Oddam brzuch za dach nad głową

Na Ukrainie jest sposób, aby bez kredytu kupić mieszkanie. Wystarczy urodzić dziecko jednej z par przyjeżdżających tutaj z całego świata.

31.07.2017

Czyta się kilka minut

Francuskie małżeństwo z bliźniaczkami urodzonymi przez ukraińską matkę w Użgorodzie, 2011 r. / OLEXANDER ZOBIN / AFP / EAST NEWS
Francuskie małżeństwo z bliźniaczkami urodzonymi przez ukraińską matkę w Użgorodzie, 2011 r. / OLEXANDER ZOBIN / AFP / EAST NEWS

Gdy 30-letnia Jana dowiedziała się podczas badania USG, że znów urodzi córeczkę, była trochę zawiedziona. Jako matka 11-letniej Wiki i 6-letniej Karoliny marzyła tym razem o chłopcu. Nieważne, że dziecko, które nosi, pochodzi z zapłodnienia in vitro, a jego biologiczni rodzice to para z Bułgarii. Gdy Ukrainka opowiada o dziewczynce, promienieje cała z radości.

– Mała jest bardzo spokojna. Wierci się tylko wieczorem i to też bardzo krótko. Ta ciąża to dla mnie odpoczynek – śmieje się 30-latka, która znajduje się pod ciągłym nadzorem lekarzy, a jej głównym zadaniem jest nieprzemęczanie się i uważanie na siebie.

Takie doświadczenie to nowość dla Jany, której wcześniejsze ciąże kojarzą się z ciągłym zmęczeniem. Powód to praca w szpitalu, gdzie jako pielęgniarka wytrwała prawie do dziewiątego miesiąca ciąży. O wcześniejszym zwolnieniu lekarskim mogła tylko pomarzyć, bo jej mąż – budowlaniec i kierowca ciężarówki – dostaje tylko dorywcze zlecenia, między którymi zdarzają się dłuższe przerwy. A problemy z domowym budżetem zaczęły być jeszcze bardziej dotkliwe, odkąd Jana i Witalij mają do wychowania dwójkę dzieci. Na utrzymanie czteroosobowej rodziny w Kijowie potrzeba co najmniej 15 tys. hrywien miesięcznie (równowartość 2,1 tys. zł). Przy dwóch pensjach, które łącznie wynoszą połowę tej kwoty, można jedynie pomarzyć o normalnym życiu. Tym bardziej że Jana i jej mąż nie mają własnego mieszkania i skazani są na wynajem.

– Na początku zastanawiałam się, czy jestem gotowa psychicznie, by pracować jako surogatka – mówi Jana. Ważniejsze jednak niż moje wątpliwości jest dobro mojej rodziny. Wika powoli dorasta i wiem, że już za kilka lat będziemy mieć więcej wydatków związanych z jej edukacją w liceum, a potem na studiach. A to nie będzie możliwe, jeśli wszystko, co zarobimy, będziemy przeznaczać tylko na bieżące rachunki. Naszym marzeniem jest kupno dwupokojowego mieszkania. Jak tylko dostanę pieniądze za urodzenie dziecka, zaczniemy szukać ofert – mówi Jana.

Najpierw in vitro

30-latka jest jedną z wielu młodych Ukrainek, które zdecydowały się na pracę dla powstających jak grzyby po deszczu agencji. Odkąd w 2004 r. wprowadzono przepisy zezwalające na surogację komercyjną, w ramach której matka zastępcza otrzymuje wynagrodzenie za wynajęcie swojego brzucha, Ukraina stała się atrakcyjnym rynkiem par marzących o własnym dziecku. A chętnych nie brakuje, bo po tym, jak w Tajlandii i Indiach zaczęto wprowadzać restrykcje dotyczące dostępu do surogacji komercyjnej, Ukraina – obok m.in. Gruzji, Rosji i niektórych stanów w USA – jest jednym z nielicznych państw na świecie, gdzie takie usługi są dozwolone. Dodatkowym czynnikiem są niskie koszty – podczas gdy w USA za program surogacji trzeba zapłacić ok. 100 tys. dolarów, w klinikach Kijowa lub innych większych miast, jak Odessa czy Lwów, te same usługi kosztują trzy razy mniej.

