Wojna dziesięciodniowa

Miesiąc miodowy premiera Morawieckiego skończył się, zanim na dobre się zaczął. Rząd, który miał być miły, nowoczesny i dobrze postrzegany za granicą, wkracza na ścieżkę wojenną z Izraelem i USA.

12.02.2018

Czyta się kilka minut

Anna Azari, ambasador Izraela w Polsce, wychodzi ze spotkania z marszałkiem Senatu Stanisławem Karczewskim,  Warszawa, 31 stycznia 2018 r. / STANISŁAW KOWALCZUK / EAST NEWS
Anna Azari, ambasador Izraela w Polsce, wychodzi ze spotkania z marszałkiem Senatu Stanisławem Karczewskim, Warszawa, 31 stycznia 2018 r. / STANISŁAW KOWALCZUK / EAST NEWS

To zdjęcie zrobiło w internecie furorę. Warszawa, koniec listopada 2017 r. Uroczysta szabasowa kolacja z udziałem izraelskiego ministra telekomunikacji Ajjuba Kary. Na spotkaniu ówcześni wicepremierzy Mateusz Morawiecki i Piotr Gliński, wicemarszałek Senatu Adam Bielan i wiceszef MSZ Jan Dziedziczak. Większość – w tym Morawiecki – zgodnie z obyczajem przywdziała kipy. Święto obchodzą w domu Żyda Jonny’ego Danielsa, kontrowersyjnego PR-owca, który kilka lat temu osiadł w Polsce. Przyszły premier siedzi po jego prawicy.

Daniels ma bardzo dobre kontakty w PiS. Na organizowane przez swoją fundację wręczenie odznaczeń dla Polaków ratujących Żydów podczas II wojny światowej ściągnął samego Jarosława Kaczyńskiego. Ba, utrzymuje zażyłe kontakty nawet z o. Tadeuszem Rydzykiem.

Wtedy, jesienią minionego roku, wszystko wskazuje na to, że obóz władzy próbuje za jego pośrednictwem zacieśnić nieformalne relacje z rządzącymi Izraelem. Dziś, raptem dwa miesiące po słynnym szabasie, Daniels mówi: – Zaczął się największy kryzys w naszych relacjach. To nie tylko moja opinia.

Wybuch bomby

Bomba wybuchła pod koniec stycznia, podczas obchodów 73. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Izraelska ambasador Anna Azari w obecności świeżo upieczonego premiera Morawieckiego skrytykowała przyjętą chwilę wcześniej nowelizację ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej: „W Izraelu ta nowelizacja została potraktowana jako możliwość kary dla świadectw ocalałych z Zagłady. Wywołała dużo emocji. Rząd Izraela ją odrzuca”.

O tym, że zostanie poruszony wątek ustawy, izraelscy dyplomaci ostrzegli polskie władze ledwie kilkanaście minut przed tym wystąpieniem. Otoczenie Morawieckiego zaczęło pospiesznie wydzwaniać do wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Ten na szybko opowiedział im o swoich spotkaniach ze środowiskami żydowskimi i dyplomatami amerykańskimi, tworząc zestaw argumentów dla premiera. Szkopuł w tym, że współpracownicy Morawieckiego i Jaki byli przekonani, że chodzi o ustawę reprywatyzacyjną, i to z niej odrobili lekcje.

Nikomu nie przyszło do głowy, że może chodzić o nowelizację ustawy o IPN – a Jaki pilotuje oba projekty. Dlatego, gdy ambasador wygłosiła swą mowę, nikt tak naprawdę nie wiedział, o co chodzi.

Zgrzyt był tym wyraźniejszy, że Morawiecki w swym wystąpieniu mówił: „Jest około 22 tys. Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Blisko 7 tys. z nich to Polacy. Ale to nie oddaje prawdy, bo w okupowanej Polsce za pomoc Żydom groziła natychmiastowa kara śmierci. W Yad Vashem brakuje jednego drzewa. Drzewa dla Polski”.

