Realista i fantasta

Przed 1914 r. pierwszy był najpotężniejszą postacią Galicji, drugi mało znanym socjalistą i konspiratorem. Łączyło ich wiele. Pierwszego niektórzy zwali „inscenizatorem piłsudczyzny”. W II RP wielu nie chciało o tym słyszeć, wielu nie chce i dziś.

04.05.2020

Czyta się kilka minut

Obrady parlamentu w Wiedniu, 17 czerwca 1907 r.; Michał Bobrzyński był wówczas posłem, wiceprezesem Koła Polskiego. / R. LECHNER / ÖSTERREICHISCHE NATIONALBIBLIOTHEK
Obrady parlamentu w Wiedniu, 17 czerwca 1907 r.; Michał Bobrzyński był wówczas posłem, wiceprezesem Koła Polskiego. / R. LECHNER / ÖSTERREICHISCHE NATIONALBIBLIOTHEK

Zmarli 85 lat temu. Jeden w Poznaniu w szpitalu na Podgórnej, drugi w Warszawie w Belwederze. Pierwszy, Michał Bobrzyński, urodził się w 1849 r. w Krakowie, w rodzinie lekarza. Drugi, Józef Piłsudski, w 1867 r., w szlacheckim dworku w Zułowie, w powiecie święciańskim. Śmierć pierwszego przeszła niemal niezauważona. Śmierć drugiego pogrążyła kraj w głębokiej żałobie, a uroczystości pogrzebowe stały się ogólnonarodową manifestacją.

Toteż to, co napisał „Dziennik Poznański”, wielu mogło zaskoczyć: „Przeżywamy obecnie moment wzmocnienia podstaw ustrojowych naszego państwa. Genialną wolą nieodżałowanego Marszała Józefa Piłsudskiego zrealizowane zostały na przyszłość głębokie prawdy głoszone odważnie przez Michała Bobrzyńskiego.

Idea państwa dobrze zorganizowanego, idea silnego rządu, idea walki z sejmowładztwem wskazywane przez Zmarłego historyka przyobleka się dopiero obecnie w Odrodzonej Polsce w realne kształty”.

Jeszcze kilka lat wcześniej, na kartach autobiograficznej powieści Stanisława Łosia (wydanej pod pseudonimem Henryk Mortęski), to sąsiedztwo wyglądało inaczej. Bobrzyński był postacią epizodyczną, od czasów I wojny światowej uchodzącą za „pół-Polaka”. Piłsudski zaś – jeszcze przed 1918 r. – „widmem zmartwychwstającej Polski”.

Namiestnik i irredentysta

Ich wspólna historia zaczyna się w 1908 r. Bobrzyński zostaje wtedy namiestnikiem Galicji. Jest głową krakowskich konserwatystów i autorem „Dziejów Polski w zarysie” – najostrzejszej rozprawy z polskim romantyzmem. Przygotowuje kraj do wojny z Rosją i forsuje tzw. rozwiązanie austro-polskie: chce połączyć Galicję z Królestwem Kongresowym, zdobytym na Rosji, a następnie przeobrazić monarchię dualistyczną (Austro-Węgry) w trialistyczną (Austro-Węgro-Polskę). O jego wpływach w Wiedniu opowiada się legendy. Żonaty z Zofią Cegielską, córką Hipolita (przemysłowca z Wielkopolski), jest typem „mózgowca”. Dobiega sześćdziesiątki.

W 1908 r. Piłsudski jest osobą niemal nieznaną. W 1905 r. nie wywołał w Królestwie powstania i nie zapobiegł kryzysowi wśród socjalistów. Mówi o „zdziecinniałym z tchórzostwa społeczeństwie polskim”. Porusza się na granicy mitotwórstwa. „Flircik” z towarzyszką Aleksandrą Szczerbińską komplikuje jego stosunki z żoną. Jest po czterdziestce. Sprawia wrażenie „uczuciowca”.

W 1908 r. przenosi się do Galicji. Austriackim władzom wojskowym oferuje usługi wywiadowcze i rozpoczyna działalność, która nie jest tajemnicą ani dla wywiadu rosyjskiego, ani dla namiestnika Michała Bobrzyńskiego. Porusza się swobodnie. Walczył z caratem, jest „człowiekiem z towarzystwa”. Rozumie, jak bardzo habsburskim krajem jest Galicja.

