Nie każda trwoga prowadzi do Boga

Pandemia wywołuje różne zachowania. Warto rozróżnić dojrzałe i niedojrzałe sposoby szukania religijnego wsparcia.

23.03.2020

Czyta się kilka minut

Ks. Mirosław Matuszny, proboszcz parafii Nawrócenia św. Pawła w Lublinie, wyszedł na ulice miasta z relikwiami św. Antoniego, 17 marca 2020 r. / JAKUB ORZECHOWSKI / AGENCJA GAZETA
Ks. Mirosław Matuszny, proboszcz parafii Nawrócenia św. Pawła w Lublinie, wyszedł na ulice miasta z relikwiami św. Antoniego, 17 marca 2020 r. / JAKUB ORZECHOWSKI / AGENCJA GAZETA

Staropolskie przysłowie „Jak trwoga, to do Boga” może oznaczać zarówno to, że „niektórych ludzi dopiero krytyczna sytuacja skłania do modlitwy”, jak i spostrzeżenie, że „chłop się nie przeżegna, dopóki piorunu nie usłyszy”. W przysłowiu tym ukryta jest bowiem podwójna mądrość. Z jednej strony mówi nam o tym, że religijność wpływa na sposób, w jaki człowiek postrzega spotykające go w życiu trudności i jak sobie z nimi radzi. Z drugiej – każe odróżnić myślenie magiczne od myślenia religijnego.

Warto to przemyśleć w okresie obecnej pandemii i reakcji ludzi religijnych na jego obecność, bo mamy do czynienia w Kościele zarówno z pozytywnymi, jak i negatywnymi religijnymi strategiami radzenia sobie z tym zagrożeniem. A oprócz tego: z myleniem myślenia religijnego z myśleniem magicznym, i to nie tylko wśród „pobożnego ludu”, ale też wśród duchownych – biskupów i księży.

Katolicka magia

Obojętne, czy jesteśmy ludźmi religijnymi, czy nie, wszyscy wykazujemy podatność na myślenie magiczne. Jedno i drugie jest dla nas naturalne, ponieważ opiera się na naszej wrodzonej skłonności do wyszukiwania w środowisku intencjonalnych działań jakichś istot nawet wtedy, kiedy ich obecność nie jest widoczna. Kiedy już zostaną „zlokalizowane”, dochodzi do przypisywania im określonych motywów i stanów wewnętrznych oraz nadawania temu wszystkiemu sensu i znaczenia, po to, aby odnaleźć jakiś porządek w naturze. Zdaniem kognitywistów te „moduły poznawcze” generują zarówno myślenie religijne, jak i myślenie magiczne odnośnie do takich istot (np. Boga czy duchów), oraz nadają naszemu myśleniu o naturze teleologiczne ukierunkowanie i kształt.

Każdy z nas nie tylko z dzieciństwa pamięta sytuacje, kiedy szmer za oknem czy skrzypiące drzwi w pokoju były sygnałem, że „ktoś tu jest”. Owo „odczucie” jest naturalne, ale gdybyśmy za każdym razem ze śmiertelną powagą do niego podchodzili, nie potrafili się z niego otrząsnąć i kierowali się nim w życiu, świadczyłoby to o tym, że w najlepszym wypadku jesteśmy zabobonni, w najgorszym – że jest to objaw psychopatologiczny. W sytuacji niepewności czy zagrożenia jest to bowiem odruch ewolucyjny, ale tym, co odróżnia zabobonność będącą przejawem myślenia magicznego od myślenia religijnego, jest dążenie do kontroli świata niewidzialnego (duchowego).

W myśleniu magicznym mamy bowiem do czynienia z przekonaniem, że można spowodować skutek posługując się środkami, które w dużym stopniu działają automatycznie (np. zaklęciami „leczyć” choroby). Przy niemagicznej próbie kontroli przyjmuje się, że skutek ten musi zostać osiągnięty przy użyciu „normalnych” środków (np. lekarstw) bądź za pomocą modlitwy. W tym drugim przypadku chodzi więc o to, aby się zwrócić do instancji ponadludzkiej, od której woli i przychylności zależy wysłuchanie prośby o powrót do zdrowia. Modlitwa nie działa tutaj jak zaklęcie, jest bowiem prośbą i oczekiwaniem, a nie werdyktem wymuszonym na Bogu.

W magicznym podejściu do religii wiara staje się synonimem siły duchowej służącej do kontrolowania świata widzialnego i niewidzialnego, tak jakby nie istniały prawa przyrody albo Bóg „zawieszał je” uznaniowo. „Nie lękajcie się sięgać z wiarą po wodę święconą” – wzywał diecezjan w czasie pandemii ordynariusz szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga. Boi się jej bowiem diabeł, jak wyjaśniał, a „duszpasterze dbają, by była zawsze świeża i odnawiana przynajmniej raz w tygodniu. W razie potrzeby, woda w kropielnicach jest wymieniana dosłownie każdego dnia”. O teologicznych błędach zawartych w takim myśleniu pisał na stronie „Tygodnika” Piotr Sikora.


