Kolej – filar Ukrainy. Korespondencja Pawła Pieniążka

Podczas wojny ukraińska kolej stała się jednym z filarów, na których oparło się państwo. Ewakuuje cywilów, przewozi broń i przynosi nadzieję.
z obwodu charkowskiego (Ukraina)

03.10.2022

Czyta się kilka minut

Pierwszy od pół roku ukraiński pociąg przybył do miasta Bałaklija, 14 września 2022 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK
Pierwszy od pół roku ukraiński pociąg przybył do miasta Bałaklija, 14 września 2022 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK

Z napisu na dworcu zostały ­tylko dwie litery: „BA”. Obok straszy dziura, zapewne wybita przez falę uderzeniową. Na peronach pusto. Stoją wagony, zapewne tkwiące tu od dawna. Przynajmniej od pół roku, gdy w pierwszych dniach inwazji na Ukrainę rosyjskie wojska wkroczyły do Bałakliji. W tym mieście w obwodzie charkowskim do 24 lutego mieszkało niemal 27 tys. ludzi – obecnie została z nich tylko nieznaczna część.

– Nie wiem, ile osób zostało w mieście, ale w tej okolicy bardzo mało. W moim domu są czterdzieści dwa mieszkania, a zostało nas pięć-siedem osób, w tym jedna para. Jesteśmy jak mamuty, które nie wymarły – śmieje się 69-letni Mykoła. Emerytowany oficer, przez lata dorabiał do skromnej emerytury remontując telewizory.


ZOBACZ TAKŻE:

Ukraińcy wciąż pomagają swojej armii, często wysupłując ostatnie pieniądze i resztki sił >>>>


Od miesięcy w Bałakliji nie było prądu, wody, a w większości miasta także gazu. Mieszkańcy byli zupełnie odcięci od informacji. W trakcie okupacji Mykoła czuł się, jakby mieszkał w głuszy, w której jedyne rządy sprawował chaos. – Wciąż do mnie nie dociera, kto tu był i co robił – wspomina. – Czułem się jak w pokoju przejściowym. Kto chciał, wchodził, kto chciał, wychodził. A jak się dało, to też przez okno wlazł.

Ukrzaliznycia

Tego dnia Mykoła szedł akurat do domu przez teren dworca, gdy natknął się na niecodzienny widok. Nowy pociąg, jednowagonowy tylko, z ukraińskimi flagami i w barwach niebiesko-żółtych. Wcześniej kursujący między stołecznym Kijowem a lotniskiem Boryspol. Jako że ruch samolotowy ustał, przedstawiciele Ukrzaliznyci – kolei państwowych – postanowili wysłać go na bardziej wymagające trasy.

To był pierwszy pociąg pasażerski, który przyjechał do Bałakliji. Na pokładzie jechało nim kierownictwo Ukrzaliznyci. Przez trzy dni podejmowało wysiłki, by dostać się do miasta. Po sprawdzeniu trasy uruchomili regularne rejsy. Kolejnego dnia pociągi zaczęły już kursować dwa razy dziennie na relacji Charków–Bałaklija.

Mimo poniszczonej infrastruktury, ten pierwszy skład dotarł do miasta już tydzień po odzyskaniu go przez ukraińską armię. Szybciej, niż udało się przywrócić wodę bieżącą czy łączność w mieście, a nawet zanim udało się ustalić, kto rządzi miastem. Bo mer, choć zarzekał się, że tego nie zrobi, poszedł na współpracę z Rosjanami, a prokuratura wszczęła przeciwko niemu sprawę o zdradę państwową.

W ten sposób Ukrzaliznycia stała się drugą – po policji – instytucją, która pojawiła się w Bałakliji. – Ważne, by powrót Ukrainy na te terytoria nie był tylko formalnością, wetknięciem flagi i tyle. Chcemy zadbać o ludzi, pokazać, że przejmujemy się ich losem, i dać im dobre połączenia – mówi Ołeksandr Percowski, kierownik ds. przewozów pasażerskich.

Trzy próby

Zerwane trakcje, zniszczony most, podziurawione tory, wszechobecne miny – to główne problemy, które stały na przeszkodzie, by wznowić ruch kolejowy między Charkowem a odzyskanymi terytoriami w tym obwodzie.

Gdy pierwszego dnia mały pociąg (polskiej produkcji: Pesa 620M) wyruszył do Bałakliji, zatrzymał się daleko od celu. Na trasie wciąż pracowali saperzy. Musieli rozminować nie tylko tory, ale także obszar szerokości do metra od torów, aby nie było wątpliwości, że droga jest bezpieczna.

Za saperami szła brygada remontowa, która od razu łatała usterki. Wyciągali uszkodzone części torów i wymieniali na nowe. W większości to prowizorka, by naprawy przebiegały bez zwłoki, a mieszkańcy mogli jak najszybciej ujrzeć pociągi na stacjach swoich miejscowości.

