Inna IV RP

Władza straciła zdolność definiowania celów istotnych dla całej wspólnoty. Opozycja musi mieć horyzont wykraczający poza wygranie wyborów. Czas pomyśleć o zmianie konstytucji.

16.11.2020

Czyta się kilka minut

 / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM
/ ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

Gniew nie jest wystarczającą przesłanką zmiany politycznej, choć często jest jej napędem. Połączony z rozpaczą podpowiada jedynie zemstę. Połączony z nadzieją może być źródłem naprawy sytuacji. Naprawy trudnej, bo trzeba ją będzie – to już jasne – dokonywać wbrew rządzącej dziś partii oraz jej sojusznikom z episkopatu i Radia Maryja. Trudnej także dlatego, że PiS zbudował silną, amoralną elitę partyjno-państwową, która będzie bronić istniejącego porządku, bo poza nim jej wpływy będą znikome.

Moment konstytucyjny

Nie napisałbym tego ostatniego zdania, gdyby nie seria absurdalnych z punktu widzenia obowiązującego porządku konstytucyjnego i zdrowego rozsądku wypowiedzi wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego i całkowity brak reakcji racjonalnie myślących ludzi w jego własnej partii. Wicepremier odpowiedzialny za bezpieczeństwo dysponuje pełnią środków niezbędnych do tego, by chronić budynki kościelne, jednak mobilizuje do tego swoją partię i jej zwolenników, ryzykując wzmocnienie napięcia i konfrontację polityczną na ulicach. Jakby tego było mało: ten sam wicepremier nazywa z trybuny sejmowej posłów opozycji przestępcami. Wszystko to dzieje się w warunkach, w których najważniejszym problemem państwa jest walka z koronawirusem i niezbędne do tego zaufanie, łączące obywateli o różnych poglądach politycznych.

Po wydarzeniach ostatnich tygodni ta perspektywa jest dalsza niż kiedykolwiek w historii III RP. To niezwykle istotny moment dla opozycji. Nie może ona poprzestać na konstatowaniu i wykorzystywaniu słabości rządzących, licząc na to, że z tej konfrontacji wyjdą na tyle osłabieni, iż nie będą w stanie wygrać już żadnych wyborów. W świetle kryzysu, w którym znalazło się państwo – to może być za mało. Przez trzy letnie miesiące obserwowaliśmy bezradność władzy wobec nadciągającego zagrożenia epidemicznego, a zarazem jej zadziwiającą koncentrację na sprawach wobec tego wyzwania drugorzędnych.

To także dlatego – a nie wyłącznie ze względu na hasła ogromnych manifestacji, które przeszły przez kraj – potrzebujemy pozytywnego horyzontu, wykraczającego poza dymisję rządu czy nawet zmianę rządzącej krajem formacji. Horyzontu, który wyznacza jedynie zmiana konstytucji.

Wśród trzech podstawowych przesłanek uruchomienia procesu konstytucyjnego na pierwszym jest potrzeba przywrócenia instytucjom państwa sprawności i koniecznego do funkcjonowania minimum zaufania. Drugą przesłanką są źródła gwałtownego obywatelskiego protestu, jakiego jesteśmy świadkami po 22 października. Nie tylko ich główne hasła, ale też czynniki, które nadały im tak szeroki zasięg i gwałtowny charakter. Trzecim elementem jest wzgląd na europejskie aspiracje Polaków, przeciwko którym rząd i jego propagandowa machina wystąpiły nie wprost, ale za to konsekwentnie. Wpisując się – bez względu na intencje – w propagandową i polityczną ofensywę Kremla wymierzoną w stabilność Unii Europejskiej.

Te trzy przesłanki nie wyczerpują oczywiście ratio legis nowej konstytucji. Można je rozszerzyć o ciekawe propozycje stowarzyszenia Iustitia, dotyczące powołania Trybunału Rzeczypospolitej, kwestii przywrócenia praworządności czy zasadne postulaty dotyczące ustrojowego wzmocnienia pozycji samorządu terytorialnego i zablokowania perspektywy pełzającej centralizacji państwa.


