Suma małych gestów

Natalia i Maciej Podymowie z Fundacji Łąka: Komponując łąkę kwietną, trzeba trafić na odpowiednią mieszankę. Jeden składnik zmienia całe zbiorowisko.

24.05.2021

Czyta się kilka minut

Natalia i Maciej Podymowie, maj 2021 r. / ADRIAN NORBERT CUPER
Natalia i Maciej Podymowie, maj 2021 r. / ADRIAN NORBERT CUPER

ADAM ROBIŃSKI: Czy polskie magistraty przekonały się do siania łąk kwietnych zamiast pielęgnowania trawników?

NATALIA PODYMA: Faktycznie, miasta coraz częściej cieszą nasze oczy kolorowymi łąkami. To są przede wszystkim rośliny ozdobne, bo większość mieszkańców oczekuje eksplozji barw. Aspekt ekologiczny jest miłym dodatkiem. Bardziej naturalne, dzikie łąki wieloletnie, choć równie kolorowe, nie są jeszcze tak popularne.

Od łąki wymaga się przecież kolorów.

NP: Ale coraz większą rolę grają ekologia i bioróżnorodność. W Wielkiej Brytanii bardzo popularne są ­naturalne­­ łąki wieloletnie, często z trawami. One wymagają większego zaangażowania w pierwszym roku, przede wszystkim comiesięcznego koszenia. I to przy całkowitym braku gratyfikacji w postaci kwiatów, które pojawią się dopiero w kolejnym sezonie. Nie wygląda to zachęcająco dla osób zaczynających przygodę z łąkami, prawda? Dlatego przy komponowaniu mieszanek stawiam na kompromisy. Tworzę dzikie, piękne łąki wieloletnie, ale dodaję do nich nieco kwiatów jednorocznych, często ozdobnych. Tak, by łąka chwytała za serce od początku.

MACIEJ PODYMA: Doceniane są głównie łąki pstrokate, różowe, kolorowe. Z drugiej strony, przez ostatnie pięć lat sytuacja zmieniła się diametralnie. To, że łąki stają się standardem przy wielkich inwestycjach, to jest ogromny sukces, którego się nie spodziewaliśmy. Świadomość tego, czym jest łąka kwietna i jaką odgrywa rolę w mieście, jest dziś o wiele większa niż wtedy, gdy zaczynaliśmy działalność. Nie pytamy już „czy?”, ale „jak?”, „jakie?” i „czemu tak mało?”.

A nie jest tak, że za łąkę wciąż uważa się nieskoszony trawnik?

MP: Jasne, promując łąki kwietne, przetarliśmy też szlaki maksymalnym biofilom, według których wystarczy nie kosić, by było wspaniale. Otóż nie będzie, a na pewno nie wszędzie.

Zapewne chodzi o przedmieścia, które jeszcze niedawno były wsiami, więc glebowy bank nasion ma co nieco w zanadrzu?

MP: Albo przeciwnie, o tereny postindustrialne, gdzie na żyznej ziemi potrafią pojawić się rzadsze rośliny. Tylko że takie działanie jest kiepską wizytówką idei łąk kwietnych. Ludzie otrzymują sygnał, że z łąką wiąże się jakieś zaniedbanie. Jeśli już ktoś decyduje się na niekoszenie, powinien to robić z głową. Dać innym do zrozumienia, że to celowe działanie, np. kosząc jakąś opaskę dookoła. Poza tym to nie jest sposób na uzyskanie łąki jak z obrazka. No, może jedna łąka na dziesięć się uda.

NP: A i tak będzie uboga. Wyrośnie kilka, kilkanaście gatunków roślin. Reszta to trawy. Poza tym takim działaniem pozwalamy rosnąć roślinom inwazyjnym. Miniony rok był obfity w przymiotno, rosło wszędzie. W normalnych warunkach, kiedy pojawia się na trawniku, nie ma nawet okazji zakwitnąć, bo jest od razu koszone. Przymiotno produkuje mnóstwo nasion i jak już kwitnie, to masowo je rozsiewa. Więc w tym roku w miejscach, gdzie było go dużo, będzie go jeszcze więcej.

