Republika roślin

Tworzą życie na Ziemi. Jeśli więc wiosną, wychodząc z lockdownów i kwarantann, utrzymamy świeżo zdobytą troskę o nie, będzie to jeden z niewielu pożytków z pandemii.

26.04.2021

Czyta się kilka minut

Natalia Polasik, „The Girl and Her Plants”, 2021 r. / NATALIA POLASIK / MOONWATER.PL
Natalia Polasik, „The Girl and Her Plants”, 2021 r. / NATALIA POLASIK / MOONWATER.PL

Oczywistości miejmy za sobą od razu. Dają tlen, radość i przyjemny chłód. Uczą cierpliwości, uważności, czasem pokory. Dostarczają pokarm, dekorują wnętrza. Ubieramy się w nie, płacimy za mieszkanie w ich sąsiedztwie, w ich cieniu nieźle pisze się fraszki.

Od wybuchu epidemii COVID-19 – to też już żaden news – zmuszeni do spędzania czasu w domach, zwróciliśmy na rośliny większą uwagę. Zmęczone od ekranów oczy szukały za oknem drzew. Balkony okazały się małe i wróciły marzenia o własnych ogrodach. Czas, choć nerwowy, spowolnił, zbliżając się ciut do tego, w którym życie toczą nasze sukulenty, filodendrony i podagryczniki pospolite.

Wbrew tytułom bestsellerów, życie roślin wcale nie jest sekretne. Jednak aby poznać je od innej strony, musimy na parę chwil zapomnieć o dobrych radach. A nawet postąpić wbrew nim: odsunąć badyle od światła, schować sekatory, pogrzebać w korzeniach.

I najważniejsze – przestać je podlewać.

Ton nadaje liść

Zaczniemy od nie byle czego: zatrzymamy fotosyntezę. Ostatecznie w półmroku dźwięk roznosi się lepiej. Pomieszczenie jest niewielkie, ludzi sporo, duszno jak w Amazonii. Wąskie snopy świateł z reflektorów punktowych rzucają na ściany cienie w kształcie liści i głów, z których co chwila jakaś wychyla się do przodu. Ciekawość zwycięża – słysząc te dźwięki, trudno nie zerkać na ustawiony na scenie zestaw kabli, samplerów i roślin doniczkowych. Z głośników dobiegają szumy, trzaski, szepty i lamenty. Zmieniają się rytmy i tony, raz jest głośno, czasem zapada cisza. Tak grają rośliny.

Gościmy na występie Piotra Grygora, artysty audiowizualnego, który „tłumaczy” przewodnictwo elektryczne występujące w liściach i łodygach na słyszalne i znane człowiekowi dźwięki. Korzysta z galwanometru, przyrządu znanego z wykrywaczy kłamstw. Do roślin przykłada elektrody, a wychwycony przez nie sygnał przepuszcza przez komputer i sampler, mogący podłożyć brzmienie całej orkiestry. Niektóre tytuły zarejestrowanych występów: „Begonia”, „Plant Chant”, „Filix. Na udźwiękowione życie roślinne i elektronikę”.

– Zmiany oporu elektrycznego w roślinach są drobne i zwykle szybkie. Podpinając je do sprzętu możemy uzyskać rytmy, melodie czy wizualizacje. Wszystko zależy od naszej wyobraźni i umiejętności „tłumacza” – opowiada Grygor. Powstają dźwięki niekoniecznie łatwe w odbiorze („lepiej lubić Pendereckiego”), ale zaskakująco zróżnicowane: od abstrakcyjnych, noise’owych faktur, przez organiczne bulgoty do muzyki tonalnej, z użyciem znanych, oswojonych instrumentów.

Grygor stara się wybierać rośliny o delikatnych liściach, na których elektrody mogą wychwycić sygnał. Gdy tkanka roślinna jest gruba, sensorom trudniej odczytać zmiany, oporniej tworzą się rytmy lub elementy przypominające melodie. Podczas rozmowy szukamy odpowiednich słów. Czy to „koncert”, „happening”, a może „akcja”? „Kompozycja”, „melodia” czy „muzyka”?

