Ballada o Schumanie to za mało

Podział na euroentuzjastów i eurosceptyków tak obecny w kampanii opozycji odpycha tych, którzy mają dobre powody, żeby domagać się zmian w Unii. Niekoniecznie dlatego, że chcą jej mniej.

13.05.2019

Czyta się kilka minut

Obchody Dnia Europy w Warszawie, 2015 r. / MARIUSZ GACZYŃSKI / EAST NEWS
Obchody Dnia Europy w Warszawie, 2015 r. / MARIUSZ GACZYŃSKI / EAST NEWS

Hasło „Przyszłość Polski – wielki wybór”, pod którym Koalicja Europejska idzie na wybory do Parlamenty Europejskiego, wydaje się z pozoru sensowne. Na pierwszy rzut oka racjonalnie postępują również ci politycy, którzy ożywiają stary jak nasz udział w Unii podział na „euroentuzjastów” i „eurosceptyków”. Czego najważniejszym przejawem jest wciągnięcie na czołowe miejsca na listach polityków symbolizujących złote czasy polskiej akcesji do wspólnoty: Leszka Millera, Włodzimierza Cimoszewicza, Jarosława Kalinowskiego czy Danuty Hübner. W praktyce opozycja popełnia strategiczny błąd. Jeśli nic się nie zmieni, to ten krok – w perspektywie kolejnych kilku lat – uczyni z obecnych liberałów ostoję eurokonserwatyzmu. Zadowoli bez wątpienia starszych wyborców, który mają do Unii nabożny stosunek. Zostawia jednak bez jakiejkolwiek nadziei tych wszystkich, którzy chcieliby innej – choćby bardziej sprawiedliwej – Europy.

Europa w teorii i praktyce

Aby zrozumieć, o co chodzi, proszę przeczytać poniższy akapit. Euroentuzjaści chcą więcej Europy, eurosceptycy chcą jej mniej (albo najwyżej „tyle samo, co dziś”). Pierwsi odwołują się (nawet jeśli nie wprost) do niedokończonego projektu „Stanów Zjednoczonych Europy”, drudzy mówią o „Europie ojczyzn”. Jedni uważają, że euro trzeba przyjąć, drudzy mówią, że wspólna waluta to byłby dla nas przepis na gospodarczą i społeczną klęskę. Jedni chętnie przedstawiają się jako szermierze Europy wyrosłej z tzw. oświeceniowych wartości. Drudzy uważają, że fundamentem powinno być chrześcijaństwo. Jednych symbolizuje dziś zmontowana z trudem Koalicja Europejska, drugich Prawo i Sprawiedliwość.

Ale dużo ciekawszy podział przebiega głębiej. Pomiędzy tymi, którzy czytając poprzedni akapit myśleli „tak jest!”, oraz tymi, co w duchu się przeciw niemu buntowali, a w ich głowach piętrzyły się wątpliwości. Co do zasady wśród pierwszych będą dominowali ludzie raczej starsi niż młodsi. Nie jest to oczywiście podział bezwzględny, chodzi raczej o zarysowanie trendu.

Dlaczego kryterium wieku? Z oczywistych powodów. Europa jest doświadczeniem pokoleniowym. Zapytajcie ludzi z grupy 50+ o pierwsze wrażenie na temat Unii. Najpewniej powiedzą o tym, jak mogli wreszcie przekroczyć granicę (najczęściej chodzi o tę polsko-niemiecką) bez kontroli. Dla tego pokolenia doświadczenie Europy jest z natury nanizane na oś „wschód-zachód”. Kilka lat temu Przemysław Czapliński w książce „Poruszona mapa” przeanalizował motyw „Europy” w polskiej literaturze napisanej po roku 1989. I pokazał, jak mocno dominowało „dołączanie”. W cenie były więc te wszystkie wątki (od Mitteleuropy, przez kulturę żydowską, po św. Wojciecha i detektywa Eberharda Mocka we Wrocławiu), które podkreślały, że zanim przyszedł dramat żelaznej kurtyny, to „my byliśmy stamtąd”.

Czapliński zauważa jednak, że w pewnym momencie ta wyrazista oś wschód-zachód zaczyna mieć konkurencję. W literaturze pojawiają się nowe fascynacje. Polscy autorzy odkrywają południe: Mariusz Szczygieł i inni pokazują Czechy. Andrzej Stasiuk włóczy się po słowackich i rumuńskich ostępach. Krzysztof Varga tłumaczy Węgry. Oś odgina się w kierunku północ-południe. A stopniowo również w kierunku wertykalnym pokazującym różne klasy społeczne wewnątrz zachodnich społeczeństw. Polacy zaczynają opowiadać o szorowaniu niemieckich ubikacji albo zmywaniu talerzy w szkockich pubach. Jeśli literatura jest zwierciadłem duszy wspólnoty, to ewidentnie do gry wchodzi tu nowe ­doświadczenie Europy. Bardziej praktyczne, a mniej teoretyzujące. To punkt widzenia generacji mającej obecnie mniej niż 50 lat. Europa jest doświadczeniem bardziej naturalnym, często dużo mniej jednoznacznym. Poproszeni o pierwsze skojarzenie z Europą, opowiedzą wam pewnie o jakimś nieoczywistym szoku. Na przykład, że nie wszyscy Niemcy są bogaci, a we Francji istnieją takie dzielnice, gdzie nie wolno się po zmroku zapuszczać, albo że nawet skandynawskie czy duńskie państwo dobrobytu skrywa swoje mroczne tajemnice.

