Skamieniałe uczucia

Brytyjczycy zmagają się z serią skandali pedofilskich. Szokuje bezkarność sprawców: polityków, gwiazd telewizji, arystokratów – chronionych latami.

04.04.2015

Czyta się kilka minut

Brytyjscy demonstranci przed parlamentem domagają się ukarania pedofilów, Londyn, 2014 r.  / Fot. Citizenside / Philip Robins / AFP / EAST NEWS
Brytyjscy demonstranci przed parlamentem domagają się ukarania pedofilów, Londyn, 2014 r. / Fot. Citizenside / Philip Robins / AFP / EAST NEWS

W tych historiach nie wiadomo, co jest gorsze: czy dramatyczne losy ofiar – dziś już dorosłych, krzywdzonych jako dzieci? Czy fakt, że molestowania i gwałty ciągnęły się latami? Czy wreszcie to, jak wielu ludzi o tym wiedziało, a jednak nie zdecydowało się na żadne, absolutnie żadne działania. Wtedy, lata temu, ofiary – te, które decydowały się mówić – stawały się niewygodne, niewidzialne; czuły, że lepiej, by ich nie było. Jakby to one zawiniły. Sprawcy – to oni byli wówczas ważni, ich dobre imię, ich pozycja społeczno-rodzinna czy sława. Ofiary się nie liczyły.

Teraz, gdy co chwila w brytyjskich mediach pojawiają się nowe wstrząsające fakty – a także nowe nazwiska oprawców – nadszedł ich czas, czas ofiar. Nawet jeśli nie czas na sprawiedliwość, bo przecież wielu przestępców już nie żyje, to przynajmniej na to, by wreszcie zostały wysłuchane.
Te historie rozchodzą się jak kręgi na wodzie. Sięgają wszędzie.
 

W hrabiowskim domu
Ludzie z uprzywilejowanych grup społecznych czują, że wolno im więcej, że wręcz mają do tego prawo – tak można by podsumować wypowiedź Roberta Montagu, autora książki „The Humour of Love”, podczas Oxford Literary Festival. Montagu ma wszelkie podstawy, aby wiedzieć, co mówi, gdyż był wykorzystywany seksualnie i zgwałcony jako chłopiec przez ojca, dziesiątego Earla Sandwich [earl to tradycyjny brytyjski tytuł arystokratyczny, jego odpowiednikiem na kontynencie europejskim był hrabia lub baron – red.]. O koszmarze, którego doświadczał przez cztery lata (w wieku od 7 do 11 lat), napisał właśnie w swojej książce.

„To zamienia część ciebie w kamień. A jeśli zamieniasz się w kamień przez godzinę dziennie, kiedy jesteś z ojcem, to wpływa później na twoje uczucia. Prześladuje cię to przez całe życie” – mówił 64-letni dziś mężczyzna.

Molestowanie, prowadzące do gwałtu, odbywało się w rodzinnym domu niemal codziennie – od chwili, gdy wyprowadziła się od nich matka. Mały Robert miał ją w pewien sposób zastąpić – w sypialni ojca. Kiedy w końcu o wszystkim opowiedział matce i rodzinnemu lekarzowi, nie stało się zupełnie nic – poza tym, że odtąd miał wrażenie, jakby matka czuła do niego odrazę.

Robert opisywał swoje doświadczenia wielokrotnie, myśląc o wydaniu pod pseudonimem powieści przedstawiającej rzekomo fikcyjne wydarzenia. Jednak z czasem poczuł, że musi opowiedzieć tę historię właśnie jako on, pod nazwiskiem, jako ofiara własnego ojca, którego zresztą – jak twierdzi – nie przestał kochać. Uznał, że tylko w taki sposób może zachęcić innych do opowiedzenia o krzywdzie, która ich spotkała. Poza tym Robert Montagu – od lat z zawodu terapeuta – chce pozostać uczciwy wobec swych pacjentów. Nie jest zresztą jedyną ofiarą swego ojca: ocenia, że wykorzystanych przez niego chłopców było około 20.

