Milczenie sióstr

Książka „Zakonnice odchodzą po cichu” wywołała szum medialny. Nie dziwmy się – porusza temat tabu w polskim Kościele.

14.03.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Colin Anderson / GETTY IMAGES
/ Fot. Colin Anderson / GETTY IMAGES

Gazety, portale, a nawet telewizja śniadaniowa od kilku tygodni z troską pochylają się nad losem polskich zakonnic. Nakład rozszedł się szybko. Niestety nikt w tych licznych wywiadach nie pyta autorki książki „Zakonnice odchodzą po cichu”, czy 20 rozmów z byłymi zakonnicami to nie jest jednak zbyt mało, żeby tłumaczyć światu, jak funkcjonują zakony.

Wewnętrzna klatka

Książka Marty Abramowicz przytłacza ciężarem opowieści bohaterek. Przedstawione historie, bardziej niż komentarze i analizy autorki, robią na czytelniku wrażenie. Opowiadane w pierwszej osobie, intymne, smutne. Bo przecież to nie może być proste. Jak rozpad związku. Jakiś żal i trauma. Pretensje, rany, krzywda. Trudno podważać ich prawdziwość, zwłaszcza jeśli samemu słyszało się podobne historie byłych sióstr. Z tego powodu opowieści przytaczane przez Abramowicz nie budziły mojego buntu. Mogły się zdarzyć gdzieś i kiedyś.

Najmocniej zapamiętam historię Doroty, która z reporterką dzieli się swoim dziennikiem z czasu spędzonego w zakonie. Podążamy za nią przez kolejne dni i miesiące spędzone w zgromadzeniu. Nastrój gęstnieje, a bohaterka jest niczym w pułapce, ale – trzeba to powiedzieć – sama ją współtworzy.

Pani psycholog pyta, czemu wybrała ten zakon, a nie inny. Dorota mówi, że zobaczyła w książce zdjęcie roześmianej siostry, spodobał jej się krój habitu. – To była taka książka o zakonach – tłumaczy dalej Dorota. – Już wiedziałam, że mam powołanie… Psycholog nie patrzy na nią, tylko pisze coś w swoich papierach. Dorota czuje, że tamta nic nie rozumie. A przecież chodzi o to, że to nie był do końca jej wybór, bo to Bóg decyduje: ten klasztor czy inny. Nie spotkała dotąd nikogo, kto by zgłębiał, czym dany zakon się zajmuje lub jaką ma historię. „Najczęściej po prostu idziesz do tych sióstr, które polubiłaś na rekolekcjach albo które znasz, bo mieszkają po sąsiedzku. Decyduje przypadek, w którym widzisz Boga”.

Czytamy jej zapis pracy nad sobą, dość jednak naiwnej i niedojrzałej. Umartwień, w postaci jedzenia na kolację cebuli, odmawiania sobie słodyczy (kompotu, cukierków, jabłka) i dodatkowej kromki chleba. Opis strategii przetrwania, plan, o czym rozmawiać na rekreacji, czego nie mówić. Dylematy, czy proponować przełożonej umycie jej talerza. „Trwać w posłuszeństwie: tylko to, co chce przełożony. Tylko tak, jak chce przełożony. Tylko wtedy, kiedy chce przełożony. Tylko z tą, z którą wyznaczy przełożony” – notuje na początku nowicjatu.

Miesiąc później pisze: „Nie podzieliłam się z siostrą Agnieszką ciastem. Dzielić się z siostrami nawet okruchem. Dzień skupienia zmarnowany na czytaniu. Śmiałam się głośno w kuchni. Nie przystoi. Kontrolować zawsze swoją postawę, nie ślizgać się na krześle”. Wewnętrzna klatka szybko się zamyka. Widać, że spowiednik próbuje podsuwać jej inne podejście, łagodniejsze traktowanie siebie. Już po pierwszych ślubach pisze: „Dlaczego poszłam do zakonu? Mam 22 lata. Niewiele wiem o świecie. Nie umiem znieść samotności, nienawidzę rozstań i tęsknoty. Nie lubię sama stanowić o sobie i muszę komuś ufać. Potrzebuję nieustannej opieki, troski, czułości, chcę być kochana i kochać co dzień mocniej aż do bólu. Chcę być całkowicie bezpieczna, chcę mieć dom, prawdziwy dom. Im bardziej sama, tym bardziej z Nim”. Coraz trudniej jej się modlić. W ostatnich słowach dziennika notuje: „Na widok Mistrzyni zaczęło mi braknąć tchu i ściskać w gardle ze strachu. Niechętnie całuję krzyżyk, habit, zapominam o tym. Marzę o ucieczce. Nie mam powołania”.