– Dla mnie to swego rodzaju medytacja nad pojawianiem się i zanikaniem form, odbywana poza językiem. Moment, gdy możemy ominąć tę nawykową paplaninę, którą zwykle produkuje nasz umysł. Oraz wniknąć, dzięki roślinom, w tu i teraz. Chcę, aby widz czy słuchacz mógł zajrzeć za krawędź, do której na co dzień się nie zbliża. Może za tym pójdzie nieco inne spojrzenie na świat?

W powodzi miłosierdzia

Na występ Grygora jeszcze wrócimy. Tymczasem, uspokojeni przez gromadzący się wokół artysty tłumek słuchaczy dotykających, podlewających i mówiących do paprotek na scenie, że światło i koncerty fortepianowe Mozarta nie są warunkiem koniecznym do przeżycia rośliny, zadajmy pytanie odważniejsze: czy badyle rzeczywiście potrzebują wody?

Odpowiedź składa się z dwóch części: zasadniczej („tak...”) oraz uszczegóławiającej („...ale mniej niż myślimy”). Prawda jest bowiem taka, że rośliny doniczkowe giną najczęściej bombardowane naszą miłością. Według Katarzyny Dziedzic, współzałożycielki Fundacji Schronisko dla Roślin, niemal wszystkie przypadki ich zgonów są spowodowane ­przelaniem.

– Rośliny nie da się ukatrupić w jeden-dwa dni. Jeśli umiera, to znaczy, że nie zwracaliśmy na nią należytej uwagi. Bo na pewno dawała znaki: zaczynały żółknąć liście, pojawiły się plamy – tłumaczy cierpliwie Dziedzic.

– Na co zwracać uwagę? – pytam więc błyskotliwie.

– Liście w całości żółte oznaczają, że przelaliśmy roślinę. Gdy widzimy żółty liść z zielonymi nerwami, to znaczy, że brakuje składników mineralnych. Jeśli roślinie brakuje wody, liście bledną, a łodygi tracą sprężystość. Obeschnięte końcówki liści i plamki pojawiają się zwykle w zimie, gdy grzejemy kaloryferami i w powietrzu brakuje wilgotności. Jeśli plamki są nieregularne, najpewniej pojawił się grzyb – było za ciepło, za wilgotno. Albo zraniliśmy roślinę. Przez miejsce, w którym przecinamy tkankę rośliny, jej skórkę, do środka mogą się dostać bakterie – brzmi odpowiedź.

Ja tylko szczepeczkę

Fundacja Schronisko dla Roślin powstała w 2015 r., aby ratować te, które miały trafić na śmietnik. Z początku ludzie oddawali je w nie najlepszym stanie – założycielki same je ratowały i przekazywały dalej, do roślinnej adopcji. Teraz ludzie przynoszą już te zadbane. Pozbywają się ich, bo urosły zbyt duże i już się nie mieszczą, bo sobie z nimi nie radzą, lecz szkoda im wyrzucić zżółknięte egzemplarze, bo kot podgryza trującą dla niego monsterę. Od pewnej kobiety odebrały wielką palmę daktylową wyhodowaną z pestki, którą w latach 50. zeszłego wieku przywiózł z podróży jej mąż.

Ostatnio doszła jeszcze zmiana: roślinom wyraźnie służy SARS-CoV-2.

Katarzyna Dziedzic: – Odżyły w pandemii! Zaczęliśmy o nie systematycznie dbać. Lepiej je rozróżniać. Dzielić się szczepkami. Dostawałyśmy z dziewczynami maile: „Nie chcę oddać swojej monstery, ale wiem, że rośliny są teraz ważne, dam jej część”. Albo inny ­obrazek z pandemii: latem na targi i wymiany roślin przychodziły panie po sześćdziesiątce, z pełnymi siatami namnożonych przez siebie roślin. Proponowaliśmy im, żeby wzięły sobie coś w zamian. A one wyciągały nożyczki, ucinały tylko szczepeczkę, i gnały dalej.

