Tajemnica naszego sukcesu

Oto raport specjalisty przysłanego przez międzynarodowe instytucje finansowe dla zbadania źródeł polskiego sukcesu gospodarczego.

28.12.2009

Czyta się kilka minut

Marcin Wicha, Tajemnice naszego sukcesu /
Marcin Wicha, Tajemnice naszego sukcesu /

Być może pamiętają państwo ekspertów do spraw transformacji, którzy dwie dekady temu odwiedzali nasz kraj, wygniatali łóżka w Marriotcie i wyjadali nasz kawior. Jednak chuderlawy osobnik, który w połowie grudnia wyturlał się z terminalu tanich linii autobusowych, w niczym nie przypominał swoich buńczucznych poprzedników... Rozejrzał się nieśmiało, z ciężkim westchnieniem ominął postój taksówek, po czym ruszył w stronę miasta, wlokąc za sobą pasiastą torbę z wałówką.

Był to specjalista przysłany przez międzynarodowe instytucje finansowe dla zbadania źródeł polskiego sukcesu gospodarczego. Zbankrutowani ministrowie finansów zrzucili się na bilet do Warszawy, by sprawdzić u źródła, czemu Polski nie ima się kryzys.

Minęły czasy, gdy przed ekspatami wszystkie drzwi stały otworem. Na próżno dobijał się do ministerialnych gabinetów... Nikt nie znalazł dla niego czasu. Przez chwilę zaświtała nadzieja, gdy w kancelarii premiera wzięto go za argentyńskiego piłkarza, kupionego jako zastępstwo za wicepremiera Schetynę. Jednak nieporozumienie szybko się wyjaśniło, gdy domniemany internacjonał padł na testach wydolnościowych... Przedstawiciele którejś z tajnych służb wypchnęli go na ulicę.

Trwała tam właśnie demonstracja. Bezrobotni domagali się pracy. Zatrudnieni żądali wolnego. "Trzy dni na Trzech Króli" - wołał mężczyzna w kaszkiecie. "Czterdzieści dni na Czterdziestu Męczenników" - odpowiadał ktoś inny. "A na Wszystkich Świętych..." - reszta utonęła w ogólnej wrzawie. Najdziwniejsze, że wszędzie dookoła przelewał się i kłębił ożywiony popyt wewnętrzny.

Zblazowany ekspert poprzedniej dekady dawno już by siedział w swoim latającym spodku i pędził do jakiejś innej Gwatemali. Jednak kryzys służy dociekliwości, toteż nasz bohater ruszył w teren, wtopił się w tłum i zstąpił do głębi. Chodził, pytał, nasłuchiwał, a gdy dzień konał nad budową Stadionu Narodowego, zasiadł w jedynym lokalu o standardzie dostosowanym do jego możliwości budżetowych.

Wkrótce przed cudzoziemcem pojawiła się apetyczna porcja pierogów polarnych (do czasu skandalu z mięsem pamiętającym czasy Potopu nosiły dumne miano pierogów szwedzkich). Na kontuarze grał telewizor. Ekspert głodnym wzrokiem wpił się w Anitę Werner. W studiu trwała właśnie burzliwa debata. Z głośnika dobiegały słowa "parytet", "in vitro" i "wakcynologia".

"Naród erudytów - pomyślał przybysz - albo krzyżówkowiczów". I nagle zrozumiał. Pod wpływem olśnienia wydobył zza pazuchy kajecik i pośpiesznie zanotował pierwszy szkic raportu dla swoich mocodawców.

A ponieważ rzecz działa się (wspominaliśmy już o tym?) w Polsce, więc dokument, rzecz jasna, jeszcze tego samego dnia przeciekł do mediów.

Raport eksperta (obszerne fragmenty)

Strategia lizbońska działa! - zauważał autor na wstępie. - Polska nie uległa kryzysowi dzięki bliskiej współpracy nauki z gospodarką. Dzięki innowacyjności i niespotykanej kreatywności.

Polska! To tutaj powstała w pełni oryginalna metoda leczenia świńskiej grypy za pomocą herbaty z sokiem malinowym. To tutaj zatriumfowało nowatorskie podejście do rachunku prawdopodobieństwa i gier losowych. Tutaj astronomia spotkała się z piłka nożną (co znalazło wyraz w haśle "A jednak Kręcina").

