Wojna w Ukrainie. Zarzut: kolaboracja

Kolejni Ukraińcy słyszą przed sądem oskarżenie, że działali na rzecz rosyjskich władz okupacyjnych. W wielu przypadkach trudno orzec, czy robili to z własnej woli.
z Charkowa i Iziumu

07.05.2023

Czyta się kilka minut

Ołeksandr Tkaczenko pokazuje synowi Witalijowi, że jest ładnie ogolony. To jeden z nielicznych uśmiechów, który wymienili na sali sądowej. 13 kwietnia 2023 r.   / PAWEŁ PIENIĄŻEK
Ołeksandr Tkaczenko pokazuje synowi Witalijowi, że jest ładnie ogolony. To jeden z nielicznych uśmiechów, który wymienili na sali sądowej. 13 kwietnia 2023 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK

Ołena Tkaczenko zobaczyła syna po raz pierwszy od siedmiu miesięcy. Na jej twarzy mieszały się wzruszenie, zagubienie i strach.

Podczas przerwy małą salę sądową opuścili sędzia, prokurator i znudzona protokolantka, która wcześniej przez większość posiedzenia grzebała w telefonie. Na sali zostali adwokatka, Ołena i Ołeksandr Tkaczenkowie, a za szybą z pleksiglasu i kratami ich syn, 40-letni Witalij, pod nadzorem dwóch konwojentów. Krótko ostrzyżony i małomówny, wydawał się spokojny.

Rodzice i syn patrzyli na siebie, nie wiedząc, czy mogą się do siebie odezwać. Ołeksandr pogładził twarz, by dać znać Witalijowi, że jest ładnie ogolony. Ten, jak przebudzony z letargu, powtórzył gest ojca i się uśmiechnął. Wreszcie zdobyli się na krótką wymianę.

– Masz co jeść? – zapytała Ołena.

– Tak.

– Jesteś zdrowy? – zapytał Ołeksandr.

– Tak.

Niepewni, czy mogą rozmawiać, przytłoczeni sytuacją, zamilkli.

Okupacyjny policjant

Choć nie było to pierwsze posiedzenie sądu w sprawie Witalija, 62-letnia Ołena nie była na wcześniejszych. Rodzina bała się, że matka nie wytrzyma widoku syna za kratami.


SZEREGOWIEC CHOWLES: ROSYJSKA ELITA W OKOPACH

Czy naprawdę Nikołaj Pieskow vel Chowles, syn rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa, trafił na front w Donbasie? I jak to jest z elitami – walczą czy nie walczą? >>>>


Ołena nie mogła zobaczyć Witalija od momentu, gdy we wrześniu 2022 r. – po odzyskaniu przez wojsko ukraińskie miasta Izium w obwodzie charkowskim – go aresztowano. Służba więzienna nie dawała zgody na widzenie. Raz tylko przez chwilę porozmawiała z Witalijem, gdy adwokatka dała mu telefon z włączoną wideorozmową.

Nie chciała już dłużej zwlekać. Choć od aresztowania Witalija minęło siedem miesięcy, proces dopiero się zaczyna i może trwać długo. Oskarżenie jest poważne: artykuł 111, działalność kolaboracyjna.

Nie wiadomo, ilu obywateli Ukrainy usłyszało ten zarzut od początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę, ale regularnie wszczynane są kolejne sprawy.

Witalijowi, który służył w policji stworzonej przez władze okupacyjne, grozi za to od 12 do 15 lat więzienia. Prokurator twierdzi, że zrobił to z własnej woli. ­Adwokatka, że został zmuszony.

Bomby lecą na Izium

Gdy 24 lutego 2022 r. rosyjska armia zaatakowała całą Ukrainę, jednym z celów ofensywy był obwód charkowski. Rosjanie zmierzali w stronę miasta Izium, gdzie mieszkało 36 tys. osób. Izium, przez który biegnie droga z Charkowa na wschód, to wrota do Donbasu od północy, a to właśnie Donbas Rosjanie chcieli zająć w pierwszej kolejności.

Wcześniej, gdy wiosną 2014 r. Rosja zaczęła wojnę w Donbasie, Izium był dla sił ukraińskich ważnym ośrodkiem na zapleczu frontu. Teraz sytuacja miała się odwrócić – to Rosjanie planowali, aby z tego miasta wyprowadzić ofensywę na oddalony o niecałe 50 km Słowiańsk, jedno z głównych miast obwodu donieckiego.

