Spór o Piłsudskiego

Po 1918 roku Marszałek próbował ukształtować nową mapę Europy, z Polską jako ważnym podmiotem. Udało się czy nie?
Józef Piłsudski z oficerami polskimi oraz ukraińskimi ze sprzymierzonej z Polską armii Ukraińskiej Republiki Ludowej, rok 1920. / HISTORY AND ART COLLECTION / ALAMY STOCK PHOTO / BEW
Józef Piłsudski z oficerami polskimi oraz ukraińskimi ze sprzymierzonej z Polską armii Ukraińskiej Republiki Ludowej, rok 1920. / HISTORY AND ART COLLECTION / ALAMY STOCK PHOTO / BEW

MIKOŁAJ MIROWSKI: Jakie były ­dominujące elementy w polityce zagranicznej Piłsudskiego? Czy ­ówczesną sytuację Polski można określić mianem dramatu peryferii, które nie mogły dobrze rozegrać swojej partii, bo brakowało im atutów?

TOMASZ NAŁĘCZ: Gdyby Polska leżała na peryferiach kontynentu, jak Szwecja czy Portugalia, byłoby to dla niej dobrodziejstwem. Leżymy jednak w centrum Europy, będąc przedmiotem zainteresowań najważniejszych graczy. W latach ­1918-21 Piłsudski próbuje ukształtować nową mapę kontynentu, z Polską jako ważnym podmiotem. Potem pozostaje mu już tylko reagowanie na złe scenariusze.

Polityczna wizja Piłsudskiego okazała się bardzo przenikliwa. Historycy spierają się, kto pierwszy postawił na podmiotowość narodów: Lenin i bolszewicy, Niemcy z koncepcją Mitteleuropy? Tymczasem według mnie było to środowisko niepodległościowego socjalizmu i Piłsudski. On pierwszy pojął, że świat XX wieku ukształtują narody, skutecznie domagające się własnych państw.

Wykładowcy często szukają źródła, które prezentowałoby studentom tę koncepcję w skondensowanej formie. Wskazałbym tu na memoriał Piłsudskiego, złożony w japońskim ministerstwie spraw zagranicznych w 1904 r., w reakcji na wojnę japońsko-rosyjską. Potem w przebudowie kontynentu miała dopomóc wojna 1920 r. Nie można było zamienić rozległych prowincji imperium carów w suwerenne państwa bez odepchnięcia Rosji daleko na wschód. Sojusz suwerennych państw blokowałby ewentualne rosyjskie rewindykacje. O to toczyła się wojna w latach 1919-20. Ale ten cel nie został zrealizowany.

W Europie ukształtowanej na nowo Polska była państwem znaczącym, rozległym i ludnym. Dzięki nabytkom poczynionym kosztem Niemiec, zwłaszcza na Górnym Śląsku, miała też szansę na rozwój ekonomiczny. Ale nie na odgrywanie pierwszoplanowej roli.

Piłsudski postawił na sojusz z Francją, mimo że Francję na sztandarze miał wypisany jego śmiertelny wróg – endecja. Licząc na Francję, Marszałek czuł jednak, że Francuzi nie byli gotowi ginąć za Polskę. Głównym zaś wrogiem Polski według Piłsudskiego zawsze była Rosja, obojętne: carska, biała czy czerwona. Stąd nie miał oporów przed traktatem z państwami centralnymi, z Niemcami także, choć większość Polaków uważała je za śmiertelnego wroga. Piłsudski bał się współpracy rosyjsko-niemieckiej, która mimo całej przepaści ideowej i politycznej trwała od układu w Rapallo z 1922 r. Jak mógł sobie z tym poradzić? Trudno o inny manewr niż związanie się z Francją. Ale Francja traktowała nas arogancko, trochę jak w czasach napoleońskich: ich ambasador ma być w Warszawie najważniejszy, a jak się Polakom nie podoba, to i tak mają z nim współpracować.

Po 1933 r. sytuacja uległa zmianie, a Piłsudski szybko i umiejętnie się do niej dostosował. Od początku nie miał złudzeń w stosunku do Hitlera...

TN: Po dojściu Hitlera do władzy Niemcy straciły życzliwość, którą w Europie Zachodniej miała Republika Weimarska. Piłsudski dyskretnie, kanałem prywatnej dyplomacji poza MSZ, złożył Francuzom ofertę wspólnego zaprowadzenia porządku w Niemczech. Sprawdził w ten sposób, na ile Francja jest gotowa wypełnić rolę strażniczki traktatu wersalskiego. Chciał mieć czyste sumienie, zanim zaproponuje Hitlerowi pakt o nieagresji.

