Szafarze władzy

O. Maciej Biskup: Tematy moralne są przez polityków wykorzystywane tylko do tego, by podburzać nastroje społeczne. A Kościół w tym aktywnie uczestniczy. To przerażające.

15.02.2021

Czyta się kilka minut

Inauguracja roku akademickiego na ­Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym  w Częstochowie, 3 października 2019 r. / GRZEGORZ SKOWRONEK / AGENCJA GAZETA
Inauguracja roku akademickiego na ­Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym w Częstochowie, 3 października 2019 r. / GRZEGORZ SKOWRONEK / AGENCJA GAZETA

ARTUR SPORNIAK: Niektórzy boją się, że Polska zmierza w kierunku państwa wyznaniowego. Słusznie?

O. MACIEJ BISKUP OP: To zależy, co mamy na myśli, mówiąc „państwo wyznaniowe”. W Polsce mamy do czynienia z pewnymi elementami państwa wyznaniowego, ale nie grozi nam to, że władzę świecką będą sprawować przywódcy religijni, jak np. w Iranie. Celem rządzących nami polityków nie jest dążenie do państwa wyznaniowego, tylko wykorzystywanie religii i Kościoła do umacniania własnej władzy. Władza ta obecnie rozszerza się w kierunku łamania sumień ludzi, co jest nie tylko sprzeczne z humanizmem, ale także głęboko niechrześcijańskie.

W jakim sensie łamane są sumienia?

Teolog Domu Papieskiego, polski dominikanin o. Wojciech Giertych przestrzegał niedawno w „Więzi”, że prawo stanowione przez państwo nie jest prostą kalką prawa Bożego. Nie wszyscy są wierzący i nie wszyscy kierują się moralnością judeochrześcijańską. Narzucanie jej przy pomocy prawa karnego jest właśnie łamaniem sumień.

Co jest nie tak w relacjach między państwem a Kościołem?

Wielu biskupów w sposób niebezpieczny dąży do tego, by wspierać Kościół na państwie. Kościół jest w kryzysie. Jest silna pokusa doraźnego wyegzekwowania moralnych wymogów i obowiązków wynikających z chrześcijaństwa za pomocą narzędzi świeckich. Jesteśmy np. coraz bardziej bezradni w sprawach katechezy – doświadczamy wielkiej porażki jej poziomu. Dochodzi do tego teraz masowe wypisywanie się młodzieży z lekcji religii. To nie przeszkadza, by forsować przy pomocy państwa postulat, aby katecheza stała się przedmiotem maturalnym.

Mamy zatem porażkę duszpasterską w wychowywaniu wiernych. Ojciec Giertych przypomina, że najważniejszym zadaniem duszpasterskim jest wprowadzanie w dynamikę życia łaską. Duszpasterze nie mogą się uchylać od tego zadania, licząc na wychowawczy wpływ państwa. Tymczasem odruch jest taki, że ponieważ doświadczamy porażki we wprowadzaniu ludzi w dynamikę łaski, to zmuśmy ich do życia Bożym prawem przy pomocy środków przymusu państwa.

Oczywiście katolicy mają prawo do kształtowania systemu prawnego w taki sposób, by był on najbliższy prawu Bożemu – to byłaby sytuacja idealna. Ale to musi się dokonywać przez wychowywanie sumień, a nie przez wymuszanie prawa. Kościół powinien być zaczynem pokoju społecznego, zamiast dolewać oliwy do ognia. Sądzę, że antykościelne protesty biorą się z tego, że Kościół przestał być odbierany jako autorytet troszczący się o pojednanie w społeczeństwie.

Takie bliskie relacje z państwem przynoszą też całkiem materialne profity.

