Pandemia bredni

„Nie walczymy jedynie z epidemią. Walczymy z infodemią” – ostrzegał szef WHO. Koronawirus zabił na świecie już prawie milion ludzi. Śmiercionośna dezinformacja dopiero się rozpędza.

21.09.2020

Czyta się kilka minut

 / ILUSTRACJA KASIA KOZAKIEWICZ DLA „TP”
/ ILUSTRACJA KASIA KOZAKIEWICZ DLA „TP”

Czego dokładnie domagało się ponad tysiąc osób, które w sobotę 12 września przemaszerowały przez Warszawę? Skrzyknęli się w mediach społecznościowych pod hasłem: „Zakończyć plandemię! Dość kłamstw!”. Dla Włocha, który do Warszawy przyjechał specjalnie, by wygłosić odezwę do manifestujących, koronawirus „to nakręcenie systemu kontroli opartego na strachu”. Dla Piotra, spawacza z Bełżca, to „spisek międzynarodowych koncernów”, a według piosenkarza Ivana Komarenki koronawirus „ma nas zniewolić gospodarczo, a później szczepionkami niewiadomego pochodzenia”.

Poglądy wygłaszane na manifestacji w Warszawie dają jednak przedsmak tego, co dopiero przed nami. „Historycznie rzecz biorąc, pandemie zmuszały ludzi, by zrywając z przeszłością wyobrażali sobie świat na nowo. Ta pandemia nie jest inna. To portal, brama między jednym światem a drugim” – napisała niedawno słynna indyjska aktywistka i pisarka Arundhati Roy. Co nas więc czeka?

Ogniska infekcji

COVID-19 dodał wiatru w żagle ruchom antyszczepionkowym. Łącząc się w mediach społecznościowych z innymi grupami zwolenników teorii spiskowych, nabierają niebywałej dynamiki. Podobne jak w Warszawie, choć znacznie większe protesty odbyły się już m.in. w Berlinie, Montrealu czy Melbourne. „Opozycja wobec szczepionek może w ciągu najbliższej dekady zdominować w sieci poglądy na ten temat” – ostrzega prof. Neil Johnson z George Washington University, którego zespół przeanalizował strony obserwowane przez 85 mln ludzi na świecie.

W ubiegłym roku organizacja Wellcome Trust we współpracy z Instytutem Gallupa zapytała 140 tys. ludzi w 140 krajach o największe wyzwania zdrowotne. Wówczas 7 proc. ankietowanych deklarowało, że nie zgadza się z twierdzeniem, iż szczepionki są bezpieczne, a 5 proc. twierdziło, że są one nieskuteczne. Autorzy zauważyli, że poziom nieufności jest różny w zależności od kraju: w Bangladeszu, Chinach czy Niemczech było to poniżej 3 proc. ankietowanych, podczas gdy w Peru 15 proc., w Nigerii 16 proc., a we Francji 18 proc. To było jednak przed pandemią.


CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>


Nowego sondażu przeprowadzonego tą samą metodą na razie nie ma, a porównywanie wyników badań różnych instytucji może prowadzić do błędnych wniosków. Jeśli jednak zaufać analizie prof. Johnsona, to okazuje się, że przeciwników szczepionek szybko przybywa. Jego zespół zidentyfikował na Facebooku 124 strony proszczepionkowe obserwowane przez 6,9 mln osób, 317 stron antyszczepionkowych, które mają 4,2 mln obserwujących, oraz 885 „stron niezdecydowanych” obserwowanych przez 74,1 mln ludzi. Zwolennicy szczepień powinni więc dominować w sieci, bo jest ich więcej. Okazuje się jednak, że do października 2019 r. to strony antyszczepionkowe szybciej zwiększały zasięgi i coraz mocniej wiązały się ze „stronami niezdecydowanymi”.

Termin ten zbiega się z pojawieniem ognisk epidemicznych odry. To, zdaniem badaczy, może oznaczać, że realne zagrożenie chorobą zakaźną, zamiast przekonać do zasadności szczepień, zdecydowanie zwiększyło aktywność ich przeciwników.

