Polska bez łaski

Musimy wyplenić z życia społecznego paternalizm. Nowe relacje państwa z Kościołem to tylko jeden z wymiarów takiej zmiany, ale z różnych powodów kluczowy.

15.02.2021

Czyta się kilka minut

Wybory parlamentarne w komisji wyborczej w salach katechetycznych przy kościele Trójcy Przenajświętszej. Katowice, październik 2015 r. / DAWID CHALIMONIUK / AGENCJA GAZETA
Wybory parlamentarne w komisji wyborczej w salach katechetycznych przy kościele Trójcy Przenajświętszej. Katowice, październik 2015 r. / DAWID CHALIMONIUK / AGENCJA GAZETA

O polityce najbliższych lat nie warto myśleć jako o korekcie rządów PiS, ani tym bardziej o przywróceniu stanu z roku 2015. Jesienne manifestacje otworzyły perspektywę głębszej – choć może oddalonej w czasie – zmiany porządków ustrojowych i społecznych w duchu, który stanowiłby alternatywę dla umocnionego w ostatnich pięciu latach paternalizmu.

Alternatywa taka to nie tylko zakwestionowanie praktyk ustrojowych czy stylu rządzenia, ale też szerszego porządku społecznego, do którego odwołuje się obecna władza. To coś więcej niż odpowiedź na słabnące rządy PiS i coś więcej niż program opozycji parlamentarnej. Chodzi o zorganizowanie wyobraźni politycznej Polaków wokół celów, jakimi są partnerskie społeczeństwo, zamknięcie epoki klerykalizmu politycznego, zdolne do kooperacji instytucje publiczne, cywilizowane warunki pracy.

Najważniejszy spór dekady

Nowa perspektywa jest ważna przede wszystkim dlatego, że polityka prawicowej koalicji traci kontakt z rzeczywistością i staje się coraz gorszym punktem odniesienia dla tych, którzy chcą stworzyć dla niej alternatywę. Po roku 2019 pod rządami Prawa i Sprawiedliwości dryf stał się sposobem istnienia. A po pandemii będzie nim jeszcze bardziej. To czas, w którym władza działa od przypadku do przypadku, a społeczne wersje rzeczywistości rozpadają się na tysiące punktów widzenia. Dlatego ujawnione jesienią ubiegłego roku emocje stanowią pewną szansę, okazję do uporządkowania pola gry. Zwłaszcza że odbierają populizmowi i prawicy monopol na gniew.

Byłoby naiwnością sądzić, że ten gniew, który zdominował ulice polskich miast, daje jakąś polityczną przewagę. Taką, która wyrazi się w rychłym zwycięstwie opozycji, ustępstwach władzy czy powstaniu nowych sił na scenie. Ten gniew jest co najwyżej zapowiedzią, a nie spełnieniem. Jest bardzo ogólnym określeniem pola najważniejszego sporu społecznego następnej dekady. To będzie próba obalenia tradycjonalistycznego i paternalistycznego porządku, umocnionego – co wydaje się paradoksalne – zarówno w epoce PRL, jak i pod rządami neoliberalnych metafor Trzeciej Rzeczypospolitej.

Paternalizm ten ma różne źródła: porządki rodzinne, przyjętą na poziomie ustrojowym wizję Kościoła jako nauczyciela i wychowawcy społeczeństwa, kształt życia publicznego, wreszcie relacje w miejscu pracy. Paternalizm ekonomiczny wyraża się w traktowaniu przedsiębiorcy jako tego, który łaskawie daje pracę w swojej firmie, który „wie lepiej” niż inni, na czym polega współczesny świat, dlatego pomaga tym nieporadnym poprzez tworzenie miejsc pracy. Paternalizm rządzi też światem nauki, a jego orędownikami są zarówno dobrotliwi nudziarze opowiadający o relacji mistrz–uczeń, jak i bezwzględni egzekutorzy swojej dominującej profesorskiej pozycji w relacjach z młodszą kadrą akademicką.

Przeciwieństwem paternalizmu jest społeczeństwo bardziej partnerskie. Ze zmniejszonymi dystansami społecznymi, z poczuciem większej współzależności. Takie, w którym umowa o pracę jest wymianą, a nie wielkodusznym świadczeniem przedsiębiorcy. W którym doświadczenie życiowe nie uprawnia do określania ram życia prywatnego innych. Społeczeństwo, które nie podkreśla na każdym kroku różnic majątkowych czy pokoleniowych i dostrzega sens wyrównywania szans kobiet i mężczyzn, nie poprzestając na wymówce „równości wobec prawa”.

