał się bardziej ostrożny w słowach. Zawsze mówił szczerze i otwarcie, często „z głowy”, odchodząc od przygotowanego wcześniej tekstu. Sam przyznał, że zdarza mu się „coś palnąć”, zwłaszcza w czasie podróży samolotem. Teraz stara się – przynajmniej w sprawach budzących największe emocje – bardziej zważać na konsekwencje. Tak jest w przypadku oskarżeń o pedofilię czy w kwestii politycznych rozwiązań problemu uchodźców, gdy uznał prawo państw do rozsądnej, biorącej pod uwagę realia, polityki migracyjnej.

I reszta świata

Rzymska kuria nie lubi papieża Franciszka, ale i z wzajemnością. Choć nie było tak od początku.

W przemówieniu wygłoszonym pod koniec pierwszego roku pontyfikatu znaleźć można wiele ciepłych słów i podziękowań za lata poświęceń i cichej, kompetentnej pracy. „W kurii zawsze byli i wciąż są ludzie święci” – mówił Franciszek w grudniu 2013 r. Potem było jednak gorzej. Sporządził katalog chorób kurii (pycha, próżność, „duchowy alzheimer”, „egzystencjalna schizofrenia”), ganił za lizusostwo, plotki, karierowiczostwo, materializm (2014). Następnie było o oporze wobec reformy, jawnym i ukrytym, o sercach zatwardziałych i zalęknionych, o przewrotnych umysłach i wilkach w owczej skórze (2016). I wreszcie o kurii skoncentrowanej na sobie, skazanej na samozniszczenie, o spiskach, sitwie i raku na zdrowej tkance (2017). A wszystko to przy okazji bożonarodzeniowych życzeń.

Ludzie z kurii mają mu to za złe i można ich zrozumieć. Nie wszyscy są skorumpowani, nie wszyscy knują i spiskują. Wielu chce po prostu dobrze wykonywać swoją pracę, jak dotąd. Zmiany burzą poczucie bezpieczeństwa, zwłaszcza te, które wydają się być prowadzone bez planu i niekonsekwentnie.

– To człowiek pełen sprzeczności, ciężko go rozgryźć – słychać wielokrotnie. – Jednocześnie rządzi i jest w opozycji; to chce wydawać rozkazy, to znów zachowuje się jak anarchista; jezuita i franciszkanin.Czym jeszcze to może się skończyć?

Drugi głos: – Ma inną mentalność, południowoamerykańską. Nie rozumie kurii, Rzymu, Europy. Mówi, że reforma to nie wymiana osób, ale ich przemiana. Trudno będzie zmienić mentalność wszystkich. Już prędzej nas powyrzuca. Ale chyba nie zdąży.

Na razie zdążył powołać 49 kardynałów z czynnym prawem wyborczym. To prawie 40 proc. składu kolegium. Zajęli miejsca tych, którzy przeszli na emeryturę (po przekroczeniu 80. roku życia) lub zmarli; był też jeden przypadek (kard. Keith O’Brien ze Szkocji) dobrowolnej rezygnacji. Ogłaszając nominacje, papież odchodzi od kryterium demograficznego na rzecz geograficznego – państwa o znikomej liczbie katolików (np. Birma) mają takie samo przedstawicielstwo w kolegium kardynalskim jak kraje w większości katolickie (Austria czy Irlandia). Niektóre, jak Słowacja czy Słowenia, nie mają go w ogóle.

Wśród nowo powołanych kardynałów jest tylko czterech członków watykańskich kongregacji, niewielu jest Europejczyków (16). Pojawiają się za to przedstawiciele obu Ameryk, a także Syrii, Laosu, Birmy, Bangladeszu, Wietnamu, Tajlandii, Korei, Filipin, Papui-Nowej Gwinei, Mauritiusa, Mali, Tonga, Etiopii, Burkina Faso, Republiki Środkowej Afryki, Republiki Zielonego Przylądka... To oni wybiorą jego następcę.

