Polsko-ukraińskie konflikty w szkołach. Jak im zaradzić?

Integracja młodych uchodźców nie przebiega gładko. Między uczniami dochodzi do przemocy, a część dzieci przestała chodzić do szkoły i nie wiadomo, co się z nimi dzieje.

15.04.2023

Czyta się kilka minut

Polonistka Anna Tomczyk chowa się w szafie podczas warsztatów teatralnych. Szczecin, 12 kwietnia 2023 r. / AGATA SZYMAŃSKA-MEDINA
Polonistka Anna Tomczyk chowa się w szafie podczas warsztatów teatralnych. Szczecin, 12 kwietnia 2023 r. / AGATA SZYMAŃSKA-MEDINA

Ławki zniknęły, pośrodku klasy powstał krąg z krzeseł. Większość uczniów zajęła już miejsca. Za chwilę pojawi się jeszcze kilkoro spóźnionych.

– Niespodzianka! Zamiast lekcji polskiego i geografii macie dzisiaj zajęcia z psychoedukacji – oznajmia polonistka, po czym zabiera się za sprawdzanie wypracowań, oddając klasę trenerkom fundacji Polskie Forum Migracyjne.

To pierwsze takie warsztaty po ukraińsku w warszawskiej podstawówce, do której uczęszcza tysiąc uczniów i uczennic, w tym 40 z doświadczeniem uchodźstwa. W dwudziestoosobowej grupie są trzy nieśmiałe Białorusinki. Reszta to Ukraińcy i Ukrainki. Od roku uczą się w oddziale przygotowawczym – łączonej klasie dla dzieci nieznających języka polskiego. Trenerki fundacji – Maria Sobol i Natalia Marczenko – zaczynają rozgrzewką. Psycholożka Natalia obraca się wokół własnej osi i wypowiada formułkę: „Wiatr wieje na tego, komu podoba się w polskiej szkole”. Osoby, które odnajdują się w tym stwierdzeniu powinny wstać i przesiąść się na inne krzesło. Połowa grupy nie rusza się z miejsca.


DZIECI I LAPTOPY. DLACZEGO RZĄD KUPUJE UCZNIOM KOMPUTERY >>>>


– Minął ponad rok, ale uczniom z Ukrainy wciąż trudno się odnaleźć. Tęsknią za przyjaciółmi, dziadkami, zwierzakami, pierwszymi sympatiami. Wielu uczniów pozostaje w stanie zawieszenia: nie wiedzą, czy wrócą, czy zostaną na dłużej, czy pojadą do innego kraju. Brak stabilności i poczucia bezpieczeństwa utrudnia integrację – wyjaśnia pedagożka Anna Piecha.

W polskich szkołach uczy się około 26 tys. dzieci i nastolatków z Białorusi i prawie 200 tys. z Ukrainy – w rzeczywistości w Polsce mieszka ich nawet cztery razy więcej. Nie jest jednak jasne, ilu kontynuuje naukę zdalnie w ukraińskiej szkole. – Nie wiadomo, co się dzieje z tymi dziećmi. Jeżeli dochodzi do przemocy, nikt nie zostaje poinformowany. W końcu to głównie szkoły inicjują procedurę Niebieskiej Karty – ostrzega Karolina Czerwińska, członkini zarządu Polskiego Forum Migracyjnego.

„Wracaj do tej swojej Ukrainy”

Gdy jest jej smutno, Masza tańczy. Nastia w takich chwilach gotuje, ma nawet swoje własne przepisy. Trenerka Maria podsuwa grupie jeszcze kilka pomysłów na to, jak lepiej się poczuć: napierać rękami na ścianę, by potem poczuć przyjemne odprężenie, albo przywołać trzy miłe wspomnienia.

Nastolatki otwierają się powoli. Nieśmiało opowiadają o przykrościach, które ich spotkały. Dasza wspomina sytuację w sklepie: – „Spier... do Moskwy”. Tak powiedział jeden pan, jak usłyszał, że rozmawiamy po ukraińsku. Przestraszyłyśmy się, nawet nie tłumaczyłyśmy, że nie jesteśmy z Rosji.

W szkole Daszy nie dochodzi do takich incydentów, co nie znaczy, że w ogóle nie mają miejsca. Luba ze Lwowa, która od marca zeszłego roku mieszka w Szczecinie, słyszy regularnie, że powinna „wrócić do tej swojej Ukrainy”. Lubie jest przykro, ale jej mama nie bierze tego na poważnie. – W tym wieku to normalne. Chłopaki gadają po prostu głupoty. Dzieci się kłócą.

