Krzyżowcy północy

Aby istnieć, zakon krzyżacki potrzebował wroga. Dlatego stworzył sobie nad Bałtykiem własną Ziemię Świętą, wygodniejszą niż Palestyna.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Wielki mistrz Herman von Salza, twórca potęgi zakonu krzyżackiego, obraz z XVII-XVIII w., autor nieznany / DOMENA PUBLICZNA

Szpital powstał pod prowizorycznym dachem, zbudowanym z rozpiętych żagli okrętowych. Niemieccy krzyżowcy znosili do niego rannych podczas oblężenia Akki. Walczących chrześcijan dziesiątkowały nie tylko strzały muzułmanów, lecz także upał i głód. Był rok 1190, w Ziemi Świętej trwała trzecia krucjata, oddziały sułtana Saladyna zajadle broniły silnie ufortyfikowanego nadmorskiego miasta.

Gdy oblężenie zostało zakończone (chrześcijanie wygrali, przynajmniej chwilowo), żagle oddano kupcom z Bremy i Lubeki, ale szpital polowy istniał dalej, a nawet zyskał dla siebie budynek w Akce. Opieką nad chorymi zajęło się założone w tym celu bractwo religijne. Nie było w tym nic nadzwyczajnego: podobnych szpitali i działających przy nim bractw było w Ziemi Świętej sporo. Mnożyły się od czasu pierwszej krucjaty, która w 1099 r. zdobyła Jerozolimę. W powstałym wtedy Królestwie Jerozolimskim pełniły ważną funkcję służebną wobec napływających masowo z Europy pielgrzymów i osadników. W szpitalach nie tylko leczono rany i choroby, zapewniały też one bezpieczne schronienie i nocleg.

Na tym barwnym tle wyróżniało się bractwo pod przywództwem francuskiego rycerza Hugona z Payens, które poza opieką szpitalną nad pielgrzymami zobowiązało się w 1119 r. do zbrojnej ochrony niebezpiecznych szlaków łączących wybrzeże Morza Śródziemnego z Jerozolimą.

Taki pomysł połączenia życia duchowego, opieki nad chorymi i walki zbrojnej początkowo zaszokował współczesnych. Ale opór pomógł przełamać opat Bernard z Clairvaux, największy autorytet XII-wiecznej Europy. Zafascynowany nowym charyzmatem, pomógł ułożyć regułę dla raczkującego zakonu rycerskiego, który przyjął nazwę templariuszy – od ich siedziby w dawnej Świątyni Salomona (łac. templum, świątynia), nadanej im przez króla jerozolimskiego. Przed zakonem stanęło zadanie walki z muzułmanami, którzy stale zagrażali państewkom utworzonym przez krzyżowców (Królestwo Jerozolimskie było jednym z kilku). Templariusze wkrótce znaleźli naśladowców: rycerze włoscy utworzyli zakon joannitów.

Płaszcz z czarnym krzyżem

W bractwie, które prowadziło szpital niemiecki w Akce, ten założony w 1190 r., cesarze z rodu Hohenstaufów i feudałowie dostrzegli narzędzie, dzięki któremu mogliby kontrolować niemieckie interesy na Wschodzie. W 1198 r. papież zgodził się na przekształcenie bractwa w kolejny zakon rycerski. Nadał mu regułę, która łączyła reguły templariuszy (w zakresie walki z poganami) i joannitów (kwestie opieki nad chorymi). Otrzymali też podobny strój, tylko w innych kolorach: biały płaszcz z czarnym krzyżem. Nazwano ich cruciferi, noszący krzyże. Krzyżacy.

Istnieje też przekaz o znacznie starszych korzeniach zakonu. Oto bowiem już w pierwszej połowie XII w. – ściślej do 1187 r., gdy Saladyn zajął Jerozolimę – działał w tym mieście szpital prowadzony przez przybyszów z Niemiec. Krzyżacy nawiązali potem do niego w swojej nazwie (Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie), choć przedstawiali swoją działalność jako nową jakość, a nie prostą kontynuację. Szpital jerozolimski podlegał bowiem joannitom – co zakon ten przez długi czas wykorzystywał jako argument w sporze o zwierzchnictwo nad krzyżakami.