Na niekorzyść Kościoła działa także korzystanie przez niego z ogromnego wsparcia finansowego. Przykładem dotacje dla o. Tadeusza Rydzyka. Oczywiście można powiedzieć, że rządzący mogą być hojni wedle własnego uznania, jeśli dzieje się to w granicach prawa. Jednak miliony przekazywane na jeden cel świadczą, że Kościół korzysta z ogromnego wsparcia finansowego w nieprzyzwoity, nie mówiąc już o tym, że w całkiem nieewangeliczny sposób.

To wsparcie jest interesowne – nie jest to przychylność dla głęboko rozumianej misji chrześcijaństwa. Angażując się w takie zażyłe relacje z władzą państwową, Kościół na dłuższą metę tej misji szkodzi.

Nawet jeśli Jarosław Kaczyński widzi we wspieraniu Kościoła i religii coś więcej niż dodatkowe punkty podczas wyborów, jest to rozumienie religii bardzo płaskie, ograniczone do jej społecznej czy kulturotwórczej roli. Jeśli mówi o nihilizmie poza Kościołem, nie rozumie, że Kościół właśnie jest powołany do tych, którzy są poza nim.

Skąd się bierze odruch sięgania po władzę tam, gdzie powinniśmy raczej kształtować sumienie? Z paternalizmu?

Kościół przez wieki nauczył się duszpasterstwa tylko przez nauczanie. W wywiadzie dla Tomasza Królaka biskup pomocniczy ełcki Adrian Galbas powiedział: „Może nasz polski Kościół stał się za bardzo przemawiającym, za mało zaś rozmawiającym. Rozmawianie jest dużo trudniejszą formą komunikacji niż przemawianie. I przez to rzadszą”.

Myślę, że to nadużywanie władzy wynika często z braku umiejętności słuchania i z braku zaufania do świeckich. Franciszek w adhortacji „Evangelii gaudium” pisze, że każdy ochrzczony ma zmysł wiary. O tym w polskim Kościele zapominamy. Kiedyś z kolei abp Grzegorz Ryś zauważył, że posłuszeństwo w Biblii nie ma charakteru feudalnego, tylko polega na dawaniu posłuchu Słowu: „Słuchaj, Izraelu!”. To wezwanie dotyczy każdego – także hierarchów. Niestety dworskie myślenie jest w Kościele głęboko zakorzenione.

Wspomniane zastrzeżenia do katechezy to przykład kłopotów na styku państwa i Kościoła. Nie wiadomo, czym katecheza w szkole ma być: przekazywaniem wiedzy czy wtajemniczaniem religijnym? Dla uczniów niechodzących na katechezę nie udaje się wprowadzić etyki – mają oni o 2 godziny mniej tygodniowo.

Kłopot jest już z samą nazwą – katecheza to mistagogia, czyli wprowadzanie w wiarę Kościoła. Ważne jest tu doświadczenie – nie da się wtajemniczać tylko teoretycznie. Dlatego właściwym miejscem dla katechezy jest parafia. Początkowo spodziewano się, że katecheza w szkole pogłębi religijność młodzieży. Skutki – jak widać – są odwrotne. W szkole jest natomiast, moim zdaniem, miejsce na przekazywanie wiedzy o religii czy religiach.

Również status katechety jako nauczyciela jest nietypowy: kiepskich katechetów dyrektorzy szkół nie mogą zwolnić, bo podlegają oni biskupom.

Jeśli widzą, że metody katechety są nie do przyjęcia, mogą interweniować. Przez kilka lat byłem proboszczem i miałem do czynienia także z totalną pedagogiczną niekompetencją katechetów, o czym mi sygnalizowali dyrektorzy. Była np. katechetka, która mówiła dzieciom ze szkoły podstawowej, że dostaje SMS-y od Matki Bożej, przepowiadającej III wojnę światową. W wyniku porozumienia dyrekcji z kurią przestała uczyć.

Gdyby do porozumienia nie doszło, szkoła byłaby bezradna.

To prawda. Widać tu element państwa wyznaniowego: władza duchowa wkracza na teren instytucji i władzy świeckiej i ją w jakimś stopniu ogranicza.

