Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sprzeczne opinie dotyczące dalekosiężnego wpływu na demografię i rynek pracy rzeczywistość zweryfikuje dopiero za kilka lat, szybciej za to przekonamy się, jak odbije się to na stanie finansów publicznych. Paradoksalnie samorządy wielkich miast, kontrolowane prawie wyłącznie przez opozycję, mogą postarać się o jak najsprawniejsze procedowanie wniosków i wypłat, licząc na to, że im więcej wypłynie pieniędzy, tym większy będzie to kłopot dla rządu.
Zwłaszcza że niektóre z zakładanych wpływów okazują się problematyczne. Ministerstwo Finansów, którego zastrzeżenia do ustawy „500 plus” w obecnym kształcie zostały pominięte, musiało przełknąć kolejną żabę: w zeszłym tygodniu przedstawiony przez ten resort projekt opodatkowania sprzedaży detalicznej (w kampanii obiecywany jako bat na obce hipermarkety) został poddany krytyce przez szereg istotnych środowisk na zapleczu obecnej władzy i w zasadzie trafił do kosza; w tym tygodniu rząd ma się zająć jego nową wersją, która m.in. nie potraktuje franczyzowych sieci małych sklepików na równi z dużymi firmami oraz nie będzie przewidywać wyższej stawki za handel w soboty.
Warte szczególnego odnotowania jest to, że wśród krytyków był wicepremier Morawiecki. Dało to asumpt do rozważań, że pozycja ministra Szałamachy w rządzie jest słabsza niż wicepremiera, ale i Morawiecki nie wydaje się mieć carte blanche – z porządku obrad rządu spadł strategiczny program rozwoju gospodarki nazwany jego nazwiskiem.
Spory w łonie ekipy gospodarczej o detale ustaw i liczby są czymś oczywistym, jednak w tym przypadku wygląda, jakby grono ludzi odpowiedzialnych za sfinansowanie i przeprowadzenie kluczowych i zapowiadanych od dawna zmian ruszyło do pracy bez dogadania się co do fundamentalnych założeń. Tym bardziej to niepokoi, że z poziomu 17 mld zł (przewidywany koszt „500 plus” w tym roku) przejdziemy zaraz do sporu o ponad 40 mld zł, bo tyle, wedle świeżych wyliczeń NBP, miałoby kosztować przewalutowanie frankowych kredytów hipotecznych. ©