Rozwój zakonu nastąpił za rządów czwartego z kolei wielkiego mistrza krzyżaków. Herman von Salza był wybitnym dyplomatą. W dobie ostrego konfliktu cesarza z papieżem potrafił zręcznie lawirować między jednym a drugim, mnożąc sytuacje typu win-win. W efekcie obaj obsypywali krzyżaków beneficjami. Cesarz wydał przywilej zapewniający każdemu wstępującemu do zakonu darowanie długów. Papież udzielił odpustu dla wspierających zakon jałmużną: zamiast samemu sposobić się na krucjatę, wystarczyło wesprzeć finansowo krzyżaków.

Komturie i baliwaty

Z darami spieszyli też królowie i książęta: wsie, młyny, winnice i kościoły należące do krzyżaków mnożyły się w Palestynie, na Bałkanach, w Armenii Cylicyjskiej, Grecji, Włoszech, Niemczech i Hiszpanii. Podobnie jak templariusze, krzyżacy zręcznie pomnażali swoje majętności. Przykładowo, Kościół zabraniał pożyczania na procent, ale przy odrobinie zręczności można było to obejść. Jeden ze sposobów polegał na udzielaniu kredytu pod zastaw posiadłości na takich zasadach, że dłużnik przekazywał dochody z tej posiadłości kredytodawcy – w roli odsetek.

Do zakonu garnęli się młodsi synowie rycerstwa niemieckiego (pozbawieni widoków na karierę i odziedziczenie majątku, niejednokrotnie podejmujący życie zbójeckie), a także ludzie z warstwy tzw. ministeriałów, pośredniej między szlachtą a stanami niższymi. Płaszcz z czarnym krzyżem zapewniał rozsądną karierę i to bez względu na pochodzenie: sam mistrz von Salza pochodził z rodziny ministeriałów.

Zakon rozrastał się, powstawały kolejne komturie (okręgi), łączone potem w baliwaty pod kontrolą mistrzów krajowych (w XIII w. było ich już siedmiu). Komturie w Rzeszy uchodziły za bezpieczniejsze: zajmowały się nie wojaczką, lecz finansowaniem zakonu. Dla części rycerzy przeniesienie do Ziemi Świętej (czy potem do Prus) uchodziło wręcz za karę.

Wojny uliczne

Kiedy w 1210 r. Herman von Salza przyjmował insygnia wielkiego mistrza, zakon był w stanie wystawić tylko dziesięciu zbrojnych. Pod względem militarnym krzyżacy jeszcze długo znaczyli niewiele, ale dzięki zręcznym działaniom von Salzy podczas krucjaty cesarza Fryderyka II ranga zakonu rosła.

Cesarz pojechał na tę wyprawę wyklęty przez papieża. Ta otwarta wrogość między dwiema potęgami chrześcijańskiego świata stwarzała, jak już wspomnieliśmy, pole do popisu dla wielkiego mistrza. Von Salzę dopuszczano na najważniejsze narady wojenne, w efekcie rosło poważanie okazywane jego zakonowi. Regułę krzyżacką przyjmowało coraz więcej chętnych, mnożyli się też confratres, którzy nie przyjmowali stałych ślubów.

Wzorem templariuszy i joannitów, krzyżacy zaczęli wznosić w Ziemi Świętej zamki. Na północny wschód od Akki wybudowali w XIII w. największy z nich, Montfort. Kolejne stawiali w strategicznych miejscach, zwłaszcza wzdłuż granic Królestwa Jerozolimskiego: służyło to odstraszaniu najeźdźców i kontroli nad szlakami.

Prężnie rozwijający się zakon budził niepokój joannitów i templariuszy. Ci drudzy oskarżyli nawet krzyżaków o… przywłaszczenie białych płaszczy z krzyżem. Starszemu zakonowi nie podobało się i to, że krzyżacy lawirują między cesarstwem a papiestwem, bo sami popierali Rzym. Na tym tle dochodziło nawet do krwawych rozpraw: w 1241 r. templariusze zaatakowali siedzibę krzyżaków w Akce i wymordowali wszystkich, których uważali za popleczników cesarza. Kilkanaście lat później na ulicach Akki rozgrywała się tzw. wojna świętego Saby, nazwana tak od klasztoru, który na zmianę wydzierały sobie stronnictwa kupców weneckich i genueńskich. W walkach uczestniczyły też trzy zakony rycerskie, wzajemnie wyrzynając się na ulicach.

Hekatomba

W piątej dekadzie istnienia krzyżacy – obecni już wtedy na stałe także nad Morzem Bałtyckim – stanęli na krawędzi unicestwienia. Klęska za klęską spadała na nich na kilku frontach.