Imponuje mu „silna ręka” Bobrzyńskiego. Zasłynie zdaniem, że „pierwszym obowiązkiem po utworzeniu rządu jest ogłoszenie, że rząd istnieje”. Kilkakrotnie wymyśla rozmaite „Nebenregierungi” (rządy obok istniejącego już rządu). Zna chyba „Dzieje Polski w zarysie”, w tym teorię o braku charakterów w naszej historii jako źródle upadku Rzeczypospolitej, a także komplementy Bobrzyńskiego pod adresem Batorego, który pobił Rosję. Portret króla powiesi później w gabinecie.

Sojusz przeciw Rosji

Ale łączy ich także coś więcej – głęboka niechęć do Romana Dmowskiego i jego koncepcji oparcia sprawy polskiej na carskiej Rosji.

Właśnie w 1908 r. Dmowski ogłasza rozprawę „Niemcy, Rosja i kwestia polska”, w której za głównego wroga Polski uznaje nie Rosję, lecz Niemcy. Zanosi się na przełom kopernikański w myśleniu politycznym Polaków, co – gdyby się udało – oznaczałoby zakwestionowanie całej przeszłości Piłsudskiego i wielu jego planów na przyszłość.

Bobrzyński wchodzi z Dmowskim w polemikę. Dowodzi, że wyłącza on Polaków z kręgu kultury zachodniej, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ironizuje, że „Pana Tadeusza”, należałoby napisać na nowo – z pominięciem Rosjan, wbrew „duszy polskiej” i wszystkiemu, co ważne i święte. Bobrzyńskiemu przyświeca ideał Rzeczypospolitej wielu narodów, do którego monarchia habsburska wydaje się najbliższa. Dmowski pisze o niej: delenda est (że Austria, jak u Katona Kartagina, powinna być zniszczona).

Tymczasem we Lwowie powstaje Związek Strzelecki, a w Krakowie Towarzystwo „Strzelec”. Z „garbatych i kulawych” – jak o nich złośliwie mówią – tworzy Piłsudski przyszłe kadry wojska polskiego, choć w austriackich szkołach wojskowych Polaków nie brakuje. Z tymi jednak ma problem: wielu z nich uważa go za dyletanta w sprawach militarnych.

Na przełomie lat 1908/09 Piłsudski ma duże kłopoty ze zdrowiem. Trochę desperuje. W rozmowach z austriackimi władzami udaje, że rozporządza licznymi siłami, które w każdej chwili może powiększyć. Bobrzyński, który ma własne źródła, udaje, że mu wierzy. Z jednej strony rozumie, że w oczach młodzieży konserwatyści przegrywają z socjalistami. Z drugiej strony taki Ignacy Daszyński to w istocie c.k. realista i pragmatyk. Jeden z tych socjalistów, którzy godzą Marksa z Franciszkiem Józefem.

Kto stanie na czele ruchu? Piłsudski nie jest wojskowym, nigdy nie dowodził nawet plutonem i „nie zdradza chęci nauczenia się tego”. Ma „królewiackie” nawyki. I potężne ego. Przy jednym kawiarnianym stoliku jest bohaterem, przy innym bandytą. Ale Bobrzyńskiego mało to interesuje – dla niego jest on pożytecznym „fantastą”.

Dlaczego pożytecznym? Bobrzyński – podobnie jak cesarsko-królewski Sztab Generalny – chciałby, aby po wybuchu wojny z Rosją na tyłach carskiej armii zaczęło się polskie powstanie. Wszak regularne pułki austriackie, nawet te złożone z Polaków, nie zrobią w Kongresówce powstania. Dla Bobrzyńskiego takie powstanie to preludium do jego austro-polskich planów. Żadna lekkomyślność prowadząca do klęski, jak w 1863 r. Przeciwnie – to ma być przemyślana akcja konserwatystów z udziałem socjalistów.

Parasol ochronny

Ostatecznie namiestnik otworzy Galicję przed socjalistami tak szeroko, że przejdzie to w anegdotę.

Oto – powiada anegdota – staje przed nim socjalista z Królestwa, starający się o azyl w Galicji. „Powiedz pan, jak pan pojmujesz socjalizm” – pyta go namiestnik. „Jako stosunek kapitału do pracy” – odpowiada socjalista. „A to w takim razie możesz pan u nas zostać, bo ani kapitału, ani pracy tu nie ma, więc ze strony pana nic nam nie grozi”.

Mówiono o Bobrzyńskim: „ładny stańczyk, nigdy nie zrozumiał żadnego dowcipu!”. Nie znano jego raportów do Wiednia.