Anna Tomczyk, polonistka ze szczecińskiej podstawówki nr 68, rozlicza polskie dzieci z takiego zachowania. – Rozmawiamy z uczniami i rodzicami, często nie chodzi tylko o jedną przykrą wypowiedź. Polscy uczniowie myślą, że traktujemy dzieci z Ukrainy ulgowo, czują się przez to pokrzywdzeni. Nie do końca rozumieją kontekst sytuacji i odreagowują frustracje agresją.

Czasami dochodzi do przemocy fizycznej. Tomczyk przyznaje, że zdarza się, iż w trakcie przerw dzieci łapią i popychają koleżanki i kolegów z Ukrainy. – Od razu reagujemy, wzywamy rodziców, są też spotkania z psychologiem – wylicza. – Niektórzy ukraińscy rodzice nie rozumieją, dlaczego muszą się stawić w szkole, skoro ich dziecko nie jest niczemu winne. Wychodzą z założenia, że jak posyłają dziecko do polskiej szkoły, to ono powinno być tam bezpieczne.

Uczniom Anna Tomczyk wyjaśnia, że nie może wymagać tego samego od Maksyma, który dopiero zaczyna się uczyć polskiego alfabetu; że nie wstawi jedynki Artemowi, który drze kartki na małe kawałeczki, bo przyjechał z kraju ogarniętego wojną; że również Julia, która rozwiązała mniej zadań, zasługuje na piątkę, bo takie były wobec niej wymagania w tym tygodniu. – I tak w kółko. Staramy się też ćwiczyć empatię: pytamy polskie dzieci, jak one by się czuły, gdyby wyjechały do Francji czy Niemiec bez znajomości języka. Niektóre są w stanie wczuć się w sytuację ukraińskich dzieci, do innych nic nie trafia.

Frustracje i szacunek

Raport Centrum Edukacji Obywatelskiej z sierpnia 2022 r. wspomina, że dzieci aklimatyzują się szybciej w szkołach, które miały już doświadczenie w pracy z uczniami spoza Polski. Zdaniem Anny Chełmińskiej, dyrektorki Społecznego Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Kudowie-Zdroju, to nie jedyny czynnik, który pozytywnie wpływa na integrację: – Dużo zależy od kultury szkoły: czy jest otwarta na świat, zaangażowana społecznie? Wszystko jedno, czy chodzi o zachęcanie do wolontariatu w schronisku dla zwierząt, czy pomagania osobom z niepełnosprawnościami. Ważne, by uczyć otwartości na różnorodność. To trudne w tak spolaryzowanym społeczeństwie.


MARNE SZANSE DZIECI ZE WSI. W Polsce wyrównywanie szans młodzieży z miasta i wsi wciąż jest fikcją. Janko Muzykant prawie zawsze przegra z dzieckiem miejskim, którego rozwój od urodzenia wspierają rodzice >>>>


Nauczyciele coraz częściej poruszają te kwestie, ale czasami w zbyt ogólny, teoretyczny sposób. Takie wrażenie odnosi Paulina, mama 10-letniego Adasia, który uczy się w szczecińskiej podstawówce. – Te lekcje powinny mieć przełożenie na realną sytuację. Zamiast patetycznie mówić o szacunku, dzieci powinny się nauczyć szacunku do kolegi z ławki. Przecież część z nich tu zostanie!

Szacunek to słowo klucz. – Jako nauczyciele musimy się kontrolować, by nie wyładowywać frustracji na dzieciach i pilnować, by przestrzegały zasad. Jeżeli trudne sytuacje nie są rozładowywane na bieżąco i uczniowie nie doświadczają szacunku w szkole, to wyżywają się na najsłabszych. Nieważne, czy to będzie dziecko z niepełnosprawnością, czy dziecko z innego kraju – uczula Chełmińska.

W klasie pani Moniki, polonistki i wychowawczyni z warszawskiej podstawówki, narasta irytacja. – Czasami przerywam lekcję, żeby wytłumaczyć coś dziecku z Ukrainy. I wtedy polscy uczniowie się denerwują, bo chcą już robić coś innego. Wydaje mi się, że wynika to z zazdrości. Każde dziecko potrzebuje uwagi, a teraz jej część skupia się na dzieciach z Ukrainy, które mają większe potrzeby ze względu na barierę językową bądź różnice programowe.

