Kto za tym stoi i będzie stał

W ramach noworocznych podsumowań proponuję Państwu ranking teorii spiskowych roku 2017.

23.12.2016

Czyta się kilka minut

Obraz amerykańskiego artysty Petera Halleya pt. „Teoria spisku” na wystawie w Jenie. Niemcy, maj 2014 r. / Fot. Martin Schutt / AFP / EAST NEWS
Obraz amerykańskiego artysty Petera Halleya pt. „Teoria spisku” na wystawie w Jenie. Niemcy, maj 2014 r. / Fot. Martin Schutt / AFP / EAST NEWS

Na prośbę redakcji podjąłem próbę uporządkowania teorii od najmniej istotnych do tych, które dość niespodziewanie zdominowały wyobraźnię Polaków.

Niełatwo wskazać w historii okres, w którym teorie spiskowe mnożyłyby się tak szybko i wywarłyby tak szeroki wpływ na społeczeństwo. Wybór pięciu spośród niezliczonych koncepcji, które przewinęły się w ciągu ostatnich miesięcy przez prasę, parlament i media społecznościowe, był niezwykle trudny. Z przykrością musiałem więc zrezygnować z opisywania fascynujących teorii dotyczących rzeczywistych bohaterów i antybohaterów upadku komunizmu, charakteru Okrągłego Stołu czy stanu wojennego. Na liście nie zmieściły się też szalone spekulacje wywołane tajemniczym zniknięciem George’a R.R. Martina ani elektryzująca tabloidy przez kilka tygodni informacja o wehikule czasu wynalezionym jakoby przez fizyków z Uniwersytetu Warszawskiego.

Mam jednak wrażenie, że proponowany tu przegląd układa się w spójną całość. Przy okazji każda z prezentowanych koncepcji ukazuje pewne istotne cechy ogólne logiki spiskowej. Redakcja „Tygodnika” prosiła też, żebym spróbował oszacować, jakie teorie mają największe szanse na sukces w najbliższej przyszłości. Tego niestety nie mogę się podjąć. Teorie spiskowe są dość nieprzewidywalne i byłoby to raczej wróżenie z fusów i publicystyczne zabawy niż poważna nauka.

5. Teorie smoleńskie

Teorie smoleńskie to szeroki wachlarz wyjaśnień katastrofy lotniczej z 10 kwietnia 2010 r. alternatywnych wobec oficjalnej wersji prezentowanej w raporcie MAK i raportach polskich komisji badających to zdarzenie. Problem polega na tym, że wraz z wygranymi przez PiS wyborami w 2015 r. te alternatywne wyjaśnienia same stały się oficjalnym głosem jeżeli nie instytucji państwowych, to przynajmniej reprezentujących je polityków.

W tej sytuacji zamiast zakwitnąć, teorie praktycznie obumarły. Funkcjonują dziś w bardzo niszowych obiegach internetowych, temat niechętnie podejmuje nawet „Gazeta Polska”. Przez cały rok 2017 politycy PiS praktycznie milczeli o kwestii zwrotu wraku czy rewizji zasadniczych ustaleń śledztwa. Temat pojawiał się wprawdzie przy okazji kolejnych miesięcznic, jednak zredukowany do bardzo ogólnych haseł „żądania prawdy o Smoleńsku” czy „walki z kłamstwem smoleńskim”.

Paradoksalnie, najchętniej do kwestii „pułapki helowej” i „wybuchów” czy zwrócenia przez Rosjan wraku tupolewa wracali polityczni przeciwnicy PiS, wykorzystując cytowane prześmiewczo teorie smoleńskie do budowy obrazu polityków koalicji jako irracjonalnych i niepoważnych. Jak Radosław Sikorski, który ogłosił niedawno na Twitterze „uroczystą dwudziestą piątą miesięcznicę nieodzyskania wraku, niezwołania komisji międzynarodowej i niepojmania zamachowców ze Smoleńska”.