I tak, w Inflantach ich wojska rozbił w 1242 r. Aleksander Newski, książę Nowogrodu Wielkiego (dając w ten sposób odpór ich apetytom także na ziemie ruskie). W Prusach trwało powstanie podbitej ludności. Z kolei w 1244 r. na Królestwo Jerozolimskie uderzyła armia mameluków i wojska królewskie, choć wzmocnione kontyngentami templariuszy, joannitów i krzyżaków, poniosły straszną klęskę pod La Forbie. Z oddziału krzyżackiego liczącego 400 zbrojnych (nie wszyscy byli braćmi zakonnymi) ocalało trzech zakonników.

Siły z trudem odbudowano, przysyłając posiłki z europejskiego zaplecza. Tymczasem wkrótce doszło do kolejnego pogromu: podczas krucjaty prowadzonej tym razem przez francuskiego króla Ludwika IX Świętego. W bitwie pod al-Mansurą w 1250 r. zginęli lub dostali się do niewoli prawie wszyscy rycerze zakonni wspierający armię królewską.

Kilka lat później marszałek zakonu Piotr z Koblencji skarżył się, że po tej masakrze placówki w Ziemi Świętej nie otrzymały należytego wsparcia od europejskich prowincji. Wszystkie środki pochłaniały już bowiem wojny nad Bałtykiem. W drugiej połowie XIII w. wielcy mistrzowie coraz częściej zaniedbywali pierwotne powołanie zakonu. Woleli tworzyć własną Ziemię Świętą na północy i tam ściągać europejskich rycerzy: wyprawa do Prus miała, w świetle papieskich przywilejów, tę samą rangę, co krucjata do Palestyny. Zakon był krytykowany, że odciąga siły ludzkie i materialne od coraz bardziej zagrożonego Królestwa Jerozolimskiego.

Mury Akki

Ostatnim mistrzem, który troszczył się o losy Palestyny, był Anno von Sangerhausen, który w 1256 r. przywiózł do Akki posiłki i pieniądze, za które skupywał posiadłości od uchodzących z wolna do Europy osadników. Udało mu się też doprowadzić do porozumienia z joannitami i templariuszami: odtąd zakony miały współpracować, a wszelkie konflikty rozwiązywać na drodze pokojowej.

Jednak epoka krzyżowców w Palestynie dobiegała końca. Mamelucy rośli w siłę, zjednoczyli Damaszek, Aleppo i Egipt, z roku na rok zacieśniali pierścień wokół ostatnich miast łacinników. W 1268 r. padły Antiochia i Jaffa, a w 1271 r. po pięciu tygodniach oblężenia mamelucy wdarli się do fortecy joannitów Krak des Chevaliers, uchodzącej dotąd za niezdobytą. Krzyżacka załoga Montfort patrzyła na to z przerażeniem. Wkrótce mamelucy, wyposażeni w katapulty i inne machiny oblężnicze, stanęli pod ich murami. Okazało się, że umiejscowienie zamku na stromym zboczu nie chroni go od ostrzału. Muzułmanie pod murami wydrążyli podkop, który doprowadził do zawalenia się zewnętrznych murów. Załoga poddała się po siedmiu dniach. Sułtan pozwolił garnizonowi odjechać do Akki, a mury Montfort zrównał z ziemią.

Utrata flagowej fortecy sprawiła, że wielcy mistrzowie stracili resztę skrupułów i skierowali całą uwagę na północ. Życzliwi im historycy spekulują, że mogło chodzić o długofalową strategię, że po usadowieniu się w Prusach zakon miał potężnymi siłami wesprzeć palestyńskich krzyżowców. Tymczasem jednak placówkę krzyżacką w Ziemi Świętej pozbawiono nawet najwyższych urzędników zakonu. To dlatego w 1291 r. oddziałem krzyżackim podczas obrony Akki, ostatniej twierdzy łacinników, dowodził preceptor Sycylii Henryk Boland. Kiedy mamelukom udało się zrobić wyłom w murach, walka przeniosła się na ulice. W swoich silnie ufortyfikowanych domach zakonnych bronili się templariusze, joannici i krzyżacy. Rycerze Bolanda odparli pierwszy szturm, ale ulegli kolejnemu. Niedobitkom udało się przebić do portu i uciec statkami na Cypr.