Czytaj także: Paulina Górska, Marcin Napiórkowski: Niepodległość nieparlamentarna


Tworzenie tych projektów musi przebiegać w warunkach wyrazistej zmiany pokoleniowej i traktować na serio parytet płci. Zasadna przez lata reguła, że wiek sprzyja kumulacji doświadczenia potrzebnego przy stanowieniu prawa, dziś nie ma racji bytu. Liczne wystąpienia publiczne pokazują, że ludzie, którzy aktywnie tworzyli politykę III RP, nie tylko nie rozumieją 30- i 40-latków, ale także zmian, którym ulega współczesny świat – w wymiarze technologicznym, kulturowym czy intelektualnym.

Podobnie rzecz ma się z zasadą równej reprezentacji płci. Nawet jeżeli, wskutek długiego trwania męskiej przewagi, większa liczba ekspertów to mężczyźni, w tym procesie nie warto bawić się w systemy kwotowe. Wszystkie organy decydujące o kształcie nowego ustroju powinny odzwierciedlać zasadę równości płci, jeżeli naruszaną, to w przeciwną niż dotąd stronę. Jeżeli tego nie zrobimy, zafundujemy nowym porządkom błąd założycielski.

Minimum współpracy

Zarzut wobec partii rządzącej nie polega na tym, że przez pięć lat nie naprawiła w państwie żadnego mechanizmu, który mógłby posłużyć w walce z epidemią. Nie taki był cel PiS, a jego liderzy nigdy nie kryli się z państwowym nihilizmem. Była to polityka uprawiana w interesie wąsko rozumianego „obozu patriotycznego”. Zmarnowaliśmy wysiłek trzech wiosennych miesięcy, w imię zwiększania szans na reelekcję Andrzeja Dudy, a potem czekania na rozstrzygnięcia wewnętrznych napięć w obozie władzy.

Przesłanka epidemiczna oparta jest na fakcie, że możliwe okazały się rządy otwarcie ignorujące znane już zagrożenie. Po pierwszej, niezwykle kosztownej społecznie wiosennej fali pandemii nie podjęto przygotowań do bardzo prawdopodobnej fali jesiennej. Co więcej: prowadzono politykę oderwaną od racjonalnych przesłanek, zezwalając na organizację wesel nawet po tym, jak okazały się one jedną z głównych okazji do zakażeń. Nawet znając pogarszające się statystyki, rząd wprowadzający wszystkie restrykcje z dnia na dzień odwlekał ograniczenie liczby uczestników wesel, a gdy już je wprowadził – to wraz z bezprecedensowym vacatio legis.

Jak wpisać te doświadczenia do nowej konstytucji? Zacznijmy od tego, że władze powinny być zobligowane do przestrzegania innych standardów przejrzystości działań i dostępu do wiedzy. Także tej eksperckiej. Co nie mniej istotne: ­potraktowanie wiedzy zbieranej przez państwo jako dobra publicznego powinno dotyczyć nie tylko dostępu ze strony obywateli, lecz także obowiązku jej wymiany między instytucjami rządowymi a samorządowymi.

Po drugie, kluczowe jest określenie nie tylko praw opozycji w parlamencie, ale także minimalnych warunków współpracy w warunkach kryzysu – wszystko jedno, czy międzynarodowego, związanego z działaniem sił natury czy z funkcjonowaniem gospodarki. Dziś wszystko opiera się na dobrej woli rządzących. A o tym, ile warta jest ta rachuba, przekonaliśmy się przy okazji brawurowej próby przeprowadzenia wyborów prezydenckich z pominięciem PKW. To samo dotyczy polityki restrykcji, wprowadzanych nie tylko bez rozmów z opozycją czy podmiotami samorządowymi, ale w sposób szalenie uznaniowy i często niepoparty nawet próbą przedstawienia ich uzasadnienia. Niezdolność do wzbudzania zaufania i dyscypliny opartej na czymś innym niż strach spowodowany dramatycznymi obrazami napływającymi do nas wiosną z północnych Włoch to dziś jedna z najważniejszych słabości systemu walki z epidemią.