Podczas zebrań z rodzicami Monika słyszy, że ukraińskie dzieci spowalniają pracę, obniżają wymagania i sprawiają problemy wychowawcze. – To pierwsze się częściowo zgadza – dynamika jest dziś inna. Ale dwa pozostałe argumenty? Polskie i ukraińskie dzieci zachowują się podobnie. Są pewne różnice, ale wynikają z tego, że Ukraina to jednak inny kraj niż Polska.

I tak w ukraińskich szkołach można używać telefonów, w polskich na ogół nie. Monika za każdym razem zwraca uczniom uwagę. – Ciągle walczymy. A dzieci nie rozumieją, że na przerwie nie wolno grać w Minecrafta. Pozwalamy wprawdzie na korzystanie z tłumacza na telefonie w trakcie lekcji, ale czasami uczniowie nie sprawdzają słówek, tylko oglądają filmiki. Dzieci polskie to widzą i komentują.

Paweł Rybak, pedagog z krakowskiego Zespołu Szkół Budowlanych „Chemobudowa”, zauważa jeszcze jeden punkt zapalny – inne podejście do poszanowania wspólnej własności. – Niektórzy nie dbają o sprzęt komputerowy, ławki czy szafki. Może to ma coś wspólnego z pozostałościami sowieckiej mentalności? Polscy uczniowie to od razu komentują. Gdy wchodzą do klasy, pytają, dlaczego oni zostawiają taki bałagan. To oczywiście nie sprzyja integracji.

Niektóre charytatywne akcje jeszcze pogarszają sytuację. Rybak opowiada o wyprawkach, które UNICEF przygotował dla uczniów z Ukrainy. – Dzieci dostały plecaki ze szkolnym wyposażeniem i tablety z klawiaturą. To świetny pomysł, ale nie organizujmy tego w szkołach. Przy takim rozdawaniu jest zawsze sporo zamieszania, organizacje proszą o zdjęcia, które zostaną wysłane donatorom. A później przychodzą do mnie dzieci z Polski i pytają, dlaczego one tego nie dostają. W ten sposób tworzymy między dziećmi mur.

Lepiej ze swoimi

W wielu szkołach ten mur i tak powstał z uwagi na barierę językową. Gdy trenerka podczas warsztatów psychoedukacyjnych w Warszawie pyta, kto dobrze mówi po polsku, wstaje tylko Masza. Nie pomaga, gdy polscy uczniowie śmieją się z błędów – niektóre dzieci zamykają się wtedy w sobie, wstydzą się rozmawiać. Część wybiera towarzystwo rosyjsko- lub ukraińskojęzycznych rówieśników. W klasie ­Adasia rosyjskojęzyczni uczniowie rozmawiali na przerwach tylko między sobą. – Polonistka to zauważyła – mówi Paulina, mama Adasia. – Wpadła na rewelacyjny pomysł, żeby połączyć dzieci w pary i rozdzielić zadania, które przez dwa tygodnie mieli wykonywać na przerwach – w ten sposób uczniowie mogliby rozwijać kompetencje językowe i poznać siebie nawzajem. Ten projekt był nastawiony na integrację całej klasy.

I tak Sasza nauczył Adasia dwudziestu ukraińskich słówek: nazw części ciała i czasowników związanych z grą w piłkę nożną. Chłopcy ćwiczyli też ­polskie odpowiedniki. Inna para trenowała układanie kostki Rubika, a jeszcze inna odbijanie piłki kolanem. Rezultaty eksperymentu miały być zaprezentowane reszcie klasy. – Niestety część rodziców się sprzeciwiła. Uznali, że nauczycielka ogranicza wolność dzieci i że przerwy mają służyć odpoczynkowi – dodaje Paulina.


PRZEWLEKŁA EDUKACYJNA RANKINGOZA. Ćwierć wieku popularnego rankingu organizowanego przez miesięcznik edukacyjny „Perspektywy” można czytać jak historię nasilania się w Polsce groźnej choroby – sprowadzania jakości szkolnictwa do wyników testowych >>>>


Mimo przedwczesnego zakończenia inicjatywa przyniosła efekty. Sasza stał się częścią klasowej paczki Adasia. Grają w jednej drużynie – okazało się, że Sasza jest świetnym piłkarzem, razem też wracają po szkole do domu.

W klasie Adasia co trzeci uczeń jest spoza Polski. W klasie, w której uczy polonistka Monika, prawie co drugi. Wtedy integracja przebiega trudniej, bo tworzą się „grupki językowe”. Zdaniem pedagożki Anny Piechy to naturalne zjawisko. – Dzieci szukają kontaktu z rówieśnikami, którzy podobnie postrzegają rzeczywistość. Czują się bezpiecznie w gronie, w którym mogą się swobodnie wypowiedzieć. Nawet dzieci, które dobrze opanowały język polski, nie są w stanie porozmawiać o wszystkim z polskimi kolegami i koleżankami.