Winą za upadek Akki opinia europejska obarczała zakony rycerskie. Zarzucano im, że zeszli z murów, że nie walczyli do końca. Jeden z roczników z przełomu wieków XIII i XIV głosił: „Wielu ludzi twierdziło, że gdyby bracia z tamtejszych zakonów rycerskich wraz z innymi tam obecnymi pracowali wspólnie, miasto by nie upadło”.

Mysz w sakwie

Faktem jest, że krzyżacy wcześnie przestali się łudzić, iż Królestwo Jerozolimskie zdoła się utrzymać. O ile całość wysiłku gospodarczego i politycznego joannitów i templariuszy była stale skierowana na Palestynę, krzyżacy szybko zaczęli rozglądać się wokół, szukając także dróg uzyskania politycznej niezależności.

Mistrz Herman von Salza zrobił tak dobre wrażenie na królu węgierskim Andrzeju II, że ten w 1211 r. postanowił nadać zakonowi ziemię w Siedmiogrodzie, aby walczył tam z pogańskimi Połowcami. Król chciał nie tylko zabezpieczyć granice – dzięki ewangelizacji mieczem jego państwo, jak to ujął w akcie nadania, „miało ulec rozszerzeniu”. Krzyżacy tymczasem przystąpili do sprowadzania osadników. Wznosili kolejne grody i wkrótce wykroczyli poza granice nadanej im ziemi. W ich interesie zadziałał papież, wyjmując podległe im tereny spod zwierzchnictwa miejscowego biskupa, a potem zapewniając zakonnikom autonomię polityczną. Tego było dla Andrzeja II za wiele: w 1225 r. zebrał wojska i wyrzucił krzyżaków z Węgier. Papieżowi wyjaśniał potem, że zakon był „jak ogień w piersiach, jak mysz w sakwie podróżnej, jak żmija w łonie”.

Kolejną akcję Herman von Salza przygotował o wiele staranniej. Oto książęta polscy zwrócili się do niego o pomoc w walce z najazdami pruskimi na Mazowsze. Nie wiadomo, czy wiedzieli o wydarzeniach na Węgrzech. Projekt wyszedł od księcia śląskiego Henryka Brodatego: bracia jego żony Jadwigi znali osobiście wielkiego mistrza.

Granica pruska od dawna płonęła: Prusowie wdzierali się głęboko w domenę księcia Konrada Mazowieckiego, paląc wsie i uprowadzając mieszkańców. Książęta porozumieli się, tworząc tzw. stróżę: obsadzając przygraniczne grody i osady załogami pochodzącymi z różnych dzielnic. Ale wzajemna niechęć dowódców i nieufność między książętami sprawiły, że projekt upadł już po roku. Wtedy pojawił się pomysł: zapewnijmy sobie bezpieczeństwo, sprowadzając zakon rycerski.

Gra z szulerem

Książę Konrad spotkał się z wielkim mistrzem w 1225 r., a trzy lata później wystawił dla krzyżaków dokument nadania ziemi chełmińskiej. Zakonnicy mieli uzyskać wobec poddanych i dochodów z ziemi podobne uprawnienia jak kasztelan. Przynajmniej tak to rozumiał piastowski książę.

Tymczasem krzyżacy zaplanowali intrygę, w której koncertowo go ograli. Książę wyobrażał sobie – podobnie jak wcześniej Andrzej II – że krzyżacy oddadzą mu wszystkie ziemie zdobyte podczas walk z Prusami. Tymczasem oni w 1230 r. uzyskali od papieża „potwierdzenie” Konradowego nadania, ale jego streszczenie podyktował von Salza. W ten sposób papież podpisał się pod dokumentem głoszącym, że nadanie dotyczyło też wszystkich ziem, które zdobędą krzyżacy. Pominął przy tym milczeniem biskupa Prus Chrystiana. Biskup ten wkrótce dostał się do niewoli Prusów. Krzyżacy nie tylko nie pospieszyli mu z pomocą, ale pozbawili majątków i władzy w diecezji. Kiedy wrócił, znalazł – dosłownie – zgliszcza: zakonnicy spalili jego siedzibę.

