Stopnie stołowości

Osiem tysięcznych części podatku może każdy włoski obywatel przeznaczyć na swój Kościół. Co jest tego lata głównym powodem, żeby wspierać Kościół rzymski podatkiem, a nie tylko dobrym słowem?

27.07.2020

Czyta się kilka minut

 / SAMOKHIN ROMAN / ADOBE STOCK
/ SAMOKHIN ROMAN / ADOBE STOCK

Osiem promili. nie mam tyle alkoholu we krwi, chociaż ostatnie dni spędzam na bezdrożach Piemontu, w każdej wiosce pytając, kto tu u was robi najlepszego musiaka. Taki bowiem sobie cel założyłem, aby metodycznie rozpoznać, co ten kraj potrafi w kwestii bąbelków – a wiem skądinąd, że wiele, choć całe show skradło mu niesłusznie prosecco.

Jak poznać klasę musującego wina? Wśród wielu sposobów jest taki, by dać mu się odgazować i ogrzać je do kilkunastu stopni – wtedy poczujecie, czy oprócz zimna i pienistości, które skutecznie zmniejszają doznania, coś jeszcze zostaje. W ośmiu przypadkach prosecco na dziesięć będzie to tylko woda, cukier i kwas. Stoi więc w mojej tymczasowej kwaterze sporo napoczętych butelek, ale piję z umiarem, więc o promilach nie krzyczy moja wątroba, lecz telewizor. A ściślej – reklama nadawana przez episkopat.

Osiem tysięcznych części podatku może każdy włoski obywatel przeznaczyć na swój Kościół. Lecą więc w mediach kampanie przypominające nasze kwietniowe zachęty do przekazania jednego procenta. Co jest tego lata głównym powodem, żeby wspierać Kościół rzymski podatkiem, a nie tylko dobrym słowem? Otóż, dowiaduję się, że nikt tak skutecznie nie opiekuje się kobietami będącymi ofiarami przemocy, i że walka z ­przemocą wobec nich to kluczowe dziś wyzwanie społeczne. Wbiło mnie w kanapę, gdy pierwszy raz zobaczyłem ten klip. Bo przecież dociera do mnie to i owo z dalekiego kraju, gdy na szczycie pagórka złapię na chwilę zasięg. Są jeszcze paradoksy i kontrasty, które potrafią mnie zaskoczyć.

No i te wszechobecne tęcze. Ekipa „Wiadomości” zaraz nakręciłaby materiał o ataku dżęder – tak jak nadaje kłamliwe obrazy o ponownym najeździe „islamistów” na Lampedusę. Tęcze na furtkach, na szybach, na drzewach. Wsunięte w foliową koszulkę rysunki, mocno wyblakłe, czasem zostają tylko blade kontury, wiszą wszak od marca. Z koślawym napisem „Andra’ tutto bene”. Będzie wszystko dobrze. Tak jakby świat ludzi dorosłych, ugruntowanych i poukładanych, potrzebował dziecięcej naiwności, której te nieporadne napisy są emblematem, aby przypomnieć Bogu, że po każdym potopie zawiera z ocalałymi nowe przymierze. Tego, co ich spotkało, nie da się opowiedzieć równą czcionką. Patrzę na te wyblakłe tęcze i myślę, że choć raz przybysz z Polski, zazwyczaj głównego pechowca Europy, kręci się po tej niesprawiedliwie hedonistycznej krainie z poczuciem, że wcale nie miał najgorzej.

Chociaż i tutaj są znaczne kontrasty między wsią a miastem. – U nas dwóch było chorych, obaj z miasta przywlekli, ale tak w ogóle to każdy siedział u siebie, czego, wyznam panu, wcale nie żałuję – mówi mi zagadnięty winiarz. – Zamiast uganiać się po targach i jeździć do dystrybutorów, codziennie doglądałem winnicy, przypomniałem sobie, co to znaczy niedziela, i żeby się wtedy wyspać. Z dwóch pracowników z Bałkanów jeden mi tylko został, drugi nie może wrócić na sezon, bo kwarantanna, więcej sam robię przy krzewach, no a czy to źle, że człowiek wyjdzie w pole pracować?

Nie każdego cieszy jednak odzyskana powolność. Odwiedzam tylko małych winiarzy – w tej branży duże jest nieciekawe – a takim łatwiej się przyczaić w chudych latach. Internet plus firmy kurierskie zapewniają sprzedaż, nawet jeśli mniejszą, to jednak wystarczającą, żeby przeżyć. Ale agrobiznes i cały łańcuch pokarmowy, jakiego wielkie uprawy są początkiem – przez przetwórstwo, aż po handel i gastronomię – drży. I tak już przed pandemią było z tym rynkiem krucho, ludzie wydawali coraz mniej, a jadalnej mozzarelli czy uczciwych pomidorów nie zrobi się za trzy centy, choćby przy zbiorach pracowali rzekomi „islamiści” z Afryki.

Włosi dalej gadają w kółko o jedzeniu, epidemia nic nie zmieniła, kiedy bary się zapełniły, w powietrzu wiszą dwa tematy: piłka i obiad. Ale żeby jeszcze chcieli lepiej jeść i więcej za jedzenie płacić! Dlatego państwo wkłada mnóstwo wysiłku i pieniędzy w kampanie społeczne, by ich do tego skłonić. Ta normalność, co ma jeszcze wrócić, będzie w pierwszym rzędzie oznaczać, że zasiądziemy do stołu: najpierw w gronie rodziny – i wtedy to będzie tavola; potem biesiadnie w dużej gromadzie – a to już jest tavolata, bo tutejszy język po leśmianowsku rozróżnia stopnie stołowości.

A kołyski? O, to już archaizm. Demografia wprawdzie zna pojęcie przyrostu kompensacyjnego po wojnach i kataklizmach, ale nic takiego się nie zapowiada. Ten naród gaśnie. Oby chociaż syty. ©℗

Bywalcy naszego kuchennego kącika znają moją słabość do piemonckiej kuchni – słabo mieszczącej się w stereotypie „włoskości”, bardzo mięsnej, jesiennej, ziemistej – w gospodach i zajazdach, w których mieszkam, szczyt sezonu gastroturystycznego to wczesny listopad. Ale jest tu jeden deser bardzo jednak letni: brzoskwinie zapiekane alla piemontese.

Bierzemy dojrzałe brzoskwinie – ale na tyle zwarte, żeby dały się równo rozkroić na połówki, i żeby wyszła z nich pestka. Łyżką wydłubujemy trochę miąższu wokół dziury po pestce. W misce mieszamy go z 40 g ciasteczek amaretti utłuczonych na grube okruchy i 40 g gorzkiego kakao, trzema łyżkami cukru (proporcje tych składników można zmieniać wedle woli) oraz 2 żółtkami. Uzyskujemy dość gęstą paćkę, którą nadziewamy brzoskwinie „z górką”. Na wierzch można dać płatki migdałowe. Kładziemy je do brytfanki, na której dno wsypaliśmy nieco cukru trzcinowego i podlaliśmy kieliszkiem rumu. Pieczemy w 180 stopniach ok. 10 minut, aż nadzienie stworzy skorupkę. Polewamy karmelem, jaki się wytworzył na dnie brytfanki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2020