Słonina nie szkodzi. Felieton kulinarny

Odkryłem nową ekspresję wieprzowiny i zrozumiałem, że jest jeszcze inny niż włoski czy hiszpański sposób na to, by ze świniaka uczynić rzeczy niebywale wyrafinowane.

15.04.2022

Czyta się kilka minut

 / TIM UR / ADOBE STOCK
/ TIM UR / ADOBE STOCK

Łyk oskoły – i jest pewność, że zagrasz znowu w zielone. Brzoza już tłoczy w górę swój sok, który geniusz jakiś, kształtujący w słowiańskim tyglu naszą mowę, obdarzył nazwą przenikliwie sugerującą żywotność. Jest mdły i z lekka tylko słodkawy, trudno oczekiwać, by surowa wydzielina – czy to drzewa, czy to zwierzęcia – cieszyła wyrazistym smakiem. Dlatego niektórzy dodają do oskoły kwasku cytrynowego. Ale ja wolę wersję surową, nie ze sklepowej butelki. Ostatnio taką prawdziwą niedoprawianą, mętną ciecz z rurki wbitej pod korę drzewa zaczęła sprzedawać pijalnia ziół przy warszawskim placu Zbawiciela (co na krakowski tłumaczy się jako Salwator). Sześć złotych za szklankę – tak niewiele trzeba, żeby w głowie eksplodowało „Święto wiosny”.

Chociaż nie, Strawiński póki co zostaje na półce. Jakoś na razie mi się nie chce słuchać, nie teraz, może za pół roku. Zresztą wybory muzyczne lub czytelnicze są tak nieistotne dla dalszych losów tej masakry, którą Moskale urządzają za naszą granicą, że naprawdę już ani słowa o zemście na dawno zmarłych artystach. Podejrzewam niektórych bliźnich o lans na bojkocie – kiedy epatują tym, jak trudną życiową decyzją było zdjęcie znad otomany reprodukcji Riepina. A ten magnes z kwadratem Malewicza na lodówce? Hm, zostawmy, on był prawie Polak.

Większy ciężar polityczny miewają decyzje konsumenckie czynione z intencją wyrządzenia szkody jak najbardziej żywym producentom oraz pośrednio ich państwu. Nie znam ludzi, dla których prawdziwy kawior stanowi codzienne smarowidło na bagietkę, zatem kwestia bojkotu rosyjskich produktów spożywczych nie zaistniała na moim horyzoncie. Pojawił się jednak ważny obiekt zastępczy: Węgrzy, których ponad połowa znów poparła Orbana. Tak na chłopski rozum: czemu oni tacy straszni, skoro we Francji np. ponad połowa głosów tydzień temu poszła na polityków równie „populistycznych” i niebezpiecznie filo-russe? O tym, ilu Włochów głosuje na moskiewskie kukły w koszulkach z Putinem, nawet nie wspomnę.

Nigdy nie pojmę, dlaczego ludziom z Zachodu zawsze więcej uchodzi w kwestiach „niedojrzałości politycznej” – jakby nam tutaj zawsze bardziej śmierdziało z gęby. Kiedy jednak z poziomu kanapowej geopolityki schodzi się na postulat bojkotu tego co węgierskie w naszych sklepach, wtedy zaczynam czuć, że warto podjąć dyskusję. Z Węgier sprowadzamy wprawdzie malutko w przeliczeniu na pieniądze, ale są to rzeczy kapitalnej wagi dla definicji środkowoeuropejskiego smaku.

Od pierwszego kontaktu z węgierskimi wędlinami doznałem objawienia – odkryłem nową ekspresję wieprzowiny i zrozumiałem, że jest jeszcze inny niż włoski czy hiszpański sposób na to, by ze świniaka uczynić rzeczy niebywale wyrafinowane: nie tylko toskańskie, bardzo kosztowne lardo di ­Colonnata rozpływa się na języku – to samo, jak się okazuje, potrafi cienko krojona słonina z mangalicy. Co więcej, ponieważ ta genialna tradycja masarska jest nam kilometrażowo bliska, to możemy zjadać jej bardziej krótkotrwałe produkty, których nie sprowadzimy raczej z Francji czy Hiszpanii.

Z winem nie było nagłych objawień, lecz narastający podziw dla efektów powolnej pracy winiarzy z Egeru, Tokaju czy Somló. Odzyskują wreszcie czucie w palcach – zniszczone przez gospodarkę rabunkową za komuny, a potem przez małpowanie cudzych stylów i metod w okresie wczesnej postkomuny. Umieją tym dotykiem wyczuć potencjał swoich szczepów, z kekfrankosem i furmintem na czele. Gdybyśmy je zignorowali i mieli ich nie pić, to tak, jakbyśmy się odzierali z jednej z warstw obecności na zadanym nam przez los kawałku ziemi europejskiej, która jest środkowa, a nawet wręcz wschodnia, i taka już zawsze będzie.

Odmawiając wędlin czy wina z Węgier, nijak Orbanowi nie zaszkodzimy. Ani nawet jego wyborcom. Szlachetne wędliny z mangalicy to jakieś dwa-trzy procent ogólnej produkcji wieprzowej na Węgrzech i nawet gdyby ich eksport totalnie zamarł, to kleptokraci z Fideszu nawet nie zauważą ciosu. Podobnie z winem – zwłaszcza, jeśli chodzi o czerwone, to na eksport trafia ich niewielki ułamek. Oberwą za to mimochodem oddani swojej pasji ludzie, którzy importują do nas te rzeczy.

Węgry mają w finansowaniu ruskiej machiny wojennej udział mały proporcjonalnie do faktu, że są krajem drugorzędnym i biednym. Ich sprzeciw wobec sankcji gazowych byłby piskiem myszy spod miotły, gdyby nie stały za nimi Niemcy, których władze po cichutku wycofują się z pustych na razie obietnic składanych parę tygodni temu i grają na przeczekanie. Tylko że bojkot wszystkiego, co wzmacnia niemieckie imperium eksportowe, to samo, które stanowi fundament prorosyjskiego lobby w Berlinie, oznaczałby dla nas potężny regres i niemożliwe do odrobienia straty. Nie ma czystych i dobrych rozwiązań. Na tego kaca na pewno nie pomoże wylanie furminta do zlewu.©℗

Jeśli nie macie dostępu do kiełbasy, której Węgrzy używają do leczo, i nie macie pod ręką dobrego smalcu lub się nim brzydzicie (niesłusznie!), albo po prostu nie jecie mięsa, to możecie użyć bakłażana – ważne, żeby dodać dużo wędzonej papryki, która stworzy lekki wieprzowy miraż. Kroimy dwa małe bakłażany w centymetrową kostkę, obsmażamy przez ok. 5 min na średnim ogniu na oleju. Na osobnej patelni wolno dusimy pokrojoną w piórka cebulę, doprawiamy łyżeczką wędzonej papryki, zwiększamy ogień i dodajemy dwie słodkie papryki pokrojone w paski. Obsmażamy dwie minuty, zmniejszamy ogień, dodajemy bakłażany i puszkę pomidorów bez skóry, dusimy pół godziny, mieszając co jakiś czas. Na końcu regulujemy ostrość zmieloną papryczką wedle upodobania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2022