Niech kwitną nam

Maciej Podyma, Fundacja Łąka: Miewają większą bioróżnorodność na metr kwadratowy niż las deszczowy. Do tego cały czas się zmieniają – jedne rośliny kwitną, inne więdną. Łąki są nie tylko piękne, pozwalają też obserwować przemijanie czasu.

01.06.2020

Czyta się kilka minut

Maciej Podyma / FUNDACJA ŁĄKA
Maciej Podyma / FUNDACJA ŁĄKA

MICHAŁ SOWIŃSKI: Co to właściwie jest łąka?

MACIEJ PODYMA: To miejsce, gdzie rosną niskie byliny oraz duża ilość traw. A przynajmniej tym była dawniej dla rolników, którzy kosili ją dwa razy do roku, żeby wyżywić swoje zwierzęta hodowlane.

A dzikie łąki?

W naszym klimacie łąka może istnieć tylko dzięki człowiekowi. W sposób naturalny pojawia się na pogorzeliskach albo terenach, z których niedawno ustąpiła powódź – wszędzie tam, gdzie gwałtownie zniknęły drzewa i krzewy, dając przestrzeń niskim roślinom. Dlatego łąka jest tworem półnaturalnym. Swobodnie występuje jedynie na stepach, gdzie żyje dużo zwierząt, a wyższe rośliny nie są w stanie wyrosnąć.

Dlaczego?

Sukcesja ekologiczna wszędzie wygląda podobnie – najpierw jest piach, potem pojawiają się rośliny pionierskie, które przygotowują teren pod krzewy. Następnie wyrastają pierwsze drzewa i z czasem zamieniają się w las. To forma, do której natura zawsze dąży. Więc w Europie, gdzie drzewa mogą rosnąć swobodnie, łąki pojawiały się tylko tam, gdzie pasły się zwierzęta – dzikie lub hodowlane.

Teraz łąki znikają?

Niestety, za sprawą przemian w rolnictwie jest ich coraz mniej. Na przykład w Wielkiej Brytanii w ostatnich dekadach zniknęło aż 85 proc. łąk. Siano zastąpiła importowana z Ameryki Południowej soja.

Bo jest tańsza?

I wydajniejsza. Oprócz tego ziemia drożeje, więc wykorzystuje się ją dla innych celów. Koszenie to też dużo pracy i kosztów – w globalnym kapitalizmie łatwiej po prostu zamówić kontener paszy z Argentyny. I nikogo nie obchodzi ani ślad węglowy, ani to, że ta soja jest toksyczna, bo aż ocieka chemią. W konsekwencji przestaliśmy korzystać z naszych łąk, a te, niekoszone, zamierają, często zdominowane przez gatunki inwazyjne, choćby nawłoć kanadyjską.

Ta melancholijnie złocista, co kwitnie pod koniec lata?

Nie daj się zwieść, to superzabójca, który nie znosi konkurencji. Została sprowadzona do Europy w XVIII wieku przez pszczelarzy i ogrodników, ale rozpełzła się po całym kontynencie. Stań sobie pośrodku takiego pola nawłoci i posłuchaj – cisza. Prawie żaden owad nie jest w stanie z niej korzystać. Jest zabójcza dla ekosystemu – wytwarza wiele trujących związków chemicznych, które chronią ją przed zjadaniem, ale też uniemożliwiają wzrost innych roślin. Potrafi też wystrzelić swoje nasiona na kilkanaście metrów. To alien świata roślin, nikt nie ma z nią szans.


Czasami biorę worek orzechów i jak sójka rozrzucam je to tu, to tam. A potem o nich zapominam. Małe drzewa znajduję po latach – opowiada Łukasz Łuczaj


 

W Fundacji Łąka zajmujecie się przede wszystkim łąkami kwietnymi. Czym różnią się one od klasycznych?