Niedługo po 24 lutego zakład, w którym Witalij Tkaczenko pracował jako pomocnik wiertacza, wstrzymał działalność. Czwartego dnia inwazji na Izium spadły pierwsze pociski.

Inny mieszkaniec, około 50-letni szkolny elektryk Anatolij (prosił, by zmie- nić jego imię i nie podawać nazwiska), jeszcze 28 lutego poszedł do pracy. Wezwano go, by w jednej z piwnic podłączył prąd i zamontował kontakty. Ludzie na gwałt oporządzali piwnice, w których chcieli kryć się przed ostrzałem. Wcześniej mało kto traktował takie przygotowania na serio.

W piwnicy gromadzili się ludzie. Było ich kilkudziesięciu, trudno było ich zliczyć. Ciągle ktoś to wchodził, to wychodził. Najbardziej zapobiegliwi znosili już ze sobą pościel.

Kiedy Anatolij skończył pracę w piwnicy i wracał do szkoły, po raz pierwszy od czasu, gdy służył w Afganistanie w latach 80. XX w., przypomniał sobie, czym jest wojna. Rosyjskie samoloty bombardowały okolicę i odłamek przeleciał nad autem Anatolija. – Drugi raz pod coś takiego nie chce się wpaść – wspomina dzisiaj.

Tragedia miasta

Był to przedsmak tego, co spotkało Izium. I samego Anatolija. Według danych ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego na miasto zrzucono co najmniej 476 bomb lotniczych. Rosyjskie samoloty na tym odcinku praktycznie nie napotykały oporu, więc prowadziły naloty bezkarnie. Do najtragiczniejszego w skutkach doszło 9 marca, gdy bomba spadła na czteropiętrowy budynek i całkowicie go zrujnowała. Ukrywający się w piwnicy ludzie zostali przywaleni gruzami. Zginęło 51 osób, sami cywile.

– Nawet 24 lutego, gdy już wiedzieliśmy, że to wojna na całego, nie myśleliśmy, że na głowy posypią nam się bomby. Myśleliśmy, że wszystko będzie toczyło się w mniej lub bardziej cywilizowany sposób – mówi Wołodymyr Macokin, zastępca mera Iziumu.

Miasto opuściły jego władze, zniknęła też policja. Jedynie żołnierze, głównie ci z obrony terytorialnej, zajmowali posterunki w mieście i wokół. Ewakuacja mieszkańców była prowadzona chaotycznie i na ograniczoną skalę, przede wszystkim z powodu nieustających walk i kruchych porozumień co do „zielonych korytarzy”.

Macokin podkreśla, że nie jest to odpowiedzialność władz Iziumu, ale robili, co mogli, by jak najwięcej ludzi wyjechało z miasta. Brak systemów ostrzegania, problemy z łącznością i prądem powodowały, że nawet jeśli autobusy ewakuacyjne przyjeżdżały do miasta, mało kto o nich wiedział.

– Ewakuacja to tragiczna historia dla Iziumu, bo należytej nie było – mówi Macokin.

Z mostów na rzece Doniec, nad którą leży miasto, ostał się jeden i to dla pieszych (też kilka razy oberwał, ale stał). Z każdym dniem coraz trudniej było się wydostać, mieszkańcy w północnej części Iziumu zostali odcięci. Niektórzy przedzierali się przez okoliczne lasy, ale te były pełne min. Nie każdy był gotowy na takie ryzyko.

Dwa tysiące ofiar

Po tym, jak w połowie marca spłonął budynek, w którym mieszkał, Witalij Tkaczenko zatrzymał się tymczasowo u byłej żony, wraz z ich wówczas 10-letnim synem i jej obecnym partnerem Pawłem. Niedługo potem po ciężkich walkach Izium został zajęty przez rosyjskie wojska. Rosjanie wkrótce powołali władze okupacyjne, złożone z lokalnych mieszkańców. Zaczęli zaprowadzać nowe porządki.