Za szczerość musiał zapłacić wysoką cenę: reszta rodziny, w tym rodzeństwo, nie wykazała się zrozumieniem i uznała, że zniszczył „dobre imię” ojca, zrzucił go z piedestału.
 

Nietykalny z Rochdale
Cyril Smith tak samo jak ojciec Montagu, już nie żyje. Ten znany polityk, uhonorowany tytułem szlacheckim, zmarł w 2010 r. Dopiero w 2012 r. prokurator generalny przyznał, że Smith powinien zostać oskarżony o seksualne wykorzystywanie małych chłopców.

Policja potwierdziła, że materiał dowodowy jest przytłaczający. Okazuje się dziś, że przeciw Smithowi wniesiono co najmniej 144 skargi; niektóre dotyczyły 8-letnich dzieci. Pierwsze przypadki molestowania miały miejsce jeszcze w latach 60. Nigdy jednak nie skierowano przeciw Smithowi oskarżenia – dochodzenia miały blokować władze Rochdale, jego okręgu wyborczego, a także ówczesna policja i służby specjalne.

Tylko raz, w latach 80. XX wieku, Smith został aresztowany. Zwolniono go po kilku godzinach – interweniowała „góra”. Kto? Mówi się, że powiązania Smitha sięgały rządu. W każdym razie nie tylko błyskawicznie wypuszczono go z aresztu, ale... zniszczono cały materiał dowodowy, a prowadzących dochodzenie policjantów zobowiązano do milczenia, kwalifikując sprawę jako tajemnicę państwową.
Dziś jednym z tych, którzy najbardziej optują za ujawnieniem całej prawdy o Smithie, jest Simon Danczuk – parlamentarzysta z tego samego Rochdale. „Gdyby spojrzeć poza tego wesołka, popisującego się przed kamerą, można zobaczyć odrażające ciemne serce – mówi Danczuk. – Widziałem to w policyjnych aktach, które były latami skrywane. i słyszałem to w zdesperowanych głosach dorosłych już mężczyzn, którzy byli molestowani przez Cyrila jako dzieci. (...) Im więcej się dowiadywałem, tym bardziej stawałem się świadomy, że nie chodziło tylko o wykorzystywanie, lecz o władzę”.

To władza sprawiła, że głosy ofiar nie zostały wysłuchane, a ich prześladowca cieszył się do końca życia powszechnym szacunkiem. Dziś przypuszcza się, że jego poczynania były tuszowane nie tylko przez wzgląd na jego wpływy, ale raczej z obawy, że jeśli stanie przed sądem, pociągnie za sobą innych – tych, o których wiedział, a którzy stali jeszcze wyżej na drabinie władzy. W tym sensie sprawa Smitha nadal nie jest w pełni wyjaśniona.
 

Krąg z Westminster
Postać Smitha wiązana jest dziś też ze sprawą pedofilskich orgii seksualnych, organizowanych w tamtych latach w Londynie. Jednym z miejsc, gdzie miały się odbywać, był m.in. Elm Guest House, budynek w wiktoriańskim stylu w południowo-zachodnim Londynie, czy mieszkanie przy Dolphin Square. Bywali tam politycy wszystkich partii, dyplomaci, prawnicy i policjanci, a „dostarczano” im chłopców z domów dziecka i innych instytucji opiekuńczych. Możliwe, że dochodziło nie tylko do wielokrotnego wykorzystywania dzieci, ale i morderstw. Tak przynajmniej wynika z zeznań dwóch ocalałych chłopców, teraz już dorosłych.
Krąg pedofilów z Westminster miał być chroniony m.in. dzięki wpływom doradcy byłego premiera – nazwisko ani jednego, ani drugiego nigdy nie trafiło do wiadomości publicznej. Próby ujawnienia kręgu podejmowano od lat 80., ale kolejni sprawiedliwi (w tym była minister czy parlamentarzyści) musieli wtedy przyznać, że walczą z kimś niewidzialnym i silniejszym.