Losy teorii smoleńskich pokazują wyraźnie, że koncepcje spiskowe znacznie trudniej jest budować z pozycji dominujących. Tradycyjnie są one bronią tych, którzy podważają porządek społeczny czy polityczny, a nie tych, którzy stoją na jego straży. Znane są przykłady polityków będących u władzy i zarazem wykorzystujących teorie spiskowe do legitymizowania swoich rządów dzięki umiejętnie podsycanemu poczuciu osaczenia przez wrogów wewnętrznych i zewnętrznych. Wymaga to jednak radykalnej przebudowy retoryki, z opozycyjnej, punktującej nieudolność ekipy rządzącej („jak tylko dojdziemy do władzy, momentalnie rozwiążemy wszystkie problemy”), na retorykę otwartej wojny („jesteśmy legalnie wybraną władzą, ale krępuje nam ruchy potężny, nielegalny układ”). Być może więc teorie smoleńskie powrócą w najbliższym czasie, powiązane w jakiś sposób z inną kluczową narracją polskiej polityki – koncepcją Układu.

4. Układ

To słowo-klucz definiujące okres pierwszych rządów PiS (2005-07). Robert Krasowski uznaje go za centralną figurę wyobraźni, która organizuje retorykę tej partii. Jego wizja polityki po 1989 r. jest mocno uproszczona (zawsze przypomina mi „Polskie ZOO”, w którym każdy polityk miał jedną, dominującą cechę charakterystyczną, przesądzającą o wszystkich jego działaniach, sukcesach i porażkach), nie sposób jednak odmówić mu wybornego oka do szczegółów. O ile na przykład Marian Krzaklewski, jak twierdzi Krasowski, faktycznie wierzył w spiski, o tyle Jarosław Kaczyński jest raczej bystrym obserwatorem zbiorowych lęków i pragnień. Jak czytamy w „Po południu”: „Kaczyński świetnie rozumiał masową wyobraźnię, wrażliwą na spiski, zdrady, agenturę, korupcję, układy. Tak więc z tej wrażliwości korzystał”.

Koncepcja Układu opiera się na bardzo prostym założeniu, charakterystycznym dla wielu teorii spiskowych. Przyjmuje mianowicie model świata, w którym poszczególne akty zła są zawsze połączone. Innymi słowy, nic nie dzieje się przypadkiem. Teoria Układu, jak już wspomniałem, jest jednym z wyjątków wśród teorii spiskowych, może bowiem z równym powodzeniem służyć rządzącym, jak i pretendentom. Pół wieku temu Michał Głowiński („Marcowe gadanie”) uznał hasło „to nie przypadek” za jeden z kluczy do zrozumienia propagandy komunistycznej.

Problem z tropieniem Układu polega jednak na tym, że rzeczywistość zawsze rozczarowuje. Rok 2017 pełen był spektakularnych interwencji CBA i konferencji prasowych Zbigniewa Ziobry. Układ wciąż pozostaje jednak w ukryciu. Za każdym razem dowiadujemy się, że grube ryby już wkrótce wpadną w sieć, dostajemy jednak płotki... To nie wina śledczych, których z pewnością nie można oskarżyć o brak starań, lecz błędu tkwiącego w samym założeniu teorii Układu. Możemy podsłuchać polityków, przyłapać kogoś na wręczaniu łapówki czy zdemaskować działania obcych służb. A jednak prawdziwe układy – skorumpowani politycy, wielki biznes, obce wywiady – okazują się zawsze słabe i rozproszone. Jedyne organizacje, którym udawało się odkrywać Układ, to te, które, jak inkwizycja czy tajne policje reżimów totalitarnych, same tworzyły swego superwroga poprzez tortury, wymuszone zeznania czy wręcz zakładanie fałszywych organizacji konspiracyjnych.

Teoria Układu, choć na dłuższą metę okazuje się nieskuteczna, mówi nam coś niezwykle ważnego o przyczynach popularności wyobraźni spiskowej. Wszystkie teorie spiskowe odpowiadają w jakimś stopniu na tęsknotę za światem prostym i uporządkowanym, światem, w którym dobro i zło są dwoma wyraźnie rozdzielonymi królestwami, w którym wszystko, co się wydarza, ma sens.

