Bal cukrowych krętaczy

Pięćdziesiąt jeden kilogramów. Tyle cukru wchłonął w 2018 r. przeciętny Polak – w zeszłym roku zapewne było to jeszcze więcej, bo historyczne dane GUS pokazują niezmienny trend wzrostowy.

03.02.2020

Czyta się kilka minut

 / ROMAN IVASCHENKO / ADOBE STOCK
/ ROMAN IVASCHENKO / ADOBE STOCK

Próbowaliście kiedyś zarzucić sobie na grzbiet taki worek czegokolwiek i ustać prosto? W czasach, kiedy byłem na tyle krzepki, aby dorabiać jako parobek w gospodarstwie na mglistej nizinie padańskiej, nasz zarządca, człowiek, jak to się powiada, z przedwojennej gliny, lubił się pośmiać patrząc, jak stękamy przerzucając o połowę lżejsze worki kukurydzy. Wypominał nam, że kiedyś na festynach kawaler nie miał co podbijać do panien, jeśli wcześniej nie pokazał się w gonitwie dookoła dzwonnicy z półkwintalowym workiem ziarna na plecach.

My cukier dawkujemy sobie łyżeczką, więc nie grozi nam, że trafimy na ortopedię ze zwichniętym barkiem, ale prędzej niż później na własne życzenie trafimy do diabetologa i chirurga (żeby nam odpiłował cukrzycowe stopy) albo w najlepszym razie dietetyka i terapeuty uzależnień. Czasami kiedy czytam opisy mechanizmów zniewolenia umysłu i emocji, jakie stoją za przyjmowaniem zakazanych substancji narkotycznych, nie mogę się opędzić od skojarzenia, że wszystkie te igraszki z ośrodkami nagrody w mózgu każdy z nas – prawych obywateli, którzy o kokainie wiedzą tylko tyle, ile wyczytali w książkach Roberta Saviano, a o marihuanie jedynie to, że jest z konopi – ćwiczy codziennie i z każdym rokiem na coraz wyższym poziomie, jedząc wszechobecny cukier.

Albowiem z tych pięćdziesięciu kilo tylko około jednej piątej pochodzi z białego lub brązowego kryształu, który świadomie wsypujemy do herbaty albo masy na ciasto. Reszta jest w prawie wszystkim, co wytwarza przemysł spożywczy, bo cukier, czy raczej jeszcze tańszy syrop glukozowo-fruktozowy z kukurydzy, jest najprostszym poprawiaczem smaku.

Najbardziej podłym z tych podstępów jest słodzenie napojów – nie tylko tych w typie coli, ale i tych nominalnie owocowych. Przesterowanie ich w stronę słodyczy służy tylko temu, żeby się producentom interes bardziej opłacił. Niektóre z owoców są naturalnie bardzo słodkie, ale tylko wtedy, kiedy zdążą dojrzeć i są w dobrym gatunku, a żaden fabrykant na to sobie nie pozwoli, żeby brać z rynku tylko pierwszorzędny surowiec. I to właśnie producenci soków zasłużyli w tym karnawale na kotylion króla Balu Krętaczy. W swoich protestacjach przeciw szykowanemu nowemu podatkowi od cukru w napojach twierdzą, że uderzy on głównie w sadowników, tak jakby to oni zarabiali najwięcej na produkcji cieczy, która sad widziała tylko z daleka przez brudną lornetkę.

Najsensowniej byłoby gasić pragnienie wodą albo naparem z herbaty czy ziół, a owoce, owszem, spożywać w dużej ilości, lecz tak jak je Bóg stworzył, ewentualnie przerobione termicznie w domu, bez zbędnego cukru. Szklanka wody i surowe jabłko zamiast kartonu nektaru – to brzmi jak groźna kontestacja systemu. Albo gruszka podgrzana krótko z miodem i garść daktyli, kiedy nasz organizm, co się przecież zdarza, alarmuje, że po jakimś wysiłku trzeba mu strzału glukozy.

Projekt polskiego sugar tax właśnie wychodzi z rządowej fazy przygotowań. Po drodze obniżono już stawkę od litra (i utrącono projektowany przy okazji podatek od reklam suplementów diety w mediach, ale to całkiem osobna plaga i zajmiemy się nią kiedy indziej). Teraz jeszcze w sejmowych trybach może się wiele zmienić, lobbyści będą jojczeć w imię naszego dobra. W tym nasza nadzieja, że premier Morawiecki cholernie potrzebuje dwóch miliardów, jakie miałyby wpłynąć, gdyby udało się od kwietnia podatek wprowadzić. Zapewne tylko przypadkiem i przy okazji, ale jest na drodze do zrobienia czegoś dobrego. Pilnujcie zatem waszych posłów. To równie ważne, jak walka o ustrój i miejsce sądów w systemie.

Mieczysław Broniewski, potentat cukrowniczy międzywojnia, dał zarobić Wańkowiczowi za wymyślenie hasła „cukier krzepi”, za co mu chwała, bo literata nakarmić to zbożny uczynek w każdej epoce i okolicznościach. Poza tym jednak swoje miliony pakował w zbiory efektownej artystycznej tandety – miał w kolekcji m.in. obraz Styki, o którym piszemy na początku tego numeru, a także różnych Siemiradzkich i Czachórskich. Nietrudno sobie wyobrazić dzisiejszy odpowiednik tego kiczu. Niech prezesi firm spożywczych kupują go sobie nie za nasze pieniądze. ©℗

Nasz rynek na szczęście ma spore nisze z sokami, które naprawdę są owocowe – to znaczy tłoczone wprost z owoców, szczególnie jabłek, sprzedawane na ogół w pięciolitrowych workach z kranikiem. Robię z nich grzańca – z goździkami, korą cynamonu, zielem angielskim, skórką cytrynową i ewentualnie odrobiną miodu, jeśli robię dla dzieci – a jeśli to piją dorośli, dodaję pod koniec trochę białego wina. Albo taki długo podgrzany (ale bez zagotowania) z przyprawami i trochę odparowany sok można zamienić w pyszną galaretkę, dodając żelatyny i rozlewając do wystudzenia w płaskim naczyniu. Natomiast występująca pod skórką jabłka pektyna tworzy smakowitą cienką warstwę naturalnej galaretki, jeśli upieczemy jabłka, bo w trakcie pieczenia wydostaje się na brytfankę trochę soku, który potem tężeje. Najlepiej do tego nadają się jabłka odmiany cortland (zachowują dobrze formę, mimo że miękną). Po ścięciu „czapeczki” wydłubujemy nożykiem szypułkę, wkładamy do zagłębienia goździka, kawałek cynamonu i parę kropel miodu, przykrywamy, pieczemy w 150 stopniach, aż mocno spuchną i zaczną pękać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2020