Które polskie miasto było łąkowym pionierem?

NP: Kraków. Zarząd Zieleni Miejskiej w Krakowie jako pierwszy uwierzył w łąki i zrealizował duży projekt z nimi związany. Najwyraźniej urzędników przycisnął smog. Łąki stały się jednym z narzędzi walki o lepsze powietrze. Teraz na prowadzenie wychodzi Białystok. Śmiało podchodzi do nowych rozwiązań i łączy łąki kwietne z pasiekami, polami słoneczników oraz sadami miejskimi.

Niedawno zakończyliście badania nad antysmogowymi właściwościami łąk. Rozumiem, że argument prozdrowotny jest dla Was kluczowy przy ich promocji?

MP: W naszym duecie Natalia jest od kochania roślin, a ja od ich wykorzystywania.

To te słynne usługi systemowe. Ile dzięki przyrodzie zarabiamy albo oszczędzamy.

MP: Nie lubię tego określenia, bo nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze. Ale tak, chodzi z grubsza o to, co rośliny mimochodem mogą nam dać. A żeby wiedzieć, jak działa jakieś narzędzie, trzeba je dokładnie zbadać. W przypadku łąk kwietnych tych narzędzi jest ponad dwieście, bo tyle mamy w naszej strefie klimatycznej podstawowych roślin łąkowych, z których korzystamy przy opracowywaniu mieszanek nasion. Musimy poznać każdą z osobna, jak działają jedna na drugą oraz w grupie. Przez ostatnie lata skupialiśmy się na ich skuteczności w wyłapywaniu pyłów. To tzw. łąki antysmogowe, smogówki. Celem na parę najbliższych sezonów będą kwestie wiązania dwutlenku węgla i odprowadzania wody do gleby.

Jak działa mechanizm wyłapywania pyłów przez łąkę?

MP: Chmura pyłu zatrzymuje się na roślinie i ważne, by została tam związana jak najdłużej, aż do czasu skoszenia. To koszenie daje łące przewagę nad drzewami i krzewami. Żeby roślina skutecznie wyłapywała pył, musi mieć lepkie i włochate liście. Chociaż, jak pokazały badania, które prowadziliśmy w paru miastach, jeszcze istotniejsze jest to, by roślina miała skomplikowaną strukturę. Nie może być zbyt strzelista. Czasami gładkie liście rekompensowane są pokręconą sylwetką i to już wystarczało, by roślina dobrze wypadła w badaniach. Ale wbrew pozorom, to nie takie proste. Byliśmy na przykład absolutnie pewni, że w topie smogówek znajdzie się dziewanna wielokwiatowa. Do tego stopnia, że aż ją sobie wytatuowałem na ramieniu. Jest włochata, ma lepkie liście.

I co?

MP: I klops, wiele innych gatunków okazało się skuteczniejszych. Taki los naukowca, musi się czasem przyznać do błędu. I zostać z tatuażem.

Zapisałem sobie trzy szczególnie warte zapamiętania gatunki: lepnica rozdęta, bniec biały i koniczyna łąkowa. Co je łączy?

MP: Lepkość. Bniec jest rośliną o dość prostej strukturze, ale w jego przypadku to właśnie lepkie liście decydują o sukcesie. Sam widzisz, że wyniki zaskakują i nie ma jednej niepodważalnej reguły. Potrzeba jeszcze paru sezonów badań, by jednoznacznie potwierdzić nasze spostrzeżenia. A rośliny, które nas zaskoczyły, bo wcześniej były niedoceniane, badać jeszcze intensywniej.

Oprócz dziewanny, zaskoczył Was również mak polny.

