Zapamiętali w rytmie

Oto kwintesencja liberalnego indywidualizmu. Manifestacyjne odejście od wspólnotowości. Skupienie się na własnej realizacji, sukcesie oraz odczuciu przyjemności. Taki był rave.

22.08.2017

Czyta się kilka minut

„140 uderzeń na minutę” w hali MSN w Warszawie, po prawej: Marek Kijewski, Małgorzata Kocur „Portret konny Andy’ego Warhola”, 1998 r. / JAKUB MOZOLEWSKI / MSN
„140 uderzeń na minutę” w hali MSN w Warszawie, po prawej: Marek Kijewski, Małgorzata Kocur „Portret konny Andy’ego Warhola”, 1998 r. / JAKUB MOZOLEWSKI / MSN

Rave to muzyka z charakterystyczną liczbą uderzeń – od 115 do 160 na minutę. Jacek Sienkiewicz, pionier muzyki techno w Polsce, grał w tempie 140 uderzeń – stąd tytuł wystawy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie: „140 uderzeń na minutę”. Rave to także miejsce, w którym ludzie spotykają się, by tańczyć przez całą noc przy muzyce elektronicznej. W latach 80. ubiegłego stulecia tym terminem zaczęto również określać subkulturę, która wyrosła z ruchu acid ­house w Chicago i Nowym Jorku, a następnie rozwinęła się na scenie klubowej w Wielkiej Brytanii.

Swoje apogeum rave przeżył w latach 1989-92. Wielotysięczne imprezy, często nielegalne, odbywały się w opuszczonych magazynach i innych terenach poprzemysłowych, na plażach, a nawet na polach. Z założenia egalitarne, nie wykluczały żadnej grupy młodych. Nieważne były płeć, klasa społeczna, pochodzenie etniczne czy seksualność. Budziły sprzeciw, wywoływały protesty. W Wielkiej Brytanii zmieniono prawo, by ukrócić tę niezależną aktywność. Jednak dość szybko zauważono walor komercyjny imprez rave, a także muzyki na nich granej: od techno, house, jungle, po tribal czy ambient. Stały się częścią głównego nurtu popkultury. Ale wystawa w Muzeum Sztuki Nowoczesnej nie opowiada o dziejach rave. Ogranicza się do związków tej subkultury ze sztukami wizualnymi w naszym kraju.

I przyszło do nas techno

Rave trafił do Polski tuż po demokratycznych przemianach. Sienkiewicz wspomina: „zaczęło się od pierwszych legendarnych imprez w Filtrach, potem były Merlin na Polu Mokotowskim, Alfa na placu Narutowicza”.

On sam jako DJ puszczał w klubach amerykańskie techno i house, zaś w 1996 r. – z Arturem Kozdrowskim i Dominikiem Kowalczykiem – zakłada Neurobot będący jednocześnie grupą tworzącą muzykę elektroniczną oraz akcje artystyczne, platformą cyfrową (neurobot.art.pl) i wydawnictwem muzycznym. Z kolei Karol Suka od 1991 r. współorganizował w Warszawie pierwsze imprezy acid house, m.in. w dawnych łaźniach na ulicy Rutkowskiego – był to zapewne pierwszy rave w Polsce. W Łodzi działał muzyk i artysta wizualny Marcelo Zammenhoff.

Wystawa skupia się jednak na dwóch innych ośrodkach. Ich przypomnienie to ogromna zasługa Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Pierwszym z nich był Kraków i Galeria Krzysztofory. Siedziba Grupy Krakowskiej, niezwykle ważna dla polskiej sztuki, nieoczekiwanie stała się najważniejszym klubem techno w Krakowie. Za zgodą Józefa Chrobaka, wybitnego kuratora i badacza Grupy, od 1992 r. zaczęto w Galerii organizować imprezy z nową muzyką. Jak wspomina studiujący wówczas w Krakowie Miłosz Łuczyński: „Gdy się zbliżałeś w nocy do Krzysztoforów, to słychać było narastające, mocne dudnienie spod ziemi i wydobywający się dym z małych okienek tuż przy chodniku. To było jak piekło, robiło piorunujące wrażenie”.