To neologizm, który przejęliśmy z angielskiego. Projektujemy mieszanki nasion, w których ograniczamy trawy, zwiększamy za to ilość roślin kwitnących. Wysiewamy je przede wszystkim w miastach i zależy nam, żeby zachwycały mieszkańców. Ale oczywiście nie tylko o to chodzi – więcej kwiatów oznacza też więcej zapylaczy, których populacja niebezpiecznie się zmniejsza. Nasze łąki są przy tym odporne na trudne warunki – chłód i suszę, nie wymagają więc dużo pracy.

Czym różnią się poszczególne mieszanki?

Podstawowy podział to jednoroczne i wieloletnie. Mają też różne zadania, jest na przykład łąka antysmogowa, miododajna, przydrożna, przytorowa. Niektóre nadają się bardziej na tereny suche, inne na mokre. Pracujemy prawie z trzystoma gatunkami, a jedna mieszanka składa się z kilkunastu lub kilkudziesięciu gatunków, więc kombinacji jest mnóstwo.

Do czego jeszcze potrzebujemy łąki?

Zdarzyło ci się kiedyś – o 6 rano, w sobotę, jeszcze po imprezie – że sąsiad odpala gigantyczną kosiarkę? I bez litości rżnie trawnik przez 3 godziny?

To koszmar, który towarzyszy mi od lat.

Szaleństwo koszenia trawy, szczególnie w Polsce, nie ma granic.

Ta choroba przywędrowała do nas z krajów anglosaskich i stała się tak powszechna, że coraz częściej w ogóle jej nie zauważamy. Nikt już nawet nie zastanawia się, dlaczego wszędzie tam, gdzie nie rosną drzewa i krzewy, posiana jest trawa. A wszystko dokoła obsadzone tujami. I nie ma znaczenia, czy to podmiejski domek, czy dacza w środku lasu – między majem a wrześniem w każdą sobotę powietrze rozdziera ryk tysięcy kosiarek.

Musi być krótko.

W Polsce kosimy rocznie ponad 750 tysięcy hektarów trawników. To więcej niż cała powierzchnia aglomeracji warszawskiej albo połowa województwa opolskiego. Zużywamy w tym celu 37 milionów litrów paliwa, płacąc za to 2 miliardy złotych.

Te dane czasem brzmią sucho, wtedy lubię przytoczyć taką ciekawostkę – w USA co roku podczas tankowania kosiarek rozlewa się milion litrów paliwa. Milion – z tych uronionych kropelek. Do tego 10 proc. zanieczyszczenia amerykańskiego powietrza pochodzi właśnie z koszenia trawników. Trawa jest trzecią największą uprawą w Stanach i pierwszą, jeśli chodzi o tempo przyrostu. Co czwarte dziecko mieszkające na przedmieściach – czyli w tych uroczych domkach z trawnikami – ma we krwi ślady pestycydów używanych do pielęgnacji trawy.


Już nie alkohol, broń ani narkotyki. Przestępczą żyłą złota są dziś nielegalne pestycydy. Eksperci twierdzą, że nawet 90 proc. nielegalnych pestycydów przekracza granicę bez naszej wiedzy – pisze Krzysztof Story w reportażu przygotowanym z zespołem dziennikarzy śledczych z całej Europy


 

Masz pomysł, skąd ta obsesja?

Trawnik stał się symbolem luksusu. Kiedyś oznaczał dużą dbałość o estetykę, dziś, w dobie katastrofy klimatycznej i powszechnego deficytu wody, ten luksus zyskuje nowy, bardziej mroczny wymiar. W polskim klimacie, może nie licząc mokrego maja, trawnik nie wygląda dobrze – wymaga ciągłego podlewania, nawożenia i pielenia. W suchych okresach trzeba podlewać trawnik co kilka dni, za każdym razem wylewając około 5 litrów wody na metr kwadratowy. W standardowym ogródku wychodzi 5 metrów sześciennych na jedno podlewanie. Do tego kosiarki, honorarium dla ogrodnika, nawozy…

Zrobił się z tego wielki rynek. Na targach ogrodniczych rzędy kosiarek ciągną się po horyzont.

Trawnik jest też… nudny. Monotonna zieleń z miejsca przegrywa z kolorowymi łąkami.