NP: W przypadku maku chodzi raczej o jego wymiar kulturowy. Dobrze się kojarzy. Wiejskie lato, pole pszenicy, maki i chabry. Do tego odwołania do historii, bohaterstwa, przelanej krwi. Choć mak nie jest najlepszy w oczyszczaniu powietrza, jest rośliną bogatą w pyłek, który służy owadom zapylającym.

Jak rozumiem, kluczem jest opracowanie odpowiedniej mieszanki. Takiej, która połączy cechy wielu skutecznych roślin.

MP: Od początku naszej pracy staramy się myśleć o łące jako zbiorowisku. Co nam po jednej roślinie, choćby superskutecznej, skoro nie będzie ona w stanie przetrwać na jakimś stanowisku? Przyleci coś i ją zje. Komponując łąkę, musimy połączyć trzy punkty widzenia, trzy potrzeby. Po pierwsze, taki zestaw musi być wytrzymały. Chodzi o to, żeby rośliny przetrwały wszelkie niedogodności i przeżyły sezon. Po drugie, mają być atrakcyjne w oczach mieszkańców miast. Nie mogą się kojarzyć z chabaziami. Trzecia sprawa to pyły i skuteczność ich wyłapywania. To wszystko da się zmaksymalizować i jest to bardzo fajna zabawa, bo wystarczy zmienić jeden lub dwa składniki, by wpłynąć na całe zbiorowisko. Łąka nagle zacznie zachowywać się inaczej, zmieni się wizualnie, pojawią się na niej inne owady.

Samo miejsce też jest zagadką?

NP: Tak, nie wszystko, co jest wymienione w składzie mieszanki, na pewno wyrośnie. Nie wszystko przetrwa. Część roślin pokaże się tylko jednorazowo, a później zanikną, bo siedlisko nie będzie im odpowiadać. Inne rozrosną się ponad miarę. To jest przyroda, nie mamy na nią pełnego wpływu.


Marcin Żyła: Podobno Douglas Adams wymyślił „Autostopem przez Galaktykę” leżąc na łące gdzieś pod Innsbruckiem. My leżąc na naszej i gapiąc się na chmury opowiadaliśmy, co sobie wyobrażamy.


 

MP: Jakiś wpływ mamy, ale częściowy. Musimy się liczyć z kaprysami natury. Jak robisz trawnik, to przystosowujesz do niego ziemię. Odpowiednio ją nawozisz i w efekcie w każdym miejscu na ziemi dostajesz ten sam efekt. Przy zakładaniu łąki rozumowanie jest odwrotne. Przystosowujesz mieszankę, a nie miejsce, w którym ma się ona pojawić. Jeśli dane siedlisko to piach, nigdy nie powiemy właścicielowi, żeby nawiózł tam torf i zasiał łąkę wymagającą żyznego podłoża. To nie ma najmniejszego sensu. Z kolei na żyznej glebie nie powinno się zakładać łąki pod suchy teren. Zapoznanie się z miejscem to zawsze punkt wyjścia przy dobieraniu nasion do mieszanki.

Nie boicie się, że po publikacji wyników Waszych badań ktoś wpadnie na pomysł sadzenia tylko bnieca lub lepnicy? Superroślin antysmogowych?

NP: Jeśli wysiejemy tylko jeden gatunek, w pierwszym roku prawie nic on nie zdziała. Będzie po prostu zielono. Bniec w pierwszym sezonie to taka nanoroślinka, rozeta liści rosnących przy samej ziemi. W kolejnym roku zakwitnie, ale tylko na trzy tygodnie i zostaną suche badyle. Po co komu łąka, która funkcjonuje tylko przez trzy tygodnie? Poza tym nie zapominajmy, że różnorodność kwiatów to również różnorodność innego życia – nad i pod ziemią. Co miałyby owady z takiego bnieca? I to tylko niektóre owady, bo ta roślina jest zapylana przez nocne motyle.