Polecamy: Piotr Sikora: Słowa biskupa błędne i groźne


Psycholodzy podkreślają jednak, że oceny tego, czy mamy do czynienia z magicznym myśleniem i działaniem w obrębie wiary, czy też z religijną działalnością symboliczno-ekspresyjną – w tym przypadku dojrzałym podejściem do sakramentów i sakramentaliów – nie da się poprawnie sformułować na podstawie samego zachowania, a więc bez poznania intencji podmiotu. Poza tym, granica między zabobonami a wiarą nie musi być zawsze łatwo dostrzegalna ani nieprzekraczalna. Bez względu jednak na to, jak często byśmy wymieniali wodę święconą, idea, jaka za nią stoi w walce z koronawirusem, jest katolicką magią. Nawet jeśli wierzymy w moc wody święconej w przypadku działania złego ducha, to przecież wirus nie jest bytem duchowym. Jej używanie w takich okolicznościach nie jest wyrazem zaufania Bogu, tylko jego parodią.

Dojrzałe i niedojrzałe postawy

Ludzie zwracają się do religii, gdy szukają pociechy, chcą zaspokoić potrzebę więzi, nadać znaczenie doświadczeniom życiowym i poradzić sobie z przeciwnościami losu. Robią to jednak na różne sposoby. Psycholodzy wyróżnili trzy główne style – dwa pozytywne i jeden negatywny.

Pierwszym pozytywnym stylem, zmierzającym do przywrócenia człowiekowi kontroli nad sytuacją trudną, jest „strategia współpracy z Bogiem przy rozwiązywaniu problemu”. W tym przypadku osoba wierząca podchodzi do rozwiązania problemu poddając się woli Boga, ale równocześnie starając się zrozumieć, czego Bóg od niej oczekuje, traktując Go jako partnera. Będzie więc szukała duchowego wsparcia u Niego, poczucia bliskości z Nim, traktując napotykane trudności jako część Bożego planu lub czegoś potencjalnie pozytywnego, a więc „lekcję od Boga”, dzięki której można nauczyć się czegoś ważnego i zbliżyć się do Niego. Aby doznać pocieszenia, otuchy i wsparcia z Jego strony, będzie się uciekała do modlitwy i sakramentów, szukała wsparcia duchowego czy społecznego we wspólnocie Kościoła.

Drugi pozytywny styl związany jest z „nakierowaniem na siebie”. W tym przypadku osoba wierząca nie prosi o cud, o bezpośrednią Bożą interwencję, ale wierzy, że jeśli spotkają ją jakieś trudności, to Bóg obdarzy ją wystarczającymi umiejętnościami i zasobami, aby sobie z nimi poradziła. Oba te style prowadzą do przemiany życia poprzez nadanie mu nowego kierunku i celu, i są pomocne w pozbywaniu się negatywnych emocji – żalu, gniewu, złości.

Dostosowanie się do rygorystycznych ograniczeń państwowych i kościelnych, mających na celu przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu się groźnego wirusa, bez wyrażania niezadowolenia z postawy duchownych i innych wiernych, czy pretensji do samego Boga za brak „heroizmu Kościoła”, jest przejawem owych pozytywnych strategii religijnego radzenia sobie ze stresem i trudnościami.

W odróżnieniu od nich negatywnym stylem radzenia sobie z trudnościami jest „przerzucanie odpowiedzialności na Boga”. Tutaj trudna sytuacja jest postrzegana jako kara Boża za grzechy, brak wiary i pobożności wśród osób bądź narodów czy też wynik działania szatana. Pod pozorem posłuszeństwa Bogu takie osoby szukają w innych źródła swoich lęków, wskazują zastępcze „kozły ofiarne”, a ich wiara zostaje zdominowana przez agresję przebraną w formuły nawoływania do pokuty.


Czytaj także: Edward Augustyn, Artur Sporniak: Świat w stłuczonym lustrze


Tacy samozwańczy „kaznodzieje” i „prorocy” Apokalipsy uważają, że potrafią odczytać sens kataklizmów i trudnych sytuacji, i czynią to „w imieniu” Boga. Ich „ewangelizacja”, jak miało to ostatnio miejsce w przypadku apelu organizatorów „Różańca do granic” (wystąpienie Lecha Dokowicza i Macieja Bodzińskiego na YouTubie pt. „Wezwanie do pokuty”), jest formą agitacji opartą na „efekcie pocieszenia”. Po tyradach dotyczących winy i potępienia duszy, bo wirus jest „karzącym wysłannikiem Boga”, proponują łaskę i zbawienie poprzez uznanie wiary w sprawiedliwego, bo mściwego Boga, i przystąpienie do ich pokutnego „ruchu”, a więc przejście na właściwą, „niezepsutą” stronę społeczeństwa i Kościoła.