Dwanaście lat temu Dorota opuściła zakon, w którym spędziła cztery lata. Jej historia jest podobna do innych w książce Abramowicz. Niejasne kryteria wyboru zgromadzenia, hierarchia, brak bliskości, brak pomocy ze strony współsióstr. Ale nietrudno dostrzec, że Dorota wniosła za mury zgromadzenia własne problemy. Notatki świadczą o tym, że zastanawia się, czy o swoich problemach powiedzieć przed ślubami siostrze-psycholog.

Historia Doroty każe pytać o sposób formacji. Czy faktycznie zakon żeński to jedynie niewola zakazów i nakazów, czy jednak wzrastanie do dojrzałości? Z czym przychodzą, jakie są, gdy wstępują, jaki był ich obraz Boga, dotychczasowa religijna formacja? Że niektóre uciekają do zakonu przed życiem. Jasne, tylko czemu nikt się nie zorientował?

Z miłości do Boga, oczywiście

Na część z tych pytań autorka szuka odpowiedzi w rozmowach z kierownikami duchowymi. Z pomocą przychodzą dominikanie. Mówią o siostrach ciepło, ale przyznają, że ich życie bardzo się różni: „Niby ten sam Pan Jezus. Ta sama Ewangelia. Ale jesteśmy absolutnie daleko. Żyjemy w dwóch rzeczywistościach: wiary, Kościoła, człowieczeństwa. Nie rozumiemy się”.

To jeden z najmocniejszych momentów książki. Tu nie można zarzucić, że byłe siostry mówią w ten sposób, bo odeszły. I może dlatego krytycy książki nie odnoszą się w polemikach do tego, co mówią ojcowie dominikanie. „U sióstr przełożone zawsze odwołują się do woli Bożej, z którą nie wolno dyskutować. Nawet dekret o zmianie placówki jest u nich wolą Bożą. Znam kilka zakonów męskich i jest inaczej. Księża diecezjalni, choć boją się biskupa, też mają wiele wolności. A siostry same siebie inwigilują. I to wynika z ich miłości do Pana Boga oczywiście. Wszystko z troski o dobro i zbawienie. Ja bym nawet miesiąca nie wytrzymał”.

Opowiadają o swojej bezradności duszpasterzy i spowiedników. Jeden przyznaje: „Nie chcę spowiadać sióstr, choć nagminnie mnie o to proszą. Nie dokonam żadnej zmiany. (...) Orka na ugorze. Dlaczego? Wolność to istota chrześcijaństwa. Jeśli im będę o tym mówić, to postawię je wobec ogromnego dylematu: czy przestrzegać ślubu posłuszeństwa, czy iść za głosem sumienia. A ten głos sumienia zaraz je wyprowadzi z zakonu”. Inny tłumaczy: „Wszystko, co przed wiekiem zostało zapisane w konstytucjach, jest tak samo ważne i dziś. Co gorsza, siostry nie mają ani formacji intelektualnej, ani duchowo-moralnej. To jest fundamentalny problem: czysto pobożnościowa formacja. A to zabójcze. Sami głęboko pobożni zabili Jezusa”. Jeszcze inny: „Katują się religijnie. Zasypiają nad różańcem, ale jeszcze muszą odrobić pół adoracji i zaległości z wczoraj. Siedzą, aż skończą. Liczy się obecność ciałem, a nie zaangażowanie duchem. Potem mówią, że gubią Pana Boga, a to są proste rzeczy: muszą się wyspać”.

Ilu księży mówi za plecami zakonnic dokładnie to samo?

Więcej ostrożności

Ponieważ zarówno bohaterki, jak i zakony są anonimowe, trudno wyciągnąć bardziej konkretne wnioski. Autorka dopowiada, że jej bohaterki należały do 14 różnych zgromadzeń, w Polsce zaś działa ich około setki. Kiedy wstąpiły i wystąpiły? Justyna i Elwira wystąpiły około rok temu. Natalia i Małgosia odpowiednio trzy i cztery lata temu. Większość rozmawiając z Abramowicz była poza zakonem już od kilkunastu lat, czasem nawet 20, 30 i 45.

Zatem 20 historii odchodzących w różnych okresach. Czy ich zgromadzenia się zmieniły? Czy autorka starała się sprawdzić, jak wyglądały wtedy, a jak wyglądają teraz? Siostry nie chcą rozmawiać. Jedna mówi, że nie wyobraża sobie, by pisać o byłych i obecnych zakonnicach w jednej książce.

Zbliżając się do końca, reporterka pisze: „Byłe siostry stanęły w prawdzie. Kiedy już powiedziały o rzeczach złych, przeszły do dobrych. Każda poświęciła im nie więcej niż kilka minut”. Byłe siostry mówiły: „Najczęściej: nauczyłam się sprzątać, gotować, organizować czas. Czasem: skończyłam studia. Kilka razy: pomogłam ludziom”.