Lockdowny i kwarantanny sprawiły więc, że – użyjmy słowa, którego od października 2019 r. używają w takich miejscach wszyscy – czulej patrzymy na domowe rośliny. Ale Dziedzic zauważa też ciemną stronę pandemii: – W sklepach botanicznych kupujemy rośliny doniczkowe, ale czasem nie zwracamy uwagi na to, że tuż za płotem ktoś nam wycina zdrowe drzewo, bo zacienia podwórko. A przecież rośliny na zewnątrz są dla nas dużo ważniejsze.

Między nami, korzeniami

Porzucimy tu lekki ton, bo dochodząc do masowych ostatnio wycinek lasów oraz zieleni w miastach żartować już się nie da. Wracają pytania: o etyczny wymiar krzywd wyrządzanych naturze i ich skutki dla nas.

Kilkanaście lat temu rozmowę o statusie roślin pośród wszelkiego stworzenia zaogniła Federalna Komisja Etyki ds. Biotechnologii Nieczłowieczej w Bernie – uznając, w specjalnym oświadczeniu, że rośliny mają godność. Mało tego: zasadę tę wywiodła bezpośrednio ze szwajcarskiej konstytucji.

„Tłem naszych rozważań było wiele odkryć naukowych z ostatnich lat, które sugerują nowy, wrażliwy obraz roślin – tłumaczyła na łamach pisma „Plant ­Signaling and Behavior” Florianne Koechlin, biolożka i ówczesna członkini Komitetu. – Okazało się na przykład, że rośliny aktywnie wykrywają wiele parametrów w swoim środowisku, komunikują się intensywnie i wchodzą w interakcję z otoczeniem. Mogą wybierać między różnymi możliwościami działania i odpowiednio zmieniać swoje zachowanie”.

Zdaniem wielu badaczy, także na poziomie komórkowym podobieństwa między zwierzętami a roślinami są znacznie większe, niż sądziliśmy wcześniej. Rośliny mają swój odpowiednik układu odpornościowego. Choć dyskusja o świadomości roślin trwa na razie w zaciszach gabinetów najbardziej radykalnych akademików, wiadomo już, że na podstawowym, biochemicznym poziomie ich korzenie mogą odróżniać „siebie” od „nie-siebie”.

Szwajcarskie orzeczenie ma oczywiście wielu krytyków. Słowo „godność” wydaje się im nieprzystające do królestwa roślin, a w najlepszym razie zbyt ogólne. Powoduje jednak konkretne skutki. Wnioskując o dotacje z dziedziny biotechnologii roślin, trzeba dodawać akapit wyjaśniający, w jaki sposób w projekcie uwzględniona zostanie ich godność.

Jak na Ziemi znika ziemia

Czy to przesada? Zdaniem dr Moniki Kujawskiej, antropolożki i etnobotaniczki z Uniwersytetu Łódzkiego, orzeczenie sygnalizuje fundamentalną zmianę, która w ostatnich latach zachodzi stopniowo na Zachodzie. Przywykamy do myśli, że rośliny zasługują na szacunek ze względu na nie same – a nie na ich służebną rolę względem człowieka.

– Arystoteles umieścił rośliny najniżej w hierarchii istot, gdyż według niego były one niezdolne do ruchu i odczuwania – mówi badaczka. – Pozbawione mózgu i niemobilne, w zachodnim myśleniu ulokowaliśmy rośliny wśród „nie-bytów”. Chrześcijaństwo uznawało je za podwładne ludziom. Kapitalizm zaś do maksimum wykorzystuje metaforę bierności roślin, traktując je jak zasoby, którymi człowiek może dowolnie zarządzać i wykorzystywać.

Efekt? Ubywa ziemi. W ciągu ostatnich 150 lat rolnictwo przemysłowe – głównie stosowanie nawozów sztucznych – zniszczyło niemal połowę najżyźniejszych gleb na planecie. Na Wyspach Brytyjskich żyzne ziemie mogą zniknąć już za ćwierć wieku. W Stanach Zjednoczonych ziemia rolna ulega erozji dziesięciokrotnie za szybko, żeby można było ją ratować. Według niektórych ekspertów Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa, jeśli fundamentalnie nie zmienimy sposobu uprawiania ziemi, starczy nam jej do końca lat 70. XXI w.