OSTATNI DZIENNIKARZE Z MARIUPOLA

Fotografia pokazująca dramat mieszkańców oblężonego przez Rosjan miasta nad Morzem Azowskim została zdjęciem roku 2022 w konkursie World Press Photo >>>>


Witalij i Pawło dostali propozycję dołączenia do grupy ochotniczej, w strukturze podległej rosyjskiemu Ministerstwu Spraw Nadzwyczajnych. Grupa zajmowała się ekshumacją pochowanych pospiesznie zwłok.

Kolejnego dnia stawili się w umówionym miejscu – koło mostu dla pieszych. Zebrało się ich piętnastu. Nie otrzymali żadnej odzieży ochronnej, nawet rękawic (potem przez cały czas trwania tej pracy dwa razy dostali środki higieny osobistej). Jako wynagrodzenie mieli dostawać jedzenie: kilka puszek tuszonki, konserwy rybne, sól, cukier i makaron lub kaszę gryczaną. Witalij miał dzielić otrzymywane jedzenie z synem i rodzicami.

Grupa ochotnicza pracowała codziennie od ósmej do popołudnia. Rano czekali koło pieszego mostu na mieszkańców, którzy zgłaszali, gdzie znajdują się zwłoki. To właśnie oni wygrzebywali ciała spod gruzów czteropiętrowego budynku.

Według danych władz Iziumu, które przytacza Macokin, wojna zabrała do 2 tys. mieszkańców. – Uwzględniam również tych, którzy po prostu zmarli, bo nie została im udzielona pomoc medyczna na czas ani nie otrzymali leków, które wydawano im za Ukrainy. To ci z przewlekłymi chorobami, jak cukrzyca, albo z rakiem – wyjaśnia Macokin.

Podczas walk nie było mowy o regularnych pogrzebach. Rosła liczba mogił na podwórkach domów. Tylko koło domu Ołeny Tkaczenko zakopane były trzy osoby. W tym kobieta, która była akurat w ogrodzie, gdy spadł pocisk. Tam też ją zakopali. Dwóch innych raniło, kiedy szli obok ulicą, i wykrwawili się od ran odłamkowych, nim ktoś zdążył im pomóc.

Ciała trzeba było zabierać z płytkich mogił, bo wydzielający się trupi jad stanowił zagrożenie dla otoczenia. Grupa Witalija wykopywała więc ciała, a grupa Pawła zakopywała je przy miejscowym cmentarzu.

Praca dla Witalija była ciężka. Skarżył się matce, że trudno mu wytrzymać. Codziennie wykopywali kolejne ciała. Widok bywał straszny. Okaleczone, porozrywane, niedające się skompletować. Mówił matce, że nie może zasnąć bez wódki. Pawłowi miał powiedzieć, że nie chce więcej wykonywać tej pracy.

Pod przymusem…

Nie wiadomo, skąd Rosjanie dowiedzieli się, że Witalij służył w ukraińskiej armii w Donbasie po roku 2014 (został zwolniony z powodu kryzysu psychicznego). Albo ktoś doniósł, albo znaleźli dokumenty. On przezornie spalił książeczkę wojskową, nim Rosjanie się nim zainteresowali. Widział, jak wyglądały ciała ­zabitych ukraińskich żołnierzy (część ciał, które po wyzwoleniu znaleziono pochowane w pobliżu cmentarza, miała związane ręce, ślady tortur; w jednym przypadku znaleziono grób z ciałami 17 żołnierzy).

Pod koniec kwietnia 2022 r. trzech wojskowych przeszukało mieszkanie byłej teściowej Witalija. Powiedzieli, że ktoś ich poinformował, iż Tkaczenko to były wojskowy. Odeszli z niczym.

Na początku czerwca Witalij jechał wraz ze swoją grupą autobusem. Nagle zajechał im drogę samochód. Wysiadł wojskowy, którego Witalij widział podczas kwietniowego przeszukania. Zapytał, który to Tkaczenko. Kazał mu wsiąść do auta, gdzie siedzieli jeszcze dwaj mężczyźni w mundurach, i odjechali. Gdy Pawło się o tym dowiedział od członków grupy Witalija, próbował go szukać. Bezskutecznie. Zobaczył go dopiero w domu. Witalij wyglądał na przerażonego. Wyszli do altany i tam Witalij wyjaśnił Pawłowi, że Rosjanie zwrócili na niego uwagę, bo był w armii. Mówił, że wozili go po mieście i grozili, że go zabiją, jeśli nie pójdzie na współpracę.