– Kuria to instytucja zbudowana na prawie rzymskim, mocno zakorzeniona w historii i kulturze Europy – podkreśla jeden z kurialistów. – Tego nie da się tak po prostu zastąpić nośnymi sloganami: „Kościół na peryferiach”, „Kościół w drodze”, „Kościół – szpital polowy”. Za tym nie ma żadnej eklezjologii. Jesteśmy Kościołem rzymskokatolickim, kropka. Nie zapominajmy.

Gian Franco Svidercoschi przytacza statystyki, z których wynika, że za dwanaście lat 70 proc. chrześcijan będzie mieszkało na półkuli południowej. A my, w Europie, znajdziemy się na peryferiach Kościoła. Franciszek chce nas do tego przygotować. Nie tylko zmieniając skład elektorów, ale przede wszystkim decentralizując swój urząd, przekazując władzę lokalnym Kościołom. Jednak jak na razie ani Rzym, ani diecezje nie są na to w pełni gotowe. Dla kurii to problem wieloletnich nawyków, prestiżu i ambicji. Dla lokalnych biskupów – przyjęcie odpowiedzialności, do której wcale się nie palą.

Kard. Angelo Scola – wielki przegrany ostatniego konklawe – powiedział niedawno, że papież Franciszek to „cios w sam żołądek od Ducha Świętego – skuteczny sposób, by obudzić nas z letargu”. Wielu, niestety, wciąż jeszcze jest nim oszołomionych. Niektórzy mogą się nawet nie podnieść. ©℗

Korzystałem, za zgodą autora, z książki Giana Franco Svidercoschiego „Papież, który dzieli?”. Książka ma się ukazać we Włoszech w najbliższym miesiącu.

KURIA RZYMSKA I JEJ REFORMA

Korzenie kurii sięgają starożytności. Z czasem zadania grupy duchowieństwa otaczającego papieża zformalizowały się; powstała kancelaria, z której wydzielano kolejne urzędy, utworzono kolegium kardynalskie i papieskie trybunały. Kluczową rolę dla organizacji kurii miały reformy Sykstusa V (druga poł. XVI w.). Dzisiejsza struktura kurii wynika przede wszystkim z ustaleń Vaticanum II.

Na szczycie kurii znajduje się Sekretariat Stanu: jego szef (obecnie kard. Pietro Parolin) jest rodzajem watykańskiego „premiera” i zarządza Sekcją Spraw Ogólnych, wspierającą działania administracyjne papieża (m.in. przygotowanie ostatecznych form dokumentów), oraz Sekcją ds. Relacji z Państwami, zajmującą się kwestiami dyplomacji i nominacjami biskupimi.

Niższy stopień w hierarchii kurialnej tworzą kongregacje, które zajmują się sprawami Kościoła jako hierarchicznej struktury. Najważniejsza z nich, wywodząca się ze średniowiecznej inkwizycji, to Kongregacja Nauki Wiary, wydająca najistotniejsze dla Magisterium Kościoła dokumenty dotyczące doktryny i moralności, dbająca o czystość doktrynalną dociekań teologicznych, badająca objawienia. Od czasów Jana Pawła II KNW dostaje do oceny wszelkie dokumenty wypływające z innych urzędów. Franciszek przestaje przestrzegać tego zwyczaju, a rolę KNW opisuje jako pomocniczą wobec biskupów.

Z kolei papieskie rady zajmują się problemami życia Kościoła w świecie. Do najważniejszych należą: Papieska Rada ds. Popierania Jedności Chrześcijan, koordynująca dialog ekumeniczny, Papieska Rada ds. Kultury czy Papieska Rada ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji. Franciszek zlikwidował kilka rad, łącząc ich kompetencje w dwóch superurzędach: Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia oraz Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka.

Niewykluczone, że takich fuzji będzie więcej. Zwolennicy reformy kurii wskazują, że jej kompetencje nieproporcjonalnie rozrosły się podczas choroby Jana Pawła II. Franciszek reformuje kurię z pomocą powołanej przez siebie rady dziewięciu kardynałów. Założenia reformy to odbiurokratyzowanie kongregacji i sprawniejsza między nimi współpraca, uszczelnienie systemu finansów. Kuria według papieża ma realizować nową wizję zarządzania Kościołem: stać się narzędziem ewangelizacji i wspierania Kościołów lokalnych. ©(P)
MaM

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2018