Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Więc:
Pragnę opisać mój Kościół w człowieku, któremu dano na imię Stanisław. / I imię to król Bolesław mieczem wpisał w najstarsze kroniki. / Imię to mieczem wypisał na posadzce katedry, gdy spłynęły po niej strugi krwi.
Czy widział tę krew, układającą się na posadzce w imię "Stanisław", kiedy w tym samym miejscu, niemal dziewięć wieków później, odprawiał swoją prymicyjną Eucharystię? Czy widział ją w czerwcu 1997 r., gdy w Krypcie św. Leonarda celebrował swój złoty jubileusz kapłaństwa? Czy widział ją zawsze, kiedy wchodził do tej katedry - jako ksiądz, biskup, papież?
Czy nie z pamięci o tej krwi rodziły się w nim zasadnicze zręby jego programu duszpasterskiego? Synod diecezji krakowskiej - trwający siedem lat: 1972-79 - dokładnie tyle samo, ile posługa biskupia Stanisława. A potem pierwsza pielgrzymka do Polski - na rocznicę jego męczeństwa. I Bierzmowanie Narodu na Błoniach - owoc refleksji sformułowanej dziesięć lat wcześniej, kiedy pisał: "Św. Stanisław posiada w procesie torowania dróg wiary u początku naszego tysiąclecia znaczenie własne. Św. Wojciech na naszej ziemi wiąże się z epoką chrztu. Mówi przez pokolenia o przyjmowaniu chrześcijaństwa przez naszych przodków. Św. Stanisław pojawia się w osiemdziesiąt lat później, kiedy chrześcijaństwo już się zakorzeniło w naszych dziejach. I dlatego wymowa jego życia i śmierci jest inna niż św. Wojciecha. Łączy się on jakby z epoką bierzmowania. Świadczy o pewnej już duchowej dojrzałości i samodzielności rodzimego chrześcijaństwa".
Ostatni owoc medytacji Karola Wojtyły - Jana Pawła II nad krwią Stanisława zobaczymy w najbliższą niedzielę, kiedy w procesji zostaną poniesione uroczyście i publicznie relikwie jego własnej krwi.
Nie została ona przelana gwałtownie - jak tamta - w akcie męczeństwa. Pobrana do ostatnich (już nieprzeprowadzonych) badań, przypomina inny heroizm: objawiany żmudnie, w narastającej chorobie, odbierającej mu możliwości aktywności - heroizm stawania w pokorze wobec braci i sióstr (bez możliwości wypowiedzenia pojedynczego słowa); świętość cierpliwości i zawierzenia Bogu na łóżku szpitalnym i w prywatności znanej najbliższym. Ile może zrodzić w nas pamięć o tej krwi?! Ile i jakich postaw - heroicznych w swej prostocie i zwyczajności?
Ostatecznie jedna i druga krew odsyłają nas poza siebie - do Krwi, która była ceną ich (i naszego!) zbawienia: "Wiecie bowiem, że z waszego, odziedziczonego po przodkach, złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy" (1 P 1, 18-19).