3. Globalne ocieplenie

O ile teorie smoleńskie i teoria Układu odnotowały w mijającym roku wyraźny spadek, o tyle globalne ocieplenie okazało się jednym z kluczowych haseł ostatnich miesięcy. I nie chodzi wyłącznie o wypowiedzi urzędników Ministerstwa Łowiectwa, Gospodarki Leśnej i Ochrony Środowiska, coraz częściej podważających „pozorny konsensus w sprawie wpływu człowieka na zmiany klimatyczne”. Pod hasłem „globalnego ocieplenia” warto omówić całą grupę antynaukowych teorii spiskowych, adaptowanych na polskie potrzeby z szeroko rozumianego Zachodu.

Przed rokiem 2017 nie brakowało ani w Polsce, ani na świecie ludzi polemizujących z alarmującymi danymi naukowców wzywających do redukcji emisji gazów cieplarnianych. Wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA sprawił jednak, że tego rodzaju głosy stały się oficjalnym stanowiskiem, otwarcie głoszonym w gremiach międzynarodowych. Podobnego awansu społecznego i instytucjonalnego doświadczyła polemika z teorią ewolucji, negacjonizm Holokaustu czy walka z programami obowiązkowych szczepień.

Dlaczego jednak o polemice z globalnym ociepleniem czy teorią Darwina pisać w kategoriach teorii spiskowych? Otóż, jeżeli przyjrzymy się retoryce negujących je grup, zauważymy, że budowana przez nie opowieść o świecie wpisuje się w klasyczny schemat – przedstawia mianowicie potężną czy wręcz wszechpotężną grupę interesu, która, kontrolując politykę, edukację i kulturę, manipuluje masami, wpajając im fałszywą wizję świata. Mowa jest więc o „lobby ekologicznym”, które wymusza odejście od taniej energetyki opartej na paliwach kopalnych, godząc w „amerykański styl życia” (tanie paliwo, wszechobecne samochody) czy „polską tradycję/suwerenność energetyczną” (energetyka węglowa). Przeciwnicy teorii ewolucji trąbią o indoktrynacji i przedstawianiu jako pewnik czegoś, co jest „tylko teorią” (w roku 2017 po raz pierwszy w ramach „szanowania wolności rodziców i ukazywania różnych poglądów” przedstawiciele Biblijnego Towarzystwa Kreacjonistycznego zostali przez minister Elbanowską zaproszeni do konsultacji nowego programu nauczania biologii). Z kolei przy okazji niedawnego II Kongresu Ruchu Narodowego jeden ze znanych polskich negacjonistów opowiadał o „lobby żydowskim (...) radykalnie zawyżającym liczbę Żydów zamordowanych w trakcie II wojny światowej”. Wszystkie te – skądinąd różnorodne – ruchy „wiedzy alternatywnej” można więc interpretować nie tylko w kategoriach rewolucji antynaukowych czy pseudonaukowych, lecz także przez pryzmat „retoryki uciśnionych”, która w uniwersytetach dostrzega przede wszystkim miejsca odtwarzania starego porządku i wykluczenia zwykłych ludzi z debaty.

Warto też zauważyć, że błyskawiczne rozprzestrzenianie się teorii spiskowych jest kolejnym dowodem na efektywną wymianę kulturową. Choć często podejmowane przez przeciwników globalizacji, polskie teorie dotyczące GMO, globalnego ocieplenia czy ewolucji możliwe są, paradoksalnie, dzięki swobodnemu przepływowi idei i osób. Zarazem polskie warianty teorii spiskowych są przystosowywane do lokalnego kontekstu i wykorzystywane do doraźnych celów. Idealnym przykładem takiego przyswojenia jest opowieść o „marksizmie kulturowym”.

