Pisarz zwymyślany

Kiedy świat patrzy na Austrię, oddech wstrzymują nie tylko Austriacy. Republika ma szczęście do wybitnych artystów, którzy doskonałość w sztuce łączą z pociągiem do wywoływania skandali. Jak Peter Handke.

21.10.2019

Czyta się kilka minut

 / CESAR CABRERA / EFE / FORUM
/ CESAR CABRERA / EFE / FORUM

W chwilach międzynarodowego triumfu rodzimej sztuki zawsze znajdą się w Wiedniu media czy politycy, którzy albo gratulują sukcesu, ale się nie cieszą, albo wprost okazują chłód i rozczarowanie.

Po ogłoszeniu literackiego Nobla w 2004 r. Elfriede Jelinek była w swoim kraju potępiana przez wielu komentatorów jako osoba niegodna tak dużego zaszczytu. Nagroda Akademii Szwedzkiej była traktowana przez część literackiej publiczności nie jako wyraz uznania dla dorobku obywatelki Austrii, ale jako prowokacja i efekt marnych kwalifikacji do oceny realnej wartości książek tej autorki. Atakująca wcześniej nieraz pisarkę poczytna „Kronen Zeitung” wydrukowała teraz całą stronę krytycznych listów od czytelników. „Nagroda sprawia radość, ale laureatka nie” – trafnie oceniał ówczesny klimat opinii Peter Turrini.

Dla wielu wyróżnienie przyznane Jelinek miało przede wszystkim wymiar polityczny, było interpretowane jako niedwuznaczne wsparcie dla europejskich przeciwników Partii Wolnościowej (FPÖ), w tamtym czasie kontrowersyjnego koalicjanta austriackiej chadecji (ÖVP). Skąd my to znamy?

Język oskarżony

Tegoroczny laureat Literackiej Nagrody Nobla Peter Handke to też pisarz, którego wielu ludzi kocha nienawidzić. Od pół wieku jego artystyczna droga nieustannie przecina się z polityką, raz w sposób celowy i przez niego zaplanowany, raz – zupełnie niespodziewanie. W przenoszącym się do mediów życiu literackim niejedną prowokację intelektualną Handkego szybko brano za ideologiczną demonstrację, czego skutki pisarz odczuwał zwykle przez długie lata.

Może się wydawać, że publiczny wizerunek pisarza od początku wymyśla Alfred Hitchcock. W 1966 r. trzęsieniem ziemi wynoszącym młodego autora do sławy była nie tylko nowatorska „Publiczność zwymyślana”, ale przeprowadzony przez niego niemalże równolegle atak na członków słynnej Grupy 47, skupiającej pisarzy niemieckojęzycznych, którym na spotkaniu w amerykańskim Princeton Handke zarzucał „impotencję opisu” i mylenie języka literatury z namacalną rzeczywistością. Pikanterii całemu wydarzeniu dodawał fakt, że Handke uderzał nie w skompromitowanych akuszerów narodowego socjalizmu, lecz relatywnie młodych autorów, którzy po wojnie głośno mówili o konieczności odnowy nie tylko skompromitowanego języka, ale całej oficjalnej kultury odziedziczonej po generacji rodziców. Programowej dosłowności niemieckich Nowych Realistów Handke przeciwstawiał refleksję nad kłamstwami literatury, jej konwencjami i, warunkowanymi przez język, ograniczeniami ludzkiego poznania.

Jego pierwsze utwory przypominały bardziej dociekania jajogłowych erudytów niż – tak przecież modną – literaturę zaangażowaną w sprawy społeczne i psychologiczną analizę. W tym czasie pisarz przypada do gustu głównie ambitnym recenzentom i teatralnej krytyce. Masowa publiczność w jego kolejnych tekstach widziała przede wszystkim dowód na oderwanie autora od rzeczywistości.