Czy innym takim elementem jest publiczne szantażowanie polityków, by stanowili prawo po myśli Kościoła? Np. przed podpisaniem ustawy o in vitro prezydenta Komorowskiego straszono ekskomuniką.

Polityka to sztuka kompromisu. Mamy tu i niekonsekwencję, czyli nieuznawanie autonomii świeckiej rzeczywistości, i brak zaufania do ludzi świeckich odpowiedzialnych za dane decyzje, i gorszący szantaż. Wreszcie: także oszustwo, bo ekskomunika w takiej sytuacji nie jest formalnie możliwa.

Z kolei, gdy prezydent Komorowski podpisał tę ustawę, znany kanonista ks. Wojciech Góralski stwierdził, że popełnił grzech ciężki i jako publicznemu grzesznikowi duchowni powinni odmawiać komunii.

Przypominają mi się słowa kaznodziei Domu Papieskiego o. Raniero Cantalamessy, który mówił, że w pierwszych wiekach chrześcijanie nie mogli zmieniać prawa, bo nie mieli głosu – za to wpływali na sumienia swoim sposobem życia. My chcemy iść na skróty, próbując zmieniać obyczaje przez zmianę prawa państwowego. Omijamy problem kształtowania sumienia, ale co gorsze: ignorujemy osąd sumienia.


Czytaj także: Rafał Matyja: Polska bez łaski


Taka ostra ocena Kościoła powoduje, że tu nie ma miejsca na podjęcie przez polityka wolnej, odpowiedzialnej decyzji. Polityk nie rozstrzyga dla siebie. Musi on brać pod uwagę różne światopoglądy. Jest odpowiedzialny za wierzących i niewierzących. Ci drudzy niekoniecznie muszą moralność rozumieć tak, jak rozumie Kościół.

Jak zatem Kościół powinien wyrażać swoje stanowisko?

Nie powinien go narzucać, wykorzystując uprzywilejowaną pozycję, powinien natomiast dążyć do dialogu, wspierać kompromis. Ojciec Wojciech Giertych, idąc za św. Tomaszem z Akwinu, zwraca uwagę na to, że nieuporządkowana gorliwość i wynikająca z niej bezkompromisowa postawa w stanowieniu prawa państwowego jest szkodliwa, bo rodzi społeczne wzburzenie – turbatio.

Trudno jest mi nie dostrzegać naiwności w zaangażowaniu się episkopatu w popieranie zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, które PiS rozgrywa politycznie. Przecież rządzący mogli zaostrzyć przepisy przez głosowanie w Sejmie. Nie zrobili tego, bo im się to politycznie nie opłacało. Zamiast tego skierowali pytanie do Trybunału Konstytucyjnego, który długo nie reagował. Gdy zareagował, długo nie publikował swojego rozstrzygnięcia. Widać wyraźnie, że tematy moralne są wykorzystywane tylko do tego, by podburzać nastroje społeczne. A ­Kościół w tym aktywnie uczestniczy – to jest przerażające!

Zdarzało się, że uczestniczy niekompetentnie. List na temat gender z 2016 r. zdradzał nieznajomość tego, czym jest płeć kulturowa.

Podobnie niedawny dokument episkopatu na temat LGBT+. Wydawało się, że to będzie okazja do dialogu z osobami LGBT+, które nadal podkreślają swoją wieź z Kościołem, i mądra chęć pokazania, że Kościół chce tym osobom duszpastersko towarzyszyć. Tymczasem mamy dokument konfrontacyjny i naukowo niekompetentny.

W czym jest problem? Przecież Kościół ma trzy uniwersytety i wiele wydziałów teologicznych na świeckich uniwersytetach.