„Społeczność proszczepienna w zasadzie trzyma się swojej narracji i rozmawia ze sobą, nie sięgając i nie reagując na wypowiedzi niezdecydowanych” – komentowała w „Nature” Heidi Larson z London School of Hygiene and Tropical Medicine. Ujmując rzecz mniej dyplomatycznie: argumenty zwolenników szczepień wciąż są takie same i utwierdzają się oni nawzajem w swoich przekonaniach, podczas gdy antyszczepionkowcy wychodzą z coraz to nowymi teoriami spiskowymi do coraz to nowych użytkowników. Wzbudzają więcej reakcji, więc ich posty są… faworyzowane przez algorytmy sieci społecznościowych. Ich zasięgi są nieporównanie większe. Bo tak działają media społecznościowe: mają przykuwać uwagę wzbudzając emocje. Na tym przecież zarabiają. To jest ich cel.

Omnikonspiracja

Zespół prof. Johnsona opublikował wyniki badań w maju. Niedługo potem zaczęły się pojawiać publikacje dotyczące sprzężenia, do którego w internecie dochodzi pomiędzy antyszczepionkowcami a zwolennikami innych teorii spiskowych. Badacze już dawno dowiedli, że wiara w jedną z takich teorii ułatwia zaakceptowanie innych. Jednocześnie potężne algorytmy rekomendacyjne działają na ten proces jak turbodoładowanie. „Algorytm odnajduje korelację między użytkownikami przekonanymi, że rząd ukrywa przed nimi jakąś prawdę, ale jaka konkretnie jest to prawda, to już jest zmienne” – komentowała w „MIT Technology Review” Renée DiResta, ekspertka ds. dezinformacji i kierowniczka badań Stanford Internet Observatory.

Taką listą przebojów teorii spiskowych jest QAnon. Początki tego ruchu sięgają tzw. Pizzagate, afery, której wyznawcy byli przekonani, że ówczesna kandydatka na prezydenta USA Hillary Clinton stoi na czele siatki pedofilno-satanistycznych kanibali porywających dzieci. QAnon, niczym mutujący wirus, wymienia się genami z innymi teoriami spiskowymi. I tak, w połowie tego roku do jego „kanonu” weszło podważanie istnienia koronawirusa, a także m.in. przekonanie o nadchodzącej wojnie rasowej, szkodliwości sieci 5G i o tym, że Bill Gates i George Soros w szczepionkach przeciwko COVID-19 chcą nam wszystkim wszczepić mikrochipy. Choć brzmi to jak skrajny absurd, popularność QAnon rośnie i nie chodzi tu tylko o wypisywanie głupot w social mediach – zwolennicy takich rewelacji sięgali też po broń [więcej piszemy o tym na kolejnych stronach w artykule Piotra Tarczyńskiego – red.].

„W ciągu pierwszych miesięcy pandemii wspólnoty o charakterze antyszczepionkowym, religijnym czy promujące alternatywną medycynę całkowicie skupiły się na wpływie COVID-19 i reakcjach rządów na zagrożenie” – twierdzi Erin McAweeney z firmy analitycznej Graphika. „QAnon staje się dla nich teorią omnikonspiracji” – dodaje DiResta, podkreślając, że nie chodzi już wyłącznie o posty na forach dyskusyjnych, ale raczej o szeroki ruch promujący wiele różnych, luźno powiązanych ze sobą idei.

1 sierpnia w Berlinie na antycovidowy marsz przyszło około 20 tys. osób domagających się – jak w Polsce – „prawdy o COVID-19 i wolności”. W ostatni weekend wakacji na kolejnej takiej manifestacji było ich prawie dwa razy więcej.

Psychologia dezinformacji

Dlaczego ludzie wierzą w takie bzdury? Odpowiedź nasuwa się sama, ale nie warto jej ufać. Doskonale ujął to amerykański eseista Henry Louis Mencken, pisząc, że „na każdy złożony problem istnieje odpowiedź, która jest jasna, prosta i błędna”. Naukowcy zidentyfikowali kilka kluczowych czynników rządzących tym, jak przyswajamy informacje, formułujemy przekonania i je zmieniamy. Żaden nie ma wiele wspólnego z dążeniem do prawdy. Wiemy na przykład, że mamy skłonność do myślenia lub zachowywania się tak, jak członkowie naszej rodziny czy znajomi. Dzięki temu poglądy roznoszą się podobnie jak nawyki (stąd np. skłonność do tycia) czy nałogi (palenie).