Po trzecie, ominięcie formuły stanu wyjątkowego politycy rządzącej większości uzasadniali niechęcią do płacenia odszkodowań, a zatem naturalne uprawnienie dające rękojmię solidarności społecznej zostało zastąpione łaską władzy wyrażaną w ustawach „tarczowych”. Co więcej, późniejszy przebieg wypadków pokazywał, że rządzący jednym okazywali więcej łaski i zrozumienia, a innym mniej. To zaś oznacza, że zabrakło wiarygodnej formuły określającej solidarność społeczną w warunkach dzielenia się kłopotami.

Po 30 latach mamy wystarczająco dużo doświadczeń, by nie skupiać się – jak na początku lat 90. – na relacjach między prezydentem a premierem i parlamentem. Chodzi o to, żeby pisać konstytucję dla państwa, którego zadaniem jest nie tylko rozstrzyganie konfliktów politycznych, lecz także zdolność skutecznego współdziałania obywateli i władz różnego szczebla.

Koniec przywilejów

Przywileje, jakimi cieszył się Kościół w ostatnich 30 latach, można uznać za pełne zadośćuczynienie za krzywdy doznane w PRL. Problem w tym, że tego zadośćuczynienia innym odmówiono lub wykonano tylko częściowo. Dziś nie ma żadnych przesłanek, poza egoizmem wyznaniowym, by przywileje te kontynuować. Przesądza o tym również toksyczny wpływ, jaki dostojnicy i niektóre struktury kościelne wywarły na państwo polskie w ostatnich latach. Udział w nagonce na mniejszości seksualne i osoby żyjące samotnie, kwestionowanie procesu rozliczania problemu pedofilii w Kościele – to tylko niektóre symptomy choroby. Dodajmy do tego przywileje, jakimi cieszy się ośrodek katolickiego fundamentalizmu zbudowany wokół Radia Maryja, które nie znajdują uzasadnienia w jakimkolwiek porządku moralnym i politycznym, poza prymitywnym klientelizmem i polityką transakcyjną, której stronami są partia rządząca i Tadeusz Rydzyk.


Czytaj także: Rafał Matyja: Zobaczmy, co się z nami stało


Wydaje się, że nowy porządek powinien być oparty na zasadzie równości obywateli i wolności religijnej, realizowanej poprzez rzeczywisty rozdział Kościołów od państwa, wypowiedzenie konkordatu, wycofanie nauki religii ze szkół i wprowadzenie reguł ograniczających udział duchowieństwa w instytucjach i przestrzeni publicznej. Nie powinno to naruszać praw katolików w zakresie swobody wyznania, kultu, korzystania z tych samych praw obywatelskich czy współpracy w kwestiach pomocy społecznej, opieki nad osobami niepełnosprawnymi lub starszymi i innych dobrych działań podejmowanych przez struktury kościelne.

Sama sprawa aborcji powinna być rozstrzygnięta w referendum, przeprowadzonym w możliwie obiektywny sposób, którego rezultaty zostaną bez korekt i wewnętrznych kompromisów elity politycznej przeniesione na poziom ustawodawstwa.