Choć Luba swobodnie wypowiada się po „polsko-ukraińsku”, to i tak nie rozumie wszystkiego. – Czasami tylko twierdzi, że rozumie, ale gdy ją pytam o znaczenie, patrzy zakłopotana – mówi Ksenia Borodin, mama Luby, i z rozbawieniem opowiada o pierwszym dniu w szkole: – Nauczycielka wyjaśniała Lubie, jak trafić do klasy na drugim piętrze. Szepnęłam wtedy, że chodzi o trzecie piętro, bo w Ukrainie parter jest nazywany pierwszym piętrem. A pani nauczycielka popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, że co ja gadam za głupoty. Dodała jeszcze, że trzeba iść prosto. Luba myślała, że droga na basen nie jest trudna. Bo w języku ukraińskim „prosto” oznacza „łatwo”.

Na początku Luba uczestniczyła w dodatkowych zajęciach z języka polskiego. Po zmianie planu (basen o 6.30, potem szkoła, później znowu basen, w piątek po lekcjach dodatkowy polski) zrezygnowała. Nie traci jednak motywacji do nauki. Chce zostać w Polsce. Twierdzi, że tu jej lepiej. – Polskie szkoły organizują znacznie więcej wycieczek. Nauka opiera się na doświadczeniu: np. na geografii dzieci wychodzą w teren i rysują mapę – wyjaśnia Ksenia. – W Ukrainie uczą się wszystkiego w teorii, a tutaj na chemii bucha ogień.

Luba się ożywia: – Tak, pani wlała płyn do pudełka z wodą, potem jakiś gaz i ten gaz się zapalił. To była najpiękniejsza lekcja!

Zobaczyć szansę

Początkowo mama Luby myślała, że w maju 2022 r. wrócą do Ukrainy. Przez chwilę zastanawiała się nad przeprowadzką do Niemiec – latem dojeżdżała do pracy na uniwersytecie w Greifswaldzie. Ale doszła do wniosku, że „nie zrobi tego dzieciom”. – Dziewczyny w końcu znalazły swoje miejsce: Kasia uczy się w liceum, najstarsza córka na ASP w Szczecinie. W Niemczech musiałyby zaczynać od nowa.

Ksenia Borodin wciąż pracuje zdalnie na lwowskim uniwersytecie. Planuje jednak zostać w Polsce, by córki mogły się tu dalej uczyć. Wiele Ukrainek nie podjęło jeszcze ostatecznej decyzji.

– Życie w niepewności powoduje spadek motywacji do nauki i utrudnia integrację – zauważa pedagog Rybak. – I tak 16-letni Dima nie chodzi już do szkoły, ale w niej „bywa”, jak to określa Rybak. A na początku mu zależało: pod koniec października przeniósł się z klasy o profilu budowlanym do klasy programistów, nadrobił materiał z pomocą kolegów, marzył o karierze informatyka.

Również polonistka Monika mówi o spadku motywacji: – Dzieci przestały się uczyć i nie do końca wiemy dlaczego. Asystentki międzykulturowe zgłaszają, że część realizuje program szkół w Ukrainie. Może myślą, że wrócą i dlatego się nie przykładają. Gdy mówimy rodzicom, że dziecko nie zda, niektórzy tylko wzruszają ramionami. Najważniejsze jest dla nich to, że można mu jakoś zająć czas.

Ten zaś płynie. Szkoły wciąż radzą sobie jak mogą, bo rozwiązań systemowych brakuje. Polonistka Anna Tomczyk korzysta z materiałów Uniwersytetu Dzieci i z oferty CEO – bierze udział w szkoleniu „Pracuję w szkole w czasach migracji”. Chełmińska posiłkuje się materiałami dydaktycznymi Polskiej Akcji Humanitarnej.

Anna Tomczyk ze Szczecina potwierdza, że takich opcji jest multum. Sama rozważa podjęcie studiów podyplomowych w zakresie nauczania języka polskiego jako obcego. – Trzeba tylko znaleźć czas i zobaczyć w tych zmianach szansę na rozwój – zaznacza. Szkoły, podobnie jak miejsca pracy, stają się w Polsce wielokulturowe.©

Niektóre imiona dzieci i rodziców zostały na ich prośbę zmienione.

Tekst powstał dzięki wsparciu Journalismfund Europe.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Drugie piętro jest trzecie