Społeczny wymiar walki z paternalizmem będzie nie mniej ważny niż ustrojowy. Jego rdzeniem jest bowiem inna koncepcja szacunku niż ta, z którą mamy do czynienia obecnie. Oczywiście nie chodzi tu o sferę łatwych deklaracji, ale trudnych do zmiany praktyk. Nie wystarczy zmieniać język, jakim opisujemy realia. Trzeba także nauczyć się korygować utrwalone sposoby postępowania.

Ale właśnie to, że obalanie paternalizmu będzie procesem trudnym, że będzie napotykało na silny opór – może stać się zapłonem procesów politycznych. Mając poczucie, że źródłem oporu są nie tylko obyczaje, ale także prawa, zasady dystrybucji władzy formalnej, systemy przywilejów – przeciwnicy paternalizmu będą szukać także sposobów politycznej ekspresji swoich przekonań.

Zrozumieć protest w działaniu

Jesienne manifestacje tworzą dobry punkt odniesienia do tego, by myśleć o polityce nie tylko w kategoriach upływających kadencji, ale także możliwych momentów konstytucyjnych, w których istnieje szansa na dokonanie ważnej zmiany. Według amerykańskiego konstytucjonalisty Bruce’a Ackermana taki moment wymaga nie tylko istotnego społecznego zaangażowania w politykę, ale także spełnienia dalszych dwóch warunków: determinacji zwolenników zmian i odpowiedniego politycznego mandatu. Jesienne manifestacje spełniają jedynie pierwszy z trzech warunków. Moment konstytucyjny musi wyrazić się na dwa następne sposoby.

Choć politycy opozycji na różne sposoby zadeklarowali wolę zmiany relacji państwa z Kościołem i odrzucenia zmian wprowadzonych 22 października przez Trybunał pod kierunkiem Julii Przyłębskiej, to horyzont konstytucyjny wielu z nich uznaje z pewnością za zbyt ryzykowny. I to nie ze względu na trudność w zbudowaniu większości konstytucyjnej. Wszak na co dzień opowiadają o postulatach, które wymagałyby równie mało prawdopodobnych samodzielnych rządów ich własnej partii. Problemem jest fakt, że nie mają oni w ogóle w głowie takiej perspektywy.

To nie realizm czy kalkulowanie możliwego wyniku wyborów jest barierą w myśleniu o zmianach, ale rodzaj oportunizmu intelektualnego. Niechęć do zrewidowania ustrojowych podstaw, na których oparła się Polska w roku 1989. Ciągle obecna w polityce polskiej ostatnich trzech dekad, wyrażająca się w niezdolności do korekty błędów, nawet tych, za których naprawieniem zagłosowałaby konstytucyjna większość (jak choćby zniesienie izby wyższej lub zmiana sposobu jej wyboru).


Czytaj także: Szafarze władzy - rozmowa z o. Maciejem Biskupem


Cykl afer, rozpoczęty sprawą Lwa Rywina, nie przekształcił się w moment konstytucyjny nie dlatego, że nie było pomysłów i projektów, ale właśnie dlatego, że kluczowe zmiany wprowadzono „poziom niżej”. Zwycięzcom wystarczała likwidacja WSI, utworzenie CBA, przejęcie telewizji publicznej. W 2015 roku Prawo i ­Sprawiedliwość nie miało także żadnej wizji nowych porządków, wykraczających poza zdyskontowanie swoich socjalnych postulatów oraz przejęcie kontroli nad wymiarem sprawiedliwości i mediami. Nie potrafiło nawet swoich słusznych intuicji dotyczących wzmocnienia prowincji przekuć na jakikolwiek program wykraczający poza transfery społeczne.

Kontekstem, w którym PiS formułował swój program zmian, był świat ukształtowany przez procesy i pojęcia lat 90. A opozycja bardzo długo mu w tym ograniczeniu perspektywy towarzyszyła. Zmiany pokoleniowe po tej stronie sceny politycznej, do jakich doszło na dobre po wyborach 2019 i 2020 roku, nie przyniosły jednak jeszcze żadnego intelektualnego zwrotu.

Tymczasem opozycja, a może ktoś więcej – zwolennicy zmian – powinni zrobić ile tylko możliwe, by nie zgasić poczucia siły i racji zrodzonego w czasie jesiennych protestów i wskazać ich szerszy sens. Opowiedzieć go nie swoimi słowami, ale w nowy – spójny z duchem protestów – sposób. Owszem, nie wiemy, jakie pozytywne rozwiązania mieli w głowach ich uczestnicy, nie wiemy, co kryło się pod ich okrzykami i hasłami, poza jednoznacznym odrzuceniem wyroku TK i sposobu rządzenia Polską przez PiS. Ale ten, kto naprawdę będzie chciał się dowiedzieć – dowie się. Nie w sensie naukowym i socjologicznym, ale poprzez uruchomienie procesu politycznego. Procesu, w którym nikt nie będzie miał z góry racji, a niczyja wrażliwość i niczyje argumenty nie będą z założenia więcej warte.