2. Marksizm kulturowy

„Marksizm kulturowy” to obok „politycznej poprawności” czy „multikulturalizmu” jedno z kilku określeń stosowanych przez współczesnych intelektualistów prawicowych na określenie wszechobecnej ideologii, niepodzielnie panującej rzekomo w mediach i kulturze. Za twórcę teorii spiskowej osnutej wokół „marksizmu kulturowego” uznać można Williama S. Linda – amerykańskiego publicystę konserwatywnego, coraz częściej ostatnimi czasy cytowanego także w Polsce. Lind określa „polityczną poprawność” mianem systemu totalitarnego, w ramach którego „mniejszości wyświęcone na uciskane” narzucają swój punkt widzenia „normalnej” większości. Według Linda i jego naśladowców komuniści, poniósłszy klęskę w otwartej walce, doszli do wniosku, że na przeszkodzie urzeczywistnieniu marksistowskiej utopii stoją tradycyjne wartości cywilizacji Zachodu. Przygotowali więc rozłożoną na dekady operację zmiany mentalności Amerykanów i Europejczyków poprzez indoktrynację treściami podważającymi ustalony porządek. Co więcej, ponieważ za najbardziej podatne na indoktrynację uznano wszelkie mniejszości, „marksizm kulturowy” promuje nachalnie emancypację kobiet, mniejszości seksualnych czy społeczeństwa wielokulturowe. Spiskowa logika polega tu więc na odwróceniu optyki, w ramach której uciśnieni stają się uciskającymi, a emancypacji wymaga dominująca większość.

Teorie spiskowe osnute wokół „marksizmu kulturowego” dotarły do Polski już dość dawno. Wystarczy wspomnieć tylko krucjatę przeciw gender, która doprowadziła ostatecznie do wypowiedzenia w maju 2017 r. konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemcy wobec kobiet jako „sprzecznej z tradycyjnymi wartościami polskimi i promującej obce nam wzorce ideologiczne i postawy kulturowe”. Koncepcje walki z „wszechobecną lewicową propagandą” rozpędu nabrały przy okazji kryzysu uchodźczego, prawdziwy impet nadały im jednak praktyki, które można określić mianem „interpretacji subwersywnej”. Zaczęło się od niezwykle popularnego w internecie filmu, w którym Grzegorz Braun przedstawia „Gwiezdne wojny” w odwróconej optyce – jako historię o dobrym imperium, rozsadzających je rebeliantach i rycerzach Jedi przypominających... galaktyczną bezpiekę. Potem furorę wśród prawicowej publiczności robiło m.in „odwrócone” odczytanie historii Harry’ego Pottera, gdzie Voldemort i śmierciożercy okazywali się „białymi nacjonalistami walczącymi o czystość rasy”.
Rok 2017 był rokiem prawicowej subwersji. Wraz z nią do dyskursu publicznego powróciły (początkowo tylko w internecie, później nieśmiało padały także z sejmowej mównicy) terminy takie jak „czystość rasy” czy „gatunkowy egoizm”. Dziś można wręcz mówić o pojawieniu się w Polsce odpowiednika amerykańskiej alternatywnej prawicy (alt-right), której główną bronią stały się popkulturowe odniesienia, memy i nieznające tabu szyderstwo. Pod koniec roku 2016 Jakub Dymek („Najnowsi barbarzyńcy”, „Dwutygodnik”) pisał o nich w ten sposób: „Alt right to zwycięstwo internetowego forum nad panelem dyskusyjnym, piwnicy nad salonem, mema nad uczonym wstępniakiem w drukowanej prasie”. I miał rację!

1. Szczepionki

Opowieść o tym, że wielkie koncerny farmaceutyczne wstrzykują dzieciom nieskuteczne, a śmiertelnie niebezpieczne specyfiki, to pierwsza od czasu zamachu na Narutowicza teoria spiskowa w Polsce, która przyniosła ofiarę śmiertelną.

Nic jeszcze nie zwiastowało tragedii, kiedy zaledwie kilka miesięcy temu, wraz z początkiem pierwszego roku w zreformowanej szkole, przedstawiciele ruchu STOP NOP i Parlamentarnego Zespołu ds. Bezpieczeństwa Programu Szczepień Ochronnych Dzieci i Dorosłych pod przewodnictwem posła Piotra Liroya-Marca ogłosili swój wielki sukces: deregulację programu szczepień. Pod hasłem wolności wyboru i swobody dyskusji o korzyściach i zagrożeniach płynących z nauki, zrezygnowano z obowiązkowego charakteru szczepień, wprowadzając nakaz informowania rodziców o możliwych niepożądanych skutkach. W rezultacie, jak się szacuje, od kilkunastu do nawet 50 proc. rodziców zdecydowało się nie podawać dzieciom jednej lub więcej szczepionek z obowiązującego uprzednio kalendarza.