Monika Kujawska: – Zwróćmy uwagę, jak kulturowo dzielimy rośliny. Na jadalne, lecznicze, ozdobne, a ostatnio – oczyszczające powietrze. Rośliny zawsze pozostają w funkcji do czegoś. Jeśli poważnie myślimy o współtworzeniu środowiska z innymi organizmami, czy w ogóle życiu na planecie, musimy nauczyć się z nimi współpracować, a nie tworzyć hierarchie oparte na wyższości i podrzędności.


Maja Popielarska: Ogród to złożony ekosystem, który ma znaczenie nie tylko przyrodnicze, ale też psychologiczne. Da się wypracować kompromis między potrzebą estetyczną a zostawieniem przyrodzie swobody do życia swoim rytmem.


 

Według antropolożki dopiero niedawno zaczęliśmy zauważać, że utylitarne podejście do roślin jest krzywdzące i przyczynia się do dewastacji planety.

– Dzieci moich przyjaciół, licealiści, starają się o mikrogranty, dzięki którym będą dosadzać drzewa na naszym wrocławskim osiedlu. Odwiedzają działkowiczów, sąsiadów i rozmawiają z nimi, tworzą organizacje ekologiczne. Kwarantanna sprawiła, że poznajemy najbliższe okolice. Odkrywamy na spacerach nowe drzewa i krzewy, rozmawiamy o nich – jeżeli pandemia przyniosła cokolwiek dobrego, to właśnie zwrócenie się ku lokalności, bliskości i szczegółowi – twierdzi Kujawska.

Marchewkowe pole

Jak na znanego popularyzatora roślin, pierwsza deklaracja, która pada ­podczas rozmowy z Sebastianem Kulisem, wydaje się dość odważna: „Staram się nie przywiązać do roślin”. Druga – nawet jeszcze bardziej („To normalne, że umierają”).

– Cudowne jest to, że gdy złamie mi się mój ulubiony pieniążek, mogę go włożyć do wody, a on puści korzenie i będzie dalej żył. Nawet gdy roślina zaczyna gnić, mogę ją odtworzyć z jednego tylko fragmentu – mówi autor książki „Roślinne porady Sebastiana Kulisa na cztery pory roku” (ukaże się jesienią) i popularnej strony internetowej pod tym samym tytułem. – Rośliny dały mi też wolność i otwartość w myśleniu, żeby siebie nie karać za porażki. Bo nie każde fiasko w pielęgnacji jest naszą winą. To tylko roślina. Jeżeli nie jestem w stanie zapewnić jej komfortowych warunków – trudno. Najwyżej nie wyrośnie albo komuś ją ­oddam.

U Kulisa wszystko zaczęło się wiele lat temu od wyjazdu do Szwecji, gdzie na wsi przy prawie każdym domu zobaczył ogródek z ziołami czy sałatą. Pomyślał: skoro ma trawnik, czemu nie ma jedzenia? Rzucał w tym czasie mięso, szukał nowych smaków i składników. Tak założył warzywnik.

Opowiada, że wtedy brakowało źródeł wiedzy. Książki dla działkowców radziły wysypywać na grządki pół tablicy Mendelejewa, żeby wszystko szybko rosło. Gdy do ogrodu podejdzie zwierzę – zastrzelić. Nie chciał tak uprawiać ogrodu. Sam zbierał rady. Z czasem wygodniejsze okazało się prowadzenie strony w internecie.

Kulis: – Zainteresowanie roślinami wciąż rośnie, bo to pojemne hasło, prowadzące w wiele miejsc. Na instagramie obserwują mnie restauratorzy i szefowie kuchni, którzy chcą się dowiedzieć o nowych ziołach, osoby zajmujące się kosmetykami i pielęgnacją, hodowcy roślin domowych. A nawet wytwórcy drewnianych mebli i kawosze. To przecież wszystko też rośliny.

O jeden klomb za daleko

Obecnie Sebastian Kulis jest w trakcie kampanii wojennej. Chce w Polsce skończyć z erą stokrotek i bratków. To trudne – trochę jakby żądać zakazu sprzedaży hot dogów na Orlenie.

