Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: „Standardy opieki okołoporodowej mogą być tylko lepsze, innej możliwości nie przewiduję” – zapowiedział minister zdrowia. Cieszy się Pani?
ANNA OTFFINOWSKA: Nie, bo ja w te słowa nie wierzę. To nieudolna próba uspokojenia atmosfery wokół sprawy, która wymknęła się ministerstwu spod kontroli. W czerwcu 2016 r. głosowano nową ustawę o działalności leczniczej, i zmieniono po cichu jedno sformułowanie.
Jakie?
Dotychczas minister ustanawiał „standardy postępowania medycznego”. Na wniosek Naczelnej Rady Lekarskiej ma już tylko decydować o „standardach organizacyjnych”. Ustawa zawęża więc kompetencje ministra do rzeczy, które nijak się mają do spraw merytorycznych – te mają pozostać w gestii towarzystw naukowych. Tyle że zalecenia towarzystw właściwie nie mają mocy prawnej.
Oznacza to, że wywalczone przez nas kilka lat temu i obowiązujące nie dłużej niż do końca tego roku standardy okołoporodowe stracą moc, a szpitale będą mogły stosować taką praktykę, jaką im podyktują serce, tradycja i rutyna.
Czyli?
Chodzi głównie o to, by nie nadużywać przestarzałych procedur, np. nacięcia krocza, trzymania kobiety na wznak na łóżku, odcinania od aktywności, możliwości wchodzenia do wanny, widzenia z bliskimi itd. I o to, by noworodek nie był odbierany matce po porodzie, by mogli odbyć ważny z punktu widzenia zdrowia dziecka dwugodzinny kontakt „skóra do skóry”, podczas którego dzieją się w tej relacji magiczne rzeczy.
W zeszłym tygodniu w sprawie wypowiedział się Rzecznik Praw Obywatelskich.
Zwrócił m.in. uwagę, że w dotychczasowe rozporządzenie wplecione były prawa kobiet: respektowanie intymności, godności, możliwości współdecydowania itd. To był efekt kompromisu różnych środowisk: strony społecznej, położnych i lekarzy. A towarzystwa naukowe, które mają teraz o standardach decydować, to gremia zdominowane przez lekarzy.
Co w tym złego?
To często aktywni przeciwnicy standardów, ludzie, którzy przez lata próbowali ośmieszyć i je, i organizacje, które ich broniły.
Ten spór to odsłona polskiej politycznej wojny?
Nie chodzi o zrobienie na złość „tym spoza PiS-u”. Tu mamy inną linię podziału: lekarze kontra kobiety. Standardy sprawiały, że kobieta z biernej pacjentki stawała się współdecydującą, co się z nią będzie działo. To nie podobało się wielu lekarzom. Jednym z nich jest pan minister.