Pięciomiesięczny Aleks był zbyt mały, żeby go zaszczepić. Wśród zaszczepionych chroniłby go jednak efekt zwany „odpornością zbiorową”, a więc brak możliwości kontaktu z chorym. Tymczasem dziecko najprawdopodobniej zaraziło się odrą od jednego ze swoich starszych braci, którego rodzice zdecydowali się nie szczepić.

Za epidemię odry we Wrocławiu nie sposób oczywiście winić nowego prawa. Winne są nie dość rygorystyczne egzekwowanie obowiązku szczepień przed jego zniesieniem oraz brak rzetelnych kampanii informacyjnych, uświadamiających niebezpieczeństwo nieszczepienia, które doprowadziły do sytuacji, gdy dziesiątki rodziców decydowały się nie szczepić dzieci z lęku przed zawartym w szczepionkach aluminium czy rzekomą groźbą autyzmu.

Zazwyczaj ruchy antyszczepionkowe uznaje się za przykład pseudonauki, rzadko traktując ich retorykę jako teorię spiskową. Tymczasem analiza zarówno treści, jak i formy przekazu przeciwników szczepień wskazuje na niezwykle istotne znaczenie komponentu spiskowego. Organizacje takie jak STOP NOP nie podważają pojedynczych faktów (bezpieczeństwo tej lub innej szczepionki), lecz uderzają w cały system społecznego zaufania, na którym opierają się programy szczepień. Twierdząc, że „wielkie koncerny farmaceutyczne” (tzw. „Big Pharma”) są w stanie manipulować tysiącami naukowców, kontrolować media i polityków, tak naprawdę podważają porządek świata, którego produktem są twierdzenia na temat szczepień.

Skuteczna walka z tego rodzaju społecznym lękami nie może opierać się jedynie na polemice z konkretnymi fałszywymi stwierdzeniami. Miejsce jednego obalonego mitu natychmiast zajmie dziesięć kolejnych, a sam akt obalania zostanie zinterpretowany jako próba ukrycia niewygodnej prawdy. Niezbędne są kroki systemowe: zmiany w edukacji, żeby szkoła uczyła nie tylko faktów, ale przede wszystkim mądrej krytycznej interpretacji otrzymanych informacji; staranniejsza komunikacja społeczna nauki; kształcenie lekarzy i uczonych tak, by rozumieli mechanizmy społecznego lęku i mieli narzędzia walki z nim. Oczywiście warunkiem skuteczności tych działań jest także prowadzenie rzetelnych, pogłębionych badań nad teoriami spiskowymi, które jako naukowcy i publicyści zbyt często wyśmiewamy lub ignorujemy bez próby zrozumienia.

Amatorom wstęp wzbroniony

Zdarza się tak, że za teoriami spiskowymi stoją prawdziwe spiski. Niekoniecznie te, które są przez nie opisywane – jak w przypadku „Protokołów mędrców Syjonu” czy współczesnych działań trolli siejących zamęt na internetowych forach. Nawet takie tworzone z premedytacją teorie spiskowe korzystają jednak z motywów spontanicznie wytwarzanych przez społeczeństwo i opierają się na pewnych powtarzalnych (a więc możliwych do przewidzenia) mechanizmach rządzących kulturą. Naszym obowiązkiem jest więc poznawać prawa rządzące wyobraźnią paranoiczną.

Piętnowane szeroko teorie spiskowe stanowią często efekt uboczny procesów, które w innych kontekstach oceniamy pozytywnie. Alternatywne wyjaśnienia katastrof czy pseudonaukowe objawienia są dziś powszechniejsze i łatwiej dostępne niż kiedykolwiek dotychczas, bo żyjemy w bardziej demokratycznym świecie. To, co z jednej strony wydaje się brakiem szacunku dla autorytetów, obserwowane pod innym kątem może okazać się upadkiem dawnych, sztywnych struktur klasowych.
Paradoksalnie, większość tropicieli spisków wypełnia tylko reguły, które w podstawówce wpajali im nauczyciele fizyki: nie wierz nikomu na słowo, sprawdzaj wszystko sam, myśl i eksperymentuj, zamiast zdawać się na autorytety. Kiedy jednak zaczynają samodzielnie „badać” – w miarę swoich możliwości – kwestie katastrof lotniczych, kulistości Ziemi albo globalnego ocieplenia, mówi im się, że współczesna nauka to nie miejsce dla amatorów, że zdrowy rozsądek zawodzi w zderzeniu z gargantuicznymi masami, olbrzymimi prędkościami czy eonami epok geologicznych. Wszystko, co było siłą XX-wiecznej nauki: specjalizacja, rozwój nowych języków opisu rzeczywistości, budowa skomplikowanych systemów zaufania, w zderzeniu z publicznością XXI wieku zaskakująco często okazuje się słabością. Ludziom przyzwyczajonym do wpływu, jaki mają na polityków, wielkie firmy czy twórców seriali, niełatwo pogodzić się z tym, że ktoś stawia na ich drodze szlaban z napisem „amatorom wstęp wzbroniony”.