Drugi z warunków umożliwiających zaistnienie „momentu konstytucyjnego” zostanie spełniony, gdy pojawi się w życiu publicznym znacząca grupa osób chcących zmiany ustrojowej i zdolnych do sprowokowania dużej debaty na ten temat. Debaty, w której wezmą udział nowi uczestnicy.

Kościół bez kredytu zaufania

Nowe porządki nie zostaną wprowadzone jedynie wolą światłego ustawodawcy. Regulacje prawne prowadzą nierzadko do niezamierzonych konsekwencji, powodują wytwarzanie reguł nieformalnych, sprzecznych z intencjami twórców prawa. Dlatego o nowych porządkach trzeba myśleć tak, by nie absolutyzować mocy rozstrzygnięć prawnych i politycznych. Zwłaszcza w przestrzeni przekonań i praktyk religijnych, kontrowersji obyczajowych, kwestii wychowania i rodziny – ustawodawca powinien brać pod uwagę zupełnie inne wartości niż dotychczas. Stwarzać gwarancje praw człowieka i zachowywać świadomość, że nawet w dobrze opisanym prawnie polu toczy się walka o możliwość stosowania tych gwarancji.

Przypomnijmy choćby, że w świetle obowiązującej obecnie Konstytucji „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych”. Przepis ten interpretowany dosłownie opisuje jednak całkiem inne państwo niż to, które znamy z doświadczenia. Manifestowanie przekonań religijnych czy wręcz związków z Kościołem katolickim jest obyczajem w wielu samorządach, instytucjach sektora publicznego, nawet jeżeli nie osiąga tej ostentacji, którą obserwujemy na poziomie centralnym.

Przewaga i przywileje Kościoła w sferze publicznej nie mają źródła w konstytucji pisanej, ale są zakotwiczone w sferze reguł nieformalnych i regulacji niższego rzędu. Ustanowienie nowych porządków to nie tylko kwestia usunięcia „prawnych kotwic”, które są przesłanką przywilejów Kościoła. To kwestia świadomego kształtowania ustroju państwa laickiego, respektującego wolność religijną obywateli. Laickiego, a zatem świadomego realnej hegemonii Kościoła katolickiego w punkcie wyjścia. W ostatnich dekadach – a nie tylko pięciu latach – stała się ona zasłoną dla wielu nadużyć.

Pułapką jest myślenie o relacjach państwo–Kościół wyłącznie przez pryzmat dziesiątków drobnych regulacji. One są oczywiście niezmiernie ważne, ale muszą być częścią większego projektu ustrojowego, deklarowanego otwarcie jako szersza wizja zmian, związana z przełamaniem paternalizmu. Warunkiem sukcesu jest odrzucenie obowiązującej od lat 90. specyficznej logiki kompromisu z przedstawicielami instytucjonalnego Kościoła, bo to właśnie ona stworzyła uprzywilejowaną pozycję tej instytucji.

Wymogi dotyczące większości potrzebnej do zmiany czy ustanowienia nowej konstytucji są na tyle wysokie, by w procesie należało uwzględnić stanowisko opinii katolickiej, prowadzić dialog, w którym – w sposób transparentny – będą przedstawiane racje przemawiające za takim, a nie innym rozumieniem wolności religijnej. Dialog i rzetelny proces tworzenia prawa to wystarczające warunki szacunku dla opinii tej części obywateli, którzy będą zwolennikami stanowiska głoszonego przez struktury kościelne. Zawieszeniu ulec powinien mechanizm niejawnych uzgodnień z przedstawicielami tej hierarchii, którzy nieprzypadkowo nie są uczestnikami instytucji politycznych.

Kościół i tak przedstawi swoje stanowisko publicznie. Lepiej byłoby, gdyby mogło ono zostać skonfrontowane z postawami przeciwnymi czy krytycznymi w normalnej, równoprawnej rozmowie. Status „nauczyciela narodu”, o który upominano się w ostatnich trzech dekadach, został zdegradowany do statusu „chciwego, zrzędliwego wujka” nie przez przeciwników instytucji Kościoła, ale przez jej kierowników i gorliwych obrońców.