Ten układ został podpisany w 1934 r. Wcześniej, w 1932 r., analogiczny układ zawarto w Moskwie. Piłsudski chciał, by Moskwa i Berlin miały gwarancję, że przez terytorium Polski nie przejdzie agresja któregokolwiek z tych państw. Starał się, by napięcie międzynarodowe wyładowało się gdzie indziej.

Pakty o nieagresji to przejaw polityki równowagi – Piłsudski uważał, że sojusz z Berlinem lub Moskwą uzależniłby Polskę od którejś z tych potęg. Po podpisaniu traktatu z Niemcami powiedział: „Podpisałem to na 5 lat, za 5 lat sytuacja będzie zupełnie inna, mnie już wtedy nie będzie, a wy sobie z tym nie poradzicie”. Czyli doraźnie w znakomity sposób ułożył klocki, ale nie zdołał przebudować całego pola. Nie zostawił też testamentu politycznego, choć spodziewał się śmierci i nawet przebieg swego pogrzebu zadysponował w najdrobniejszych szczegółach. Dlaczego? Bo nie miał pewności, jak się rozwiną wydarzenia, i sam nie wiedział, jaką decyzję podjąłby w reakcji na nie.

O swej wizji modelowania wschodu Europy Piłsudski tak pisał w liście z kwietnia 1919 r. do Leona Wasilewskiego: „W najbliższych czasach będę mógł otworzyć trochę drzwi do polityki związanej z Litwą i Białorusią. (…) nie chcę być ani imperialistą, ani federalistą, dopóki nie mam możności mówienia w tych sprawach z jaką taką powagą – no i rewolwerem w kieszeni. Wobec tego, że na bożym świecie zaczyna zdaje się zwyciężać gadanina o braterstwie ludzi i narodów i doktrynki amerykańskie, przechylam się z miłą chęcią na stronę federalistów”. Czemu to się nie udało? Czy wiara w to, że inne narody pójdą z Polską, była naiwnością?

PRZEMYSŁAW ŻURAWSKI VEL GRAJEWSKI: Piłsudski wywodził się z rodzinnej, sentymentalnej tradycji powstania styczniowego. Litwę rozumiał jako Wielkie Księstwo Litewskie. A w momencie rozpadu Imperium Rosyjskiego i odradzania się Polski mieliśmy do czynienia z trzema Litwami: Kowieńską, Środkową i Białorusią – historyczna Litwa zaczęła się dzielić na rozmaite składniki etniczne. W chwili wkroczenia wojsk polskich [w 1919 r. – red.] Piłsudski wydał odezwę do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, a nie do Litwinów, Białorusinów czy Polaków. Tymczasem polityczny naród Rzeczypospolitej rozpadł się po 1865 r. Polacy w 1914 r. dopiero zaczynali przyjmować do wiadomości odrębność ­narodów dawnej Rzeczypospolitej. Piłsudski z początku badał, czy to pęknięcie jest głębokie, czy może jednak realne byłoby odtworzenie jakiejś wspólnej konstrukcji państwowej.

Niezwykle istotny jest tu czynnik francuski. Od klęski w wojnie prusko-francuskiej w 1870 r. Francja porzuciła sprawę polską. A w latach 90. XIX w. zakochała się w Rosji. Bolszewicy nie byli dla Paryża wrogiem klasowym, tylko czynnikiem, który sprawił, że kilkadziesiąt dywizji niemieckich, zwolnionych z frontu wschodniego, ruszyło na Paryż w czerwcu 1918 r. Francja poparła więc siłę, która obiecywała utrzymać Rosję w stanie wojny przeciw Niemcom, czyli białych Rosjan. Dopiero po klęsce Denikina Polska stała się aliantem zastępczym.

Trwałość naszego sojuszu z Francją wynikła z braku alternatywy?

PŻVG: Piłsudski musiał orientować się, kto z kim gra. W memorandum napisanym w 1904 r. dla władz Japonii przekonywał, że Imperium Rosyjskie należy rozpruć po szwach narodowościowych, a reszta jest instrumentem wykonania tego zadania. W odróżnieniu od Romana Dmowskiego, był praktykiem. W 1908 r., gdy Piłsudski założył Związek Walki Czynnej, Dmowski napisał książkę „Niemcy, Rosja i kwestia polska”. Marszałek nie pozostawił prac teoretycznych, ale możemy domniemywać następujący tok rozumowania: Polska znajduje się między dwoma kamieniami młyńskimi – Imperium Rosyjskim i zjednoczoną Rzeszą Niemiecką. Żadnym wysiłkiem nie jest w stanie doprowadzić do państwowego rozbicia Niemiec. Polska posiada granicę etniczną z Niemcami, będzie więc miała też granicę polityczną, a przesunięcie jej nawet o kilkadziesiąt kilometrów nie zmieni natury różnic potencjału między Polską a Niemcami. Natomiast Polska nie ma granicy etnicznej z Rosją, więc nie musi mieć z nią granicy politycznej. Warunkiem wyskoczenia z pułapki jest rozbicie kamienia rosyjskiego, a tu rozstrzygający jest czynnik ukraiński, z uwagi na jego potencjał demograficzny i terytorialny.