– Niedawno na forum internetowym zostałem zakrzyczany, że bratki i stokrotki to ukochane rośliny Polaków – relacjonuje, wyraźnie podekscytowany. – Ale nie przestanę. Przecież już od lat 80. obsadzamy bratkami miejskie klomby, widzimy, że się nie sprawdzają. To rośliny nietrwałe, niskie, które nikną między samochodami i tracą na uroku przy gorszej pogodzie.

A bratki i stokrotki to tylko część problemu. – Weźmy pelargonie, które obok trawników i tuj stanowią w polskich miastach i wsiach podstawową formę roślinności. Są jednoroczne, co rok wydajemy na nie furę pieniędzy, marnujemy mnóstwo wody, ziemi, kosztów transportu, czyjejś pracy. A potem, jesienią, wyrzucamy na wysypiska tony przekwitniętej pelargonii.

Na jednym biegunie mamy więc przemysłową hodowlę i utylizację roślin – w biurach, urzędach, miastach i gminach. Choć, dla porządku, trzeba tu dodać, że zarządy zieleni miejskiej, np. we Wrocławiu czy Krakowie, przeszły w ostatnich latach spore zmiany, stając się czasem samorządowymi ramionami „zielonej rewolucji”. O tym, że to wciąż mało, świadczą akcje podobne do tej, jaka do 1 maja trwa w Trójmieście. Extinction Rebellion, radykalny ruch na rzecz walki z kryzysem klimatycznym, wraz z lokalnymi organizacjami ekologicznymi namawiają mieszkańców do, jak piszą, „w zasadzie nielegalnego” sadzenia drzew i kwiatów.

Namawiają: rzucajmy bomby ­nasienne, twórzmy łąki kwietne, świetne dla zapylaczy. „Trzeba tylko kierować się prostą zasadą: sadzimy to, co rośnie obok. W alei lipowej nie sadzimy klonu, nie umieszczamy świerku w alei platanów – instruują. – I sięgajmy po słoneczniki! Żółte, zawsze uśmiechnięte i zwrócone w stronę słońca są świetnym symbolem dobrej zmiany, o którą przecież chodzi”.

Bo nie

Na drugim biegunie mamy – jednak jest to słowo nie do zastąpienia – czułość i różnice indywidualne. Katarzyna Dziedzic opowiada o ludziach, którzy chodzą na wystawki do Ikei – nie dlatego, że nie stać ich na kupno zdrowych okazów, tylko aby uratować te wycenione na dwa pięćdziesiąt, już na wykończeniu.


Maciej Podyma, Fundacja Łąka: Miewają większą bioróżnorodność na metr kwadratowy niż las deszczowy. Do tego cały czas się zmieniają – jedne rośliny kwitną, inne więdną. Łąki są nie tylko piękne, pozwalają też obserwować przemijanie czasu.


 

Co badyl, to inny. Niejeden zaskakuje. Czasem w sposób oryginalny, jak u Piotra Grygora („Roślina potrafi zamilknąć na dłuższą chwilę. Podczas performansu, gdy czas płynie inaczej, mogą to być dla mnie chwile lekkiej grozy. Jak zareagować? Przeczekać, uznać to za element kompozycji, zakończyć utwór?” – mówi artysta). Czasem – w sposób znany każdemu, kogo niecierpliwią nie tylko kaktusy. Dający się sprowadzić do pytania: „Dlaczego nie rośnie?”. I odpowiedzi: „Bo nie”.

– Mam fikusa, który stoi u mnie od trzech lat i wypuścił dwa liście. Muszę czekać, choć bardzo chętnie bym mu coś zrobił, żeby zaczął rosnąć, a nie stał w miejscu. Drzewa owocowe posadziłem cztery lata temu. Dopiero w tym roku będzie pierwszy zbiór. Uczę się przy nich cierpliwości i tego, że warto robić coś dla siebie, tego w przyszłości – mówi Sebastian Kulis. A na pytanie, dlaczego wspomniany fikus nie rośnie, odpowiada bez namysłu: – Wydaje mi się, że jest po prostu leniwy. Opowiada też o dwóch monsterach, z których jedna niedawno puściła liść, druga – w tym samym wieku, pielęgnowana tak samo – wciąż stoi w miejscu („Taki ich charakter. Każda ma swoje zachcianki”).