Ale jednak większość ludzi lubi monotonię. Może to lęk przed przemijaniem? Trawnik trochę oszukuje czas. Jak się postaramy, to nawet zimą będzie zielony. A łąka cały czas się zmienia – jedne rośliny kwitną, inne więdną. Na tym polega jej ulotne piękno.

Trudno mi bronić trawników, bo sam ich nie znoszę…

Rozumiem jeszcze kawałek przed domem, żeby dzieci miały się gdzie bawić. Ale pobocza autostrad? GDDKiA wysłała nam dane, z których wynika, że rocznie wydają prawie 70 milionów złotych na koszenie trawy. I żeby był jeszcze jakiś efekt…

Łąka zachwyca chyba każdego.

Niektóre łąki – na przykład w Alpach – mają na metr kwadratowy większą bioróżnorodność niż las deszczowy. Żyją na nich setki gatunków, które gdzie indziej by nie przetrwały, a to z kolei znacząco wpływa na cały nasz ekosystem.

Czy to oznacza, że na łące będą kleszcze?

Kleszcze to zemsta ekosystemu za zmiany klimatu i spadek bioróżnorodności. Kiedyś ginęły zimą – teraz jest za ciepło. Miały też więcej żywicieli z dala od ludzkich siedzib oraz naturalnych wrogów, takich jak wiewiórki czy jeże. Dlatego powinniśmy szczególnie wspierać te gatunki, tworząc im bezpieczne siedliska.

Czyli wracamy do łąk kwietnych.

Kleszcze występują też w niskiej trawie. Są pajęczakami i susza im niestraszna, a po „polu golfowym” nawet łatwiej im się przemieszczać. Za to nie znoszą zapachu olejków eterycznych niektórych roślin łąkowych, choćby wrotyczu. Czy silne zapachy im szkodzą, czy tylko mylą trop, trudno powiedzieć – grunt, że intensywnie pachnące, bujne zioła stanowią dla nich większą przeszkodę niż trawnik.

To jak rozmawiać z sąsiadem, który odpala kosiarkę o 6 rano?

Zależy od sąsiada. Jeżeli wydaje się rozsądny, sprezentujmy mu ten numer „Tygodnika Powszechnego”. Może da się przekonać – jeśli nie do łąki, to chociaż do niekoszenia. Jeśli nie, wysiejmy dołączoną paczuszkę nasion i pokażmy wszystkim, jaka piękna wyrosła. To zdecydowanie najlepszy argument.

A lokalne władze? Jak je przekonać?

W takich rozmowach najlepiej sprawdzają się argumenty ekonomiczne. Na przykład w Krakowie wysialiśmy 10 hektarów łąki i koszty utrzymania tych terenów spadły sześciokrotnie. To realny profit.

Wysiewanie łąk to także sposób na suszę. Bo z retencją u nas krucho…

Podobnie jak z danymi dotyczącymi wody. Ale wiemy na pewno, że gleba, na której rośnie łąka, nagrzewa się znacznie wolniej. Jeśli łąka ma metr wysokości, wytwarza się na niej mikroklimat – to taki las, tylko że w owadziej skali. A na skoszonym trawniku w upał ginie wszystko, łącznie z mikroorganizmami żyjącymi w wierzchniej warstwie gleby.

Łąka potrafi też wchłonąć dwa razy więcej wody niż trawnik, bo tam rośliny mają dużo bardziej rozbudowane korzenie, przez co ziemia jest bardziej rozpulchniona.


Czytaj także: Metropolie biofiliczne zakładają, że przyroda nie jest sprawą do załatwienia, tylko kluczowym punktem odniesienia dla władz – kontekstem wszystkich pozostałych działań.


 

Podczas ulewnego deszczu z trawników leją się potoki wody. Szacuje się, że około połowa wody, która trafia do oczyszczalni Czajka, pochodzi właśnie z ulic i trawników. Gdybyśmy potrafili odbierać wodę tam, gdzie ona spadnie, potrzebowalibyśmy dwa razy mniejszej oczyszczalni. A co za tym idzie – mniejszych rur, mniej kopania, mniej kratek kanalizacyjnych itd. To nie tylko ekologiczne, ale i znacznie tańsze. Na szczęście świadomość polityków i urzędników powoli się zmienia. Ludzie, którzy mówią o mikroretencji, nie są już traktowani jak ekoświry.