Jak zastrzega Olga Tsisarenko z agencji Successful Parents: program surogacji na Ukrainie nie jest skierowany do każdego.

– Zgodnie z ukraińskimi przepisami z macierzyństwa zastępczego mogą skorzystać tylko małżeństwa mające problemy z płodnością – mówi Ukrainka. – Zgłaszający się do nas klienci muszą najpierw przedstawić całą dokumentację medyczną potwierdzającą to, że mają już za sobą cztery nieudane zabiegi in vitro, a surogacja jest ostatecznym rozwiązaniem sugerowanym przez lekarza. Niestety wiele osób nie zdaje sobie sprawy z ukraińskich procedur i czasami dostajemy zapytania od par ­homoseksualnych, singli lub osób pochodzących z krajów, w których surogacja jest surowo zabroniona, a sprowadzenie dziecka urodzonego w ten sposób może się wiązać z konsekwencjami prawnymi – dodaje.

Dziecko po wakacjach

Przyzwyczajony do zalewu maili jest Daniel Ephstein, właściciel kijowskiej agencji IRTSA, która działa na ukraińskim rynku surogacji od 2009 r. Najwięcej pracy ma jesienią i zimą, gdy potencjalni klienci zaczynają po wakacjach myśleć o powiększeniu rodziny.

– Większość zapytań dostaję z Hiszpanii, Izraela, USA i krajów skandynawskich – mówi Daniel. – Czasem trafią się też klienci z Brazylii lub innych krajów Ameryki Południowej. Bez względu na to, skąd pochodzą pacjenci, zawsze prosimy ich o przyjazd na Ukrainę, aby dopiąć formalności, takich jak m.in. wybór surogatki i podpisanie z nią umowy – dodaje Daniel, który zwykle rekomenduje swoim klientom co najmniej dwudniową wizytę w Kijowie. Pierwszy dzień poświęcony jest na rozmowy z kandydatkami zaproponowanymi przez agencję, drugi zaś na wizytę w klinice i pobranie materiału genetycznego od przyszłych rodziców. Posłuży on do zabiegu in vitro, po którym zarodek jest umieszczany w macicy matki zastępczej.

– To paradoks, że niekiedy naszych klientów bardziej stresuje rekrutacja kandydatek niż wizyta w klinice leczenia niepłodności – dodaje Daniel. – Szczególnie dużo emocji budzi wygląd potencjalnej matki zastępczej, choć tak naprawdę nie odgrywa to żadnej roli, bo surogatka nie ma przecież związku genetycznego z dzieckiem. Decydujący przy wyborze kandydatki jest jej dobry stan zdrowia i fakt, czy między nią a rodzicami pojawi się nić zaufania. Od tego będzie zależał bowiem ich kontakt przez najbliższe dziewięć miesięcy. Staramy się, aby mimo bariery językowej matka zastępcza kontaktowała się z rodzicami za pomocą maili i z użyciem tłumacza elektronicznego.

Rodzice na odległość

Zupełnie inne zasady działania ma agencja New Life, która kontakt klientów z surogatką stara się ograniczyć do minimum. Wybór matki zastępczej odbywa się na podstawie przygotowanych przez agencję opisów kandydatek, a rozmowa na Skypie między obiema stronami organizowana jest jedynie na życzenie klientów.

– Niektóre pary chcą poznać surogatkę dopiero po trzech miesiącach, gdy wiadomo już, czy ciąża rozwija się prawidłowo – mówi Svetlana Pyrozhenko z New Life. – Trzeba pamiętać, że rodzice decydujący się na surogację mają już za sobą wiele nieudanych zabiegów in vitro i obawiają się przedwcześnie zaprzyjaźniać z surogatką.