Dokumentacja sprawy, przekazywana policji czy władzom, po prostu ginęła. Pewien aktualny parlamentarzysta komentował gorzko, że usuwanie akt odbywało się „na skalę przemysłową”. Teraz ocenia się, że brakuje 114 policyjnych teczek. Odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, zażądał w 2014 r. premier David Cameron. Wystarczających wyjaśnień – lub cudownego odnalezienia akt – trudno się jednak spodziewać.

Bardziej realne wydaje się wyjaśnienie matactw w sprawach Smitha – choć mimo upływu czasu ci, którzy coś wiedzą o blokowaniu śledztw, nadal mogą się wahać, czy zabrać głos. Dlatego minister spraw wewnętrznych Theresa May zapewniła publicznie, że funkcjonariusze policji i tajnych służb, którzy przedstawią nowe fakty w tej sprawie i innych z nią powiązanych, nie muszą obawiać się oskarżenia o złamanie tajemnicy państwowej. Czy takie zapewnienie wystarczy? Bo jest jeszcze problem ich osobistego bezpieczeństwa – istnieje wiele sposobów, by mogli odczuć swą „nieroztropność”. Osobną kwestię stanowi bezpieczeństwo tych osób, które zdecydują się rozmawiać nie z policją, ale bezpośrednio z mediami.

Według Independent Police Complaints Commission – niezależnej organizacji nadzorującej pracę policji – badanych jest czternaście wątków w sprawach dotyczących rzekomego tuszowania przez Scotland Yard przypadków seksualnego wykorzystywania dzieci w latach 1970–2000. Oczywiste, że jeśli do takich przypadków tuszowania dochodziło, nie była to inicjatywa policjantów. Ktoś musiał wydać im stosowne polecenia i to w taki sposób, że nie mogli tego zlekceważyć. Kto? To najważniejsze pytanie, ważniejsze niż kwestia winy Cyrila Smitha, który – mimo całej potworności swego podwójnego życia – mógł być tylko jednym z przeciętnych uczestników tej gry.

Istotnych informacji może dostarczyć były nauczyciel Charles Napier, skazany pod koniec 2014 r. na 13 lat więzienia za wykorzystywanie seksualne ponad 20 chłopców. Podobno znał ludzi powiązanych z kręgiem z Westminster. Napier był też skarbnikiem Paedophile Information Exchange (PIE): organizacji, która w latach 70. i 80. w pełni legalnie prowadziła kampanię na rzecz „seksualnego wyzwolenia dzieci”, czemu miało m.in. służyć obniżenie granicy wiekowej pozwalającej na aktywność seksualną do... czterech lat. Napier, jeśli zechciałby mówić, mógłby pewnie przekazać policji długą listę pedofilów.
 

Jim to załatwi
Cyril Smith kreował się na polityka, który niestrudzenie pracuje dla dobra dzieci i młodzieży. W pewnym momencie należał do władz prawie 30 szkół (sic!), założył też własną fundację charytatywną. Simon Danczuk uważa dziś, że była to przykrywka umożliwiająca mu „łowy” – w szkołach czy klubach młodzieżowych.