Z kolei w 1235 r. von Salza uzyskał wsparcie swego przyjaciela i protektora zakonu, cesarza Fryderyka II. W tzw. złotej bulli z Rimini cesarz jako zwierzchnik chrześcijaństwa potwierdzał nadania dla krzyżaków i ich władzę na zdobytych ziemiach, a wielkiego mistrza zrównał w uprawnieniach z książętami Rzeszy. Dokument opatrzono wsteczną datą 1226 r. (stąd do dziś w szkolnych podręcznikach pokutuje pod tym rokiem „sprowadzenie krzyżaków do Polski”). Bulla wiązała ręce Konradowi Mazowieckiemu, który powoli orientował się, że zakonnicy wyprowadzili go w pole. Ale jak walczyć z przeciwnikiem zaopatrzonym w dokumenty papieża i cesarza? I nie mając, jak Andrzej II węgierski, silnej armii w zanadrzu?

Taniej, bliżej i bezpieczniej

Własne państwo w Prusach stało się dla zakonu naturalną przystanią po upadku Akki. Zwłaszcza że Zygfryd von Feucht- wangen, po 1291 r. rezydujący w klasztorze św. Trójcy na Wyspie Celnej w Wenecji, nie czuł się w Italii bezpiecznie. Jego szpiedzy na dworach europejskich donosili mu o narastającej niechęci wobec zakonów rycerskich i pętli zaciskającej się wokół templariuszy. Król Francji Filip IV Piękny knuł intrygę, mającą z zakonników uczynić heretyków, a jemu pozwolić na przejęcie legendarnych skarbów (pisaliśmy o tym tutaj >>>). W 1309 r. Feuchtwangen uznał, że bezpieczniej będzie przenieść się do Prus. Nową siedzibą wielkiego mistrza stał się zamek w Malborku, rozbudowywany od kilkudziesięciu lat.

Siły krzyżaków w szybko powiększającym się państwie pruskim nigdy nie były wielkie, raczej nie przekraczały liczby 700 braci. Sukcesy militarne zakonnicy zawdzięczali rycerzom przybywającym z Europy. Aby zachęcić ich do wsparcia, uzyskali przywileje papieskie nadające podbojowi Prus rangę krucjaty. Odtąd rycerze europejscy – głównie z Niemiec, ale także z Anglii czy Francji, a do połowy XIII w. także z księstw polskich – zamiast wybierać się do Palestyny, wypełniali śluby krzyżowe poprzez udział w zakonnych podbojach. Było taniej, bliżej i bezpieczniej.

Trzon armii krzyżowych stanowiła ciężka jazda braci, wyposażona w zbroje, kopie i miecze. Atakowali w formacji zwanej klinem. Stosowano taktykę wyniesioną z Ziemi Świętej: oddziały wdzierały się w głąb wrogich ziem i szukały miejsca dogodnego do budowy grodu, łatwego do zaopatrzenia np. drogą rzeczną. Otoczone drewnianą palisadą i fosą fortece (od wieku XIV – kamienne zamki) obsadzano garnizonem, a główne siły wycofywano. Zza murów załogi dokonywały niszczycielskich ataków na okoliczne wioski – aż do przybycia następnej wyprawy, która posuwała się dalej, zajmując kolejne tereny.

Spalona ziemia

W miarę podboju opór Prusów krzepł, ich podzielone dotąd plemiona zaczęły współpracować, sprowadzano też zza granicy lepszą broń. Podczas tzw. powstań pruskich krzyżacy wdrożyli więc taktykę spalonej ziemi: niszczyli wioski i pola, wybijali w pień wszystkich mężczyzn i chłopców, a kobiety uprowadzali w niewolę.

Krzyżacy mieli papieski przywilej przyjmowania ludzi ekskomunikowanych, ponadto gwarantowali odpuszczenie grzechów tym wszystkim kandydatom, którzy mieli na sumieniu morderstwo, rozbój czy spalenie czyjegoś domu (a nawet kościoła). Zakon stał się więc miejscem ucieczki dla zbrodniarzy – i takie jest jedno z wytłumaczeń potwornych brutalności, do jakich dochodziło podczas wypraw. Dla opowiadającego o nich kronikarza Piotra z Dusburga nie były one jednak powodem zgorszenia. Pisał za to: „Ile niewygód, ile niebezpieczeństw, ile uciążliwości wytrzymali bracia (...) w okresie tych prześladowań [czyli powstań pruskich – red.]. Nie było prawie godziny, w której mogliby spokojnie najeść się chleba do sytości, nie będąc wzywani do walki z wrogami”. „Nikt nie zaprzeczy, że tak było, nikt jednak nie zapisał, ile od tych cnót wycierpieli Prusowie” – skomentował to historyk Gerard Labuda.

