Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przyczyny wskazuje się najróżniejsze: od kolejowej zapaści z połowy grudnia i późniejszego bukietu, wręczonego na sali sejmowej odpowiedzialnemu za kryzys ministrowi infrastruktury, przez głęboką defensywę, w jakiej znalazł się rząd (w tym przebywający na urlopie premier) w pierwszych godzinach po ogłoszeniu raportu MAK, po nieoczekiwanie mocną krytykę zmian w OFE, płynącą ze środowisk dotąd rządowi przyjaznych.
Czy jednak Donald Tusk będzie miał z kim przegrać? I tym razem okazało się, że można liczyć na Jarosława Kaczyńskiego, odwracającego uwagę mediów od krytyki, jaką przypuścił na rząd Leszek Balcerowicz, i sugerującego, że za śmierć w katastrofie smoleńskiej trójki posłów PiS odpowiedzialny jest... Bronisław Komorowski (bo jako marszałek Sejmu przedłużył głosowania tak, że zamiast pociągiem, musieli do Smoleńska wyruszyć samolotem). PJN w kluczowych kwestiach nie potrafi się odróżnić ani od PO, ani od PiS. A lider SLD, któremu ostatni sondaż przyniósł skok o 8 proc., wciąż zajmuje się bardziej wewnątrzpartyjną opozycją niż zabieraniem głosu na najważniejsze tematy.
Do wyborów zostało jeszcze wiele miesięcy. W kwestii śledztwa smoleńskiego rząd, dzięki pracy komisji Jerzego Millera, mozolnie odzyskuje inicjatywę. Trudno powiedzieć, żeby zmiany w OFE spotykały się z powszechnym odrzuceniem - zresztą z sondaży wynika i to, że więcej Polaków ufa ZUS-owi niż Otwartym Funduszom. Jednak coraz wyraźniej widać, że jeśli Platforma z kimś przegra, to sama ze sobą - z niespójnym przekazem, populistycznymi chwytami, doraźną polityką i utratą wyrazistego oblicza. Komu zaś przypadną głosy zniechęconych? Polityczna scena jest tak nieciekawa, że prawdopodobna odpowiedź brzmi: komukolwiek.