Prawo litery „R”

Straty z powodu inwazji tarczówki marmurkowatej na plantacje warzyw i owoców w paru krajach Europy idą już w setki milionów euro.

01.06.2020

Czyta się kilka minut

ADOBE STOCK /
ADOBE STOCK /

Dwa tysiące pięćset polskich gmin. Cztery weekendy czerwca. Załóżmy ostrożnie, że średnio po dwa wesela na weekend, chociaż np. w gminie Kraków będzie ich pewnie setka – to bardzo „weselny” miesiąc, następuje bowiem po kwietniu i maju bez „R” w nazwie. Razem dwadzieścia tysięcy par. Sto pięćdziesiąt gości na każdą z nich – znów uśredniamy w dolnej części widełek. I mamy trzy miliony zadowolonych ludzi. Popili, pojedli, poobłapiali, gorzko, gorzko! A nuż co trzeci biesiadnik poczuje wdzięczność i ruszy postawić krzyżyk we właściwej kratce?

Za takie równania kreślone na skrawku serwetki Jarosław Flis by mnie prześwięcił. Ale cóż robić, nawet prosty kucharz bez dyplomu ma prawo dumać nad czymś tak nielogicznym, jak odmrożenie wesel. Inny nasz autor w tym numerze pisze, że logiki tu szukać nie warto, więc zauważę tylko, iż w moim rozumowaniu jest założenie o walorze faktu naukowego: że w miesiącach bez „R” w nazwie polscy narzeczeni ślubów nie biorą. Dlaczego? Toż to odruch czysto magiczny, ale rozum, jeśli dąży do obiektywnego opisu zdarzeń społecznych, musi uwzględnić czynnik irracjonalny. Trzeba umieć poruszać się we mgle, podobnie jak w naszej grze z przyrodą musimy uwzględnić prawo niezamierzonych konsekwencji.

O czym przekonują się ludzie łamiący sobie głowę w laboratoriach nad antidotum na plagę z Chin. Straty z powodu inwazji tarczówki marmurkowatej na plantacje warzyw i owoców w paru krajach Europy idą już w setki milionów euro. Zwany z angielska stink bug, czyli „pluskwiak śmierdziel” to szkodnik, który przekradł się w 1998 r. z transportem specjalnych dachówek z Pekinu, potrzebnych na pawilony w ogrodzie chińskim w Zurychu. Zwiedziwszy w kilka lat Szwajcarię, uznał, że lepiej mu będzie w północnych Włoszech, gdzie od początku dekady zaczął się mnożyć na potęgę, bo lubi ciepło i nie ma tam żadnych naturalnych wrogów. Równolegle, wraz z drewnianymi paletami na towar z Chin, śmierdziel zjawił się w Ameryce.

Jego larwy zadowolą się prawie każdym liściem, ale zniszczenie sieją głównie dorosłe osobniki. Mówiąc fachowo, jest to polifagiczny fitofag ssący – wysysa soki z dowolnej rośliny. Np. jabłka i brzoskwinie – pierwotna szkoda jest niezauważalna, ot, drobne nakłucie, ale powoduje szybką degenerację owocu. Tym bardziej że drobinki soku ze skórki przyciągają inne szkodniki. W winnicach powoduje kolejny kłopot – owady chowają się w kiściach i zostają potem przetłoczone z winogronami, przez co sok nabiera, nomen omen, obrzydliwego posmaku i woni z powodu substancji zapachowej, którą tarczówka się broni w razie ataku. Jest tak intensywna, że nie pomaga nawet przedestylowanie. Duże, mechanicznie obsługiwane winnice z Włoch nieraz muszą wylewać do ścieku prawie cały moszcz z rocznika.

Małe to, szarobure żyjątko jest – jak określił pewien amerykański entomolog – „hummerem w świecie owadów”. Insektycydy nie robią na nim wrażenia. Ma wysokie odnóża, przez co nie wchodzi w kontakt z owocem potraktowanym chemicznie, od góry chroni go solidny pancerzyk. Żeby się go pozbyć, sadownik i rolnik musieliby zwiększyć dawki środków do poziomów nieakceptowalnych w diecie człowieka. Naturalnym wrogiem we wschodniej Azji jest dla śmierdziela pewna odmiana osy, zwana samurajską. Trwają badania, czy sprowadzenie jej masowo do Europy będzie bezpieczne – już parę razy przejechano się na takich kombinacjach. Np. w Australii, dokąd ściągnięto z Ameryki ropuchę agę, aby zjadała chrząszcze na plantacjach trzciny cukrowej: z zadania tego wywiązała się słabo, za to dokonała spustoszeń w lokalnych ekosystemach. Raz zakłócona równowaga sprawia, że każda kolejna próba jej przywrócenia owocuje jeszcze większym chaosem.

O tej nowej szarańczy będzie zapewne coraz głośniej. Dlaczego rozsiała się dopiero w ostatniej dekadzie? Wszak transporty z Chin płyną do Europy od dawna. A może zanim znajdziemy wiarygodne wyjaśnienie, pójdzie sobie tak szybko, jak przyszła? Wpatrzeni z nadzieją w laboratoria, nieraz błądzimy w takiej samej mgle, jak nasi przodkowie, którzy kiedyś uznali, że lepiej się w maju nie żenić. ©℗

Plantatorzy cieszą się z zimnego maja, bo truskawki dojrzewają powoli, przez co niedobór pracowników z Ukrainy nie jest na razie aż tak dotkliwy. Ten paradoks ma dla mnie jeszcze inne oblicze – ostatnio na targu zapłaciłem tyle samo za kilo truskawek, co za 10 kwiatów cukinii, czyli porcję tego luksusowego w Polsce frykasu na dwie osoby. Kwiaty męskie są większe, łatwiej je nadziewać i są na ogół tańsze, za to mniejsze żeńskie mają ten walor, że doczepiona jest do nich malutka cukinka, smakowita po upieczeniu. W obu przypadkach nie myjmy ich pod bieżącą wodą, bo łatwo je podrzeć, tylko przetrzyjmy wilgotnym ręcznikiem papierowym. Ostrożnie rozchylamy, wyrywamy ze środka słupki i nakładamy łyżeczką nadzienie. Jakie? Najlepiej się sprawdza leciutkie z ricotty zmieszanej np. z kozim twarożkiem albo parmezanem i doprawionej wedle uznania. Ja dodaję czasami, żeby ładniej się ścisnęło, jedno jajko na 250 g serka. Można też zrobić farsz wegański – na patelni poddusić bardzo drobno pokrojoną cukinię z papryką, potem dodać dla większej kleistości rozgotowanego ziemniaka. Farsz napełniamy do 2/3 długości kwiatu, po czym końcówki zawijamy, żeby zamknąć rozkoszną torebkę. Układamy ciasno na naoliwionej brytfance, skrapiamy oliwą, przykrywamy folią aluminiową i pieczemy w 170 st. C około kwadransa, odkrywając pod koniec. Płatki po upieczeniu powinny zachować żywą barwę i być tylko z lekka chrupiące.


Sprawdź inne przepisy Pawła Bravo

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23-24/2020