Miriam odlicza czas

Nadal nie wie, gdzie przyjdzie jej rodzić. Ale przynajmniej nie będzie to Lesbos.

02.04.2021

Czyta się kilka minut

Miriam i Abdul już na pokładzie statku w drodze z Lesbos do Aten, 23 marca 2021 r. / ARCHIWUM PRYWATNE
Miriam i Abdul już na pokładzie statku w drodze z Lesbos do Aten, 23 marca 2021 r. / ARCHIWUM PRYWATNE

Na twoim miejscu też bym się pociął – sąsiad Miriam nie patrzy jej w oczy, spogląda na Abdula. Ten leży odwrócony do nich plecami. Śpi. Albo udaje. I tak całymi dniami. Miriam też przestała wychodzić, woli zostać w namiocie. Dlaczego? Nie wie. Po prostu.

Próbuje namówić męża na ponowną rozmowę z psychologiem. Był tylko raz. Teraz odmawia. Dlaczego? Miriam nie wie. Przestała już pytać.

Miriam odlicza czas. Termin porodu ma wyznaczony na 12 maja. Latać samolotem może do 12 kwietnia: ta data widnieje na zaświadczeniu od lekarza, które jest teraz jednym z najważniejszych dokumentów. To przepustka, aby opuścić Grecję, zanim narodzi się jej dziecko.

POZNAŁYŚMY SIĘ 10 września 2020 r. na Lesbos, na ulicy przed Lidlem. Było późno, dochodziła jedenasta wieczorem. Miriam rozmawiała z innymi kobietami. Jej czarny szalik i tunika zlewały się z nocą, widziałam tylko rysy jej twarzy. Tłumy wokół nas nie spały: ludzie chodzili, rozmawiali, zataczali się ze zmęczenia i głodu lub wskutek zażytych narkotyków. Przecierali oczy, jakby nie mogli uwierzyć, że obóz dla uchodźców Moria, ich dom, naprawdę spłonął.

Dzień wcześniej 13 tys. ludzi ubiegających się o azyl straciło dach nad głową po tym, jak kilku mieszkańców Morii podłożyło ogień z powodu narastającej frustracji – przepełniony obóz od lat był miejscem, gdzie ludzie spędzali miesiące w fatalnych warunkach.

To było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie face to face. Po otwarciu nowego obozu na Lesbos, 12 września, dziennikarzom utrudniano dostęp do miejsc, gdzie przebywali byli mieszkańcy Morii. Wyjechałam bez pożegnania. Także 28-letnia Afganka Miriam trafiła do nowego obozu. Przez ostatnie miesiące utrzymywałyśmy kontakt przez komunikator WhatsApp.

Pierwsza wiadomość przyszła 17 września. „Spaliśmy wczoraj na dworze. Sąsiedzi nie wpuścili nas do naszego wspólnego namiotu. Powiedzieli, że go spalą, jeśli spróbujemy wejść do środka” – pisała Miriam.

Rano, gdy zwróciła się do jednej z nielicznych organizacji pozarządowych, która wciąż oferowała pomoc na wyspie, usłyszała: to nie nasz problem. Płakała i błagała kierownictwo obozu o przeniesienie do innego namiotu. Zgodzili się po ośmiu próbach.

MIRIAM PRZESYŁA SERIĘ ZDJĘĆ. Na pierwszym widzę młodą kobietę z burzą długich, kruczoczarnych, wyprostowanych włosów, ustami pociągniętymi różową szminką i błyszczącymi oczami podkreślonymi czarną kreską. To selfie zrobione jeszcze w Afganistanie. Obok zdjęcie sprzed kilku dni: opuchnięta, poszarzała twarz, siwe wysuszone loki wystające spod chusty, niepewny uśmiech.

Kolejne zdjęcia, ich obojga: ona w czapce z daszkiem, Abdul ze zmarszczonymi brwiami, jak model z magazynów mody. Na kolejnym selfie siedzą obok siebie w namiocie, z tortem. To urodziny Miriam, już w Morii. „Patrz, jak wcześniej wyglądałam. Czuję, jakby przybyło mi kilka lat. Mam nadzieję, że niedługo będę mogła stąd wyjechać” – Miriam wysłała tę wiadomość sześć miesięcy temu.

Jest marzec 2021 r., a ona i Abdul nadal przebywają w obozie na Lesbos. Podobnie jak ponad 8 tys. ludzi. Część wciąż czeka na decyzję. Pozostali, którym przyznano już status uchodźcy, czekają na dokumenty i termin opuszczenia wyspy.

Agencja ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) od początku wyrażała obawy co do położenia nowego ośrodka. Jeszcze do początku 2020 r. greckie wojsko prowadziło tam ćwiczenia. Wiadomo, że tereny strzelnic są często zanieczyszczone ołowiem pochodzącym z amunicji. Część namiotów w obozie – jak się później okazało – rozstawiono na skażonej ziemi. Ołów jest niebezpieczny, u dorosłych może powodować uszkodzenie mózgu i nerek oraz wywoływać poronienia, a u dzieci prowadzi do opóźnień rozwoju. Poza tym ołów rozkłada się powoli – obszar pozostaje zanieczyszczony przez dekady.