Kto zagospodaruje bunt

Ludziom, którym biograficznie bliżej do tego drugiego obozu, odgrzane w 2019 r. przeciwstawienie eurosceptyków i euroentuzjastów mocno zgrzyta. Zasadza się bowiem na przekonaniu, że Polska do Unii wprawdzie dołączyła, ale się w niej jeszcze dobrze nie umościła. To ważny moment. Pod takim zdaniem podpisałby się pewnie zarówno Grzegorz Schetyna, jak i Jarosław Kaczyński. Tyle że wyciągają z tego przeciwstawne wnioski. Liderzy Koalicji Europejskiej mówią: nie denerwujmy Europy, bo jeszcze nas z niej wyproszą i zostaniemy sam na sam ze straszną Rosją. Politycy PiS-u zdają się z kolei kalkulować, że skoro nie ma co oczekiwać, by ktoś się z naszym zdaniem w Unii liczył, to lepiej już trzymać z tymi, którzy powstrzymają dalszą integrację. Po co nam więcej integracji, skoro i tak nas do stołu nie dopuszczą?

Przypomnijmy jednak, że mamy rok 2019, a nie 2004. Mamy za sobą rok 2008, który większość unijnych krajów zaznajomił z doświadczeniem kryzysu. Odpowiedzi były różne. W większości przypadków była to jednak droga budżetowych oszczędności i wycofania się państwa z roli łagodziciela społecznych niesprawiedliwości. Ekonomista Thiemo Fetzer z Uniwersytetu w Warwick pokazał niedawno na przykładzie miasta Blackpool, jak mocno brexit splata się z prowadzoną przez Torysów w latach 2010-15 polityką cięć wydatków na szeroko rozumiane państwo dobrobytu.

Ten schemat pojawia się w wielu innych krajach od Francji po Grecję czy Portugalię. W tym krajobrazie pełnym nie­zabliźnionych ran przyjdzie nam się zmierzyć z kilkoma fundamentalnymi wyzwaniami. Wymienię tylko trzy, ale listę można wydłużyć. Po pierwsze to strefa euro, która musi się zmienić. Bo kształt, jaki ma obecnie, to wbudowany w serce Europy mechanizm samozniszczenia wspólnoty. Po drugie, migranci. Po trzecie, globalne koncerny w rodzaju Google’a, Facebooka czy Amazona coraz mocniej trzęsą naszym życiem. Z osobna żaden rząd nie stawi im czoła, bo zostanie rozegrany. O geopolityce czy wspólnej walce z rajami podatkowymi nawet nie wspominam.

W kontekście tak zarysowanych wyzwań roku 2019 Koalicja Europejska oferuje nam wspólne zanucenie piosenki o starych dobrych czasach akcesji. W nadziei, że wspólnie wywołamy – tak niegdyś ekscytującego – ducha szlachetnego Roberta Schumana. Na tym tle strategia PiS-u wygląda odrobinę lepiej. Oni przynajmniej sygnalizują, że rozumieją np. wyzwania związane z przyjęciem euro (w jego obecnym kształcie). W temacie migrantów albo GAFA (Google, Amazon, Facebook, Apple) jest już niestety gorzej.

Przez moment wydawało się, że ofertę dla potencjalnych buntowników przygotowała Wiosna. W jej programie jest bowiem sporo retoryki spod znaku „nie każda krytyka UE to zaraz polexit”. A nawet parę konkretnych rozwiązań, np. Europejska Karta Sportu i Rekreacji wymyślona przez Adama Traczyka z think tanku Global Lab. Polega ona na przyznaniu każdemu Europejczykowi rodzaju bonu na wydatki związane z rekreacją (kino, teatr, basen, siłownia). Niestety mało doświadczeni biedroniowcy łatwo dali się zagnać do roli niezbyt wiarygodnej przystawki obozu liberalnego oraz ugrupowania skoncentrowanego wyłącznie na tematach obyczajowych. Jeszcze mniej przebija się (teoretycznie wychodząca naprzeciw potrzebom buntowników) oferta znajdującej się w trudnym momencie Partii Razem.

Im mniej jest takiej oferty, tym bardziej prawdopodobne, że realny impuls na rzecz zmiany będzie się zbierał tam, gdzie ma jakiekolwiek szanse powodzenia. Czyli bliżej PiS-u (lub na prawo od niego) niż w ramach konserwującej status quo Koalicji Europejskiej. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2019