Handke to jednak literacki kameleon i anarchista, u którego trudno rozpoznać jedność stylu. Programowo stawia na eksperyment i zmienność formy, szybko porzuca zgrane poetyki. Ale poszukiwanie błyskotliwych środków wyrazu i metodyczna oryginalność nie jest dla niego celem samym w sobie. Mają one rewolucjonizować świadomość odbiorcy i oddawać prawdę indywidualnego doświadczenia.

Handke pisze dużo, bo chce też coraz więcej wiedzieć o sobie: „Od dzieła literackiego oczekuję czegoś nowego, czegoś, co by mnie chociażby w nieznacznej mierze zmieniło, co uświadomiłoby mi jakąś nową możliwość widzenia, mówienia, myślenia, egzystowania”. Aby to osiągnąć, musi niemal siłą przełamywać nawyki ukształtowane przez konwencjonalną prozę i klasyczny dramat.

Kolejne wystawiane na europejskich scenach sztuki to często lekcje z praktyki odbioru nowego teatru i trening cierpliwości dla zakłopotanych widzów. Publika raz jest prowokacyjnie obrażana (jak w „Publiczności zwymyślanej”), raz demonstracyjnie lekceważona („Quod­libet”), a raz zaskakiwana kilkugodzinną akcją bez słów („Godzina, w której nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem”).

Poszerzenie pola walki

Początek artystycznej drogi Handkego to kontynuacja nowatorskich działań grup literackich, współtworzących artystyczny klimat Austrii połowy stulecia. Pierwsze opublikowane teksty wiele zawdzięczają związkom z Forum Stadtpark Graz – jednym z ważniejszych ośrodków artystycznej kontestacji, usytuowanym poza Wiedniem. Jako członek „Die Grazer Gruppe” Handke publikuje w kultowym czasopiśmie „manuskripte” – kuźni eksperymentalnych artystów, oddanych w tamtym czasie nie tyle politycznym skandalom, co tropieniu manipulacji zbiorową świadomością w konwencjach i stereotypach powielanych w międzyludzkiej komunikacji.


CZYTAJ TAKŻE

SŁUGA ZŁEJ SPRAWY: Radość z Nobla dla Olgi Tokarczuk przysłoniła w Polsce emocje, które na świecie wzbudziło wyróżnienie Petera Handkego. Nagroda dla austriackiego pisarza utrudni proces pojednania na Bałkanach >>>


Długo broni się przed politycznym aktywizmem, czym naraża się na krytykę zaangażowanej lewicy. W swoich poszukiwaniach nie poprzestaje jednak na językowym eksperymencie. Nobla dostał przecież za „pracę, która z lingwistycznym geniuszem eksploruje peryferie i specyfikę ludzkiego doświadczenia”. Po nicowaniu modelowych form powieściowych (debiutanckie „Szerszenie”) czy dekonstrukcji prozy gatunkowej („Domokrążca”) w latach 70., Handke mierzy się wtedy z doświadczeniem osobistych dramatów. Na początku dekady samobójstwo popełnia matka pisarza, niewiele wcześniej rozpada się jego małżeństwo z aktorką Libgard Schwarz. Po rozstaniu zostaje samotnym ojcem. Po poprzednikach – jak pisał jeden z krytyków – „Handke odziedziczył niewątpliwie zdolność odtwarzania ludzkiego wnętrza, które u Austriaków często bywa nad wyraz mroczne”. Prawdy autobiograficznych przeżyć i emocjonalnego poruszenia nie wykłada jednak wprost, ale skrywa poetyckim szyfrem.

To w tym czasie powstaje jego najlepiej znana w Polsce, a jednocześnie najbardziej doceniana proza: „Krótki list na długie pożegnanie”, „Pełnia nieszczęścia”, „Godzina prawdziwych odczuć”, „Leworęczna kobieta”, „Nauka Sainte-Victore”. Sypią się prestiżowe nagrody: Schillera, Petera Roseggera czy Georga Büchnera. Handke w końcu zamyka swoje filologiczne laboratorium i poszerza granice własnej wrażliwości. Kolejne książki stają się narzędziami duchowego doskonalenia. Pisarz daje się ponieść instynktom, zmysłom i podświadomym siłom, a jednocześnie w stawianych literaturze celach jest coraz mniej egocentryczny.