Jest to wypróbowana strategia, co pokazują badania psychologiczne, gdyż kreowanie poczucia bezwartościowości i bezsilności zwiększa prawdopodobieństwo nawrócenia religijnego albo przystąpienia do grupy wyznaniowej. Czym innym jest jednak wzywanie do nawrócenia, a czym innym usprawiedliwianie nim poglądów bardzo wątpliwych teologicznie. Jak bowiem trafnie wyraził to abp Grzegorz Ryś w liście do wiernych archidiecezji łódzkiej: „Pandemia nie jest twarzą Boga! Jego twarzą jest Miłość”.

Religia jako mechanizm obronny

W negatywnym stylu radzenia sobie z sytuacjami trudnymi religia staje się formą mechanizmu obronnego opartego na specyficznych błędach poznawczych. Amerykański psycholog religii prof. Kenneth Pargament z Bowling Green State University wyróżnił kilka takich błędów.

Są to błędy: (1) jednostronności – gdy dochodzi do absolutyzacji religijności, czyli gdy nie jest ona równoważona przez inne wartości (w przypadku pandemii odwołanie się np. do wskazań nauki); (2) maski – gdy religia staje się maską dla realizacji celów niereligijnych (np. politycznych czy społecznych); (3) wyjaśniania – gdy uzurpuje sobie prawo do wyjaśniania wydarzeń wyłącznie z własnej, czyli religijnej perspektywy, z pominięciem innych, alternatywnych interpretacji, zwłaszcza potwierdzonych empirycznie (np. że komunia na język nie przenosi wirusa albo woda święcona działa jak lekarstwo); (4) kontroli – polegający na poszukiwaniu wyłącznie religijnych rozwiązań problemu, z ­pominięciem innych możliwości, szczególnie w sytuacjach kontrolowanych (będzie to np. wzywanie do procesji i wspólnych nabożeństw, bo Bóg nie dopuści do zarażenia ich uczestników, chociaż wiemy, że w tłumach wirus roznosi się szybciej i szerzej. Chodzi więc tutaj o bierne oczekiwanie na cud w sytuacji oczywistego zagrożenia zdrowia i życia, a więc o religijną nadkontrolę); (5) umiaru – a więc nieumiarkowanych czy skrajnych postaw (np. apatii czy fanatyzmu religijnego) objawiających się chociażby w niezdrowej „obsesji” Eucharystii.

Z religijnością jako mechanizmem obronnym mamy również do czynienia wtedy, kiedy jest ona: (a) niezróżnicowana – a więc kiedy przekonania i praktyki religijne są stereotypowe i ubogie (wirus to na pewno kara Boska, bo Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze, a przecież świat jest zepsuty); (b) podzielona – gdy istnieje rozłam między przekonaniami a praktykami: chociaż nie chodzę do kościoła, muszę teraz do nich „dołączyć”, żeby dmuchać na gorące i się nie zarazić; (c) sztywna – gdy sprzyja powstawaniu uprzedzeń i stereotypów („to bezbożni ściągnęli na nas to nieszczęście”); oraz (d) niepewna – gdy relacja z Bogiem jest lękowa, ambiwalentna i/lub unikowa (Bóg nam nie pomoże, bo teraz nas karze, wirus jest jego posłańcem).

Prawdziwy kult

Mówiąc o sposobach szukania wsparcia u Boga w obliczu epidemii, pamiętajmy, że sama trwoga to za mało, aby wyjść naprzeciw trudnościom. Odwoływanie się do religijnych strategii radzenia sobie ze stresem zależy od trzech grup czynników: osobistych, sytuacyjnych i kontekstowych. A więc od tego, kto odwołuje się do religii, jaką rangę ma trudna sytuacja i jak problem rozwiązują inni.

Tak się złożyło, że trzecia niedziela Wielkiego Postu była „narodową próbą wiary” ze względu na apel biskupów, aby w tym dniu pozostać w domu i nie iść do kościoła. Na tę niedzielę przypadła również Ewangelia, w której Jezus zwracając się do Samarytanki powiedział: „Nadchodzi jednak godzina, nawet już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich czcicieli szuka Ojciec. Bóg jest duchem; trzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie” (J 4, 23-24).

