Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jaka nauka może dziś płynąc z losów średniowiecznego męczennika, zamordowanego na skutek konfliktu z władzą?
Takie stawianie sprawy jest z gruntu błędne. Przez wiele lat krakowską procesję ku czci św. Stanisława wpasowywano w taki schemat z racji napięć na linii państwo-Kościół. Tymczasem z historycznego punktu widzenia mówienie o Kościele i państwie w średniowieczu, a zwłaszcza w wieku XI, jest grubą pomyłką. Wtedy był to jeden organizm, w którym i król, i biskup, byli autorytetami o charakterze sakralnym, a los Kościoła zależał od ich obydwu. Zatem spór między Stanisławem i Bolesławem Śmiałym nie był sporem między Kościołem a państwem. Mógł natomiast dotyczyć kwestii, czy królowi wszystko wolno - w tym sensie konflikt można odczytywać od strony, w którą poszła późniejsza szlachecka tradycja „złotej wolności”. Nawet Gall Anonim, gdy opisuje wydarzenia związane ze śmiercią św. Stanisława, stwierdza, że „nie chwalimy króla, który szpetnie dochodził swoich praw”.
Ale ciągnący się latami spór historyków, czy biskup Stanisław był zdrajcą i buntownikiem, nie został rozstrzygnięty.
Szkopuł w tym, że w sprawie nie przybywa, ale raczej - w wyniku weryfikacji - ubywa źródeł. Dziś łatwiej powiedzieć, co wówczas nie miało miejsca, niż co się wydarzyło.
Co zatem nie wydarzyło się między królem a biskupem w 1079 r.?
Główny problem polega na rozumieniu łacińskiego słowa traditor - zdrajca. W średniowieczu rozumiano je zupełnie inaczej niż dziś. Zdrajcą był nazywany ten, kto dokonał czynu, który mógł zostać zakwalifikowany jako wypowiedzenie posłuszeństwa władcy, złamanie przysięgi wierności. W tych kategoriach takimi samymi zdrajcami są Judasz i Brutus. Dante umieszcza ich w najgłębszym kręgu piekła, bo obaj wypowiedzieli posłuszeństwo seniorowi. Fakt, że Brutusem kierowały szlachetne pobudki, w średniowiecznej definicji zdrady nie gra roli. Zatem gdy Gall Anonim pisze o Stanisławie jako o zdrajcy, nie mamy do czynienia z opisem czynu biskupa, ale jego kwalifikacją - to informacja, że biskup zrobił coś, co uznano za złamanie przysięgi lennej.Kronikarz nie pisze, co dokładnie biskup uczynił. Albo w tym miejscu pójdziemy za świadectwem Kadłubka, piszącego, że król zbyt surowo karał rycerzy, którzy zdezerterowali podczas wojny na Rusi, albo pozostaniemy ze znakiem zapytania.
W jakim sensie Stanisław może być wzorem dla wiernych?
Przypomniałbym tu odczytanie tej postaci, po raz pierwszy zawarte w bulli kanonizacyjnej sprzed 750 lat, a następnie powtórzone przez kard. Wojtyłę na Synodzie Krakowskim w latach 70. Kardynał mówił, że u podstaw polskiego chrześcijaństwa stoją dwaj święci: Wojciech i Stanisław. Wojciech jest patronem chrztu, a Stanisław - bierzmowania, czyli dojrzałej wiary. Natomiast w bulli kanonizacyjnej Innocentego IV czytamy, że Kościół w Polsce wraz ze śmiercią Stanisława przestał być dziewczynką, a stał się matką, zrodził pierwsze owoce. Stanisław jest zatem patronem dojrzałej wiary, bo taka wiara wyraża się m.in. męczeństwem. Na procesji ku czci Świętego należy sobie zatem zadawać pytanie o stan własnej wiary i co to znaczy wierzyć dojrzale. W tym roku mówił na ten temat kard. Franciszek Macharski.
Na czym polega wiara dojrzała?
Na tym, by widzieć życie tam, gdzie inni widzą śmierć. Św. Stanisław dał świadectwo nie o śmierci, ale o życiu wiecznym. Kluczową prawdę dla chrześcijaństwa, czyli prawdę o zmartwychwstaniu, poświadczają męczennicy, a nie ci, którzy dożywają stu lat. Zmartwychwstanie oznacza inne życie; ta inność wynika z miłości. W życiu wiecznym chodzi o życie, które jest koniec końców w Bogu i nie da się go inaczej zdefiniować jak przez miłość. Nie dlatego czcimy męczenników, że zginęli, ale dlatego, że ginąc nadal potrafili być ludźmi miłującymi. Ale by zdobyć się na taką postawę, potrzeba niesłychanej dojrzałości w wierze.
Ks. GRZEGORZ RYŚ, historyk Kościoła, wykładowca PAT, autor m. in. książek o celibacie i inkwizycji, redaktor tomu „Kościół krakowski w tysiącleciu”.
Rozmawiał Marek Zając