Czytaj także: Mikołaj Mirowski: Popkulturowe odcienie Piłsudskiego


W 1920 r. Polska spróbowała opanować prawobrzeżną Ukrainę i wytrzymać kilka miesięcy, dając administracji powstającego państwa ukraińskiego czas na stworzenie armii, która mogłaby utrzymać front południowy. Wtedy Polacy przerzuciliby się na Białoruś i utrzymali front północny. Jednak Ukraińcy zbierali się za wolno, a Polacy wytrzymali za krótko. W tej sytuacji gra, która miała zmienić geopolitykę europejską, mimo zwycięstwa militarnego nad Wisłą i Niemnem w 1920 r., zakończyła się fiaskiem. Zapewne ten projekt jako jedyny mógł – choć nie musiał – ocalić istnienie Polski i innych państw w regionie.

Wolty Piłsudskiego zdumiewająco dobrze odpowiadały duchowi czasu. Stworzył Legiony, pierwsze regularne polskie wojsko w kraju od 1831 r., po czym w wyniku kalkulacji politycznej rozkazał żołnierzom iść do obozów internowania. Jaką trzeba mieć siłę charakteru, by zniszczyć własne dzieło! A okazało się to jedynym rozsądnym wyjściem. Bo co by się stało, gdyby Polska skończyła I wojnę światową w obozie państw centralnych? Francja odmówiła wiz na konferencję w Paryżu wszystkim członkom delegacji ukraińskiej uczestniczącym wcześniej w podpisywaniu pokoju brzeskiego, uznając ich za kolaborantów niemieckich.

Spójrzmy na rok 1939 i politykę ministra spraw zagranicznych Józefa Becka. Jestem krytykiem publicystyki Rafała Ziemkiewicza i koncepcji Piotra Zychowicza zawartych w książce „Pakt Ribbentrop–Beck”. Ale weźmy pod uwagę taki cytat z Piłsudskiego: „Mając te dwa pakty, siedzimy na dwóch stołkach. To nie może trwać długo. Musimy wiedzieć, z którego spadniemy najpierw i kiedy”. Czy sojusz z Hitlerem nie mieści się w wizji polityki równowagi, prowadzonej przez Marszałka?

ŁUKASZ JASINA: Jestem daleki od obwiniania Becka za całe zło. W jakiejś mierze był on nieodrodnym uczniem realistycznej polityki Piłsudskiego. Próbował siadać na różnych stołkach, spadał z nich, przerzucał zainteresowania, starał się podejmować decyzje zależnie od bieżących okoliczności. Prowadził ryzykowną grę – nie mógł prowadzić innej – i w tym sensie robił to, co Piłsudski. Nie miał szczęścia, nie miał w swoim życiorysie roku 1918 i tego wszystkiego, co zmazało wiele oskarżeń formułowanych wobec Marszałka.

Nigdy się nie dowiemy, co w 1939 r. zrobiłby Piłsudski. Dla niego podstawowym celem było istnienie niepodległego państwa polskiego, ocalenie go, parafrazując Miłosza: zatrzymanie koła historii jak najdłużej się da. W grę wchodziły różne ewentualności, w tym jakaś forma porozumienia z Hitlerem, choć nie taka prosta i bezrefleksyjna jak w książce Zychowicza.

Piłsudski był jednak człowiekiem swojego pokolenia. W latach 30. zaczynał już popełniać błędy w ocenie sytuacji. Koła historii stawały się od niego silniejsze, a on coraz mniej je rozumiał. Stalin reprezentował zupełnie inny geopolityczny sposób myślenia niż znana Piłsudskiemu carska Rosja, która nigdy nie dążyła do dominacji nad całym światem.

Dzisiejsi polscy przywódcy powinni nauczyć się od Piłsudskiego, że najważniejszym celem jest zapewnienie państwu dobrego trwania w ścierających się systemach i blokach politycznych, czemu powinna służyć umiejętność nawiązania każdego sojuszu, który jest dla państwa wartościowy. Oszukuj, wypieraj się, zmieniaj sojusze, ale rób wszystko dla Polski.