Żadna modlitwa prywatna ani wspólnotowa nie może zastąpić Eucharystii. Katolicyzm jednak nie sprowadza się do chodzenia na mszę. Jak więc zrozumieć tych, którzy „musieli” pójść na mszę do kościoła? Abstrahując od przypadków ignorancji polegającej na minimalizacji bądź marginalizacji zagrożenia, ci, którzy nie zostali w domach, wcale nie musieli tego zrobić w imię wiary w Boga i oddania mu należnej czci. Teoria przywiązania pozwala nam bowiem przewidzieć, jak zareaguje osoba wierząca na sytuacje stresowe w życiu. Ów przymus bycia w kościele może mieć pozareligijną przyczynę w lękowym bądź unikowym stylu przywiązania, który nie poddaje się zwykłym zmianom sposobu myślenia – a więc także dyspensom kościelnym czy zachętom biskupów.

Z badań wiemy, że większość ludzi, którzy doświadczyli radykalnego nawrócenia, charakteryzuje się lękowym stylem przywiązania. W głębi serca czują się oni niegodni miłości Boga i są przekonani, że nawet jeśli Bóg jest istotą pełną miłości, to Jego miłość do nich jest warunkowa lub niepewna. Lękowy styl przywiązania wypełnia życie poczuciem niepewności i strachem. Nie będę miał grzechu, skoro mówią tak biskupi, ale jak nie pójdę w niedzielę na mszę, to Bóg mnie ukarze przy innej okazji.

Przywiązanie unikowe prowadzi z kolei do izolacji i samotności, bo rytuały stają się albo puste, albo traktowane jak talizmany. W przypadku stylu bojaźliwo-unikowego osoba dystansuje się od Boga powodowana strachem przed karą. W głębi serca czuje się niegodna miłości Boga i boi się, że Bóg może ją ukarać, ponieważ jawi się On jej jako istota odległa, która może być groźna. Z kolei w podtypie lekceważąco-unikowym dominuje przeświadczenie, że polegać można tylko na sobie, gdyż Bóg pozostaje istotą odległą i zawodną, tak więc w relacji z Nim nie można liczyć na zbyt wiele. W przypadku stylu unikowego msza przesłania samego Boga, bo jest traktowana jak talizman albo substytut bycia w relacji z Bogiem, gdyż jest się w kościele z innymi.


Czytaj także: Korona sprawdza - rozmowa z prof. Bogdanem de Barbaro


Bóg jako obiekt przywiązania nie podąża tropem wytyczonym przez logicznie wywnioskowane przekonania na Jego temat, i nie wszystkich przekonają zachęty czy groźby hierarchii. Obraz Boga to złożona psychiczna rzeczywistość. Kształtuje się on nie tyle w procesie wierzenia w „coś”, ile raczej w sposobie odnoszenia się do „kogoś” (pisałem o tym w „Tygodniku” nr ­51-52/2019), i zawsze ma w sobie znamiona ambiwalencji. Oprócz miłości, przywiązanie do Boga budzi również lęk i żal, a sytuacje graniczne potrafią ową ambiwalencję jeszcze wyostrzyć.

Nie wchodząc „w buty Pana Boga” można powiedzieć, że w dobie pandemii koronawirusa jesteśmy bardziej, a nie mniej wezwani do tego, żeby Mu oddawać cześć w Duchu i prawdzie. Może to więc oznaczać siedzenie w domu zamiast w kościele, przyjmowanie komunii duchowej albo na rękę, a nie do ust, służbę bliźniemu, a nie straszenie piekłem, nietraktowanie sakramentaliów jak talizmanów oraz nauczenie się na nowo tego, co dla wielu przestało być oczywiste, czyli patrzenia na życie w świetle wieczności.

Pandemia budzi lęk, sprawia, że nasze codzienne poczucie kontroli nad życiem radykalnie się kurczy, dlatego może być również zachętą do fanatycznej religijności objawiającej się w zdominowaniu wiary przez magiczne myślenie i praktyki bądź apokaliptyczne wizje świata i potępianie „niewiernych”. Nie każda trwoga prowadzi do Boga. Jeśli chcemy, żeby nam pomógł, nasza wiara musi się oprzeć pokusie fundamentalizmu.

Jak powiedziałby w tych okolicznościach zmarły w 2002 r. dominikanin i mistyk o. Marie-Dominique Molinié: „odwaga, która pozwala się lękać, jest koniecznym warunkiem naszego wyzwolenia, naszej radości, naszego zbawienia”. Ów lęk nie jest jednak, i nie powinien być, paniką. Bóg nie poddaje nas cierpieniu po to, by nas narazić na niebezpieczeństwo. Jaką lekcję z tego wyniesiemy, w dużym stopniu wyznaczy nasza wiara. ©

CZYTAJ WIĘCEJ:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2020