Teologia w Polsce jest sklerykalizowana, nie ma wymiany myśli. Ostatnio Kościół nawet nie potrafi skorzystać z zasobów mądrości, którą ma. Profesorowie, którzy mają duże doświadczenie w dialogu, jak ks. Andrzej Szostek czy ks. Alfred Wierzbicki, są marginalizowani. Podejrzewam, że niestety dominuje zideologizowane niedouczenie i ignorancja nauk świeckich.

Musimy też brać pod uwagę to, że wśród biskupów trwa cichy konflikt i dokumenty episkopatu są efektem jakiegoś kompromisu.

Ubezpieczenia społeczne duchowieństwa są dotowane przez państwo przy pomocy archaicznego Funduszu Kościelnego, wprowadzonego jeszcze przez komunistów jako rekompensata zabranych dóbr. To coroczna, wielomilionowa dotacja. Za rządów PO były próby, by zamienić ten mechanizm uzależniający Kościół od państwa na odpis od podatku wiernych. Kościół jednak się z tym nie śpieszył. A PiS w ogóle nie podejmuje tego tematu.

Na sprawach finansowych Kościół też traci. To nie może być rozmowa tylko o tym, co się nam należy i co jest sprawiedliwe. Dużo ważniejsza jest wiarygodność przesłania ewangelicznego. Kościół, który nadużywa przychylności państwa, zarówno jeśli chodzi o finanse, jak i o stanowienie prawa, pokazuje, jakby z przymrużeniem oka traktował wezwanie Chrystusa do oparcia się na tzw. regule wyposażenia. Ubogie środki są szansą na uwiarygodnienie misji Kościoła w świecie i danie świadectwa o tym, że sam wie, o czym mówi, gdy naucza o dyspozycyjności i zawierzeniu Bogu.

To dowód na inercję: nie reformujmy się, jakoś to będzie?

Kościół nie dba o klimat dialogu społecznego, przestał być zaczynem pokoju. Ma prawo uczestniczyć w debacie społecznej, byle czynił to w sposób dialogiczny. Ludzie, którzy nie są chrześcijanami, też mają wrażliwość etyczną, i to powinniśmy jako katolicy brać pod uwagę. Sobór Watykański II rozszerzył granice wspólnoty kościelnej – do kręgów przynależności do Kościoła według niego należą także ci, którzy szczerym sercem szukają Boga. Gdybyśmy w to naprawdę wierzyli, bylibyśmy gotowi i zdolni do dialogu społecznego. Czy coś z tego soborowego nauczania w Polsce wynika? Niestety nie dostrzegam tego. W ten sposób na własne życzenie Kościół zabija swój autorytet.

Taki powinien być główny wkład Kościoła w rzeczywistość świecką – promowanie dialogu społecznego?

Tak, ale ponieważ sam ma kłopot z wewnętrznym dialogiem i wewnętrzną transparentnością, jest również niedialogiczny i nietransparentny w przestrzeni publicznej. Ulega też pokusie rozpychania się łokciami, na ile władza mu na to pozwala. Jego patronami mogliby być jeszcze nieukształtowani przez Mistrza apostołowie Jakub i Jan, proszący Jezusa w Ewangelii o miejsce po Jego prawej i lewej stronie. Jezus i dziś pyta swoich uczniów w polskim Kościele, czy mogą pić kielich, który On wypił, i przyjąć chrzest, którym był ochrzczony (por. Mk 10, ­35-40). To pytanie o to, czy Kościół instytucjonalny w Polsce jest w stanie z pokorą i godnością przyjąć do wiadomości tak dramatyczne Jego odrzucenie. I być gotowym na oczyszczenie, które jeśli nawet jest wymuszone ze strony świata, to jest niewątpliwie działaniem Ducha domagającego się naszej większej wiarygodności. ©℗

O. MACIEJ BISKUP jest dominikaninem, doktorem teologii, byłym redaktorem naczelnym wydawnictwa „W drodze”. Był przeorem klasztoru w Szczecinie. Obecnie jest członkiem Dominikańskiego Ośrodka Kaznodziejskiego w Łodzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2021