Ważnym tematem stają się współczesne kobiety – których portrety kreśli nader osobliwie – i opis ich granicznych stanów. Cudze przeżycia opisywane są z dystansem i emocjami trzymanymi na wodzy.

Kocioł bałkański

W dorobku Handkego zdarzają się okresy milczenia, zdarzają się – jak w latach 80. – kryzysy, zdarzają się książki hermetyczne i bełkotliwe, w końcu bardzo udane powroty. Tak było w 2010 r. przy okazji wystawionej w hamburskim Thalia Theater sztuki „Burza nadal trwa”, za którą Handke dostał Mülheimer Dramatikerpreis. Pisarz kolejny raz wracał do historii ulokowanej w rodzinnych stronach pogranicza słoweńsko-austriackiego i wojennych losów własnej matki. Urodzony jako bezpaństwowiec, skazany był na tożsamościowy dysonans typowy dla mieszkańca kresów. „Zarzewie konfliktu wydaje się wpisane w jego biografię” – pisała, odnosząc się do późniejszej batalii o duszę Handkego, Monika Muskała.

Idealizowana pamięć dawnej Jugosławii pojawia się w książkach pisarza jeszcze przed koszmarem wojny na Bałkanach (choćby w opowiadaniu „Powtórzenie”), ale opinię enfant terrible europejskiej literatury dostanie Handke dopiero po napisaniu w 1996 r. dla „Süddeutsche Zeitung” reportażu „Zimowa podróż wzdłuż rzek Dunaju, Sawy, Morawy i Driny. Sprawiedliwość dla Serbii”. Z pozoru poszukiwał dystansu wobec dominujących schematów definiowania ówczesnej wojny na Bałkanach i krytykował tendencyjność zachodnich mediów w oznaczaniu przyjaciół i wrogów. Odnosił ją do – w swojej ocenie – jednostronnych wiadomości, preferujących antyserbski głos, które rezygnować miały z zasady równego traktowania wrogich sobie stron konfliktu. Robiąc to wszystko – o paradoksie – Handke realizował wąsko rozumiane zadania ideologiczne i zajmował stanowiska, których po latach nie daje się w żaden sposób obronić.

Dziwi, że człowiek, którego walczące o odnowę skorumpowanego języka książki mogłyby dziś inspirować wrogów postprawdy i medialnej dezinformacji, skupił się na obsłudze rzeczywistości, a nie jej rzetelnej analizie. „Handke udał się do Serbii i nie widzi nic” – pisał w tamtych latach filozof Alain Finkielkraut.

Jaką pułapką były sugestie Handkego, że obrazy serbskich obozów dla jeńców wojennych były częściowo inscenizowane, pokazuje historia słynnej fotografii Fikreta Alicia, zrobionej w sierpniu 1992 r. przez dziennikarkę Independent Television News. Magazyn „LM” przegrał z ITN proces o zniesławienie po tym, jak nie tylko zakwestionował autentyczność zdjęcia, ale także sugerował, że obóz koncentracyjny w Trnopolje był zwykłym centrum dla uchodźców. Historię tego i innych miejsc kaźni z terenu dzisiejszej Republiki Serbskiej (będącej częścią Bośni i Hercegowiny) polski czytelnik może poznać sięgając po książkę „Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniackie rozrachunki”, napisaną przez uczestnika tamtych wydarzeń Eda Vulliamy’ego z „Guardiana”.