Sprawdźmy więc, co w nich pisze. Oto ambasadzie rosyjskiej, która skarży się, że w Galicji toleruje się antyrosyjskie przygotowania powstańcze, namiestnik odpowiada, że działalność na „niwie sportowej” prowadzą tu „ludzie umiarkowani”. Piłsudski zaś, z zawodu „pisarz”, „nie jest notowany niekorzystnie przez c.k. władze”, które „muszą ściśle przestrzegać obowiązujących w Austro-Węgrzech ustaw”, te zaś nie pozwalają „ścigać karnie poglądów ani dążeń politycznych, nawet bardzo skrajnych, jeśli ich zwolennicy nie próbują ich urzeczywistnić”. Daje wykładnię, czym jest prawo. I jak wygląda jego stosowanie.

Sam zainteresowany wie oczywiście, komu zawdzięcza ten parasol ochronny. Socjaliści deklarują więc, że „nie tkwi w ich interesie osłabianie namiestnika”. W wyborach do Sejmu Galicyjskiego w 1911 r. tworzą nawet „front wspólny przeciw Rosji”, co sprawia, że – mimo obustronnych wykrętów – nie daje się tego ukryć. Na Bobrzyńskiego sypią się teraz gromy z własnego środowiska: że złamał tabu, naruszył konserwatywną normę, stanął po stronie Żydów, terrorystów i międzynarodowych socjalistów, zdradził religię, szlachtę, naród, a także uniwersytet, pryncypia, tradycję i rozum.

W rozmaitych diariuszach i listach wpływowych osób czytamy odtąd, że namiestnik był cynikiem i karierowiczem, „ludożercą zjadającym własne stronnictwo”, że socjalistom zapewniał azyl i „szyld”. Że odpowiada za „organizację tych kadrów powstańczych, szkodliwych narodowo i społecznie”, tego „łajdactwa” dokonywanego na spółkę z austriackim wywiadem wojskowym i ministrami. Endek Julian Zdanowski nazwie go „głównym inscenizatorem piłsudczyzny” i będzie zapewniać, że do jednej z socjalistycznych rezolucji Bobrzyński osobiście wstawił „ustęp o radości z powodu upadku caratu”.

W ten sposób profesora UJ, stańczyka-konserwatystę, człowieka po sześćdziesiątce zaczęto podejrzewać o „krypto-socjalizm”.

U progu wojny

Do pierwszego zgrzytu między nim a Piłsudskim doszło w 1912 r., gdy w listopadzie utworzono – pod nosem władz austriackich – Komisję Tymczasową Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych [sojusz wszystkich polskich partii z Galicji i Kongresówki, opowiadających się za opcją austro-polską – red.]. Piłsudski śle memoriały do „sztabowców” i wymyka się spod kontroli. Bobrzyński obawia się, że wyjdzie z tego jakiś rząd obok rządu, a przecież rząd może być tylko jeden – legalny, namiestnikowski, austriacki.

Rok później namiestnik przegrywa reformę wyborczą do Sejmu Galicyjskiego i składa dymisję. Zaraz potem wyjeżdża do Włoch i zabiera się za pisanie pamiętników.

Piłsudski też pisze. Odpowiada na artykuł endeka Zygmunta Balickiego pt. „Dezorientacja austriacka” i ostro rozprawia się z zarzutem, że za ruchem strzeleckim stoi rosyjska agentura. Urządza też defilady strzelców, przyjmowane przez wielu „z niedowierzaniem i lękiem”. Z początkiem 1914 r. ląduje w Abacji (Opatija) nad Adriatykiem – stolicy austriackiej Riwiery. W lutym jest już w Paryżu, gdzie niczym stańczyk oświadcza, że „służyć Austrii to służyć Polsce”, i że wyrachowanie i rozsądek wiodą do „rodzaju politycznej pokory”.

W lipcu 1914 r. Bobrzyński wyjeżdża na urlop do włoskiej miejscowości wypoczynkowej Viareggio nad Morzem Tyrreńskim.

Żaden z nich nie liczy się z bliskim wybuchem wojny. Piłsudski daje jej 35 proc.; Bobrzyński twierdzi, że gdyby była blisko, toby z namiestnikostwa nie ustąpił.

Czy można dać mu broń?

28 czerwca 1914 r. w Sarajewie od kul zamachowca ginie arcyksiążę Franciszek Ferdynand. Wkrótce wybucha wojna. Piłsudski ustala z austriackimi władzami wojskowymi termin mobilizacji i szczegóły dotyczące wkroczenia strzelców do Kongresówki. Spotyka się też z „panami krakowskimi”, którzy „nie będą strzelcom przeszkadzać, kto chce dawać na skarb strzelecki, niech daje, kto z młodych pójdzie do strzelców, niech idzie…”. Na razie mogą liczyć na przestarzałe jednostrzałowe karabiny z austriackich magazynów.