Agencja do tego stopnia dba o komfort swoich klientów, że oferuje im załatwienie wszelkich formalności na odległość, co możliwe jest za pomocą udzielonego im pełnomocnictwa. Wystarczy, że para prześle na Ukrainę nasienie i komórki jajowe, a agencja przeprowadzi w ich imieniu zabieg in vitro i podpisze umowę z wyselekcjonowaną surogatką. W przypadku, gdy przyszła matka nie ma wystarczająco dobrych komórek jajowych, agencja może znaleźć anonimową dawczynię według wytycznych klientów. W grę wchodzi nawet sprowadzenie materiału genetycznego z Indii, Meksyku lub innego kraju na świecie, w którym agencja ma swoją filię.

– Przepisy ukraińskie stwarzają wiele możliwości w tym zakresie i należą do najbardziej liberalnych na świecie – mówi Svetlana. Potencjalnych rodziców do korzystania z usług ukraińskich agencji zachęca fakt, że w akcie urodzenia dziecka wpisywane są jedynie nazwiska rodziców genetycznych. To wielkie ułatwienie, bo w niektórych krajach, aby oni stali się prawnie rodzicami dziecka, muszą je najpierw adoptować i dopiero wtedy mogą wyjechać z nim za granicę. Na Ukrainie formalności po porodzie ograniczają się zwykle do odbioru aktu urodzenia dziecka i wyrobienia dla niego paszportu w ambasadzie kraju pochodzenia rodziców. Cała procedura trwa zwykle nie dłużej niż miesiąc.

Leczenie bez kontraktu

Nina, 32-latka z oddalonej o 200 km od Kijowa miejscowości Smiła, procedurę związaną z surogacją zna od podszewki. Najpierw w 2013 r. urodziła bliźniaki dla włoskiej pary. Rok później była w kolejnej ciąży bliźniaczej. Teraz dla pary Belgów. W sumie urodziła dotąd piątkę dzieci, z czego tylko jedno, 7-letni Misza, jest jej własne.

– Gdy byłam w ciąży w ramach pierwszego kontraktu, mój synek miał tylko cztery lata – mówi Nina. – Gdy pytał mnie, dlaczego mam tak duży brzuch, mówiłam mu, że po prostu przytyłam. Nie chciałam, by kiedykolwiek dowiedział się, że zdecydowałam się na coś takiego. Wstydzę się, że musiałam pracować jako inkubator – dodaje.

Zanim Nina podjęła decyzję o współpracy z agencją zajmującą się surogacją, długo szukała zatrudnienia w swoim rodzinnym mieście. Ale jako absolwentka szkoły sekretarskiej nie miała szans w liczącej 68 tys. mieszkańców Smile, gdzie każdy myśli tylko o wyjeździe za granicę.

– Nawet mój mąż, który łapał się w życiu wielu zajęć, nie mógł nic znaleźć. Ostatecznie pojechał do Kijowa i zaczął pracować w ochronie. Niestety jego pensja starczała tylko na wynajem mieszkania i podstawową żywność. Brakowało nawet na dodatkowe wydatki związane z opieką nad synkiem. Często musieliśmy prosić o pomoc krewnych, którzy pracują sezonowo w Polsce. Miałam już dość biedy i dlatego ostatecznie zdecydowałam się na surogację – dodaje Nina, która za udział w dwóch programach zarobiła w sumie 28 tys. euro. Całość zainwestowała w zakup dwupokojowego mieszkania, dzięki czemu w końcu jej rodzinie starcza na bieżące wydatki.

Jest jednak coś, co stanowi dodatkowe obciążenie dla domowego budżetu. To wizyty u lekarza, których Nina potrzebuje coraz częściej, odkąd po dwóch ostatnich ciążach zaczęła podupadać na zdrowiu. Przyczyną jej problemów mogą być rakotwórcze leki hormonalne, które jako surogatka musiała brać dla podtrzymania ciąży.

Gdy Nina uczestniczyła w programie, pracownicy agencji pytali ją o samopoczucie prawie każdego dnia. Teraz jej zdrowiem nie interesuje się nikt. To nie jest przecież przewidziane w kontrakcie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2017