Zwycięstwo odniesione w przeciągu wieku XIII nad Prusami nie zaspokoiło krzyżackich apetytów. Ideologia krzyżowa nie pozwalała osiąść na laurach: by dowieść sensu swojego istnienia, musieli stale walczyć z poganami. W końcu według jednej z zakonnych legend wielki mistrz Konrad von Feuchtwangen miał podczas ucieczki z płonącej Akki zapowiedzieć, że jego zakon pomści hańbę na poganach nad Bałtykiem (w istocie mistrza w Akce wtedy nie było).

Kolejnym celem wypraw zakonnych stały się więc ziemie litewskie. W wieku XIV istotnym elementem kariery szanującego się europejskiego rycerza było uczestnictwo w krzyżackich rejzach, czyli napadach na terytoria pogańskich wtedy jeszcze Litwinów. Był to sposób nękania nieprzyjaciela wyniesiony z doświadczeń palestyńskich. Podczas tych łupieskich wypraw palono wsie i grody, mieszkańców uprowadzając i zagarniając łupy.

Równia pochyła

Charyzmat zakonny wymagał od krzyżaków nieustannej walki o wiarę, a do niej potrzebni byli poganie. Dlatego decyzja litewskiego księcia Jagiełły z 1386 r., aby przyjąć chrzest (jak to wówczas było w zwyczaju, wraz z całym krajem) i poślubić władającą Polską Jadwigę (dając tym samym Litwie mocnego sojusznika), kładła kres krzyżackim aspiracjom.

Zakon tracił wroga, a więc także ideologiczną rację bytowania w Prusach. Groził mu los templariuszy, zlikwidowanych dekretem papieskim. Dlatego krzyżacy rzucili wszystkie siły dyplomatyczne, aby dowodzić na dworach europejskich, że Jagiełło jest fałszywym chrześcijaninem, a Litwini pozostali poganami. Takie były m.in. korzenie wielkiej wojny polsko-krzyżackiej, w której Jagiełło pod Grunwaldem zgotował krzyżakom i ich zachodnim gościom klęskę na miarę La Forbie.

Jeszcze w 1404 r. Stolica Apostolska, która nie miała wątpliwości co do nawrócenia Jagiełły, cofnęła krzyżakom prawo prowadzenia misji. Po roku 1410 i Grunwaldzie, a także po znakomitej akcji dyplomatów polskich na soborze w Konstancji w latach 1414-15 (m.in. podważyli ideę walki zbrojnej z poganami), już mało kto w Europie wierzył w sens istnienia w Prusach zakonu krzyżowego.

Zakończyły się rejzy i wizyty zachodnich rycerzy. Wiek XV to czas zeświecczenia krzyżaków: Malbork coraz mniej różnił się od dworów książęcych, a zakon stał się bezpieczną przystanią – „szpitalem”, jak mówiono, dla młodszych synów szlacheckich. Przyjmując biały płaszcz i nie zawracając już sobie głowy ubóstwem czy czystością, zapewniali sobie wygodne życie w państwie zakonnym.

Jednocześnie narastały napięcia między zakonem a społeczeństwem zakonnego państwa. Zarządzanie nim leżało wyłącznie w rękach krzyżaków. W końcu świeccy rycerze i mieszczanie, obłożeni mnóstwem podatków i mający niewiele do powiedzenia we własnym kraju, sprzymierzyli się z królem Kazimierzem Jagiellończykiem. Doprowadziło to do wojny trzynastoletniej (1454-66): przegrana przez krzyżaków, zakończyła się obróceniem pozostałości zakonnego państwa w lenno Korony Polskiej.

Krzyżakom groziło, że ktoś zechce ich w końcu wysłać tam, gdzie rzeczywiście trzeba było bronić chrześcijaństwa, np. do walk z Tatarami i Turkami. Trwanie przy choćby resztkach charyzmatu krzyżowego było pułapką. Świetnie zdawał sobie z tego sprawę książę Albrecht Hohenzollern, wielki mistrz od roku 1511. Dlatego z zainteresowaniem przeczytał w 1523 r. list otwarty do członków zakonu krzyżackiego autorstwa Marcina Lutra: przywódca Reformacji wezwał w nim zakonników do odrzucenia reguły. Wielki mistrz spotkał się z Lutrem w Wittenberdze i usłyszał radę: rozwiąż zakon, ożeń się i stwórz w Prusach świeckie państwo. Podobno nic nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął.