6 sierpnia 1914 r. pierwsza kadrowa wkracza do Królestwa. Piłsudski ogłasza zaraz, że w Warszawie powstał Rząd Narodowy, a rozmaite austriackie gazety trąbią już o tysiącu dzikich Kozaków zmuszonych do ucieczki przez dzielnych strzelców. W istocie obiecane powstanie antyrosyjskie nie wybucha, do wielkich starć nie dochodzi, a rzeczywistym problemem stają się strzeleckie rekwizycje dokonywane wśród miejscowej ludności. Austriacy obawiają się, że „zdepopularyzują” one monarchię.

Tracąc wiarę w polskie powstanie, c.k. sztabowcy wprowadzają nagłą korektę planów: strzelców należy zreorganizować wojskowo i ująć w karby. Na rozmowy do Wiednia jedzie prezydent Krakowa Juliusz Leo. Oraz wezwany z Włoch Bobrzyński. Franciszek Józef pyta go: czy można dać Piłsudskiemu broń? Broń – dodajmy – nowszego typu, ale już nie strzelcom, lecz polskim legionistom walczących u boku c.k. armii.


Czytaj także: Tomasz Nałęcz, Przemysław Żurawski vel Grajewski, Łukasz Jasina, Mikołaj Mirowski: Spór o Piłsudskiego


Nazwę (Legiony) wymyśla Leo. Komenda Legionów jest austriacka, ale złożona z oficerów-Polaków. 16 sierpnia powstaje Naczelny Komitet Narodowy (NKN), oparty na porozumieniu wszystkich sił stojących na gruncie rozwiązania austro-polskiego, z socjalistami włącznie. Na jego czele staje Leo. Departamentem wojskowym NKN kieruje Władysław Sikorski – do niedawna inżynier od melioracji u Bobrzyńskiego. Były namiestnik nie wchodzi do NKN, „rezerwuje swoją osobę do innych celów”. Chce być wielko- rządcą Galicji połączonej z Królestwem (tego trzeciego członu monarchii). I tak zresztą wszyscy go za NKN „czują”.

Piłsudski na te warunki się godzi. Alternatywą byłoby „pójść w lasy i prowadzić akcję powstańczą, jaka była prowadzona w 1863 roku”. Przełyka „landszturmową” przysięgę na wierność cesarzowi Austrii. Zostaje brygadierem.

Osobnymi drogami

Co by było, gdyby…? Gdyby Austria zajęła Królestwo już w 1914 r.? Gdyby za strzelcami do Warszawy wkroczyły pułki austriackie, a na czele 13. Pułk Piechoty, zwany „Krakowskimi Dziećmi”? Gdyby zrealizowano scenariusz przedstawiany już na alegorycznych obrazkach (z płonącym krzyżem, orłami zrywającymi się do lotu i Polonią w koronie witającą powstańców i c.k. żołnierzy)? Stało się inaczej. Do Warszawy wkroczyli Niemcy (latem 1915 r.), a Wiedeń nie kwapił się z realizacją opcji austro-polskiej.

Tymczasem Piłsudski stopniowo odrywa Legiony od Austrii i Niemiec. Rozwija grę na uniezależnienie, której istotnym czynnikiem staje się jego własna legenda. Buduje ją krok po kroku. Pogrzebom legionistów nadaje mistyczną niemal oprawę. Odbywają się o zmierzchu. Trumny są czarne. Gwoździe wbija się głowniami szabel. Przed Bogiem meldują się kolejni ginący na polu chwały. Poradzi sobie nawet z pieniędzmi pochodzącymi z austriackiego Ministerstwa Obrony Krajowej. Rozlicza je związany z Bobrzyńskim Tadeusz Starzewski. Ale rodacy chętnie uwierzą, że za coraz lepszym uzbrojeniem i umundurowaniem legionistów stoją ofiarowane na ten cel ślubne obrączki.

W 1915 r. nakładem NKN ukazuje się książka Juliusza Kadena-Bandrowskiego „Piłsudczycy” – szczyt legionowego legendotwórstwa. „Szli drogą w szarem, chmurnem południu, cierpliwie jakby do spowiedzi, wojsko szare z białymi orłami na czapkach…”. Dalej: „Słomo, słomo rodzona, kochane zboże Ojczyzny”, na której to rodzonej słomie śpią pokotem piechurzy. A zaczyna się wszystko od: „Orzeł – w lochu piwnicznym, na poddaszu i na ulicy. Ptak herbu świetnego – wyrzucony z tła pysznych amarantów na podwórze”. W tej książce Służba pisze się wielką literą. Na pierwszej fotografii, tuż po stronie tytułowej – Brygadier.

