Nie wszyscy wierzący głosują na PiS

Antyklerykalna gorączka może zniechęcić do pójścia na wybory tych, którzy dostrzegają problem swojego Kościoła, nie zaś okazję do zwalczania nielubianej instytucji.

20.05.2019

Czyta się kilka minut

Spotkanie kandydatów Koalicji Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego z Lechem Wałęsą. Europejskie Centrum Solidarności, Gdańsk, 29 kwietnia 2019 r. / MACIEJ KOSYCARZ / KFP / REPORTER
Spotkanie kandydatów Koalicji Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego z Lechem Wałęsą. Europejskie Centrum Solidarności, Gdańsk, 29 kwietnia 2019 r. / MACIEJ KOSYCARZ / KFP / REPORTER

Jeszcze na dwa tygodnie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego wydawało się, że zapanowała stagnacja, spodziewanych przełomów brak i sytuacja wygląda na względnie stabilną. Potem nastąpiło małe preludium dalszych wstrząsów: wystąpienie Donalda Tuska przyćmione przez antyklerykalną szarżę Leszka Jażdżewskiego i zatrzymanie Elżbiety Podleśnej. Zdawało się jednak, że – niezależnie od towarzyszących tym zdarzeniom emocji – w przeciąganiu liny nie dojdzie do żadnego mocnego szarpnięcia, wszystkie strony jedynie napną muskuły, ale dalej będą tkwić w koleinach wyżłobionych w trakcie ostatnich trzech, jeśli nie 30 lat rywalizacji.

Film braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”, choć zapowiadany od dawna, zupełnie zmienił atmosferę. Uruchomił szereg pytań, których waga wcale nie jest taka sama dla wszystkich uczestników debaty. Najbliższe tematowi filmu jest pytanie, co z problemem pedofilii. Pytanie drugie dotyczy instytucji, jaką jest Kościół. Trzecie – wiary jako bazy kluczowego zjawiska społecznego, czyli wspólnotowego konserwatyzmu. Dalsze kwestie wiążą się z szeroko rozumianą polityką i wpływem filmu na stan równowagi obecnych w niej sił oraz nadchodzącymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. Każdy z tych pięciu problemów jest powiązany z pozostałymi, choć każdy z nich będzie dla jakiejś grupy ludzi ważniejszy niż pozostałe. Trudno mówić o nich na chłodno, nie patrząc przez pryzmat bieżących interesów. Niemniej próbować trzeba.


Czytaj także: Kościelna morfina - ks. Jacek Prusak o filmie "Tylko nie mów nikomu"


Nie sposób uciec od refleksji, że choć dla wielu osób sam film był wstrząsem, a najważniejszy stał się los ofiar, to dla innych istotniejsze okazuje się pytanie ostatnie: o wybory. To ono ustawia ich sposób myślenia o pozostałych kwestiach. To właśnie temat wyborów jest obecny we wszystkich mediach. Fakt, że mamy do czynienia z instrumentalizacją czyjegoś cierpienia, wart jest odnotowania.

Łatwe uogólnienia

Wiele wskazuje na to, że w obliczu takiego kryzysu procedury zapobiegania zagrożeniu pedofilią będą wreszcie traktowane z największą powagą. Powagą wynikającą z przekonania, że im większe dobro może czynić dana instytucja, tym bardziej grozi jej pokusa, by swoją moc wykorzystać do partykularnych czy zgoła przestępczych celów. Sędziowie, policjanci czy lekarze – wiemy doskonale, jak bezsilni możemy być wobec ich nadużyć i jak trudno jest z takimi nadużyciami walczyć. Księża też należą do tej grupy. Gdy obecny rząd w sporze o status sądów problem systemowy przekuwał na akt oskarżenia wobec całej grupy zawodowej, uznano to za niedopuszczalne nadużycie i cynizm w zabieganiu o poszerzenie władzy. Z faktu, że sądy miały problem z karaniem przestępstw we własnym środowisku, nie wynika, że każdy sędzia dopuszcza się przestępstwa. Także w przypadku księży trzeba unikać łatwych uogólnień. Niemniej kryzys może wywołać nie tylko zamęt, ale i sprawić, że działania oczyszczające nabiorą rozpędu.