Mieszkam w Krakowie, więc szczególnie do mnie przemawia łąka antysmogowa.

Każda roślina zielna wychwytuje zanieczyszczenia z powietrza, ale faktycznie, udało nam się skomponować mieszankę, która robi to znacznie efektywniej. Metr kwadratowy takiej łąki wyłapuje tyle zanieczyszczeń, co małe drzewo.

Łąki mają coś do powiedzenia w kwestii katastrofy klimatycznej?

I to dużo, bo absorbują mnóstwo dwutlenku węgla, który magazynują w swoich gigantycznych korzeniach. U trawy są one krótkie – wbrew powszechnemu przekonaniu częste koszenie ich nie wzmacnia, wręcz odwrotnie. Cała energia idzie wtedy na odbudowywanie części naziemnej, przez co część podziemna się nie rozwija. A u niektórych bylin korzenie potrafią sięgać nawet kilkunastu metrów. To bardzo ważne, bo tak zmagazynowany dwutlenek węgla raczej na pewno nie wróci już do atmosfery, czego nie można powiedzieć w przypadku koszonych regularnie źdźbeł trawy.

Lista grzechów trawnika nie ma końca…

To dla porządku dodajmy jeszcze, że podczas koszenia trawy uwalniane są związki eteryczne szkodliwe dla ludzi. Do tego dochodzi hałas. Wielu badaczy mówi już o nim jako o zanieczyszczeniu – równie groźnym dla naszego zdrowia jak brudne powietrze.

Od czego zacząć zmianę?

Staramy się docierać do jak największej grupy ludzi, budując powszechną świadomość ekologiczną. Czasem naprawdę niewiele trzeba, wystarczy uświadomić problem osobie, która podejmuje odpowiednie decyzje. Na przykład projektantowi autostrady, który jednym zdaniem może zmienić setki kilometrów trawnika w łąkę. Dlatego stworzyliśmy petycję skierowaną do decydentów i zarządców dróg, którą każdy może podpisać, aby zwrócić ich uwagę na tę sprawę.

Przejdźmy do kwestii praktycznych – mam przed domem 100 metrów kwadratowych trawnika i chcę go zmienić w łąkę. Co mam zrobić?

Nasiona można zebrać samemu – wystarczy się przejść w lipcu po łąkach z woreczkiem. Można też kupić gotowe mieszanki w internecie. Ziemię przygotowujemy jak pod trawnik – to znaczy oczyszczamy ją z innych roślin, rozpulchniamy grabiami lub widłami – no i wysiewamy. Łąki wieloletnie najlepiej jesienią, jednoroczne wiosną. Sianie w istniejący trawnik raczej odradzam, bo rośliny dwuliścienne kiełkują wolniej niż trawy, potrzeba im dużo światła, kontaktu z podłożem… W trawie większość zostanie zagłuszona. Trawnik możemy ozdobić kwiatami łąk z sadzonek. Polecam zajrzeć na naszą stronę internetową – mamy tam sporo filmów instruktażowych.

Podlewamy?

Raz, o ile nie spadnie deszcz. Dwa razy w roku kosimy, najlepiej oczywiście kosą. W przeciwieństwie do trawnika nie trzeba dowozić ziemi. A jeżeli już się na to zdecydujemy, to błagam, unikajmy torfu. Torfowiska są wspaniałymi i cennymi ekosystemami, które ludzie regularnie niszczą, żeby mieć pod domem ładne kwiatki. Torfowiska przyrastają w tempie 3 mm na rok, a są bezmyślnie rozkopywane, pakowane do worków i wywożone.

My staramy się zawsze przygotowywać mieszankę pod daną ziemię, a nie na odwrót. To zupełnie inna filozofia niż w przypadku trawnika. Jeśli gleba jest słaba, dobieramy rośliny odporne, które sobie na niej poradzą. Łąkę można założyć wszędzie, gdzie jest gleba i przynajmniej przez pół dnia słońce. Choć mamy też mieszanki lubiące cień.