Fiasko nowego otwarcia

Liczna reprezentacja rządowa na rocznicy, która wszak nie była okrągła, miała być elementem kontrofensywy PiS po głośnym reportażu telewizji TVN24 pokazującym polskich neonazistów, którym pobłaża prokuratura. Echa tego materiału słychać było w mediach na całym świecie. Znów, jak po Marszu Niepodległości, Polska została przedstawiona jako kraj rosnącej ksenofobii i antysemityzmu – a wszystko pod okiem niezbyt rychliwej polskiej nacjonalistycznej władzy. Oczywiście było w tym wiele przesady – wszak prokuratorska impotencja w sprawie swastyk to przypadłość wieloletnia, poprzedzająca rządy PiS. Nie zmienia to faktu, że Jarosław Kaczyński nie mógł takiego rozwoju sytuacji lekceważyć. Sama wymiana premiera z Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego miała na celu – co półgębkiem przyznał wicepremier Jarosław Gowin – służyć nowemu otwarciu po zagranicznej kanonadzie wywołanej Marszem Niepodległości.

To otwarcie okazało się jednak klapą. Morawiecki wpadł w pułapkę, którą wykreował sam PiS.

Przestrogi wewnątrz rządu

Źródeł obecnych kłopotów należy szukać dwa lata temu. Ministerstwo Sprawiedliwości przedstawiło wówczas, bez szczególnej fety, nowelizację ustawy o IPN, zawierającą następującą frazę: „Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu ­odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie (…) podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności”.

Początkowo miało to być do pięciu lat odsiadki – więcej niż za negowanie Holokaustu – ostatecznie stanęło na trzech latach. Ścigani mieli być także cudzoziemcy, choćby używali takich sformułowań nieumyślnie.

Nawet w samym rządzie rozlegały się głosy, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Przestrzegało Ministerstwo Kultury, krytycznie wypowiedziało się MSZ. Ta wewnętrzna krytyka na niewiele się zdała. Jedyne ustępstwo, na jakie poszedł resort sprawiedliwości, to wyłączenie spod odpowiedzialności karnej naukowców i artystów.

Ambasada Izraela również przyjęła projekt z dużymi obawami. Poznała go 30 sierpnia 2016 r. na spotkaniu w resorcie sprawiedliwości – w tym samym dniu, kiedy dokument trafił do Sejmu. „Strona izraelska poinformowała, że w jej opinii ten projekt będzie odczytywany jako próba ograniczenia dyskusji o Holokauście i ograniczenia badań naukowych” – wynika z ujawnionych dziś dokumentów z tamtego czasu.

W sejmowej zamrażarce

W Sejmie prace nad projektem toczyły się niespiesznie.

7 listopada wypowiada się Biuro Analiz Sejmowych. Ma wątpliwości. Podstawową: czy państwo i naród można zniesławić. Bo poza karaniem więzieniem z kodeksu karnego rząd proponuje także drugą możliwość. Przyznaje Rzeczypospolitej Polskiej i narodowi polskiemu prawo do ochrony dóbr osobistych przed sądem wedle kodeksu cywilnego. „Model odpowiedzialności wynikającej z naruszenia dóbr osobistych został zaprojektowany w Kodeksie cywilnym dla osób, które mogą być podmiotami stosunków cywilnoprawnych. Według aktualnego stanu prawnego nie należą do nich ani »Rzeczpospolita Polska«, ani też »Naród Polski«” – pisze ekspert biura Jarosław Wyrembak.

Posłowie z Komisji Sprawiedliwości się tym nie przejmują. A powinni, bo Wyrembaka trudno uznać za prawnika nieżyczliwego władzy. Gdy pisał opinię w sprawie ustawy o IPN, był członkiem PiS. Wiele miesięcy później, w styczniu 2018 r., został przez tę partię wybrany do Trybunału Konstytucyjnego.

8 listopada 2016 r. posłowie przegłosowują projekt i rekomendują jego zatwierdzenie całemu Sejmowi. Tyle że na prawie 15 miesięcy trafia on do sejmowej „zamrażarki” – czyli nic się z nim nie dzieje.

Kluczowe spotkanie

Jest koniec stycznia 2018 r. Kilka dni po tym, gdy telewizja TVN24 emituje reportaż pokazujący polskich neonazistów, projekt zostaje w ekspresowym tempie przegłosowany. Plotki dobiegające z obozu władzy wskazują, że to minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro podsunął prezesowi Kaczyńskiemu leżakującą ustawę jako remedium na kłopoty wizerunkowe.

To tłumaczyłoby nieprawdopodobne tempo prac. Posłowie przyjmują ustawę 26 stycznia, dzień przed Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu, co stanowi dodatkowy zgrzyt. W Izraelu oburzenie, ambasada twierdzi, że nie miała pojęcia, co przyjmie Sejm. Ministerstwo Sprawiedliwości odpowiada, że wszak przez kilkanaście miesięcy władze Izraela nie zgłaszały żadnych uwag.

