Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To nie pokorny wykonawca woli prezesa Kaczyńskiego albo człowiek, który przyczynił się do niszczenia niezależnego sądownictwa przepraszał i prosił o wybaczenie ludzi wypędzonych przed półwieczem – robiła to Rzeczpospolita.
W słowach głowy państwa było w zasadzie wszystko, co potrzeba, np. wspomnienie o bohaterach naszej wolności oraz wymienienie w tym kontekście nazwisk Adama Michnika i Karola Modzelewskiego. Stosowna była też perspektywa: człowieka urodzonego na tyle późno, by traktować tamte wydarzenia jako historyczne, i uprawnionego w związku z tym do powiedzenia (ale nie po to, by siłę przeprosin osłabić), że dzisiejsza wolna Polska i jego pokolenie nie ponosi za Marzec odpowiedzialności.
Bardzo być może (mówił o tym Aleksander Smolar w ubiegłotygodniowym wywiadzie dla „TP”), że poprawność zachowania prezydenta spowodowana była chęcią zminimalizowania szkód wywołanych na arenie międzynarodowej przez ustawę o IPN. Bardzo być może, że było w nim nieco hipokryzji – ale doprawdy nic w tym złego, skoro wedle La Rochefoucaulda hipokryzja to jeszcze jeden hołd dla cnoty. Był zresztą chyba Andrzej Duda autentyczny, gdy dzielił się swoim nagłym odkryciem, że po Marcu wypędzano też tych, którzy wcześniej walczyli o niepodległość, i że gwiazdy Dawida znajdują się także na nagrobkach żołnierzy, którzy bronili Polski w 1920 i 1939 r. Wiedza, że mieszkający tu Żydzi byli i są obywatelami naszego kraju, nie jest z jakichś powodów na prawicy rozpowszechniona – może więc teraz rozpowszechni się trochę bardziej. ©℗
Czytaj także: Marzec. 50 lat później - specjalny dodatek do "Tygodnika" na półwiecze wydarzeń marcowych