Sam bez końca

Becketta grywa się w Polsce rzadko. Czy zmieni to setna rocznica urodzin Noblisty? Inspiracją mogą się stać dwa spektakle-wydarzenia, przedstawione gościnnie w Nowej Hucie.

04.05.2006

Czyta się kilka minut

Niemiecka "Residua" to sceniczny eksperyment: dwie krótkie prozy z lat 60., "Dzyń" i "Bez", przedzielono dramatem "Kroki". "Residua", czyli resztki - z różnych sztuk, z życia. Przedstawienie staje się próbą przedarcia przez ochronne skorupy do wnętrza duszy. Dla widzów - próbą przedarcia się do sensów przez monotonię formy.

W "Dzyń" intrygują świadomie kabotyńskie zmagania Grahama F. Valentine'a z tekstem o zapadaniu w nicość i z nieprzyjaznym aparatem teatralnym. Aktor walczy o swe istnienie; zapętlony w rwanym rytmie tekstu, ekspresję opiera na intonacji i drobnych gestach. Tubalne "dzyń" i "hop" zewnętrznej instancji co i rusz przeszkadzają i ustawiają w świetle innego reflektora. Mężczyzna ponawia wysiłek, determinowany spojrzeniami widzów. Istnieje tylko "wobec". Orator, przywódca? Groteskowo-smutna twarz kojarzy się z Chaplinem parodiującym Hitlera. Ujęty z żabiej perspektywy na pokazywanej na ścianie projekcji wideo jest karykaturą, nie apoteozą władzy.

"Kroki" - odmienny tekst, podobna inscenizacja. Temat "autystycznych" relacji matki i córki (Swetlana Schönfeld, Judith Engel) ujęto zimno, oszczędnie. Emocje zarysowują się na końcu: w pełnej napięcia i niepokoju twarzy matki nasłuchującej echa kroków.

Wreszcie starzec o kulach (Traugott Buhre).­ Jego ruch jest ekstremalnie zredukowany. Stąpa powoli - to jedyne dzianie się.

W "Dzyń" głos z zewnątrz dominował nad mówiącym, w "Krokach" podstawą był dialog; w "Bez" głos zewnętrzny pozostaje tylko echem powtarzającym słowa. Człowiek jest sam. A może dotarliśmy do tego schronienia-ruiny - do duszy?

W każdej części przedstawienia przestrzeń ulega poszerzeniu i staje się coraz bardziej pusta: mały, bliski widzów podest; oddalona przestrzeń May i Matki. Teraz inny człowiek (Valentine) wolno przemieszcza się pod ścianami, czyniąc sceną całą salę. Dla znużonego starca, zgodnie z jego słowami, scena pozostaje szara i zimna.

Premiera drugiego spektaklu, "Ostatniej taśmy Krappa" - w reżyserii samego Becketta - odbyła się w 1977 r. Pisarz zmarł w 1989 r.­­ Co zostało po tak długim okresie?

Amerykanin Rick Cluchey oddał temu Krappowi 30 lat. W tym przypadku pozateatralny, biograficzny kontekst spoił się z teatrem. Urodzony w 1933 r., skazany w młodości na dożywocie za napad z bronią, w więzieniu odkrył dla siebie i dokonał inscenizacji "Czekając na Godota"

(a także "Końcówki" i "Krappa". Po latach zwolniono go warunkowo. Przez lata, do śmierci pisarza, był z nim związany przyjaźnią i artystycznie: razem przedstawili "Ostatnią taśmę" i pozostałe tytuły "więzienne", ujęte w tryptyk "Beckett Directs Beckett".

W ciemnej pustej hali majaczy biurko i metalowy taboret, wisząca lampa ledwo rozświetla blat. Z ciemności wyłania się spoczywająca na biurku siwa głowa. Krapp przez większość czasu milczy. Jego fizyczność jest dotkliwa i zaskakująco zmienna: niedołężny, zmęczony starzec, młodnieje, gdy targają nim emocje.

Cluchey z namaszczeniem obiera połówkę banana, który staje się namiastką świata i życia, jedynym przedmiotem posiadającym jakiś kolor. Pochłania go łapczywie i w skupieniu: pomaga mu to myśleć, rozpamiętywać. Jego życie naznaczyła permanentna obstrukcja: fizjologiczna i duchowa. Zamiast dwóch bananów, zjada dwie połówki. Zamiast tworzyć, dręczy się starym rocznikiem odsłuchiwanego z taśmy mówionego pamiętnika. To jego jedyna, obsesyjnie podtrzymywana, prawdziwa twórczość.

Żałuje dawnych decyzji: luki po erosie nie wypełnił dajmonion. Swój gniew - zaciśniętą pięść i zaciętą minę - kieruje ku górze. Ale tam panuje tylko ciemność. Krapp nie ma na kim wyładować złości, więc obarcza nią kolejną taśmę. Ostatnią taśmę. Po czym z wściekłością zrzuca z biurka magnetofon, taśmy, skrzynki, rozbijając je o podłogę - i zastyga... Nad nim kołysze się rozhuśtana w gniewie lampa.

Spektakl w całości opiera się na aktorze, człowieku, który oddał postaci swą biografię i ciało. Cluchey-Krapp. Nigdy nie wychodzi do oklasków.

SAMUEL BECKETT "Residua", reż.: OLIVER STURM, premiera 17 lutego 2006 w Sophiensaele, Berlin; SAMUEL BECKETT, "Ostatnia taśma Krappa", reż.: SAMUEL BECKETT, premiera: Akademie der Kunste, Berlin, w 1977 r.; pokazy 21-22 kwietnia w Krakowie, w ramach festiwalu Transpozycje 2006 (część I).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2006