Kiedy Cię słucham, po raz kolejny dochodzę do wniosku, że mamy w Polsce fatalną edukację przyrodniczą…

Akurat moja mama uczy przyrody w szkole, więc ja odebrałem wspaniałe wykształcenie. Ale mówiąc serio, jest z tym problem. Dlatego pierwszym celem Fundacji było dotarcie z naszym łąkowym pomysłem do jak największej liczby ludzi. Nie zaczynaliśmy od ogromnych projektów, tylko od małych trawników w różnych dzielnicach Warszawy. Wystarczy, że mijasz taki skrawek łąki codziennie w drodze do pracy – to już jest edukacja. Jeszcze sześć lat temu łąka kwietna była hobby garstki zapaleńców. Zależało nam, żeby to zmienić.


Urszula Zajączkowska: Na łące zdradzi cię każdy krok, każde stąpnięcie, ślad po twoim ciele, po twojej wadze wszystkich wnętrzności i wielkości stopy, ten szlak, którym siebie w łące niosłaś, zostanie.


 

Chcieliśmy też, żeby każdy, kto by wpadł na pomysł wysiania łąki, został kompleksowo obsłużony. Bo kto ma więcej niż 15 minut, żeby zgłębić temat? Wszystko musi być proste i kompleksowe. Skala nie ma tu znaczenia. Może to być twój trawnik przed domem, a mogą być hektary nieużytków miejskich. Jeśli chcesz iść do władz gminy – proszę bardzo, dajemy ci do ręki wszystkie argumenty i narzędzia, łącznie z gotowymi wzorami podań. Nas jest garstka, sami niewiele możemy zdziałać, dlatego zależało nam, żeby zainspirować jak najwięcej ludzi do działania.

Skąd wziął się pomysł na Fundację Łąka?

Sześć lat temu powstawał nowy Program Rozwoju Obszarów Wiejskich, w którym obiecywano więcej terenów łąkowych, miedz i bardziej ekologicznego rolnictwa. Chcieliśmy się w to włączyć – niestety, nic z tego nie wyszło. Nie chcieliśmy jednak, żeby nasza praca się zmarnowała, więc założyliśmy Fundację Łąka. Zainspirowaliśmy się Wielką Brytanią, gdzie podobne działania były już wtedy bardzo zaawansowane. Przez pierwsze dwa lata rozpoznawaliśmy teren – spotykaliśmy się z działaczami i urzędnikami, rzucaliśmy hasła i pomysły.

Co zmieniło się w ciągu tych sześciu lat?

Zdecydowanie zwiększyła się świadomość ekologiczna, ale też wiedza o samych łąkach. Nasze pierwsze projekty przechodziły niezauważone. Teraz w internecie trwają zażarte dyskusje na temat łąk kwietnych, pojawiają się setki artykułów, powstały też firmy, które kopiują nasze rozwiązania. Obecnie współpracujemy z 40 miastami. I nawet pandemia nie jest w stanie nas powstrzymać. ©℗


 

Kwietna łąka w mieście? O tym, dlaczego jest dużo lepsza dla ludzi i dla przyrody niż trawnik, o pożytkach i radościach z łąk i o tajemnicach dzikich roślin opowiadają w Podkaście Powszechnym Natalia i Maciej Podyma z Fundacji Łąka


 

MACIEJ PODYMA (ur. 1987), zwany też Panem Łąką, jest specjalistą od zakładania łąk kwietnych, czym zajmuje się od 2014 r. Wychował się w rodzinie botaników i biologów, ukończył biologię na SGGW. Założyciel Fundacji Łąka, której celem jest propagowanie w miastach bioróżnorodnych łąk kwietnych oraz zrównoważonego dbania o zieleń.

Więcej łąkowych porad i inspiracji znajdziecie na: laka.org.pl oraz panilaka.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23-24/2020

Artykuł pochodzi z dodatku „Chwalcie łąki!