Zielona przystań

Co się stanie po pandemii?

Monika Kujawska chciałaby, aby w szkołach uwrażliwiano na fakt, że dzielimy świat z innymi organizmami: – Aby bakterie, które przecież żyją w naszych ciałach, przestały być synonimem zagrażających nam mikroorganizmów. A ta wiedza była częścią naszych codziennych narracji – mówi. – Potrzebne są nam dalsze ćwiczenia z uważności. Bo jeżeli pozostajemy w kontakcie z tym, co wokół, to adekwatnie reagujemy na zmiany. Utylitarne podejście do roślin wynika również z niewiedzy. Jeżeli nie chcemy czegoś poznawać, łatwiej przychodzi nam to niszczyć. A poznanie nie jest przecież trudne. Potrzeby każdej przyniesionej do domu lub posadzonej w ogródku rośliny poznamy szybko.

– Dziś wszystko jest constans i instant – mówi Sebastian Kulis. – Co chcemy, to mamy. Stąd nasze przyzwyczajenie, że rośliny powinny być piękne. A to nieprawda. Przyzwyczajajmy się do tego, iż to normalne, że liść żółknie, a monstera zimą wygląda gorzej. W końcu to żywy organizm. Nie wchodźmy do ogrodu jak do łazienki z domestosem, chcąc wyszorować każdy jego skrawek, poprzycinać wszystko.

Prognozy na letnie miesiące mówią o wysokich temperaturach. Jeśli na świecie nie pojawi się nowy, niebezpieczny wariant koronawirusa, zaś akcja szczepień będzie przebiegać sprawnie, spędzimy wśród zieleni dużo czasu. Będzie można wystawić nasze doniczki na światło, jeśli trzeba – podciąć, pozachwycać się trzmielami niezdarnie, lecz pięknie podchodzącymi do lądowania na grządkach. Tylko z tym podlewaniem naprawdę uważajmy.


Jan Mencwel, warszawski aktywista: Przeciętna inwestycja w polskim mieście zabiera nam ponad 120 drzew. Najczęściej bez sensu.


 

Jeśli – wychodząc z lockdownów i kwarantann – utrzymamy zdobytą świeżo troskę o rośliny, będzie to jeden z niewielu pożytków z pandemii. Czy zostanie z nami na długo? Czy przełoży się na myślenie o kryzysie klimatycznym? Na namysł o sposobach gospodarowania ziemią?

W czasie jednej z rozmów zostaję poprawiony, gdy mówię o rychłym końcu planety. Jeśli o niąy nie zadbamy, co najwyżej skończy się człowiek. Planeta – a wraz z nią wiele gatunków roślin – będzie po nas żyła jeszcze długo. Ostatecznie to zielone tworzy życie.

Na razie jednak – zachwycajmy się zielonym. – Ja w stanie zachwytu naturą pozostaję niezmiennie – mówi Piotr Grygor. – To przecież nasza największa biblioteka. System, którego zawiłości i wysublimowania często nie pojmujemy. Praca z nią skłania do wniosku, że niewiele wiemy. To również lekcja, że nie zawsze trzeba narzucać swoje ­zdanie czy konstrukty – że warto słuchać. ©℗

JAK POKOCHAĆ ROŚLINY

1. OGARNIJ JE ­WYOBRAŹNIĄ. Poradniki o tym, kiedy przesadzać, gdzie przycinać i czym nawozić, znajdziesz w księgarni. Choć dla wielu z nas ich funkcjonowanie pozostaje tajemnicze, o roślinach wiemy dużo. Szkoła życia obok organizmów, których zasady musimy uszanować, przydaje się także w relacjach z ludźmi. ­

2. UZNAJ SWOJE MIEJSCE obok nich. Rośliny stanowią zdecydowaną większość biomasy na Ziemi. To one tworzą powietrze, a w pewnym sensie – życie. Były przed człowiekiem i zostaną po nim. Choć nic nie wskazuje na to, że mają świadomość, nie ma powodu, by traktować je jako najniższe w hierarchii istot.