Prawda czasu, prawda artysty

Wielu ludzi sztuki, dziennikarzy i polityków nie chce do dziś wybaczyć Handkemu związków z serbskim przywódcą Slobodanem Miloševiciem. Pisarz podpisał m.in. list w obronie polityka, odwiedził go w więzieniu w Hadze, kiedy ten był sądzony przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. W 2006 r. przemawiał na pogrzebie byłego prezydenta Serbii. W reakcji na to radni Düsseldorfu odmówili wręczenia pisarzowi Nagrody im. Hein­richa Heinego, a Comédie Fran­çaise zrezygnowała z wystawienia jego dramatu „Sztuka zadawania pytań albo podróż do krainy dźwięku”.

O Handkem znów było głośno, ale linia sporu nie wyglądała już tak klarownie jak dekadę wcześniej. Pisarza bronili gwiazda Kwartetu Literackiego telewizji ZDF Sigrid Löffler i reżyser Claus Peymann, oboje kojarzeni zwykle z sekundowaniem artystom kalającym austriackie gniazdo – Bernhardowi i Jelinek. Aktorzy Berliner Ensemble rozpoczęli zbiórkę pieniędzy na alternatywną nagrodę Heinego, chcąc bronić wolności słowa i prawa do subiektywności w sztuce. Wielu komentatorów przypominało, że w Komitecie Obrony Miloševicia był też Anglik, ­Harold Pinter – noblista z 2005 r. – którego zaangażowanie nigdy nie wywołało aż takiego wzmożenia. Jednocześnie znany w Polsce serbski pisarz Bora Ćosić nazywał pisarza „jarmarcznym manipulatorem” i „literackim czarodziejem sprytnie zmieniającym skórę”, a w roli adwokata swojej ojczyzny wolał widzieć pisarkę Biljanę Srbljanović, w dramatach której inna Serbia mogłaby przemówić własnym głosem.

Publiczne rozważania na temat „kim jest Handke?” – klerkiem, któremu wolno więcej, pogubionym publicznym intelektualistą, bardem dyktatora czy użytecznym idiotą negacjonistów – zdominowały też dyskusję nad literackim Noblem. Krótko po ogłoszeniu nazwiska laureata protestowały Matki Srebrenicy, prezydent Kosowa Hashim Thaçi i premier Albanii Edi Rama. Wyraźnie usłyszano też mocny głos nagrodzonego właśnie Deutscher Buchpreis Sašy Stanišicia, który w latach 90. na własnej skórze doświadczył losu emigranta uciekającego z kotła bałkańskiej wojny. Jego krytykę pod adresem Handkego warto czytać równolegle z osobistą relacją o upadku Bośni i życiu w nowym kraju, zawartą w opublikowanej także w Polsce książce „Jak żołnierz gramofon reperował” [szerzej o bałkańskich reakcjach na Nobla dla Handkego pisze w tym numerze „Tygodnika” Marta Szpala].

O recepcji dorobku Petera Handkego jeden z badaczy pisał, że to „historia nieporozumień i błędnych ocen, wiernego przywiązania i oszczerczych ataków, zaskakujących nawróceń i niespodziewanych apostazji”. Przyznana Austriakowi najważniejsza nagroda literacka prowokuje pytanie, co ma w zasadzie nagradzać Nobel – wolność sztuki czy właściwe wybory moralne i „dobre prowadzenie się” w życiu pozaartystycznym. Uwiedziony faszyzmem i związany z Mussolinim Ezra Pound tej nagrody nigdy nie dostał.

Znając właściwą miarę, może już dzisiaj warto szykować amunicję do przyszłych batalii o Michela Houelle­becqa, w których powróci przygasły spór o jego rzekomy antyislamizm. Albo o Zachara Prilepina – poplecznika rebeliantów z Donbasu – którego siła talentu dorównuje uporowi, z jakim angażuje się w wojnę rosyjsko-ukraińską. Niestety, literacka nietuzinkowość i podążająca za nią miłość czytelników rzadko idą w parze z predyspozycjami do świętości. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2019