Drugim ośrodkiem był Gdańsk. „140 uderzeń na minutę” pokazuje aktywność tutejszych artystów. W 1994 r. dwóch z nich, Piotr Wyrzykowski i Mikołaj Jurkowski, znalazło się wśród założycieli ­CUKT-u (Centralny Urząd Kultury Technicznej), jednej z najistotniejszych inicjatyw w ówczesnym świecie sztuki. W gdańskich Fortach organizowali imprezy rave, które jednocześnie były projektami artystycznymi: muzyce towarzyszyły pokazy wideo, instalacje, performance. CUKT zaproponował nawet władzom miasta przekształcenie dawnych terenów fortecznych w centrum kultury, w którym byłoby miejsce na działania artystyczne i obywatelskie oraz po prostu zabawę. Jednocześnie aktywność gdańskich artystów wykraczała poza to, co jest określane kulturą rave. Prowadziło to nieuchronnie do napięć, które dobrze pokazuje warszawska wystawa.

Artystów pociągała żywiołowość i odmienność tych imprez, sposób zachowania się i ubierania ich uczestników. Fascynowała sama zasada tworzenia muzyki, a także postać DJ-a czerpiącego z gotowych fragmentów, przywłaszczanych i poddawanych na żywo obróbce, oraz – co także bardzo ważne – jego anonimowość. Skojarzenia z tradycją awangardową, z jej upodobaniem do kolażu, odrzucaniem hierarchii, podziałów na sztukę niską i wysoką, niemalże same się narzucają. I szybko obok ­DJ-ów pojawiają się VJ-eje, tworzący wizualne pokazy na imprezach rave. Była to wreszcie kultura odwołująca się do masowego odbiorcy, ze swej istoty egalitarna.

Rave zmieni świat?

Autorzy „140 uderzeń na minutę” podkreślają, że rave dobrze symbolizuje optymizm okresu transformacji, ale był też manifestacją lęków czasów cywilizacyjnego i technologicznego przyspieszenia. Można zrozumieć fascynację spontanicznymi imprezami wywołującymi silne emocje (doświadczenie udziału w nich było bardzo sensoryczne), uczucie przyjemności i utraty na kilka godzin własnej tożsamości, zatracania się w muzyce i tańcu.

Bo rave to bardziej aktywność niż tożsamość. Jeżeli za jego sprawą budowała się wspólnota, to tymczasowa, na czas trwania imprezy (co nie wyklucza tworzenia się pewnych więzi grupowych). Inaczej niż przypadku hippisów czy punków, trudno też mówić o stałej tożsamości i wspólnocie patrzenia na świat. Zaś jego emancypacyjny potencjał – przełamywania rozmaitych barier – nie jest oczywisty. Rave – co dobrze widać z dzisiejszej perspektywy – okazał się przede wszystkim kwintesencją skrajnego neoliberalnego indywidualizmu i dobrze obrazował istotę tego czasu, z odejściem od wspólnotowości i skupieniem się na własnej realizacji, sukcesie oraz odczuciu przyjemności.

Manieczki

Sam rave zaczął też tracić popularność. „Przez bywalców prestiżowych klubów w miastach taka rozrywka była dezawuowana jako wiejska – słowo »wieś« było z ich strony wyzwiskiem, synonimem nieucywilizowania i prymitywizmu” – zauważa Olga Drenda w publikacji towarzyszącej warszawskiej wystawie.

O ile disco polo cieszyło się popularnością przede wszystkim we wschodniej połowie Polski, to techno zdominowało jej zachód i północ. „140 uderzeń na minutę” pokazuje fenomen wielkopolskiej miejscowości Manieczki. W budynkach dawnego PGR-u od 1998 r. działał najsłynniejszy w Polsce klub Ekwador, a nazwa „Manieczki” stała się synonimem ekstremalnych imprez techno. Okazuje się, że ten typ muzyki – i to poza wielkimi ośrodkami – może być elementem budowania nowej tożsamości, narzędziem modernizacji oraz wyrażania siebie, swoich aspiracji i pragnień. Miejscem manifestowania swojego – także ekonomicznego – sukcesu. A niewielkie miejscowości stawały się ważnymi przestrzeniami dla całych społeczności.

„Miałem pomysł, aby zrobić mapę Polski, gdzie stolicami województw byłyby kluby typu Płośnica pod Działdowem, Stara Wieś pod Węgrowem itd.” – mówi Jacek Szczepanek z grupy Kolektyw Terenowy, która badała tę aktywność. Dzisiaj – wraz z modą na lata 90. – wraca zainteresowanie ­rave’em. Okazuje się, że obrazu tego czasu nie można poddawać prostym, jednoznacznym ocenom. ©

140 UDERZEŃ NA MINUTĘ. KULTURA RAVE I SZTUKA W LATACH 90. W POLSCE, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (Muzeum nad Wisłą), kuratorzy Zofia Krawiec, Szymon Maliborski, Łukasz Ronduda, wystawa czynna od 22 lipca 2017 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2017