Testamentem Piłsudskiego jest właśnie jego realizm. Choć nigdy nie miał czasu na porządne studia uniwersyteckie, to był niezwykle oczytany, świetnie wychwytywał aktualne prądy ideologiczne i potrafił się nimi posługiwać, przybierając kiedy trzeba maskę czerwoną, a kiedy indziej białą. Piłsudski jest nam potrzebny nie jako uroczy Dziadek z córkami, tylko jako człowiek, który wnosi coś do dyskusji o współczesnej polskiej polityce.

Być może ostatnim momentem na weryfikację sojuszy – i dogadanie się z Czechosłowacją – była konferencja monachijska w 1938 r. Jednak politycy sanacyjni nie byli do tego zdolni.

ŁJ: Czechosłowacja też nie uczyniła nic w tym kierunku. Oba kraje nie myślały o sobie jako o potencjalnych sojusznikach.

TN: Nie podzielam tej opinii. W maju 1938 r. elity czechosłowackie chciały się bronić. Ale następcy Piłsudskiego podporządkowali rację stanu polityce wewnętrznej. Zajęcie Zaolzia było jednym z motorów kampanii wyborczej Obozu Zjednoczenia Narodowego. Podobało się to narodowi, organizowano wycieczki do kawałka Polski wyrwanego spod przemocy czechosłowackiej. Następcy Piłsudskiego nie dorastali Marszałkowi do pięt.


Czytaj także: Tomasz Nałęcz: Niepodległość bez Marszałka?


Zastanawiając się, co by zrobił Piłsudski w 1939 r., musimy pamiętać, że w latach 30. toczył on już bój z chorobą. Być może w 1939 r. przypominałby Breżniewa z ostatnich lat rządów. Każda głupota zrobiona przez ekipę rządzącą szłaby na konto Piłsudskiego, którego stan utrzymywano by w tajemnicy. To zaważyłoby na ocenie jego życia. Zakładając jednak, że Marszałek byłby w pełni sił, sądzę, że dostrzegłby w 1938 r. ostatnią szansę na powstrzymanie Hitlera.

PŻVG: Czesi niestety zapewne zażądaliby przyłączenia do sojuszu Sowietów, czyli otwarcia terytorium Polski na przemarsz Armii Czerwonej. A to było nie do przyjęcia.

Spójrzmy na sytuację oczyma ówczesnych ludzi. Polska miała sojusz z Francją, będącą wówczas imperium, które rozciągało się na połowę Afryki i Indochiny. Od sierpnia 1939 r. mieliśmy też gwarancje brytyjskie i sojusz z Imperium Brytyjskim, sięgającym od Kanady po Nową Zelandię. Kto mógł przewidzieć, że Francja popełni samobójstwo i nie wykona sojuszniczych zobowiązań, za co w 1940 r. zostanie ukarana utratą niepodległości na cztery lata? Nikt nie wyobrażał sobie, że armia niemiecka jest tak potężna. Zresztą z pracy Mariana Zgórniaka „Europa w przededniu wojny” wynika, że potencjał wojskowy koalicji polsko-francusko-brytyjskiej wystarczyłby do zmiażdżenia III Rzeszy. Dziś porozumienie niemiecko-sowieckie [zawarte 23 sierpnia 1939 r. – red.] wydaje się czymś naturalnym, ale wiosną 1939 r. oni jeszcze do siebie strzelali w Hiszpanii. Z kolei scenariusz sojuszu z Czechosłowacją wymagałby pewności, że na wypadek wojny nie zostaniemy sami – porównywalnej do współczesnego założenia, że NATO nas zostawi. Ochotnicze przystąpienie do wojny z Niemcami wiązałoby się z ogromnym wysiłkiem politycznym – w dodatku w imię obrony nielubianej Czechosłowacji. To wygląda łatwo tylko przy kawiarnianym stoliku.

Jaki jest więc bilans polityki zagranicznej Piłsudskiego?

TN: Najkrócej mówiąc, dodatni. Z tym zastrzeżeniem, że nawet dobra polityka Polski nie była w stanie zmienić wielkiej gry europejskiej i światowej, w której nasz kraj nie odgrywał istotnej roli.

PŻVG: Jest to bilans zdecydowanie pozytywny. Składają się nań: po pierwsze, szkoła realizmu politycznego. Pozbawiona doktrynerstwa zdolność do manewrowania zgodnie z dynamicznie zmieniającą się sytuacją i zachowanie szacunku dla partnerów prowadzonej gry, choćby byli słabi – jak Ukraińcy czy potem gruzińscy emigranci.