MP: Każda monokultura ma mniejsze szanse na przeżycie niż różnorodne zbiorowisko. Będzie nieustannie zagrożona. Kiedy projektujesz łąkę, musisz zadbać o to, by każda roślina miała swoje zastępstwo. W efekcie jeśli coś jej się stanie, np. przyleci owad i ją zeżre, to na tym samym piętrze będzie kwitło coś innego i nigdy nie będzie pusto. Staramy się dbać, by poszczególne gatunki na siebie zachodziły, zaczynały kwitnąć jeszcze zanim przestaną kwitnąć poprzednie.

Łąka ma wyrastać pod koniec kwietnia, w maju jest najfajniej – istne szaleństwo – w czerwcu następuje ­przełamanie, wtedy kosimy, a łąka zaczyna kwitnąć od nowa. Ta bioróżnorodność daje nam dużą odporność i pozwala spełnić dwa z trzech wymogów, o których mówiliśmy wcześniej: łąka przetrwa i przez długi czas będzie efektownie wyglądać.

Jak długo powinna trwać?

NP: Kwiecień to czas raczej bez kwiatów. Te pojawiają się w maju. Na to, jak długo z nami zostaną, duży wpływ mają temperatura i opady. W ubiegłym roku jeszcze w późnym październiku na naszej jednorocznej łące oglądaliśmy kosmosy. Moment kwitnienia był bardzo długi. Zresztą ten październik nie jest rzadkością, to się często zdarza.

MP: Ale pamiętajmy, że gdy mówimy o łące antysmogowej, to wcale nie mamy na myśli kwiatostanów, tylko ogólny pokrój rośliny. Białostockie łąki kosiliśmy w zeszłym roku w połowie lipca, dość późno. W październiku nadawały się do ponownego koszenia, wyrosły na kolejne pół metra. Ten drugi sezon w roku trafia się właściwie zawsze, choć nie jest tak intensywny jak pierwszy. I tylko przez krótki czas zaraz po koszeniu łąka wygląda niepozornie, jak zwykły trawnik.

A jak radzi sobie z suszą? Wypalone słońcem placki, które nijak nie przypominają choćby trawnika, to w ostatnich czasach wizytówka lata w mieście.

MP: Rośliny łąkowe mają bardzo rozbudowany, głęboki system korzeniowy. Mogą korzystać z wody, która spadła parę tygodni wcześniej. Poza tym lepiej odprowadzają wodę opadową. Po intensywnym deszczu na łące nigdy nie będą stały kałuże, jak to ma miejsce w przypadku trawników, które się zamieniają w bajora. To wszystko bardzo cieszy włodarzy miast – woda, która zostaje w glebie, nie spływa potem do kanalizacji. W tym roku będziemy badać intensywność tych procesów.

Jak?

MP: Prosty eksperyment: bierzemy metr kwadratowy łąki i taki sam kawałek trawnika, nalewamy na nie bardzo dużo wody i obserwujemy, co się z nią dzieje. Jesteśmy pewni, że na łące woda zniknie o wiele szybciej. Ale w jakim tempie? Które rośliny będą sobie z tym radzić lepiej, a które gorzej? To się okaże. Bo to, że kwiaty łąkowe nie mają ­problemu z suszą, już wiemy. Łąk wieloletnich nawet nie musimy podlewać i nijak nie wpływa to na ich wygląd. Pilnować trzeba tylko jednej rzeczy: żeby nie przeciągać momentu koszenia, bo zrobią się chaszcze i ludzie podniosą raban, że miasto się zapuszcza.

Wspominaliście też o kwestii dwutlenku węgla.

MP: I to chyba będzie dla sympatyków łąk najważniejszy argument za ich zakładaniem.