Bez względu na to, jak pod wpływem obecnego sporu zmienią się poglądy społeczeństwa. To, co stało się w ostatnich tygodniach na ulicach, i tak wpłynie na jego postawy wobec religii, spraw obyczajowych i przywilejów instytucjonalnych Kościoła. Będzie miało to skutki w postawach nie tylko młodego pokolenia – w szeregu decyzji w sferze prywatnej. Jednak niezwykle istotne jest to, by zostało również dobrze i jasno opisane w sferze publicznej. Choćby po to, by obecność księży na uroczystościach państwowych nie stała się przedmiotem nieustannej walki, by spór nie toczył się wokół symboli religijnych w sferze publicznej. Byśmy nie otworzyli frontów walki o sprawy drugorzędne, a kluczowe kwestie – pozostawili bez zmian.

Głębsza integracja

Państwo po remoncie powinno być bowiem z założenia bardziej przyjazne wobec otoczenia. Nawet wobec tego, od którego zostanie wyraziście oddzielone. Nie może być państwem PiS à rebours. Nie oznacza to bezkarności tych, którzy złamali prawo. Raczej zablokowanie zemsty na beneficjentach obecnych rządów – ekonomicznych i prestiżowych.

Model działania polegający na lekceważeniu przez rządzących głosów nie tylko opozycji, ale też procedur konsultacji, na pomijaniu krytycznych głosów ekspertów był nie tyle „demokracją nieliberalną”, co demokracją raz na cztery lata. Z przekonaniem, że mandat zwycięzcy uprawnia do upokarzania pokonanych i do nieliczenia się z kimkolwiek. Znakomitym przykładem był sposób przeprowadzenia „piątki dla zwierząt”. Nie kwestionując słuszności jej zapisów, była to metoda, którą można określić jako „kaprys prezesa”. W momencie, gdy się na to zdecydował, zmiany należało przeprowadzić natychmiast i bez względu na jakiekolwiek – społeczne czy ekonomiczne – konsekwencje. Działo się to w sytuacji, gdy wcześniej nie zrobiono dość, by wzmocnić kontrolę weterynaryjną nad łamiącymi istniejące zasady zakładami hodowli zwierząt na futra.

Tryb działania państwa wobec obywateli powtarza się w działaniach na arenie międzynarodowej, kiedy ignoruje się możliwe reakcje naszych partnerów. UE traktuje się jak salon oszustów, wobec których musimy zachowywać podejrzliwość i daleko posuniętą rezerwę. Idea obrony interesu narodowego w ramach tej wspólnoty została sprowadzona do groteskowego splendid isolation. Sprawa nie ograniczała się przy tym do dyplomacji, ale była powiązana też z propagandowym urabianiem opinii przez kluczowych polityków i działające na ich zlecenie media. Próba ukształtowania jej antyzachodniego nastawienia odniosła częściowy sukces.


Czytaj także: Andrzej Stankiewicz: Zmierzch boga wojny


Dlatego w procesie konstytucyjnym za zasadniczy wektor działania państwa trzeba przyjąć porzucenie nieufności wobec obywateli i wrogości wobec struktur i państw UE. Ustawa zasadnicza powinna uwzględniać doświadczenia ostatnich kilkunastu lat członkostwa w Unii, z których wynika dobra perspektywa uczestnictwa Polski w jej rozwoju. To znaczy również – nie tworzyć nadmiernie silnej bariery pogłębiania integracji. Unijna jedność to warunek skutecznego działania np. w sprawie klimatu, migracji, kontroli nad potentatami informatycznymi, którzy dysponują ogromną wiedzą o europejskich społeczeństwach.

Projekt konstytucyjny musi być zatem – na ile to możliwe – wychylony ku przyszłości i nowemu modelowi działań państwa. Warto, by zrywał z nieuzasadnionym samozadowoleniem z rozwiązań wprowadzanych 30 lat temu (nierzadko ze świadomością, że są prowizoryczne). Warto też, by był tworzony z założeniem, że konstytucja stwarza nowy porządek ustrojowy, a nie jedynie koryguje stary.