Jednak prawdziwą dźwignią ekonomii okazały się badania historyczne i przemysł rocznicowy.

Rok 2009 obfitował w rocznice i obchody - a każdy obchód napędzał produkcję baloników, sztucznych ogni i plakatów wielkoformatowych. Tysiące obywateli znalazło zatrudnienie przy pełnych rozmachu inscenizacjach historycznych. "Serce rosło, jakeśmy prali zomowca pod Grunwaldem" - podkreślali uczestnicy.

Przy każdej okazji rozbrzmiewały spektakle i oratoria. Komponowano misteria i ministeria. Muzycy pop toczyli zawzięte boje o każdy wiersz, który nie doczekał się jeszcze interpretacji w rytmie reggae ("Nasz Herbert napisał więcej piosenek od waszego McCartneya" - zauważył jeden z moich rozmówców).

Tłocznie płyt nie nadążały z produkcją. Z drukarni wyjeżdżały kolejne albumy komiksowe ("Superman kontra Wehrmacht" bił rekordy powodzenia).

Dzięki nowym inwestycjom ożył także rynek budowlany. Już wkrótce mieszkańcy kraju będą mieli więcej muzeów niż eksponatów (co nieźle podsumowuje dzieje udręczonego narodu).

Warto podkreślić, że Polacy nie znają powiedzenia, iż zwycięzców się nie sądzi. Przeciwnie - zwycięzców sądzą aż do grobowej deski w Alei Zasłużonych. Za to przegrani przywódcy mogą liczyć na wieczny immunitet.

To jednak nie tłumaczy liczby rocznic ani skali obchodów. Kluczowe było wprowadzenie tzw. Meta-Rocznic. Dzięki tej innowacji świętowano Piątą-Rocznicę-Pierwszych-Prawdziwie-Godnych-Obchodów-Kolejnej-Rocznicy. Organizowano też koncerty plenerowe z okazji ośmiu-lat-od-ćwierćwiecza albo siódmego-jubileuszu-dwudziestotrzylecia-drugich-urodzin.

Wprowadzono także Rocznice Negatywne - polegające na ogólnonarodowym tłumaczeniu wyższości naszych dat nad datami cudzymi ("Gdybyśmy potrafili lepiej reklamować nasze osiągnięcia, nikt by nawet nie zauważył upadku muru berlińskiego").

Największym sukcesem okazały się jednak obchody Rocznic A Priori. Wszystkie dni, których nie poświęcono na upamiętnianie przeszłości, upłynęły pod znakiem celebrowania wydarzeń, które dopiero nastąpią.

Tak więc w 2009 roku Polacy obserwowali minus pierwszą rocznicę wyborów prezydenckich (przyszły prezydent już zbierał owoce zwycięstwa - przez co czasem sprawiał wrażenie lekko zagubionego w czasoprzestrzeni).

Wiele uwagi poświęcono także minus trzeciej rocznicy piłkarskiego Euro 2012. Godzi się zauważyć, że termin piłkarskiego święta wyznaczono na rok, który według kalendarza Majów oraz reżysera R. Emmericha (dysponującego budżetem 200 mln dolarów) ma przynieść koniec świata. Oczywiście nie może być mowy o przypadku. Jak wyjaśnił mi jeden z tubylców: "Wszystkich trafi szlag, a my zostaniemy z czterema stadionami".

Bardzo obiecująco zapowiadało się wydarzenie planowane przez rząd na rok 2030 (a ukryte pod kryptonimem "Polska 2030"). Nie znamy jeszcze szczegółów, ale jeśli prognozy byłego ministra środowiska się spełnią, to impreza odbędzie się na skalistej wysepce Giewont otoczonej wodami Morza Bałtyckiego. I jak to ujął jeden z moich rozmówców: "Ci topielcy ze Strasburga mogą się skichać. Krzyż zostanie".

***

Tu kończą się notatki. A my życzymy szczęśliwego Nowego Roku. Codziennie.

Red.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2010