Analiza wzajemnych pretensji prowadzi do wniosku, że kluczowe wydarzenia rozegrały się 19 stycznia 2018 r. Wiceminister Patryk Jaki spotkał się wówczas ze specjalnym wysłannikiem Departamentu Stanu USA ds. Holokaustu, Thomasem Yazdgerdim, w rozmowie uczestniczył także szef sekcji politycznej ambasady USA Aaron Fishman. Wedle Ministerstwa spotkanie było poświęcone projektowi ustawy reprywatyzacyjnej.

Ale strona żydowska twierdzi, że po spotkaniu dostała od Amerykanów sygnały uspokajające. „Kiedy amerykańska delegacja spotkała się z przedstawicielami Ministerstwa Sprawiedliwości, zapewniano ich, że pewne kwestie na pewno nie będą umieszczone w projekcie ustawy. Później okazało się, że te zapisy tam są” – stwierdził Jonny Daniels w rozmowie z Onetem.

Straceńcza misja

Po słowach Azari przyszły ataki jeszcze potężniejszego kalibru. Wypowiedzi najważniejszych izraelskich polityków – na czele z prezydentem, premierem i liderami opozycji – pokazały, co boli Żydów. Obwiniają część Polaków o współuczestnictwo w Holokauście i uważają ustawę za próbę fałszowania historii. Deputowany do Knesetu Ja’ir Lapid napisał wręcz o polskich obozach koncentracyjnych, obwiniając Polaków za śmierć swej babki – czego dowieść jednak nie potrafił.

W tej sytuacji wielu wpływowych przedstawicieli obozu władzy uważało, że należy ustawę przytrzymać w Senacie, dogadać się z Izraelem i odpowiednio zmienić zapisy, by nie budziły uprzedzeń ze strony środowisk żydowskich. – Ale Kaczyński zdecydował, że ustawa ma zostać przyjęta szybko i bez żadnych zmian – opowiada mi prominentny członek rządu, który był zwolennikiem kompromisu z Izraelem. – Uznał, że nie można pozwolić, by jakieś państwo tak wyraźnie wpływało na przyjmowane w Polsce prawo.

Tyle że pokazywanie Izraelowi twardości akurat w kwestiach dotyczących Holokaustu to misja straceńcza.


Czytaj także: Nie możemy zmieniać historii - rozmowa z ministrem edukacji Izraela


Ostatecznie obóz władzy wybrał rozwiązanie, które uważa za salomonowe. Prezydent ustawę szybko podpisał, bo weto rozwścieczyłoby twardy elektorat. Zaraz po podpisie skierował ją jednak do Trybunału Konstytucyjnego. Ponieważ PiS traktuje TK jak swego lokaja, to cel jest jasny: Trybunał ma wydać orzeczenie wedle ustalonego z Izraelem kompromisu, który będzie teraz negocjowany.

Państwo na swój sposób wielkie

Jaki jest bilans zysków i strat związany z polsko-izraelską wojną dziesięciodniową – liczoną od obchodów w Auschwitz po decyzję prezydenta?

Prezes PiS pokazał to, co i tak już wiadomo – że jego główną metodą polityczną w razie kłopotów jest jeszcze silniejszy atak. Problem w tym, że to, co może działać w kraju, w stosunkach międzynarodowych jest nieroztropne. Do grona krajów i organizacji międzynarodowych, z którymi PiS walczy – UE, Niemcy, Francja, Ukraina, Rosja – doszły Izrael i wspierające go USA. Nie ma innego kraju w Europie, który walczyłby na tylu frontach.

„Wiemy, że jesteśmy w pozycji słabszej, bo nasi przeciwnicy są bardzo mocni. Ci, którzy nas atakują, fałszują historię w sposób niebywale wręcz drastyczny” – stwierdził Kaczyński. I twardo bronił ustawy: „Nam odmówiono prawa do obrony własnej godności. Niestety prawda nie obroni się sama”.

Gdy jesienią prezes PiS uczestniczył w uroczystościach fundacji Danielsa, nie mówił o Izraelu jako „przeciwniku”. Mówił o „cudzie”: „Izrael udowodnił, że nie terytorium, ale siła ducha i determinacja świadczą o wielkości państwa. Jest państwem na swój sposób wielkim. Tę wielkość musimy traktować jako dowód siły ducha, ale także jako dowód, że nad nami jest siła wyższa, która o wszystkim decyduje, bo bez niej Izrael nie mógłby istnieć. To cud naszych czasów”.