Epilog nastąpił dwa lata później na krakowskim rynku. Albrecht złożył hołd lenny swojemu wujowi Zygmuntowi Staremu. A towarzyszący mu rycerze na znak likwidacji państwa zakonnego w Prusach zdarli z płaszczy czarne krzyże.

Nie był to koniec historii: świeckie państwo pruskie miało w przyszłości odegrać w niej istotną rolę. Ale był to koniec złotego wieku zakonu rycerskiego utworzonego 327 lat wcześniej. ©℗



Do łóżka w butach

KRZYŻACKA REGUŁA nakazywała tak w czasie pokoju, jak i wojny odmawiać wszystkie modlitwy kanoniczne (liturgia godzin). Podczas jutrzni 14 razy recytowano „Ojcze nasz”, podczas pozostałych modlitw w ciągu dnia po 7 razy, a na nieszpory 9 razy. Siedem razy w roku należało przystąpić do komunii. Wiele modlitw zanoszono w intencji dobrodziejów zakonu i poległych współbraci. Mięso wolno było jeść trzy razy w tygodniu, a we wszystkie piątki między świętem Wszystkich Świętych a Wielkanocą przestrzegano postu ścisłego. Podobnie jak templariuszom, reguła zabraniała krzyżakom ozdabiania zbroi i uprzęży złotem, srebrem i jaskrawymi kolorami. Nie ubierali hełmów z fantazyjnymi rogami, jak lubią ich przedstawiać twórcy gier wideo.

Mniej poważne przewinienia karano chłostą. Rycerz, który wdał się w bójkę albo spędził noc poza klasztorem, musiał przez wyznaczony okres pracować wspólnie z braćmi służebnymi i jadać ze służbą. Jeśli spiskował, zabił chrześcijanina, zataił własność osobistą, zgrzeszył cieleśnie lub zniszczył dokumenty zakonne – czas takiej kary wynosił rok.

Ascetyczne zasady uległy osłabieniu podczas wojen z Prusami i Litwinami. W XIV w. wielcy mistrzowie podejmowali próby naprawy zakonnej duchowości. Walce z nierządem służyło np. przypomnienie starych przepisów, według których zakonnicy powinni sypiać we wspólnym dormitorium, przy zapalonym świetle, w koszulach, spodniach i butach. Próby reform wywoływały opór rycerzy. Wielki mistrz Werner von Orseln został w 1330 r. zamordowany w bramie kościoła przez brata, którego wcześniej ukarał za brak dyscypliny. ©(P) MaM



Średniowieczni Machabeusze

ZAKON to „wybrana winnica Pana Zastępów, którą Ty, Jezu Chryste, założyłeś i dla której grunt przygotowałeś. Posadziłeś w niej korzenie, a ona bujnie pokryła ziemię, przeniosłeś ją potem i wygnałeś narody z ziemi pruskiej i inflanckiej, i tam ją zasadziłeś, i tak latorośle swe rozpostarła aż do morza” – tak ideologię zakonną wyraził XIV-wieczny kronikarz krzyżacki Piotr z Dusburga. Jego dzieło obfituje w metafory biblijne. W jej świetle krzyżacy są spadkobiercami Abrahama (ojca wiary), Mojżesza (który zawarł przymierze z Bogiem), Jozuego (zdobywcy Ziemi Obiecanej), Dawida (zdobywcy Jerozolimy) czy nawet Machabeuszy. Bracia krzyżaccy, „tak jak Juda Machabeusz, oczyścili święte miejsca ziemi pruskiej, które wcześniej poganie zbezcześcili bałwo- chwalstwem” – pisał kronikarz. W niezbyt bogatych bibliotekach klasztornych zawsze znajdowały się tłumaczenia Starego Testamentu: to stamtąd rycerze wywodzili swój charyzmat wojowników z siłami zła.

Malunki w zamkach, kościołach i kaplicach krzyżackich podkreślały palestyński rodowód zakonu. W Malborku kaplicę zamkową Panny Marii i pałac wielkiego mistrza rozmieszczono na wzór Świątyni Jerozolimskiej i pałacu Salomona. W swoim państwie zakon szerzył kult Bożego Grobu, Krzyża Świętego i nade wszystko swojej patronki Matki Bożej. Rejzy tradycyjnie wyruszały w święta maryjne, a goście zakonu walczyli pod sztandarami z wizerunkiem Maryi. ©(P) MaM

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2020