Podobną taktykę miał Jimmy Saville – gwiazda muzycznych programów telewizyjnych w latach 70. i 80. XX wieku. Tyle że on skoncentrował się na szpitalach. Nieustannie zabiegał o fundusze dla nich, organizował akcje charytatywne, odwiedzał pacjentów. Jego osoba w szpitalu oznaczała pieniądze dla placówki. Był swego rodzaju inwestycją. I to wystarczało, aby otrzymywał prawo do nieskrępowanych wizyt o każdej porze dnia i nocy... a także własne klucze i pokoik służbowy. Ofiarami Saville’a mogli stać się wszyscy – i pacjenci, i pielęgniarki; w niektórych raportach mowa jest nawet o nekrofilii w szpitalnych kostnicach.
Jednak celem numer jeden były dzieci: im bardziej bezbronne, tym łatwiej. Na przykład – dzieci po chemioterapii czy operacji. Do molestowania dochodziło też w jego garderobie w telewizji BBC – Saville prowadził tu popularne programy „Top of the Pops” i „Jim’ll Fix It” (czyli „Jim to załatwi”), a swe ofiary wybierał z widowni. Młodziutkie dziewczęta i mali chłopcy czuli się zaszczyceni zaproszeniem do garderoby gwiazdy. O tym, co się tam działo, zwykle nie chcieli opowiadać. A jeśli coś mówili, nikt nie chciał ich słuchać.

Tak samo jak w przypadku Smitha, skłonności Saville’a nie były tajemnicą, ale składano je na karb ekscentrycznego sposobu bycia i statusu gwiazdy. Saville czuł się bezkarny i z przyjemnością okazywał to policji podczas nielicznych prób przesłuchania go (wszystkie śledztwa umorzono). Dziś szacuje się, że jego ofiarami mogło paść nawet kilkaset dzieci (policja mówi o 450 ofiarach, z których 80 proc. było dziećmi), a proceder trwał przez 50 lat.

Saville już nie żyje. Ale żyją jego kompani od seksu z nieletnimi. Po tym, jak w 2012 r. materiały na temat Saville’a ujawniła stacja telewizyjna ITV, policja rozpoczęła operację Yewtree, a na wielu podstarzałych celebrytów padł strach. Choć krytykowana czasem jako „polowanie na czarownice”, operacja Yewtree przyniosła konkretne efekty – i pierwsze wyroku skazujące. M.in. w ubiegłym roku na prawie 6 lat więzienia został skazany muzyk i malarz Rolf Harris, a w lutym wyrok 16 lat więzienia usłyszała dawna gwiazda rocka Gary Glitter.
 

Pozwoliliśmy mu uciec
Policja w Manchesterze apeluje do ofiar Cyrila Smitha, by zgłaszały się w celu złożenia zeznań. Jej przedstawiciel przyznał, że choć nie ma już szans na sprawiedliwość w sądzie, to jest nadzieja, iż „przez publiczne oświadczenie w sprawie tego, co stało się ponad 50 lat temu, ludzie ci doświadczą w pewnym sensie sprawiedliwości”.

Robert Montagu nie zerwał kontaktów z ojcem. Odwiedzał go nawet, wraz ze swoimi dziećmi. Nigdy nie zapytał go o to, co się stało, nie doprowadził do konfrontacji na temat ciemnej przeszłości. „Oszczędziłem go” – mówi dziś. Jednocześnie, z perspektywy czasu, dodaje: „Naprawdę myślę, że musimy traktować ten problem bardziej poważnie i ścigać ludzi, którzy dopuścili się takich rzeczy, nie pozwalać im uciec. Oczywiście łatwo mi mówić. Ja pozwoliłem mojemu ojcu uciec, tak samo jak cała moja rodzina. Ale musimy stać się twardsi. To trudne, ale tak trzeba”. I dalej: „Trzeba upewnić się, że taka osoba nie zrobi tego po raz kolejny”.

Cyril Smith, Jimmy Saville i Victor Montagu już nie staną przed sądem. Natomiast obecna fala publikacji, dochodzeń i procesów może coś zmienić. Po pierwsze, pokazuje ofiarom, że nie pozostaną już nigdy same. Po drugie, że w przyszłości sprawców przestępstw pedofilskich nie uchroni już ich status, i że prawo jest silniejsze niż pozycja społeczna czy status rodzinny.
Choć tyle można zrobić. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2015