Łąki mają przed sobą wspaniałą przyszłość w sekwestracji dwutlenku węgla. Z uwagi, po pierwsze, na ilość wchłanianych gazów, po drugie – na fakt, że są one wiązane w glebie, pod ziemią, a nie w pniu, jak w przypadku drzew, które zaraz potem mogą przecież spłonąć czy zostać ścięte i przerobione na opał. Dwutlenek węgla magazynowany przez łąkę zostaje tam, gdzie powinien, czyli pod ziemią.


Czytaj także: Znakujemy, liczymy, obserwujemy motyle. Nawet gdy wieczorami jemy kolację w ogrodzie, zerkamy na kwiaty, czy jakaś ćma też nie ucztuje. Wtedy odbiegamy od stołu i fotografujemy.


 

O roli torfowisk i terenów podmokłych naukowcy mówią od lat. Trzeba je chronić i renaturyzować, bo są wspaniałym magazynem dwutlenku węgla. Na łąki do tej pory nie zwracało się uwagi. Więc równolegle do przygotowywania mieszanek antysmogowych pracujemy nad taką, która byłaby najlepsza w radzeniu sobie z dwutlenkiem węgla. To może być przydatne narzędzie dla firm, które chciałyby niwelować swój ślad węglowy. Z wisienką na torcie w postaci zasilania bioróżnorodności.

Argument estetyczny schodzi na drugi plan?

NP: W rozmowach z samorządowcami uroda łąki wciąż jest istotna, bo jej właśnie oczekują mieszkańcy. Ale jakby spojrzeć na temat całościowo i zebrać tę argumentację, to okaże się, że kluczowy nie jest któryś z konkretnych aspektów łąki – estetyka, ekonomia czy wpływ na środowisko – ale cały ich pakiet. Do jednych bardziej przemawiać będzie sekwestracja CO2, dla innych liczyć się będą antysmogówki. Miasta cieszą się, że oszczędzają na koszeniu i podlewaniu, a dodatkowo ulice robią się ładniejsze.

MP: Ale tak naprawdę największy krok jeszcze przed nami. Musimy zakończyć etap, w którym łąka jest czymś na kształt mody, odpowiedzi na ekologiczne zainteresowania mieszkańców. Sprawą wizerunkową. Nam chodzi o kompletną zmianę podejścia. Planowanie na dekadę do przodu, na przykład tego, żeby połowa miejskich trawników stała się łąkami. To muszą być rozwiązania systemowe. W erze Europejskiego Zielonego Ładu, który wymaga również od miast, by się bilansowały, nie uciekniemy od takich rozwiązań.

Łąka jako element strategii na rzecz ratowania bioróżnorodności?

NP: Chodzi o to, żeby zawierać kompromisy z potrzebami natury. Jeśli nie mamy działki albo ogródka, zasiejmy łąkę choćby na balkonie. Tam też przyda się owadom.

MP: Ochrona ścisła, a więc taka, która zakłada brak jakiejkolwiek ingerencji człowieka, to bardzo romantyczne podejście do tematu. Jasne, trzeba zakładać nowe parki narodowe, chronić duże obszary, ale jeszcze więcej uzyskamy wówczas, gdy kosiarki wyjadą na pobocza autostrad o ten jeden raz mniej. To zupełnie inna skala działania.

Chodzi o sumę małych gestów?

MP: Walka o klimat odbywa się w mieście i każdy metr kwadratowy ma znaczenie. I – co jeszcze ważniejsze – nie każdy może chronić borsuki w środku lasu, ale każdy jest w stanie wysiać kwiaty. Każdy z nas ma moc sprawczą. ©

NATALIA i MACIEJ PODYMOWIE – założyciele Fundacji Łąka, której celem jest propagowanie w miastach bioróżnorodnych łąk kwietnych oraz zrównoważonego dbania o zieleń.


Czytaj pozostałe teksty dodatku łąkowego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i pisarz, wychowanek „Życia Warszawy”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Opublikował książki „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” oraz „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Otrzymał kilka nagród… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2021