Już w październiku toksykolodzy wzywali do przeprowadzenia testów. Grecki rząd zlecił badania gleby w listopadzie. Wyniki potwierdziły zanieczyszczenie ołowiem niektórych obszarów obozu. Ale zostały opublikowane dopiero w styczniu, pod naciskiem organizacji pozarządowych. W lutym Human Rights Watch zarzuciła greckiemu rządowi, że bagatelizuje ryzyko, i wezwała do przeprowadzenia dodatkowych testów oraz informowania mieszkańców obozu o zagrożeniu dla zdrowia. Zwłaszcza rodziców, kobiet w ciąży i karmiących piersią.

MIRIAM ZDAJE SOBIE SPRAWĘ ze szkodliwości ołowiu. Musi uważać – jest w ciąży. Dowiedziała się o tym 21 września.

„Źle się czułam, więc poszłam do lekarza – pisze mi. – Zrobiłam test ciążowy. Wyszedł pozytywny. Nie wiem, czy mam się cieszyć. Naprawdę nie wiem, czy to dobra, czy zła wiadomość. Moja siostra, która mieszka w Niemczech, rozpłakała się, jak jej powiedziałam. »Jak możesz być teraz w ciąży – mówiła. – W takich warunkach?«”.

Miriam i inni mieszkańcy obozu, których poznałam, regularnie przysyłają mi zdjęcia wszechobecnego błota, zalanych namiotów, obskurnych toalet. Proszą, żeby przesłać je dalej. Żeby Europejczycy zobaczyli, w jakich oni żyją warunkach. „Policja nie wpuszcza tu reporterów. Informacje o obozie nie docierają do świata” – pisze Miriam.

Opowiadam jej o grupie pięciu dziennikarzy obywatelskich przebywających w obozie. Zostali wyszkoleni w zakresie fotografii i kinematografii przez NGO ReFOCUS Media Lab. Teraz są jedynymi reporterami relacjonującymi wydarzenia z miejsca, które miało być tymczasowe. Współpracują z mediami międzynarodowymi.

Czasem wydaje się, że od momentu otwarcia obozu czas stanął w miejscu. Nagrania reporterów ReFOCUS z września i lutego za bardzo się nie różnią. Wciąż nie ma pryszniców i bieżącej wody.

MIJAJĄ DNI. „Nie jadłam nic, od dwóch tygodni nie zjadłam normalnego posiłku. Boli mnie brzuch” – pisze Miriam 23 września. Nie służy jej obozowe jedzenie. Je tylko ciastko dziennie. Czasami jabłko.

Dwa tygodnie później: „Przepraszam, że nie odpisywałam. Źle się ostatnio czuję. Ciąża mnie męczy. Nadal nie jestem w stanie nic przełknąć. W ciągu ostatniego miesiąca zjadłam może sześć posiłków. Jestem zmęczona tym wszystkim. Wszystko mnie denerwuje. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Patrz, to mój namiot. Pada do środka”.

„8 października 2020 r. po raz pierwszy w tym sezonie padał deszcz. Obóz został poważnie zalany. Ani grecki rząd, ani UNHCR nie kiwnęły palcem, aby przygotować obóz na następną ulewę” – czytam na facebookowej stronie ReFOCUS. „Niecały tydzień później przeszła kolejna burza i zalała obóz w ciągu 30 minut”. Parominutowy materiał, nakręcony przez reporterów ReFOCUS pokazuje, jak mieszkańcy obozu przymocowują namioty, które trzepoczą na silnym wietrze. Tworzą minitamy z kamieni przed wejściem do swoich schronień, aby brunatne strugi nie dostały się do środka. Kopią rowki, aby deszcz nie tworzył rozległych kałuż, ale spływał poza obóz.

MIRIAM DOTARŁA NA LESBOS w styczniu 2020 r., tuż przed wybuchem pandemii. Nie wiem, dlaczego opuściła Afganistan. Wiem tylko, że przez pięć miesięcy próbowała przedostać się z Turcji na tę wyspę na Morzu Egejskim. „Potrzebowaliśmy trzynastu podejść – pisze, używając angielskiego słowa games (gry); tak migranci nazywają próbę przekroczenia granicy. – Za każdym razem aresztowała nas turecka straż przybrzeżna. W końcu się udało, ale jakieś 40 metrów od lądu łódź się zepsuła. W czwórkę, razem z dwojgiem przyjaciół, zaczęliśmy wiosłować, czym się dało, żeby dotrzeć do brzegu”.

Ostatnie 15 miesięcy upłynęły Miriam na czekaniu: na przesłuchanie, decyzję, dokumenty. „W Grecji wszystko trwa w nieskończoność” – pisze. A po pożarze Morii sprawy się jeszcze bardziej skomplikowały, bo wiele dokumentów spłonęło. Także dokument tożsamości Miriam, wydawany osobom ubiegającym się o azyl. Martwiła się, że odmówią jej przez to azylu.