Kolejny czynnik wpływający na to, czy przyswajamy daną informację, związany jest z tym, jakie mieliśmy przekonania wcześniej i jakie nowa informacja wywołuje w nas emocje. Weźmy np. następujące fałszywe stwierdzenie: „Ekspert medyczny pracujący dla rządu odkrył związek między szczepionkami a autyzmem, ale rządzący pod wpływem potężnego lobby farmaceutycznego pomogli ukryć tę informację”. Taka wiadomość jest strukturalnie spójna. Żeby zademonstrować, jak duże znaczenie ma taka spójność, Valerie Reyna, psycholog z Cornell University w Ithaca i David Broniatowski z George Washington University zebrali 10 tys. tweetów z lat 2014-17 na temat szczepionek. 46 proc. przesyłanych dalej postów zawierało silny, choć fałszywy przekaz dotyczący związku szczepień z autyzmem. Tweety zawierające fakty i statystyki nie rozprzestrzeniły się daleko.

Klucz do tego, jak przyswajamy informacje, tkwi także w emocjach. Ten sam mechanizm, który tłumaczy, dlaczego kupujemy niepotrzebne rzeczy czy wybieramy słabych polityków, wyjaśnia również, dlaczego czasem zwyczajnie chcemy dać się oszukać. Dobrze obrazuje to eksperyment, który przeprowadziła psycholog społeczna Ziva Kunda z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Pokazała grupie badanych artykuł przedstawiający dowody na to, że kofeina może zwiększać ryzyko rozwoju torbieli piersi u kobiet. Większość uznała artykuł za przekonujący. Wyjątek stanowiły kobiety, które piją dużo kawy.

Tak jak lubimy utwierdzać się w przekonaniach, które już mieliśmy, równie często znajdujemy sposoby na odrzucenie dowodów, które nam się nie podobają. „Każda bezpośrednia próba powiedzenia: »Hej, mylisz się, musisz myśleć inaczej« nie działa, bo ludziom się to nie podoba” – stwierdza Stephan Lewandowsky, kierownik katedry psychologii poznawczej na Uniwersytecie w Bristolu. Jego zdaniem korekta, która zaprzecza głęboko zakorzenionej narracji, może z łatwością przynieść odwrotny skutek i sprawić, że ludzie będą trzymać się oryginalnych informacji silniej niż kiedykolwiek.

Opór wobec weryfikacji faktów może stać się szczególnie silny, gdy w grę wchodzi ideologia. Zgodnie z głośną teorią „poznania kulturowego” sformułowaną przez socjologa Dana Kahana z Uniwersytetu Yale – Amerykanie, którzy cenią indywidualizm, swobodę przedsiębiorczości i deregulację, mają tendencje do lekceważenia ryzyka związanego ze zmianami klimatu, nawet jeśli w pełni rozumieją, że nauka mówi zupełnie co innego.

Młodzi odporni

Czy można się jakoś wydobyć z tego błędnego koła? Okazuje się, że tak – bo ludzie w zasadzie wcale nie chcą wysyłać dalej w świat fake newsów. Z badania naukowców z University of Regina i Massachusetts Institute of Technology wynika, że część osób, które rozsyłają fałszywe twierdzenia na temat COVID-19, robi to dlatego, że po prostu niewystarczająco się zastanawia nad tym, co udostępnia. Jeśli te same osoby przed podzieleniem się informacją dostały komunikat „pomyśl, czy to, czym się dzielisz, jest prawdą”, udostępniały fake newsy w mediach społecznościowych rzadziej. Przy czym im dana fałszywa informacja mniej związana była z polityką, tym rzadziej była powielana.