Jednak to nie zbiór esejów autorstwa dawnych zakonnic, tylko reportaż. Chciałoby się, żeby autorka w imieniu czytelników podążała za bohaterkami ostrożniej. Bycie adwokatem pokrzywdzonych – a chyba w taką wpisała się rolę – jest postawą szlachetną, ale może wywieść w pole. Zwłaszcza, gdy wnioski z historii 20 kobiet są prezentowane w wysokonakładowych mediach i zaczynają oświetlać życie ponad 20 tysięcy sióstr.

Zrozumieć ten świat

Książka i seria dość do siebie podobnych wywiadów w mediach z autorką jawią się niemal jako osobne zjawiska. Książka jest o odchodzących z zakonów bohaterkach, wywiady zaś o życiu w zakonach w ogóle.

Jednak Marta Abramowicz nie jest ekspertką od życia zakonnego. Sama przyznaje, że przed rozpoczęciem pracy nad książką nie znała żadnej zakonnicy, nie miała żadnych wyobrażeń na ich temat. Nad publikacją pracowała rok. Pierwszym tropem była opowieść o Joannie i Magdalenie, które zakochały się w sobie w zakonie, odeszły i są razem od 16 lat. Spisała ich historię i pomyślała, że jest potencjał na więcej.

Powtarza wielokrotnie: „Wiele bohaterek opowiadało mi, że…”. Nikt nie zatrzymuje jej i nie pyta, co znaczy wiele z 20 wywiadów. Gdy śmiało opowiada o tym, jak powołaniówka zachęca do wstąpienia do zakonu, żaden dziennikarz nie prosi, by wyjaśniła, czy opiera to tylko na opowieści Doroty i drugiej anonimowej siostry, czy wie skądś jeszcze. Ta anonimowa bohaterka, która z zakonu odeszła z księdzem, mówi, że nie wie, czy to było zakochanie w Bogu czy w atmosferze „siostrzyczki, gitara, ognisko, góry”. Oraz że to działa jak sekta, a „zakonnice są wysyłane w teren, żeby wyłapywać dziewczyny w szkołach średnich, wabić, bombardować miłością. Wszystko po to, żeby było jak najwięcej powołań”. Abramowicz powtórzy to chyba w każdym wywiadzie. Tak to działa, wielkie kwantyfikatory, jakich używa, oddalają nas od wiedzy na temat zakonów, za to świetnie brzmią w mediach.

Nie ma nikogo, kto zamiast dać się uwieść opowieści autorki, zapytał, czy i na jakiej podstawie jest tego pewna. Kto miał wątpliwość, czy „wiele” z 20 bohaterek wystarczy, by tak śmiało oceniać? Kto zamiast z przejęciem potakiwać i zasępiać się nad marnym losem sióstr, skonfrontował opowieść reporterki z opinią zakonnic? Na białej kanapie w śniadaniowej telewizji starczyłoby miejsca.

Problem jest jednak inny. Już wyobrażam sobie wydawcę rozpaczliwie poszukującego zakonnicy do porannego programu. „Nie. Muszę mieć zgodę przełożonej” – usłyszałby pewnie. „Wolałabym nie” – odpowiedziałyby te bardziej rozmowne. „W tej telewizji? Nie ma mowy” – te bardziej szczere.

Mylę się? Czemu siostry polemizowały z książką tylko w katolickiej prasie? Do każdej z redakcji, które tyle uwagi poświęciły książce o byłych, trzeba było wysłać sensowną zakonnicę, która opowie o życiu w swoim zakonie.

W zainteresowaniu książką o byłych zakonnicach jest pewnie sporo podglądactwa, a mniej empatii – zakonnice są w gruncie rzeczy w opinii wielu dziwaczne. Ludzie niewiele wiedzą o ich życiu – więc czemu nie uwierzyć, że umartwiają się jedząc cebulę, nie chodzą do lekarzy, bo im nie wolno, i same sobie tworzą piekło na ziemi? Chcieliby, może powinni, więcej się dowiedzieć. Czy to źle – chcieć zrozumieć świat sióstr?

Cała ta sytuacja dowodzi, że istnieje problem z wizerunkiem sióstr i niewiele zmienił zakończony już Rok Życia Konsekrowanego. Ale oprócz wizerunku i niezrozumienia liberalnych mediów są jeszcze inne tematy do rozmowy. O formacji, o zadaniach, jakie wykonują siostry, o zmianach, jakie nastąpiły albo nie nastąpiły w zakonach po Soborze Watykańskim II, o miejscu sióstr w Kościele, o sposobie, w jaki odnoszą się do nich księża. To nie są sprawy tylko zakonnic.

Kiedy próbowałam robić wywiady z zakonnicami, natknęłam się na mur milczenia. Na podobny trafiły znajome redaktorki, które namówiłam do zapraszania sióstr do swoich programów. Mniej mnie interesuje, czy i czemu zakonnice odchodzą po cichu. Dlaczego jednak tak uparcie milczą, gdy są w zakonach? ©

​Marta Abramowicz, ZAKONNICE ODCHODZĄ PO CICHU, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2016

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2016