Czytaj także: Rafał Matyja: Inna IV RP


Bez względu jednak na ich postawę wobec procesu konstytucyjnego, warunkiem minimum dla zwolenników zmian powinno być zachowanie wolności religijnej, prawa do funkcjonowania instytucji, kultu, edukacji religijnej itp. Byłoby wielką niesprawiedliwością karanie ludzi, którzy działają w takich strukturach na rzecz dobra społecznego, za nadużycia Tadeusza Rydzyka, Sławoja Leszka Głodzia czy Marka Jędraszewskiego, za krycie księży-pedofili czy skandali obyczajowych na szczytach kościelnej hierarchii. Taki założycielski błąd nadawałby nowym porządkom charakter zemsty, a nie sprawiedliwości.

W dalszym planie jest kwestia regulacji sfer dla opinii katolickiej kluczowych – od zakazu aborcji począwszy, przez prawa dotyczące rodziny i wychowania, a na nauczaniu religii skończywszy. Tu właśnie – bardziej niż w sferze instytucjonalnej pozycji Kościoła – znaczenie ma perspektywa przełamania paternalizmu, jako przekonania, że istnieją zinstytucjonalizowane autorytety moralne, które powinny regulować życie społeczne przy pomocy instrumentów prawnych. Innymi słowy, że nauczanie Kościoła powinno obowiązywać nie tylko katolików, ale wszystkich obywateli.

Praktyka jest zresztą taka, że Kościół bardzo często jest w tej debacie obrońcą tradycjonalizmu niekoniecznie chrześcijańskiego, dziwacznych uzurpacji i obsesji. Widać to zarówno w zgodzie na instrumentalizację religii przez środowiska nacjonalistyczne, jak i we wspieraniu nagonki na środowiska LGBT. Trzeba być bardzo naiwnym, by sądzić, że w realiach wiejskiej lub małomiasteczkowej parafii dojdzie do subtelnych rozróżnień między potępianiem „ideologii LGBT” a szacunkiem dla osób żyjących w związkach jednopłciowych.

Jeszcze jaskrawszym przykładem jest stanowisko Kościoła w sprawie Konwencji Stambulskiej czy szerzej – realnej ochrony praw kobiet. Tu zresztą widoczne są gołym okiem różnice postaw między częścią środowisk katolickich a radykalizującym się mainstreamem, który właściwie utożsamił religię z jakimś antynowoczesnym ruchem protestu. Ta wizja skutkowała ostentacyjną sympatią wielu środowisk prawicy katolickiej do Trumpa i ruchów populistycznych, poszukujących legitymizacji w retoryce antyunijnej czy wzmacniających nastroje antyimigranckie.

Ta postawa stanowiła zapewne przesłankę zaangażowania się części duchowieństwa po stronie PiS. Tworzyła klimat, w którym Kościół porzucał dawną rolę arbitra i stawał się w sposób ostentacyjny stroną. I tak właśnie powinien zostać potraktowany w nowej konstytucji. Jako podmiot, w którego ramach możliwe są dobre i złe zjawiska. Który może mobilizować dobre i złe postawy swoich wyznawców. Bez kredytu zaufania, którym dysponował na początku transformacji.

Logika współpracy

W oczywisty sposób rozwiązanie sprawy nowych relacji państwo–Kościół to tylko jeden wymiar nowych porządków. Ale z różnych powodów wymiar kluczowy. Bardzo możliwe, że zanim dojdzie do sprawczego procesu konstytucyjnego, będą możliwe zmiany ustawowe, korekty dotyczące finansowania różnych instytucji katolickich. Być może dojdzie do zmiany postawy samej hierarchii kościelnej. Jednak perspektywa zmian konstytucyjnych jest w takim procesie wręcz niezbędna. Po pierwsze po to, by odróżnić cząstkowe zwycięstwa od zaprowadzenia stanu pożądanego. Po drugie – by widzieć zmianę pozycji Kościoła w szerszej perspektywie zamierzonej zmiany społecznej. By umieć mobilizować poparcie dla szerszego procesu zmian społecznych.

Czy potrafimy odbudować logikę współpracy, wyciszając hegemoniczny imperatyw rywalizacji i „niszczenia przeciwnika”? Czy odebranie Kościołowi jego przywilejów może odbyć się bez prób dyskredytowania zwykłych katolików i ich uprawnionej wolności? Dopiero z perspektywy, jaką daje pewien całościowy projekt społeczny i ustrojowy, widać, że w takim postępowaniu nie chodzi wyłącznie o lepszy styl działania, ale o tworzenie nowego ładu także przez metody, jakimi się posługujemy, jakie uważamy za sprawiedliwe i prawomocne.