W 1916 r. na cześć Brygadiera (także często pisanego z wielkiej litery), postaci niedawno niemal nieznanej, gra się w krakowskim teatrze miejskim „Noc listopadową” Stanisława Wyspiańskiego, wystawia „Kościuszkę pod Racławicami”, rzeźbi go Konstanty Laszczka, portretuje Jacek Malczewski. W Wiedniu zatrzymuje się w hotelu Regina. Uczestniczy w bankietach. Odwiedza różne polskie „winkle”. I to nie Legiony są teraz dla NKN, lecz NKN dla Legionów.

Tymczasem Bobrzyński w 1916 r. zostaje ministrem do spraw Galicji i gra pierwsze skrzypce w dwóch kolejnych austriackich gabinetach – ostatnim starego i pierwszym nowego cesarza. Ma zaprojektować nowe poszerzone miejsce Galicji w Austrii i doprowadzić do unii personalnej Austrii z Królestwem. Z pozoru ma pozycję o wiele silniejszą niż Piłsudski. W istocie słabnie.

W 1916 r. obaj spotykają się w Krakowie u Bobrzyńskiego na ul. Krupniczej 9, w warunkach konspiracji, po oddaleniu służby. Brygadier usłyszy tam: „Niech się pan tak nie spieszy, pana czas jeszcze nadejdzie”. Bobrzyński wciąż wierzy w rozum i politykę na wysokościach. Piłsudski już wie, że to wcale nie na tym poziomie rozstrzygają się losy świata.

U progu niepodległości

W 1917 r. Piłsudski wie też, że Niemcy i Austro-Węgry wojny nie wygrają, wywołuje kryzys przysięgowy i trafia do Magdeburga. Bobrzyński zaś nadal trzyma się Habsburgów, przestrzega przed nadciągającą rewolucją i chce ratować monarchię nawet przed nią samą, bo Polska położona między Rosją i Niemcami jako państwo niepodległe długo się nie utrzyma. Ufa, że Austria „jeszcze zmądrzeje”. Sądzi, że kalkuluje na zimno.

Historia zadrwi z naszego historyka okrutnie. Rozmyje się na jego oczach i rozpłynie. Austrii już prawie nie ma, ale jeszcze jest. Polska już jest, ale nie wiadomo jeszcze, gdzie jest i jaka. Jesienią 1918 r. Bobrzyński tłumaczy, że niepodległość można rozumieć rozmaicie. Z oceną Polskiej Komisji Likwidacyjnej, która 31 października przejmuje władzę w Krakowie, ma wyraźny kłopot. Wincenty Witos i Ignacy Daszyński na jej czele? Ależ nie ma tam „nikogo poważnego”! Politycy warszawscy w poczekalni władzy? To dyletanci!

O czym myśli, gdy z auli Uniwersytetu Jagiellońskiego wynoszą portret Franciszka Józefa, którego był ostatnim ministrem, gdy z gmachów spadają austriackie orły, a c.k. pułki stają się teraz pułkami Wojska Polskiego? Gdy obserwuje przerażenie żony, kiedy w oknach jego domu wybijają szyby.

Jesienią 1918 r. Piłsudski zostaje Naczelnikiem odradzającego się państwa. Rok później witają go w Krakowie tak, jak niegdyś Franciszka Józefa. W Warszawie spotyka się z przedstawicielem nowej republikańskiej władzy w Austrii, opowiada o swej przyjaźni z c.k. oficerami i zapewnia o „sympatii” dla niej. Austria i austriacka przeszłość dopadną go dopiero za kilka lat, gdy przeciwnicy wytkną mu współpracę z c.k. wywiadem. Bobrzyński od swojej przeszłości nie uwolni się nigdy. W 1920 r. spakuje manatki i z piętnem austriackiej ekscelencji zaszyje się na wielkopolskiej wsi pod Środą.

W 1933 r. Wincenty Witos, przebywający na emigracji w Czechosłowacji, odnotuje swój dziwny sen: śniło mu się, że umarł Piłsudski, a powiadomił go o tym „namiestnik Galicji dr Michał Bobrzyński”.

Obaj odejdą za niecałe dwa lata. Piłsudski na krótko przed śmiercią zauważy, że sprowadzili do niego jakąś lekarską „c.k. sławę”. Bobrzyński usłyszy, że leczący go medyk praktykował w Wiedniu.

Pierwszy ma dziś w Krakowie grobowiec na Wawelu i kopiec na Sowińcu. Drugi skromną tablicę na Krupniczej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2020