Jest jeszcze jedna dobra informacja wynikająca z badań: im młodsi odbiorcy, tym odporność na internetowe bzdury jest wyższa, podobnie jak chęć weryfikacji faktów w różnych źródłach. Żeby sprawdzić, jak różne grupy wiekowe przetwarzają dezinformację, Eugene Loos i Jordi Nijenhuis z Uniwersytetu Utrechckiego stworzyli stronę, na której zamieścili kilkanaście fałszywych informacji dotyczących polityki. Następnie wykupili na Facebooku reklamy, żeby ich „produkt” dotarł do jak najszerszej liczby odbiorców. Udało się. Na przykład tekst o tym, że Unia Europejska domaga się przeniesienia Big Bena do Brukseli, bo zapłaciła za jego remont, w ciągu zaledwie tygodnia doczekał się 178 komentarzy. W zdecydowanej większości bardzo emocjonalnych. Największy odsetek wśród odbiorców tekstu, bo aż 24,7 proc., stanowiły osoby w wieku 55-64 lat. Wśród reagujących odbiorców nie było jednak zupełnie nikogo z grupy wiekowej do 24 lat, a aż 81 proc. stanowili użytkownicy powyżej 45. roku życia. Badacze ustalili też, że spośród komentujących i przesyłających tekst dalej niecałe 13 proc. w ogóle kliknęło na link i przeczytało coś więcej niż tylko tytuł i lead. A szkoda, bo każda z fałszywek zawierała niepozostawiający wątpliwości akapit informujący o tym, że została wyssana z palca.

Zeszłoroczne badanie prof. Andrew Guessa z Uniwersytetu Princeton wykazało, że to właśnie wiek o wiele bardziej niż przekonania polityczne determinuje podatność na fake newsy. Osoby powyżej 65. roku życia z większą częstotliwością czerpią informacje ze stron z fałszywkami. Przesyłają je dalej aż siedmiokrotnie częściej niż użytkownicy poniżej 29. roku życia.

Dlaczego tak się dzieje? Raczej nie dlatego, żeby z wiekiem ludzie mieli tracić zdolność do klarownego odróżniania prawdy od kłamstwa. W opublikowanym w maju tego roku badaniu Nadia Brashier z Uniwersytetu Harvarda stwierdziła, że starsi ludzie w warunkach laboratoryjnych lepiej niż młodsi odróżniali nagłówki fałszywe od prawdziwych. Problemem może być jednak to, że starsi ludzie w mediach społecznościowych mają węższy krąg znajomych i bardziej ufają tym, których do tego kręgu przyjmują.

Młodzież wydaje się wykazywać o wiele większym sceptycyzmem. Z brytyjskiego raportu Net Children Go Mobile wynika na przykład, że 61 proc. młodych porównuje teksty z różnych źródeł, żeby ustalić wiarygodność informacji.

Gdy rozum śpi

Z sondażu Ipsos przeprowadzonego w 27 krajach wynika, że 74 proc. badanych będzie chciało przyjąć szczepionkę przeciwko COVID-19. W Polsce to jednak zaledwie 56 proc. respondentów i pod tym względem jesteśmy w światowej czołówce – mniej chętnych jest tylko w Rosji (54 proc.). Jakie są powody niechęci? Wśród Polaków, którzy zaznaczyli, że „nie chcą” lub „raczej nie chcą” przyjąć szczepionki, dominują obawy o skutki uboczne (65 proc.). 44 proc. zaznaczyło odpowiedź „nie wierzę w jej skuteczność”, a 13 proc., że ryzyko związane z COVID jest niewystarczające. Szczególnie niepokoić może to, że 18 proc. badanych Polaków wskazało, iż z założenia są przeciwnikami szczepień. W 27 krajach ten odsetek wynosi 17 proc.

„Nie walczymy jedynie z epidemią. Walczymy z infodemią” – ostrzegał już w lutym Tedros Adhanom Ghebreyesus, szef Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Podczas tej samej konferencji w Monachium Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji, alarmował: „Dezinformacja to igranie z życiem ludzi. Dezinformacja może zabijać”. Od tego czasu na COVID-19 zmarło już prawie milion ludzi na świecie. Wiemy, że „infodemia” jest do niego w gruncie rzeczy podobna: też roznosi się drogą wirusową, nie ma na nią do tej pory szczepionki, ale tak samo jak rozprzestrzenianiu koronawirusa można jej zapobiegać, zachowując higienę i zdrowy rozsądek.