Czekanie się dłuży. Miriam wciąż odlicza dni, kiedy opuści Lesbos. Wtedy ściągnie chustę, już na zawsze. Na wszystkich zdjęciach, które mi przysyła, ma odsłonięte włosy. Zakrywa je tylko w obozie. „Niektórzy Afgańczycy podnoszą rwetes, gdy widzą mnie bez chusty. Podobnie, gdy rozmawiam z greckimi żołnierzami. W Morii prawie za to oberwałam. Dlaczego? Wiesz, gdy ludzie w Iranie i w Afganistanie widzą, że rozmawiasz z mężczyzną, to zaraz zaczynają gadać. To kwestia kultury. Nie odpowiada mi to”.

W styczniu 2021 r. na wyspie pada śnieg. „Straszny mróz, ludzie są w szoku” – Miriam przesyła selfie w żółtym polarze, z wyraźnie zaokrąglonym brzuchem. Jeszcze trochę, a jej długie loki sięgną pępka. Na jej twarzy widać zmęczenie. Pisze: „Nie mam zdjęcia mojego dziecka, nie znam płci. Kiedy idę do szpitala, dostaję tylko papier. Lekarz nie pokazuje mi nic na ekranie. Mówi, że nie ma czasu”.

Jeszcze we wrześniu na parkingu przed Lidlem liczne kobiety w ciąży pokazywały mi zdjęcia USG swoich nienarodzonych dzieci.

ABDUL NIE WYTRZYMUJE. 17 stycznia Miriam pisze: „Strasznie mi ciężko. Mój mąż próbował się zabić”.

Pytam, kiedy. „W zeszłym miesiącu. Zemdlałam, więc zabrali mnie do szpitala. Nie pozwolili mu jechać ze mną. Siedział sam przez całą noc. Na szczęście nasz sąsiad zobaczył, że Abdul próbuje podciąć sobie żyły. To jego krew” – na zdjęciu widać kilka plam krwi na białej plandece namiotu UNHCR.

Abdul nie jest odosobniony: lockdown odciska piętno. W grudniu 2020 r. International Rescue Commitee (organizacja pomagająca ofiarom wojen i klęsk żywiołowych) podaje, że stan psychiczny mieszkańców obozów na wyspach Morza Egejskiego uległ znacznemu pogorszeniu. Co czwarty wykazuje objawy psychotyczne (wcześniej występowały u co siódmego), liczba samookaleczeń wzrosła o 66 proc.

19 lutego Miriam otrzymuje wiadomość. „Dostaliśmy status uchodźcy! Może, może, może pozwolą nam niedługo wyjechać. Zarejestrowali nas w kolejce po paszport!” – donosi.

Dobrej wiadomości towarzyszą złe. Co i rusz wybuchają pożary. Także 9 marca płoną dwa namioty. „Bardzo blisko nas. Uciekliśmy. Musiałam zabrać ciężarną sąsiadkę do lekarza, nie mogła się uspokoić. Cały czas płakała” – pisze Miriam, która podejrzewa, że ​​to wina przeciążeń instalacji elektrycznej (z powodu zakłóceń w obozie często nie ma prądu).

Wcześniej, 26 lutego, płonie namiot nr 959. Nie z powodu wadliwej instalacji: ogień wznieca 27-letnia ciężarna Nasrin. W akcie desperacji: także ona nie chce tu rodzić. Jej rodzina ma być przesiedlona do Niemiec, formalności są dopięte, ale wyjazd jest odkładany. W ostatnich tygodniach Nasrin widziała, jak inni mieszkańcy opuszczają obóz. Pod koniec lutego puściły jej nerwy. Gdy jej mąż i siedmioletni syn wyszli rano, aby wziąć prysznic, została sama z dwójką pozostałych dzieci. Szukała sznura, ale nie mogła znaleźć. Zostawiła dzieci u sąsiadów, wróciła do namiotu, podpaliła płótno zapalniczką. Trafiła do szpitala z poważnymi poparzeniami rąk, pleców i nogi.

Miriam się trzyma. Jakoś. „Jestem kłębkiem nerwów – pisze. – Czekam na paszport”.

PRZEZ DWA TYGODNIE MILCZY. Zaczynam się martwić. W końcu 23 marca przychodzi wiadomość: „Przepraszam, że nie odpisywałam. Wiesz, mamy z mężem jeden telefon. Pewnie widział, że pisałaś, ale zapomniał mi o tym powiedzieć. Zgadnij, gdzie jestem?”.

Na ekranie pojawia się zdjęcie: Miriam i Abdul na statku. Jutro będą w Atenach. Nie wiadomo, jak długo tam zostaną. Miriam nie wie, gdzie przyjdzie jej rodzić. Ale przynajmniej nie będzie to Lesbos. ©

Wszystkie imiona zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2021