Rzecz o wstydzie

Mój drogi Piołunie,

15.07.2013

Czyta się kilka minut

czasem silisz się, żeby w moich listach czytać między wierszami, wyłuskiwać aluzje do konkretnych pacjentów i zdarzeń. Jakbyś nie wierzył, że nasza korespondencja ma wartość ponadczasową. Zło z natury jest uniwersalne i do bólu aktualne. Czyż nie jesteśmy odbiciem miłości, tyle że w krzywym zwierciadle, a przecież w dziedzinie miłości – jak skonstatował pewien pisarz – nic się nie zmieniło od czasów Salomona. Za wyjątkiem papierosa po...

Widzisz, drogi Piołunie, gdybym miał symbolicznie pokazać cudownie zgniły owoc naszych wysiłków na tym nadwiślańskim łez padole – uciekłbym się do retorycznego chwytu. Zapytałbym: co na poletku tutejszego Kościoła było tematem numer jeden w niezbyt upalne lato AD 2013? Czymże zajmowali się czcigodni biskupi i szacowni publicyści, dyżurni nauczyciele moralności i arbitrzy katolickiej elegancji? Nieprzyjacielem i Jego poronioną nauką? Głupimi pomysłami nowego oberklechy? Zdychającymi biedakami z Trzeciego Świata?

Nie, nie i jeszcze raz nie. Najgorętszymi tematami były: napletek i pośladki. A właściwie pytanie, czy księżyna L. ma kawałek skórki na penisie. Oraz fundamentalne zagadnienie, zagadnienie z pewnością na miarę sporu o powszechniki, czy tenisistka R. może w sportowym magazynie zaświecić nieokrytymi pośladkami, a zarazem deklarować, że wierzy w Nieprzyjaciela. I chociaż za lat dwadzieścia nikt już wiedzieć nie będzie, kto zacz i o co właściwie chodzi – czyż i tak w lot nie pojmie, w jak nieprzeniknione opary absurdu i głupoty, pychy i kołtuństwa wepchnęliśmy całą ferajnę? Jak łatwo ośmieszaliśmy wszystko, co poważne i święte? Albo jak dętym banałem zasłanialiśmy sedno? No i – last but not least – jak nieszablonowym błysnęliśmy przy tym wszystkim poczuciem humoru?

Awanturę o pośladki uważam za szczególnie smakowitą. Zaczęło się od społecznej kampanii publicznego trąbienia przez różnorakich celebrytów, że „nie wstydzą się Nieprzyjaciela”. Uwielbiam takie akcje. Gorąco popieram pomysły, żeby chrześcijaństwo przerabiać na slogany i gadżety, transparenty i banery. Kocham, gdy wiara wysoko łopocze na sztandarach, bo wiem, że coś tu koniec końców ugramy.

Ale ad rem. Zadeklarowała się i znana tenisistka, układając nawet nabożnie imię Cieśli z żółtawych piłeczek na korcie. A potem pokazała pośladki. Gołe. Zanim jednak ktokolwiek cokolwiek zobaczył, zagrzmieli oburzeni, że dziewczę za grosz wstydu nie ma. Organizatorzy kampanii tak się zaś zawstydzili, że odmówili niebożątku prawa, aby nadal nie wstydziło się pod ich szyldem. Na to inni zaczęli się wstydzić za tych, co wstydzą się za tenisistkę. Tak oto akcja pod hasłem, żeby się nie wstydzić, doprowadziła do sytuacji, że wszyscy się wstydzą za wszystkich. A porywającą dyskusję, co wolno pokazywać tylko mężowi, śledziłem już z naprawdę niezdrowymi wypiekami. Oczywiście z podniecenia.

Na myśl przyszła mi też od razu inna, pozornie tylko odległa historyjka. Otóż dawno temu pewien groźny katabas – jeden z tych, co wyszarpywali z naszych pazurów dusze wydawałoby się bezpowrotnie stracone, ale we własnym kurniku zamiast laurów zbierali kopniaki – głosił rekolekcje dla wątpiących i poszukujących. Że zaś miał łatkę liberała, wszyscy się spodziewali, iż będzie ich pieścił, łechtał i przytulał. Ale przebiegły okazał się parszywiec, sztukę oratorską miał w małym palcu, a na dodatek – o zgrozo – prawdziwie był wierzący. Rzekł więc do zgromadzonych: „Sądzicie, że będę Was przekonywał, byście uwierzyli w Boga. Ale zamiast zastanawiać się, co zrobić, żebyście w Niego uwierzyli, wolę zapytać: co sami zrobiliście, żeby Bóg uwierzył w Was?”.

Dziś nie brak takich, drogi Piołunie, co chrześcijan chcieliby definiować jako tych, którzy na rynkach i dachach krzyczą wniebogłosy, że nie wstydzą się Nieprzyjaciela. Jeżeli zaś nie wrzeszczysz z innymi w jednym chórze, jesteś tchórz i zdrajca.

A krzyczcie sobie, krzyczcie. Zagłuszycie tylko wewnętrzny głos, który by wam podszepnął inną nieco definicję. A mianowicie taką, że chrześcijanin to człowiek, który każdego dnia pyta sam siebie, czy aby Cieśla nie musi się wstydzić za niego?

TWÓJ KOCHAJĄCY STRYJ KRĘTACZ

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2013