Ponad protestem

Polityczny sceptycyzm jest dobrą postawą w czasach, gdy podstawowym problemem jest przesyt obietnic i narracji budujących obrazy raju na ziemi. Jest dobrą postawą w czasach populizmu i fake newsów. Ale w warunkach rozpadu wspólnoty politycznej – a to jest treścią dokonujących się w Polsce procesów – nie wystarcza.

Moment konstytucyjny, o którym mowa, nastąpi wówczas, gdy na kształt nowego prawa nie będzie miała decydującego wpływu obecna ekipa rządząca, kiedy reguły wolności religijnej nie będą w szczegółach negocjowane z episkopatem, kiedy pojawi się nowa większość, nieobawiająca się perspektywy ściślejszej integracji z Unią. Te założenia z perspektywy minionej dekady wydają się niemożliwe do spełnienia. I w najbliższych latach wcale nie będą łatwe do osiągnięcia, a dla niektórych polityków i zwolenników opozycji – być może nie będą oczywiste.

Porzucenie takiej perspektywy oznaczać będzie, że dzisiejsza opozycja – już po przejęciu władzy – będzie skazana na politykę skupioną na rozliczeniach personalnych i kilku spektakularnych zmianach ustawowych. Jednocześnie logika kampanii wyborczej będzie ją popychała do rywalizacji w dziesiątkach spraw. Strategiczne porozumienie wokół nowej konstytucji może okazać się jedynym wątkiem spajającym ugrupowania opozycji nie tylko ze sobą, ale z licznymi grupami sprzyjającymi jej, ale na stałe funkcjonującymi na obrzeżach polityki. Dawać poczucie, że w grze z PiS chodzi o coś więcej niż rywalizację dwóch nieznoszących się elit.

Rozumiejąc dynamikę ostatnich protestów opozycja nie może ograniczać się do prób surfowania na fali społecznego oburzenia. To, co jest autentyczne w ustach manifestantów, może zabrzmieć sztucznie z trybuny sejmowej czy zza mikrofonów na konferencji prasowej. Nie rezygnując z obrony protestujących, czy nawet z podejmowania części ich haseł, politycy z ugrupowań opozycyjnych muszą skupić się na tym, w czym nikt ich nie zastąpi.

Tym podstawowym zadaniem jest zawsze budowanie alternatywy. Po protestach jest jasne, że nie poprzez odwoływanie się do status quo sprzed roku 2015, ale do czegoś, co może powstać po załamaniu się rządów PiS. Przeciwstawienie polityce rządzących wyraźnie lepszej – przynajmniej dla części Polaków – perspektywy.

W niezwykle ważnym 2020 r. Prawo i Sprawiedliwość nie tylko nie uczyniło nic, co łagodziłoby ostrość sporu, ale przeciwnie – doprowadziło do jego niezwykłego zaognienia. Konfrontacyjna linia Jarosława Kaczyńskiego – tak werbalna, jak i realna – odsunęła perspektywę porozumienia politycznego poza horyzont tego, co prawdopodobne. Uczyniła wewnętrzny konflikt trudniejszym do rozwiązania na bazie jakiegokolwiek kompromisu.

Jakkolwiek jednak potoczy się polityka w najbliższych kilku miesiącach, horyzont ułożenia państwa na nowo nie zniknie. Bez względu zatem na umiejętności taktyczne, zdolność zdobywania poparcia i zawierania kompromisów, dzięki perspektywie zmiany konstytucyjnej opozycja może uzyskać nowy status. Może znaleźć sposób na dodanie do gniewu niezbędnej do życia społecznego nadziei. ©

Autor jest politologiem, publicystą, wykładowcą Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Był jedną z pierwszych osób, które wprowadziły do debaty publicznej koncepcję budowy IV Rzeczypospolitej. Ostatnio wydał książkę „Wyjście awaryjne. O zmianie wyobraźni politycznej” (2018).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Politolog, publicysta, wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. W wydawnictwie Karakter wydał niedawno książkę „Miejski grunt. 250 lat polskiej gry z nowoczesnością”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2020