Paweł opowiada dziś, że mniej więcej po tygodniu ci sami mężczyźni przyszli do jego domu do Witalija. Rozmawiali z nim na ulicy. Miało to wyglądać tak, że jeden z nich przeładował karabin, a drugi rzucił Witalijowi granat do rąk (na szczęście granat miał zawleczkę). Mężczyźni mieli powiedzieć, aby Witalij nie nadwyrężał ich cierpliwości, bo sięgną po „odpowiednie środki”.

Następnego dnia w pracy Witalij poszedł zjeść do autobusu. Gdy koledzy weszli do środka, nie było go, została tylko torba z dokumentami i rower. Pawło jeździł po mieście szukając Witalija, znów bez skutku. Wieczorem pod jego dom miało podjechać auto rosyjskiej żandarmerii. Pawło zobaczył dwóch wojskowych i zastępcę mianowanego przez Rosjan mera, Hliba Tkaczenkę (zbieżność nazwisk przypadkowa). Wojskowi mieli wyprowadzić Witalija ze związanymi rękami, a Hlib Tkaczenko miał powiedzieć, że odtąd zatrzymany będzie pracować w policji. Witalij powiedział byłej żonie i Pawłowi, że zabrali go do komendantury wojskowej, gdzie wsadzili go na pół dnia do klatki. Strzelali mu nad głową i między nogami. Wtedy Hlib Tkaczenko miał przyjść do Witalija i powiedzieć, że zostało mu jedno wyjście: pracować w policji.

...czy dobrowolnie?

Taką wersję, opisaną powyżej, przedstawia dziś oskarżony, jego adwokatka i zeznający na jego korzyść świadkowie. Śledczy i prokuratura twierdzą natomiast, że Witalij Tkaczenko podjął się współpracy dobrowolnie. Ich opowieść zaczyna się mniej więcej od tego momentu, w którym ją przed chwilą przerwaliśmy.

Następnego dnia Witalij poszedł do budynku policji i zgłosił się do pracy w tej służbie. Został przyjęty na posadę policjanta dochodzeniowo-śledczego w dziale bezpieczeństwa ekonomicznego. Nie otrzymał munduru ani broni, jedynie legitymację; w pracy chodził po prostu w koszuli i dżinsach.


UKRAIŃSKA KONTROFENSYWA: ODLICZANIE DO D-DAY

Patrząc na ostatnie kilkanaście dni, trudno wskazać moment, gdy można by powiedzieć: zaczęło się! Jedno jest pewne: dynamika wojny się zmienia >>>>


Zajmował się zbieraniem zeznań, przyjmowaniem wniosków i wyjazdami z grupą na miejsce wydarzeń, które zazwyczaj wiązały się ze znalezionymi ciałami cywilów. Z dokumentów, które pozostawili Rosjanie, wynika, że sprawy, którymi zajmował się Witalij, to m.in.: zatrzymanie podejrzanych o posiadanie narkotyków i kradzież metalu, przejmowanie broni myśliwskiej od osób, które ją posiadały, zabezpieczenie amunicji znalezionej koło garażu, a także liczne przesłuchania. Do końca sierpnia 2022 r. miał pracować w zamian za jedzenie. Następnie otrzymał 30 tys. rubli (niecałe 1600 zł).

To była jego pierwsza i ostatnia wypłata.

Worek na głowę

Na początku września ukraińska armia rozpoczęła kontrofensywę na okupowaną część obwodu charkowskiego. Niespodziewający się ataku Rosjanie wycofywali się w popłochu, zostawiając za sobą mnóstwo sprzętu wojskowego. Do Rosji uciekli niemal wszyscy związani z władzami okupacyjnymi, jak choćby tymczasowy zastępca mera Iziumu. Witalij został, choć – jak dziś twierdzi – mógł również uciec.

– Nigdy nie chciałem jechać do Rosji. Zawsze byłem patriotą mojego miasta Iziumu – przyznaje na sali sądowej.

10 września nad Iziumem znowu wisiała niebiesko-żółta flaga. Ołena twierdzi, że już następnego dnia ukraińska policja zabrała jej syna po raz pierwszy. Podobno był jednak tak pijany, że nie mógł mówić, więc odwieźli go do domu. Nazajutrz Ołeksandr miał urodziny. Ale Witalij się nie pokazywał. Od jakiegoś czasu mieszkał w domu byłej teściowej, więc ojciec postanowił sprawdzić, co u niego. Witalij siedział sam, był przygnębiony.