Ekshumujmy Jedwabne

Wpływowy przedstawiciel obozu władzy, twardy pisowiec: – Przez tę wojnę może upaść „dobra zmiana”. Naiwna jest wiara w to, że można walczyć z Izraelem, utrzymując sojusz z USA i gwarantując sobie dalszą obecność w Polsce amerykańskich żołnierzy, a jednocześnie obronić się przed sankcjami ze strony Unii Europejskiej. Robię, co mogę, aby przynajmniej zapobiec fali antysemityzmu. Ale jestem wstrząśnięty tym, co się dzieje.

Rzeczywiście, konflikt z Izraelem dał paliwo narodowym radykałom, których Kaczyński zawsze dotąd pacyfikował. Nie tylko po to, by nie powstała partia na prawo od PiS, co wiąże się z jego starą obawą o utratę twardego prawicowego elektoratu. Także po to, by nie budzić demonów. To ostatnie leżało na sercu zwłaszcza Lechowi Kaczyńskiemu. Nieżyjący prezydent mówił: „Ja mam głęboką niechęć do endecji. Postawienie na antysemityzm jako element konsolidacji narodowej było zasadniczym błędem. Antysemityzm, który zatruł umysły niemałej części ludzi, to nieszczęście dla Polaków”.

Dziś narodowcy atakują Lecha Kaczyńskiego za to, że jako minister sprawiedliwości w 2001 r. wstrzymał ekshumację w Jedwabnem. Do tych ataków przyłącza się ojciec obecnego premiera.

– Powinny zostać przeprowadzone kolejne ekshumacje. Wiem, że to jest sprzeczne z żydowskim etosem, no ale jeśli nas się oskarża... – powiedział mi Kornel Morawiecki.

Rozkopanie zgliszcz po jedwabieńskiej stodole miałoby pomóc ustalić, ilu Żydów tam zginęło i w jaki sposób. To, zdaniem narodowców, miałoby oczyścić dawnych mieszkańców podlaskiego miasteczka, symbolizujących Polaków, którzy mordowali Żydów.

Poprzez swe błędy PiS nie tylko zgubiło antynacjonalistyczny etos Lecha Kaczyńskiego, ale naraziło pamięć o nim na ataki.

Premier przeszłości

Traci – i to bardzo – także Morawiecki junior. Premier na dobre czasy, który miał komunikować tylko rzeczy uchu miłe, chcąc nie chcąc obsadził się w roli kustosza sielankowej wersji narodowej pamięci. Miał być premierem przyszłości, został premierem przeszłości.

Bardzo szybko runął też mit o przemożnym wpływie Morawieckiego na Kaczyńskiego. O ile wciąż może żonglować teczkami personalnymi – kładąc na biurku prezesa jedne, by strącić inne – to w kwestii politycznego kierunku, w jakim podąża obóz władzy, nie ma nic do powiedzenia.

Było to widać zwłaszcza w pierwszych kilkudziesięciu godzinach awantury. Morawiecki – co logiczne – chwycił za telefon i zadzwonił do premiera Izraela Beniamina Netanjahu. Strona izraelska uznała to za sygnał do zawieszenia broni, sądząc, że prace nad ustawą o IPN zostaną zatrzymane w Senacie. Jednak Kaczyński ani myślał to robić. W ten sposób, zostawiając Morawieckiego na spalonym, odebrał mu wiarygodność.

Zacierać ręce może tylko jeden człowiek. Choć to w jego resorcie skonstruowano bombę, która wybuchła rządowi w rękach, Zbigniew Ziobro nie tylko nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności, ale wręcz korzysta na uwikłaniu Kaczyńskiego i Morawieckiego w wojnę z możnymi tego świata, podlewaną antysemickim sosem w Polsce i antypolskimi przyprawami w Izraelu.

Twierdzenie, że Ziobro od początku do końca wyreżyserował ten spektakl i celowo wpakował Kaczyńskiego z Morawieckim na minę, jest jednak przesadą. Widać to wyraźnie po zachowaniu jego wiceministra i wiernego partyjnego towarzysza Patryka Jakiego, przerażonego, że za ustawę o IPN zapłaci głową. Ziobro po prostu dyskontuje sytuację, którą dał mu los.

Eskalację politycznego napięcia między Polską a Izraelem trudno było przewidzieć, bo jest wypadkową emocji, uprzedzeń i błędów po obu stronach. Nie bez znaczenia jest w nim również doraźna sytuacja polityczna w Izraelu, gdzie rząd Netanjahu się chwieje, a sam premier może trafić do więzienia za korupcję. Ja’ir Lapid – który rozpoczął publiczną wojnę izraelsko-polską – ma ambicje go zastąpić.