Społeczne zainteresowanie polityką i istnienie grupy ludzi zdeterminowanych, by promować zmiany w przestrzeni politycznej, to dwa pierwsze warunki Ackermana. By moment konstytucyjny został zwieńczony uchwaleniem ustawy zasadniczej, trzeba spełnić warunek trzeci – muszą zostać stworzone formalne warunki dla przyjęcia takiego aktu. Przede wszystkim musi zostać uruchomiony proces zmiany w parlamencie, by powstała szansa poparcia przez odpowiednią większość. Dziś wydaje się to niezwykle odległe. Ale też nikt takiego wysiłku jeszcze nie podjął, nawet na poziomie opowiedzenia pożądanej zmiany. Co więcej, opozycji może wystarczyć perspektywa „odsuwania PiS od władzy” jako podstawowej legitymacji politycznej dla nowego rządu i koalicji.

Trzeci warunek wystąpienia momentu konstytucyjnego związany jest dziś zatem z pewnego rodzaju niewiadomą. Możemy sobie wyobrazić sytuację, w której zwolennicy zmian nie zdołają znaleźć efektywnego przełożenia na większość konstytucyjną. W której perspektywa poważnej zmiany będzie miała tylko znikomy wyraz w działaniu systemu politycznego. Powinnością publicystyki jest jednak nie tyle programować zwycięstwa, ile kreślić możliwe sposoby zabudowania ich treścią.

Trzeci warunek warto zatem przeformułować i spojrzeć nań od drugiej strony. Jego spełnienie oznaczałoby, że zyskaliśmy jako społeczeństwo zdolność panowania nad własnym losem, że potrafiliśmy wyprowadzić państwo ze stanu dryfu. I zamiast pytać, czy możliwe jest powstanie większości konstytucyjnej – postawić pytanie, czy można to samo osiągnąć w inny sposób. Czy po ostatnich pięciu latach destrukcji instytucjonalnej jest jakieś inne dobre wyjście.

Psucie standardów jest zawsze łatwiejsze niż ich poprawianie. Dlatego pomysł na to, by wykorzystać obecną szansę i przekształcić ją w moment konstytucyjny, to zarazem okazja, żeby symbolicznie zacząć od nowa. Ze świadomością, że „stare” będzie się pchało drzwiami i oknami. ©

Kalendarium nacisków

2008 Reagując na zapowiedź minister Kopacz o refundacji zabiegów sztucznej reprodukcji, Rada Episkopatu ds. Rodziny nazwała in vitro „rodzajem wyrafinowanej aborcji”. Z kolei ówczesny przewodniczący Konferencji Episkopatu abp Józef Michalik zauważył: „Za cenę jednego życia, żeby dać przyjemność rodzicom i dać im dziecko, zabija się inne”.

2010 Abp Henryk Hoser na pytanie, czy posłowie-katolicy, głosujący za in vitro, „muszą liczyć się z ekskomuniką”, odpowiedział: jeśli nie działają w kierunku ograniczenia szkodliwości takiej ustawy, to moim zdaniem automatycznie są poza wspólnotą Kościoła”.

2015 Po podpisaniu przez prezydenta Komorowskiego ustawy refundującej in vitro ks. prof. Wojciech Góralski powiedział: „Głosowanie za ustawą in vitro i podpisanie jej przez prezydenta to ewidentny publiczny grzech ciężki”. Zdaniem kanonisty należy takim osobom odmówić komunii. W liście otwartym do prezydenta bp Ignacy Dec wezwał go, by nie ratyfikował „Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”.

2016 Gdy do Sejmu trafił projekt Inicjatywy Ustawodawczej „Stop aborcji”, całkowicie zakazujący aborcji, prezydium episkopatu zaapelowało: zwracamy się do wszystkich ludzi dobrej woli, do osób wierzących i niewierzących, aby podjęli działania mające na celu pełną prawną ochronę życia nienarodzonych”.

2017 Episkopat zaprosił na swoje zebranie Kaję Godek – pomysłodawczynię Inicjatywy Ustawodawczej „Zatrzymać aborcję”, proponującej likwidację tzw. przesłanki eugenicznej.

2018 Biskupi kilkukrotnie apelowali „o niezwłoczne podjęcie prac legislacyjnych” nad zamrożonym przez PiS projektem Kai Godek.

 

2020 Przewodniczący episkopatu abp Stanisław Gądecki wyraził zadowolenie z wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który przesłankę eugeniczną uznał za niekonstytucyjną. ©(P) ASK

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Politolog, publicysta, wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. W wydawnictwie Karakter wydał niedawno książkę „Miejski grunt. 250 lat polskiej gry z nowoczesnością”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2021