3. UZNAJ ICH MIEJSCE obok siebie. Od paprotek w doniczkach po puszczańskie dęby – dla nas i innych zwierząt są punktem odniesienia, zaczynem życia. Najmniejsze nawet drzewa przyciągają owady, za nimi zlatują się ptaki; łąki są jednymi z najbardziej złożonych ekosystemów. Sprzeciwiaj się wielkim, monokulturowym nasadzeniom i „projektowaniu” roślinności. Niech rosną same.

4. DBAJ O KRZEWY I ­DRZEWA. Choć rzadko nadajemy im imiona i nie mamy z nimi wielu wspólnych przeżyć, rośliny na zewnątrz są ważniejsze od doniczkowych. Doglądaj ich. Dołącz do lokalnej grupy na Facebooku, pilnuj deweloperów i budowlańców – dzięki sąsiedzkim interwencjom udało się ostatnio ocalić wiele drzew bezmyślnie przeznaczonych do wycinki.

5. DOCEŃ GLEBĘ. Każdy z nas ma „rękę do roślin” – jeszcze sto lat temu większość ludzi zajmowała się uprawą ziemi. Gdy już doglądniesz doniczki i grządki, pomyśl, jak glebę traktuje rolnictwo wielkoprzemysłowe. Zainteresuj się i wspieraj swoimi wyborami w sklepach rozwiązania alternatywne, np. coraz silniejszy w Polsce ruch suwerenności żywnościowej.

 

SEBASTIAN KULIS, Roślinne Porady: Niedawno na forum internetowym zostałem zakrzyczany, że bratki i stokrotki to ukochane rośliny Polaków. Ale ja nie przestanę! Przecież już od lat 80. obsadzamy bratkami miejskie klomby i widzimy, że się nie sprawdzają. To rośliny nietrwałe, niskie, które nikną między samochodami i tracą na uroku przy gorszej pogodzie. Albo weźmy pelargonie, które obok trawników i tuj stanowią u nas podstawową formę roślinności. Są jednoroczne, wydajemy na nie furę pieniędzy, marnujemy wodę, ziemię, czyjąś pracę.

PIOTR GRYGOR, artysta audiowizualny: Niezmiennie pozostaję w stanie zachwytu naturą. To przecież nasza największa biblioteka. System, którego zawiłości często nie pojmujemy. Praca z nią skłania do wniosku, że niewiele wiemy. To również lekcja, że nie zawsze trzeba narzucać swoje zdanie – że warto słuchać. Chcę, aby mój słuchacz mógł zerknąć za krawędź, do której na co dzień się nie zbliża. Może za tym pójdzie inne spojrzenie na świat?

KATARZYNA DZIEDZIC, Fundacja Schronisko dla Roślin: Liście w całości żółte oznaczają, że przelaliśmy roślinę. Gdy widzimy żółty liść z zielonymi nerwami – brakuje składników mineralnych. Jeśli roślina nie ma wody, liście bledną, a łodygi tracą sprężystość. Obeschnięte końcówki i plamki pojawiają się zwykle w zimie, gdy grzejemy kaloryferami i w powietrzu brakuje wilgotności. Jeśli plamki są nieregularne, najpewniej pojawił się grzyb, czyli było za ciepło i za wilgotno. Albo zraniliśmy roślinę.

MONIKA KUJAWSKA, antropolożka: Zwróćmy uwagę, jak kulturowo dzielimy rośliny. Na jadalne, lecznicze, ozdobne, a ostatnio – na rośliny oczyszczające powietrze. One zawsze pozostają w funkcji do czegoś. Jeśli poważnie myślimy o współtworzeniu środowiska z innymi organizmami, czy w ogóle życiu na planecie, musimy nauczyć się z nimi współpracować, a nie tworzyć hierarchie oparte na wyższości i podrzędności.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18/2021