A co, jeśli ten ostatni jednak nie zwycięży? Przykład na to, jak rozdystrybuowane szeroko twierdzenia antyszczepionkowców poszły na konfrontację z rzeczywistością, miał już miejsce.

Dwa tygodnie przed tym, kiedy w szpitalach Wuhan zaczęli się pojawiać pierwsi pacjenci z objawami zakażenia nieznanym dotąd koronawirusem, wyspiarskie państewko na Oceanie Spokojnym ogłosiło stan wyjątkowy. Zakazano zgromadzeń publicznych, zamknięto szkoły i uczelnie. Wprowadzono godzinę policyjną, a osobom poniżej 17. roku życia zabroniono wychodzenia z domów. Miało to zapobiec szerzeniu się epidemii. Choroba, na którą zapadały głównie dzieci, początkowo wyglądała jak przeziębienie: stan podgorączkowy, katar, ból gardła, czasem zaczerwienienie oczu. Mało który rodzic zauważał, że w ustach dziecka, na błonie śluzowej tuż przy zębach, pojawiły się małe, białe plamki. Dopiero po kilku dniach choroba uderzała z pełną siłą: bardzo wysoką gorączką, dusznościami, sinicą, przyspieszonym tętnem, apatią, światłowstrętem i wysypką na całym ciele. W ciągu niespełna trzech miesięcy zachorowało 5,6 tys. osób. Zmarły 83, z czego 76 to dzieci, w większości poniżej czwartego roku życia.

To była odra. Choroba, której na Samoa nie widziano od końca lat 60. Tyle że wtedy ponad 90 proc. mieszkańców wyspy było zaszczepionych. W ciągu kolejnego pół wieku odsetek zaszczepionych spadł do 31 proc. Teraz o życiu i śmierci miało decydować nie tylko zaniedbanie szczepień – także przewodniczący kolektywu hodowców owoców kokosowych Edwin Tamasese.

To on nagłośnił w mediach społecznościowych informację o śmierci dwójki dzieci w lipcu 2018 r., wkrótce po podaniu im szczepionek (wiadomość ta trafiła nawet na fora polskich antyszczepionkowców). Późniejsze śledztwo wykazało, że pielęgniarki zamiast wody użyły do mikstury w zastrzyku środka zwiotczającego mięśnie. Ale informacja o „zabójczych szczepionkach” zdążyła już jednak nakręcić histerię.

Gdy przypadków odry zaczęło lawinowo przybywać, a dzieci umierały, rząd Samoa wraz z wprowadzeniem stanu wyjątkowego zarządził, że szczepienia mają być obowiązkowe. Rodzinom, których członkowie nie byli wcześniej szczepieni, nakazano wywieszenie przed domem czerwonych flag. Choć Tamasese wciąż grzmiał w mediach społecznościowych, że to „największa zbrodnia przeciwko narodowi”, a chorym z pewnością pomoże wyciąg z papai oraz witaminy C i A, już nikt go raczej nie słuchał. 34 dni od ogłoszenia stanu wyjątkowego 97 proc. Samoańczyków było zaszczepionych, a przewodniczącego antyszczepionkowego kolektywu aresztowano za „podżeganie do niewykonania nakazu władz”, za co grożą dwa lata więzienia.

Z informacji, jakie uzyskaliśmy w samoańskim Ministerstwie Zdrowia, wynika, że w tym roku na wyspie zaraziło się odrą 18 osób. Ostatni taki przypadek zdiagnozowano 13 stycznia. Nie umarł nikt. ©

AUTORZY są dziennikarzami Polsat News, stale współpracują z „Tygodnikiem”. Specjalizują się m.in. w tematyce społecznych i politycznych konsekwencji nowych technologii. Wspólnie napisali książkę „Strefy cyberwojny” (4eM, Warszawa 2018).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce międzynarodowej, ekologicznej oraz społecznego wpływu nowych technologii. Współautorka (z Wojciechem Brzezińskim) książki „Strefy cyberwojny”. Była korespondentką m.in. w Afganistanie, Pakistanie, Iraku,… więcej
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2020