– Co się dzieje? – zapytał Ołeksandr.

– Tato, nie wiem, co robić. Zaraz się dowiedzą, że służyłem w policji.

– Służyłeś, ale czy zrobiłeś coś bezprawnego? Torturowałeś? Zabijałeś?

– Nie, tato, przecież wiesz…

– A wiesz, jaki dzisiaj jest dzień?

– O rany, tato, wszystkiego najlepszego! – wydusił z siebie Witalij.

Jeszcze chwilę porozmawiali i Ołeksandr wrócił do domu.

Później Witalij miał pójść do domu swojej byłej żony i Pawła. Ale nie było ich tam. Gdy wracał, zatrzymał się koło niego samochód, a w nim dwóch policjantów i dwóch żołnierzy. Zapytali, czy pracował w policji. Kazali mu wsiąść. Miał przejść tzw. filtrację – sprawdzenie, czy nie działał na rzecz Rosji. Dojechali do pieszego mostu, założyli mu worek na głowę, skuli ręce i przekazali go dalej. Pawło został zatrzymany tego samego dnia.

Policjanci mieli uderzyć Witalija kolbą w głowę, zakleić mu oczy i ręce skoczem, kopać, skakać mu po plecach, a następnie fotografować się z nim.

Przez kilka dni rodzina nie wiedziała, co się z nim dzieje (o warunkach, w jakich miał przebywać Witalij, dowiedzieli się później od Pawła, który został wypuszczony na wolność).

W aktach jednak widnieje inna data zatrzymania: nie 12 września, lecz dopiero 23 września.

Niech dochodzenie ustali

Po tym, jak ukraińska armia wyzwoliła Izium, oskarżenia o współpracę z Rosjanami padały na lewo i prawo. Bywało, że oskarżali się nawzajem sąsiedzi. Wciąż wszczynane są kolejne sprawy. Poza tym wielu mieszkańców wydaje wyroki na własną rękę.

Dla przełożonego elektryk Anatolij stał się teraz wrogiem numer jeden. Nawet mu „dzień dobry” nie mówi, jak się miną przypadkiem na ulicy. To dlatego, że w trakcie okupacji Anatolij sprzątał w szkole, którą zarządzali wówczas Rosjanie. Dostawał za to prowiant. Twierdzi, że robił to przede wszystkim dlatego, by czymś się zająć i choć na chwilę przestać myśleć o wojnie. Mówi, że nie chciał kolejny raz sobie przypominać, jak trafił pod taki ostrzał, że aż z uszu leciała mu krew i przez kilka dni nie był w stanie nic jeść. W każdym razie po tym, jak ukraińskie państwo wróciło do Iziumu, Anatolijowi dano do zrozumienia, że w szkole nie ma już czego szukać (szkoła zresztą na razie nie działa).

Zastępca mera Wołodymyr Macokin zapewnia jednak, że w takich wypadkach, gdy placówki zaczną znów działać, Anatolij będzie mógł wrócić do pracy. Chyba że nastąpią zwolnienia, ale jeśli tak, to tylko zgodnie z prawem. Dodaje, że trudno mu się z tym pogodzić. – Jeśli stróż pilnował szkoły, nie jest to kolaboracja, chociaż dla mnie to coś bardzo nieprzyjemnego – mówi Macokin.

Nie daje wiary tym, którzy twierdzą, że nie mieli wyjścia.

– Niech dochodzenie ustali, kto kogo zmusił. Przymus nie jest działaniem podlegającym odpowiedzialności karnej. Dlatego jeśli był przymus, to trzeba o tym mówić – dodaje Macokin.

 



Po tym, jak Witalij spędził siedem miesięcy w areszcie, jego proces dopiero się rozpoczyna. Sąd nie zgadza się na wypuszczenie go za kaucją.

Prokuratura, która jest przeciwna kaucji, argumentuje, że oskarżony powinien pozostać w areszcie, bo gdyby został zwolniony, łatwo mógłby uciec do Rosji – granica nie jest daleko. Ponadto mógłby wpływać na świadków, którzy mieszkają w tym samym mieście.

Dlatego Ołena na razie będzie widywać syna tylko na sali sądowej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Zarzut: kolaboracja