Co nam szykuje mleczarka na obrazie Vermeera

Żywność ma ogromny potencjał tożsamościowy. Warto o tym pamiętać też w Polsce.

27.03.2023

Czyta się kilka minut

„Mleczarką”, Johannes Vermeer,  ok. 1658–1661 r. / JOHANNES VERMEER / DOMENA PUBLICZNA
„Mleczarką”, Johannes Vermeer, ok. 1658–1661 r. / JOHANNES VERMEER / DOMENA PUBLICZNA

Milion trzysta tysięcy obrazów, z grubsza, trafiło do rąk nabywców w szczytowej fazie tzw. złotego wieku malarstwa holenderskiego. Liczy się ją mniej więcej od końca wojny o niepodległość Niderlandów, zwanej osiemdziesięcioletnią, aż po wielką ruinę kraju wskutek inwazji Francuzów z 1672 r., pod wodzą Ludwika XIV, który zanim jeszcze mógł jako Król Słońce łaskawie patronować sztukom, musiał tęgo zapracować na pozycję i posłuch, dokonując rozbojów i podbojów na lewo i prawo. Z tej kolosalnej liczby dzieł tylko drobna część była wówczas traktowana jak coś wartościowego. Szacuje się, że do naszych czasów przetrwało jakieś paręnaście tysięcy.

A przecież wystarczyło zebrać w jednym miejscu ledwie 27 obrazów Jana Vermeera, żeby powstała wystawa o znaczeniu wykraczającym poza ten rok czy dekadę. Pożądana do tego stopnia, że dawno już rozchwytane bilety chodzą w serwisach aukcyjnych za bajońskie sumy, czyniąc z wizyty w Rijks- museum rozrywkę elitarną i symbol co najmniej równie wysokiego statusu, jak ongiś nabycie do domu jednej ze scen rodzajowych mistrza z Delft. Historia zatacza koło, wszystko jest na swoim miejscu, tak jak przedmioty na obrazach obdarzone medytacyjną konkretnością, choć odbieramy ją w aurze lekkiego „odrealnienia”. Strużka mleka jest tylko i aż mlekiem, pudding z czerstwego chleba, jaki szykuje kuchenna służka, niesłusznie zwana „mleczarką”, będzie na pewno posilny i mdły w smaku.


DELIKATNY KREM Z PORA. POLECA PAWEŁ BRAVO. To danie w sam raz na pierwsze naprawdę ciepłe popołudnia >>>>


Ale, ale… Kupidyn na małym kafelku przy podłodze oraz niewidoczne dla oka, lecz z pewnością rozżarzone węgle w miedzianym ogrzewaczu przypominają, że cały czas na spokojnej powierzchni codzienności migoczą uczucia i nagłe porywy nadające ostry smak niektórym godzinom. KMWTW – stosowany w internetowych dialogach skrót wyrażenia „kto ma wiedzieć, ten wie” – świetnie nadawałby się na sygnaturę tego malarza i wielu jego kolegów. Widzialny świat i jego podszewka. O tej zdolności gry przeciwieństwami myślałem, gdy moją uwagę przyciągnęły zdjęcia odwróconych (tzn. niebieskim do góry) flag niderlandzkich z protestów, jakie prowadzi ostatnio nowa partia „chłopska”. Chłopstwo należy tu traktować umownie, bo Ruch Rolników-Obywateli (w skrócie BBB) to ugrupowanie powstałe wokół obrony interesów wielkotowarowych hodowców, de facto przedsiębiorców, a nie stereotypowych kmieci od Witosa.

Odwrócona flaga – co jest w kraju na opak? Wszystko, zdają się mówić wyborcy, którzy dali BBB w wyborach regionalnych trzecie miejsce. Najpierw poszło o nagłe zmiany podyktowane osiąganiem tzw. celów klimatycznych. Pisaliśmy niedawno szczegółowo o problemie zabójczego dla ekosystemów nadmiaru azotu, jaki generuje hiperintensywna hodowla (obornik!). Drakońskie środki (łącznie z wywłaszczeniem ferm) wzbudziły już w zeszłym roku falę typowych, „traktorowych” protestów. Ale farmerzy mający na pieńku z ekologami to niecałe 10 proc. zurbanizowanego społeczeństwa. Dlaczego więc BBB tak dobrze poszło? Bo jak się zacznie kontestować zielony filar polityki (a w takich krajach jak Niderlandy, ojczyzna Fransa Timmermansa, to naprawdę filar), szybko zaczyna się robić ogólnie „antysystemowo”. I nagle to czy inne ugrupowanie protestu zaczyna niczym odkurzacz zasysać złość różnych grup.

Jak przystało na kraj płaski i kupiecki, stary układ premiera Ruttego próbuje znaleźć wspólny język i kompromis z nowymi, ton w mediach jest raczej spokojny. Ale, pozwólcie na kiepski żart, gnojowy zapalnik obecnej debaty świadczy jednak o tym, że wszystko, co wiąże się z żywnością, jej powstawaniem i zjadaniem, ma nadal ogromny potencjał tożsamościowy, choćby Holendrzy przodowali w przyswajaniu „obcych”, azjatyckich zwłaszcza kuchni. Pod pokrywką miedzianego ogrzewacza ciągle żarzą się węgle. Warto o tym pamiętać też w Polsce, gdzie np. nagle odkrywamy, dzięki zaskakującym sondażom, że zamieszkuje tu spora grupa mężczyzn przed czterdziestką gotowa wynieść nową trzecią siłę… Biało-czerwoną też da się ponieść na opak. ©℗

 

Jałowych rozpraw, co mianowicie „mleczarka” szykuje na obrazie, jest bez liku, skłaniam się ku wersji puddingowej, gdyż bardzo lubię tę potrawę. Przypomnijmy ją sobie, na ostatnie zimne poranki będzie jak znalazł. Potrzebujemy lekko sczerstwiałego chleba pszennego lub pszenno-żytniego, nie razowego. Kroimy go na kromki o grubości 1 cm. Topimy 75 g masła i nasączamy nim chleb, układając zeń trzy warstwy w odpowiedniej rozmiarem żaroodpornej formie. Ja lubię dodać między nie garść namoczonych rodzynek. Zalewamy to pomału, jak służka Vermeera, mieszaniną 400 ml mleka uprzednio podgrzanego z wanilią i wystudzonego (lub z esencją waniliową albo dowolną inną, jaka pasuje), 3 rozkłóconych jajek ­i ­­70-80 g cukru. Czekamy, aż dobrze nasiąknie, i pieczemy w 160 st. C przez godzinę pod przykryciem, odsłaniając na ostatnie minuty, by skarmelizować wierzch, na który można podsypać nieco trzcinowego cukru. Najpierw czuć pod zębami konsystencję chleba, ale po paru godzinach całość zamienia się w jednorodny pudding, dlatego dobrze go przyrządzić poprzedniego wieczora. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Czerwonym do góry