Po drugie rozmach, gdy trzeba – czyli próba rozbicia Imperium Rosyjskiego „po szwach narodowościowych”. I umiar, gdy trzeba – czyli brak ambicji imperialnych. Polska mogła pokonać i anektować Litwę kowieńską czy łotewską Łatgalię z liczną mniejszością polską. Tylko po co – aby mnożyć wrogów i ogniska irredenty wewnątrz państwa?

Po trzecie, brak klientelizmu, który groził Polsce w relacjach z Francją. W polityce Piłsudskiego liczył się przede wszystkim interes Rzeczypospolitej i żadne obce autorytety nie miały tu nic do powiedzenia. Wódz naczelny wojsk alianckich w Europie, marszałek Ferdynand Foch, wzywał Piłsudskiego do koordynacji uderzenia na bolszewików z akcją „białych” Rosjan Denikina latem-jesienią 1919 r. Gdyby Naczelnik go posłuchał i gdyby to „biała” armia rok później szła na istinno russkij gorod Warszawę, nie dostalibyśmy z Francji pary dziurawych butów dla Wojska Polskiego. Chłodny realizm Piłsudskiego, jego pewność siebie i swych polskich racji – przyjęcie zasady, że nie ma powodu, by z nich ustępować wobec racji cudzych – to kolejna cecha jego polityki, ujęta w słynnym „Głowę należy nosić wysoko”.

Po czwarte, rola wojska jako gwaranta istnienia państwa – świadomość, że w polityce liczy się „siła i to, co siłę stanowić może” (to cytat z Maurycego Mochnackiego, ale dobrze oddaje naturę polityki Naczelnika). Świadomość wagi faktów dokonanych, nieczekanie na pozwolenie i autoryzację z zewnątrz, przy wspomnianym już umiarze i realizmie – np. braku otwartego angażowania się w powstanie wielkopolskie czy w powstania śląskie.

Jednak najważniejszym dziedzictwem Piłsudskiego jest idea takiego zorganizowania Europy Środkowo-Wschodniej, by uniemożliwić odrodzenie się Imperium Rosyjskiego. Tak jak naczelnik Kościuszko pozostawił Polakom ideę włączenia chłopów do polskiego narodu politycznego, który to program został zrealizowany i zaowocował niepodległością, tak naczelnik Piłsudski pozostawił nam ideę Międzymorza, w swym celu jasną i wciąż aktualną: ideę współpracy narodów położonych między Rosją a Niemcami, o sukcesie której rozstrzygają dwa największe z nich – Polacy i Ukraińcy.

ŁJ: Piłsudski był twórcą nowoczesnego polskiego patriotyzmu politycznego i chyba najlepszym ministrem spraw zagranicznych w historii Polski, choć tego stanowiska nigdy nie zajmował. Złożyło się na to wiele przyczyn – charakter i talent samego Marszałka, jego ukształtowanie przez kulturę polityczną dawnej Rzeczypospolitej, która dała mu oddech mocarstwowy i geopolityczny.

Nie licząc okresu schyłkowego, Piłsudski był mistrzem działań sytuacyjnych i zmian sojuszy, a także decydowania o sprawie, która jest odwieczną zmorą państw słabszych: czasem trzeba mierzyć „siły na zamiary”, a czasem „zamiar podług sił”. Piłsudski miał w tej sprawie szczęście. Polityka zagraniczna to naprzemiennie podejmowanie ryzyka i niepodejmowanie go. Nie każdy musi mieć szczęście Marszałka. Ale można go naśladować w niepopadaniu w intelektualną stagnację. ©

Dyskusja jest fragmentem książki „Piłsudski (nie)znany. Historia i popkultura”, składającej się z szeregu debat prowadzonych przez Mikołaja Mirowskiego i ukazującej się właśnie nakładem Muzeum Historii Polski.

DR ŁUKASZ JASINA – historyk i filmoznawca, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

PROF. TOMASZ NAŁĘCZ – historyk, w latach 2010-15 doradca prezydenta RP Bronisława Komorowskiego ds. historii i dziedzictwa narodowego.

PROF. PRZEMYSŁAW ŻURAWSKI VEL GRAJEWSKI – politolog, członek Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie RP i gabinetu politycznego ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza.

DR MIKOŁAJ MIROWSKI – historyk, pracuje w Muzeum Histo­rii Polski, w Muzeum Powstania Warszawskiego prowadzi cykl „Warszawa dwóch Powstań”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2018