Mało kto jest w swoich reakcjach wolny od odniesień do zbliżających się wyborów, choć ich waga nie jest wielka, a decyzje zapadające w Parlamencie Europejskim nie mają bezpośredniego związku ani z samym problemem pedofilii, ani nawet ze statusem Kościoła. Chodzi jednak także o ekspresję głosu – wyborcy idą do urn nie tyle po to, by zdecydować, kto zostanie europosłem, ile po to, by ocenić rząd i opozycję oraz wyrazić zdanie o najszerzej pojmowanej polityce. Pokazać, kto zasłużył na zwycięstwo, a kto na porażkę, rozumiane jako utrzymanie czy utrata władzy. Dlatego wybory do Parlamentu Europejskiego są tak istotne dla polityki w kolejnych miesiącach, w szczególności dla jesiennych wyborów sejmowych. Majowe głosowanie może przynieść i rozpęd, i zamęt. Rozpęd, który będzie udziałem zwycięzcy, i zamęt, który zapanuje wśród przegranych. Ważnym elementem są też sami liderzy partyjni i ich najbliższe otoczenie. Wkrótce przekonamy się, czy wynik wyborów skłoni ich do zastanowienia się, czy dotychczasowe strategie zaprowadzą ich do zwycięstwa jesienią, czy może wymagają zmiany.

Dzieje się tak dlatego, że wybory do Parlamentu Europejskiego będą miały na pewno frekwencję niższą niż wybory do Sejmu i Senatu. Dlatego partie starają się mobilizować stały elektorat, przekonywać, że gra toczy się o najwyższą stawkę, pobudzać emocje, strasząc symbolicznym zwycięstwem drugiej strony. Partie opozycyjne mają tu pewną przewagę – doświadczenia innych krajów pokazują, że łatwiej mobilizować przeciwko rządzącym, choć różnica nie jest wielka. W Polsce, poza oceną obecnego rządu, rolę w mobilizacji wyborców może odegrać inna ważna kwestia.

Szczęście patrycjusza

Jest to stosunek do dominacji – nie tyle tej sprawowanej przez rządzących, ile dominacji grup w społeczeństwie. Dominacji bogatszych i lepiej ustawionych nad tymi, którzy po prostu żyją gorzej. Niekoniecznie biednie, ale z poczuciem, że ich wpływ na rzeczywistość jest mniejszy, ich głos nie liczy się tak bardzo, a wychwalany sukces nie jest ich udziałem. Nie tylko zresztą w Polsce narasta napięcie pomiędzy dominującą częścią społeczeństwa – bogatszą i uważającą się za bardziej oświeconą – a przeważającą liczebnie resztą; nazwijmy je roboczo patrycjatem i ludem.


Czytaj także: Rafał Woś: Ballada o Schumanie to za mało


Trudno ustalić, co miałoby ulżyć ludowi, dość łatwo natomiast określić, jak postępowy patrycjat wyobraża sobie szczęście. Uważa on, że lepiej by sobie poradził bez wspólnotowych ograniczeń – zarówno w ekonomii, jak i w obyczaju. Ograniczeń, w których akurat spora część ludu dostrzega nadzieję na poprawę lub choćby utrzymanie swojego dobrostanu. Tymczasem z ust Leszka Jażdżewskego słyszy: „Każdy dzień rządów opresyjnej, konserwatywnej ideologii przybliża Polskę do obyczajowej rewolucji”. W tej perspektywie rządy PiS są wspaniałe, bo dają nadzieję na zamęt, a potem dzięki uzyskanemu rozpędowi na realizację marzenia liberałów, do którego od ćwierć wieku nie są w stanie przekonać większości.

Słuchając argumentów padających w zamęcie i konfuzji wywołanych filmem, widzimy, że największym zagrożeniem jest wpisanie sprawy religii w podział ustalony według społecznej hierarchii. Taki, gdzie patrycjusze gardzą zabobonnym ciemnym ludem, zaś lud zaczyna myśleć o instytucjach religijnych bezkrytycznie, traktując je jako ostatnich obrońców swojej godności.

Wytykany często przez opozycję sojusz pomiędzy PiS a polskim Kościołem ma wymiar ściśle polityczny. Sojusz ten nie jest wcale tak oczywisty, jak chcieliby ci, którzy o niego dbają, oraz ci, którzy na przeciwstawianiu się mu budują swój wizerunek. Na pewno PiS-owi zależy na poparciu Kościoła dużo bardziej niż innym partiom. Oczywiście nie brakuje w nim osób autentycznie zatroskanych o stan wiary i związanej z nią instytucji, która – czemu trudno zaprzeczyć – ma przecież otwartych przeciwników. Lecz widać tu też stary problem opisywany przez Alexisa de Tocqueville’a w jego dziele „Dawny ustrój i rewolucja”. Pisał on o francuskich królach, którzy wspierali materialnie Kościół w zamian za błogosławieństwo dla ich praw, nawet jeśli sami nie stosowali się do kościelnych zaleceń.