Powrót do przeszłości

Kiedy przed dekadą w Polsce obowiązywały już podobne przepisy, Izrael nie protestował. Wtedy także rządziło PiS, a senatorowie tej partii przy okazji rozszerzenia ustawy lustracyjnej dopisali do kodeksu karnego trzy lata więzienia za „pomówienie Narodu Polskiego o odpowiedzialność za zbrodnie nazistowskie”. Taką poprawkę poparły zgodnie PiS i Platforma – w tym Donald Tusk i Grzegorz Schetyna – co było już wówczas rzadkością. Jesienią 2008 r. obowiązujące od półtora roku przepisy ze względów proceduralnych uchylił Trybunał Konstytucyjny. Zaskarżył je związany z PiS rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski.

W jednym z wywiadów Jarosław Kaczyński odrzucił sugestię, że jego brat nigdy nie dopuściłby do eskalacji napięcia w stosunkach z Izraelem: „Kompletnie się nie zgadzam, że mój brat zajmowałby inne stanowisko. Był za tym, aby unormować stosunki polsko-żydowskie, starał się o to, ale nie kosztem polskiej godności”.

Z jednej strony tak – wszak pod koniec 2006 r. Lech Kaczyński podpisał wspomnianą ustawę lustracyjną z paragrafami dotyczącymi pomawiania narodu, mimo że Kochanowski namawiał go na weto. Z drugiej strony – nieżyjący prezydent nigdy by nie dopuścił do tego, czego świadkami jesteśmy dziś: demonstracji brunatnych młodzieńców i wzrostu nastrojów antysemickich.

W książce „Warto być Polakiem” – swoistym testamencie politycznym Lecha Kaczyńskiego – jest cały rozdział poświęcony współpracy Polski z Izraelem.

Można tam przeczytać fragmenty wywiadu udzielonego „Rzeczpospolitej” w maju 2008 r.: „W Izraelu istnieją pewne kłamliwe stereotypy dotyczące Polski, które są dla nas bardzo niekorzystne. Mam tu na myśli sprawę rzekomej współodpowiedzialności za Holokaust. Podobne stereotypy nie tylko są nieprawdziwe, ale po prostu zabójcze z punktu widzenia interesów naszego państwa. Musimy z nimi walczyć, między innymi poprzez edukację”.

Ale jest tam także list, który Kaczyński w 2007 r. napisał do uczestników Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie: „Tragiczne wydarzenia ubiegłego stulecia sprawiły, że nie żyjemy już dzisiaj w jednym kraju, nie tworzymy jednego wspólnego państwa i społeczeństwa. Potrzebujemy jednak wszyscy – i Żydzi, i Polacy – kultywowania łączących nas więzi, które nie należą tylko do przestrzeni historii, ale są cząstką nas samych”.©

Autor jest dziennikarzem Onet.pl, stale współpracuje z „TP”.


CZYTAJ TAKŻE:

Paweł Śpiewak: Zmieniając ustawę o IPN, rządzący działają na szkodę Polski. Budzą podejrzenie, że coś jest z Polakami nie tak: że chcemy ukryć prawdę, a zamiast wymiany argumentów wybieramy sądy i więzienie.

Dariusz Libionka, historyk Zagłady: Polacy brali udział w zabijaniu Żydów. Mówimy o tym publicznie, ale nie wbrew faktom.

Ks. Adam Boniecki: Nie umiemy się uczyć na własnych błędach. Konflikt w połowie lat 80. o klasztor karmelitanek na terenie KL Auschwitz raz na zawsze powinien nam uświadomić szczególną wrażliwość na wszystko, co się wiąże z Holokaustem. czytaj więcej

Karolina Przewrocka-Aderet z Tel-Awiwu: Izrael korzysta z prawa do decydowania, kiedy użyć argumentu Zagłady, a kiedy zostawić go na później. W relacjach z Polską długo bratał się z prawicą, a teraz dziwi się, gdy wystawiła mu rachune

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz Onetu, wcześniej związany z redakcjami „Rzeczpospolitej”, „Newsweeka”, „Wprost” i „Tygodnika Powszechnego”. Zdobywca Nagrody Dziennikarskiej Grand Press 2018 za opublikowany w „Tygodniku Powszechnym” artykuł „Państwo prywatnej zemsty”. Laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2018