Rozwoju współczesnych teorii spiskowych nie sposób także zrozumieć bez uwzględnienia zmian zachodzących w mediach. Jestem dość sceptyczny (jedno słowo) wobec modnego ostatnio określenia „post-prawda”, nie ulega jednak wątpliwości, że wraz z rozwojem internetu i mediów społecznościowych upadły dawne „monopole interpretacyjne”. Dawniej prawo do wyjaśniania świata mieli tylko ci, którzy zdobyli przepustkę do królestwa mediów: eksperci, naukowcy, dziennikarze. Dziś każdy może sobie założyć bloga prezentującego dowolnie egzotyczny punkt widzenia. I jeżeli gdzieś na przeciwległych krańcach globu znajdzie się dwóch ludzi, którzy zgodzą się co do tego, że świat zbudowany jest, dajmy na to, z sera, to wystarczy, by założyć stowarzyszenie „Ser i robaki”, wydawać broszurę, rekrutować kolejnych członków, a wkrótce może także lobbować w parlamencie.

Zmiany w systemach wytwarzania i obiegu informacji nie dotyczą jedynie internetu. Odczuwają je (dotkliwie) także tradycyjne media. Konieczność rywalizowania z internetem, gdzie wszystko dzieje się natychmiast i (zwykle) jest za darmo, sprawia, że wartościowa treść zostaje wyparta przez szybszy i tańszy w produkcji content. Niestety, trudno mi się zgodzić z przedstawicielami Agory, którzy w historycznym, ostatnim numerze „Gazety Wyborczej” przekonywali, że zwolnienia grupowe to nie powód do paniki, bo „można robić dobre dziennikarstwo także zwolniwszy wszystkich dziennikarzy”.
Przemyślana publicystyka, oparte na faktach reportaże, a czasem nawet rozbudowane analizy prowadzone przez semiotyków kultury to jedyny arsenał, przy użyciu którego można się skutecznie przeciwstawić tropicielom spisków.

Wyjaśnienie

Pewnie wszyscy się domyślili – tak naprawdę, kiedy piszę ten tekst, jest grudzień 2016 i rok 2017 jeszcze się nie wydarzył. Znaczy to, że choć wszystkie przedstawiane teorie i cytaty z literatury są autentyczne, to opisywane zdarzenia po styczniu 2017 r. zostały zmyślone dla zilustrowania możliwego rozwoju wydarzeń (jeżeli ktoś woli: stanowią produkt dokładnych przewidywań metodami semiotyki strukturalnej). Konwencja antyprzemocowa nie została wypowiedziana, Ministerstwo Ochrony Środowiska nie zmieniło nazwy, Karolina Elbanowska nie jest ministrem edukacji, cytat z Twittera Radosława Sikorskiego został spreparowany na podstawie rzeczywistego wpisu z listopada 2016 r., „Gazeta Wyborcza” nie zwolniła jeszcze wszystkich dziennikarzy, a w Sejmie odbył się dopiero pierwszy kongres Ruchu Narodowego (ale wśród zaproszonych faktycznie były osoby znane z negowania Holokaustu). Deregulacja szczepionek i epidemia odry we Wrocławiu nie miały miejsca.

Przyszłość wciąż jest w naszych rękach! ©

MARCIN NAPIÓRKOWSKI jest semiotykiem kultury, zajmuje się mitologią współczesną i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej UW. Prowadzi blog mitologiawspolczesna.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01-02/2017