Za głosem elektoratu

To także pójście za głosem własnego elektoratu. Zdecydowana większość osób głosujących na PiS deklaruje się jako osoby wierzące. Jednak nawet jeśli byłoby to 90 proc. elektoratu tej partii, nie znaczy to wcale, że wszyscy wierzący głosują na PiS – według sondaży czyni tak 40 proc. regularnie praktykujących Polaków. Istotna ich część w ogóle nie głosuje (wszak frekwencja ledwo przekracza 50 proc.), reszta zaś popiera inne partie – w proporcjach niewiele mniejszych niż PiS. Stąd i w samym Kościele, i wokół niego, zwłaszcza w warunkach intensywnego sporu, nie brakuje osób, dla których jednoznaczne opowiedzenie się części biskupów czy proboszczów po stronie PiS budzi wyraźny sprzeciw.


Czytaj także: Marcin Napiórkowski: Na Zachodzie, czyli nigdzie


Wielu duchownych wspiera partię rządzącą właśnie dlatego, że zwyciężyła w wyborach i rządzi. Dużo osób ma jednak świadomość, że ten stan nie będzie trwał wiecznie. Zwłaszcza wobec wielu złych i głupich decyzji, które podjęto w ostatnich trzech latach oraz wielu podgrzewanych konfliktów, które mogły mieć jakieś wytłumaczenie dla partii opozycyjnej, ale straciły rację bytu dla partii rządzącej. To wszystko oznacza, że prędzej czy później PiS straci władzę, a zwycięzcy będą patrzeć nieprzychylnie na jego wcześniejszych sojuszników. Nie jest wykluczone, że wzbudzone przez film reakcje mogą paradoksalnie doprowadzić do depolityzacji wiary. Podważą i rozbiją sojusz Kościoła i partii rządzącej, bo po obydwu stronach zabraknie przekonania, że bliskie związki z drugą stroną przynoszą więcej korzyści niż ryzyka.

Tu warto wrócić do zupełnie chybionych uproszczeń na temat natury ­poszczególnych elektoratów. Skoro dalece nie wszyscy wierni popierają PiS, to również wśród elektoratów pozostałych partii osoby wierzące tworzą znaczące grupy. Nawet wśród wyborców popierających otwarcie antyklerykalną Wiosnę co czwarty deklaruje się jako osoba regularnie praktykująca. W Platformie Obywatelskiej, głównej konkurencji PiS, pomimo strat na prawym skrzydle ciągle ponad połowa jej wyborców deklaruje się jako praktykujący katolicy – jako niewierzący tylko jedna dziesiąta.

Dlatego gorączka wywołana przez ostatnie wydarzenia może mieć nieprzewidziane skutki. Jeśli część osób o głęboko antyklerykalnych poglądach pójdzie tropem prostych uogólnień, uderzających nie w samych winnych, lecz we wszystkich wiernych, skonsoliduje to ich środowiska w zamiarze udziału w wyborach, ale jednocześnie doprowadzi do demobilizacji umiarkowanych zwolenników opozycji. Tych, którzy dostrzegają po filmie braci Sekielskich problem swojego Kościoła, nie zaś okazję do przyłożenia instytucji ucieleśniającej wszystko, czego w życiu publicznym się nie lubi.

Ogłoszone na tydzień przed wyborami sondaże są ważnym ostrzeżeniem. To najpewniej po zdjęciach z bardzo zadowolonym z siebie Leszkiem Jażdżewskim poleciała w dół wiarygodność Tuska, Schetyny i Kosiniaka-Kamysza. W sondażu IBSP Koalicja Europejska zyskała wyraźną przewagę nad PiS, jednak nie dlatego, że jej poparcie znacząco wzrosło, tylko dlatego, że PiS stracił na rzecz radykalnej Konfederacji.

Wstrząs i powrót do równowagi

Raz jeszcze wypada przypomnieć o zjawisku, które umyka w ogniu retoryki. Zarówno społeczne efekty wiary, jak i podziały ekonomiczne związane z wykształceniem i sytuacją materialną ciągle nie są w Polsce tak głębokie, jak opisują to najbardziej zagorzali zwolennicy po obydwu stronach sporu. Być może właśnie dlatego nasze podziały polityczne są względnie stabilne. Z jednej strony realne napięcia społeczne są w nich obecne i wiele osób się przez to w nich odnajduje. Ale jednocześnie nie brakuje osób, które potrafią wczuć się w sytuację drugiej strony i które tworzą bufor przeciwdziałający radykalizacji.

Film Sekielskich wywołał wstrząs. Ale wstrząsem była też katastrofa smoleńska albo niedawna śmierć prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Gdy spojrzymy na to z dzisiejszej perspektywy, widzimy, że nie naruszyły one stanu równowagi, choć nie sposób powiedzieć, że nie miały wpływu na późniejsze wydarzenia. Skala tego wpływu zależy w głównej mierze od tego, jak zareagują poszczególne strony. Jakie będą proporcje pomiędzy tymi, dla których jest to sygnał do walki, a tymi, dla których stanowi raczej powód do przemyślenia własnego postępowania i tego, czego mogą się spodziewać po innych. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2019