Drugiego dnia znowu trafili na saperów. Ołeksandr Kamyszin, szef Ukrzaliznyci, nadzorował cały ten proces na miejscu. Słyszał kolejne wybuchy neutralizowanych ładunków. W ciągu godziny trzy lub cztery. Ostatni okazał się fatalny: zginęło dwóch saperów.

Kamyszin twierdzi, że na tej trasie miny były bardzo podłe. Jedne reagowały na nacisk, drugie na wibracje, a inne wybuchały, gdy ktoś wszedł w naciągniętą linkę. Na drodze do Bałakliji bywało, że naciąg znajdował się na jednym torze, a mina na drugim.

Po drodze natrafiali na przeróżne znaleziska. Jak choćby porzuconą rosyjską pozycję tuż przy torach. Były tam blindaże, gdzie spali rosyjscy żołnierze, rozrzucone jedzenie. Znajdowała się tam także pozycja strzelnicza, przy której leżały rozrzucone klocki Lego. Co tam robiły? Zapewne nigdy się tego nie dowiemy, bo Rosjanie zniknęli stąd na początku września, gdy ukraińska armia przełamała ich obronę i w ciągu kilku dni zajęła większość obwodu charkowskiego, zmuszając żołnierzy wroga do pośpiesznej ucieczki.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

LAST MINUTE DO TBILISI. ROSJANIE UCIEKAJĄ DO GRUZJI >>>>


Dlatego pociąg przyjechał do miasta bez wcześniejszej zapowiedzi.

– Nie lubimy ogłaszać rzeczy, których jeszcze nie zrobiliśmy – mówi Kamyszin.

Dopiero po tym, jak sami przyjechali na miejsce i przekonali się, że droga jest możliwa do pokonania, oficjalnie wprowadzili pociąg do rozkładów.

Pociągi na ratunek

Ukrzaliznycia od pierwszych godzin rosyjskiej inwazji stała się kluczowa pod wieloma względami. Gdy miasta i wsie w całej Ukrainie były ostrzeliwane, a wielu ludzi w ostatniej chwili decydowało się na ucieczkę, mogli liczyć na bezpłatne pociągi ewakuacyjne.

Tak było przykładowo 24 lutego w Charkowie. Gdy Rosjanie znajdowali się już na rogatkach miasta, a jego losy ważyły się z każdą minutą, na dworcu spodziewano się pociągu pospiesznego do Kijowa. Oczekujący na niego ludzie przyglądali się z niepokojem czołgom jadącym przez wiadukt, jeszcze nie do końca rozumiejąc, że ich kraj stanął w obliczu śmiertelnego zagrożenia.

Pociąg spóźnił się kilka godzin, ale w końcu przyjechał na stację Charków Pasażerski, gotowy zabrać wszystkich z dala od niebezpieczeństwa. Pracownice kolei ustawiły oczekujących w kolejkach do każdego wejścia tak, by nikt się nie pchał ani by ludzie nie tłoczyli się niepotrzebnie w kilku wagonach. Pasażerowie spokojnie zajęli wolne miejsca. Tego dnia większość uciekających z miasta wybrała samochody, więc ewakuacja pociągiem przebiegała – jeśli można to tak określić – w luksusowych warunkach.

W kolejnych miesiącach w taki sposób wywożono ludzi z miejsc, gdzie zawitała wojna – jak Bucza, Irpień, Charków, Siewierodonieck, Łysyczańsk, Łyman, Kramatorsk czy Słowiańsk. Ratując ludzi z opresji tak długo, jak tylko było to możliwe.

Często pracownicy Ukrzaliznyci ryzykowali życiem, by ratować tych, którzy znaleźli się w potrzebie. Infrastruktura i składy często były ostrzeliwane, przynosząc krwawe żniwa. Najtragiczniejszy był kwietniowy ostrzał dworca w Kramatorsku: na ludzi czekających na pociąg ewakuacyjny spadły dwie rakiety, zabijając 60 osób, w tym 7 dzieci, a ponad 110 raniąc.

Wszystko, co najlepsze

Łącznie od 24 lutego zginęło 238 pracowników Ukrzaliznyci, choć przeważnie pełniąc służbę wojskową. Wprawdzie większość zatrudnionych w kolejach państwowych nie podpada pod mobilizację ze względu na strategiczne znaczenie tej instytucji, ale aż 8 tys. pracowników Ukrzaliznyci dołączyło do armii.

Każde zniszczenie infrastruktury było natychmiast remontowane i rzadko kiedy zdarzało się, by połączenie zostało przerwane na dłużej niż kilka godzin. Kamyszin twierdzi, że od 24 lutego Ukrzaliznycia odbudowała tymczasowo ponad 30 mostów i więcej niż tysiąc segmentów torów.

– Nie jesteśmy idealną organizacją, ale w czasie wojny udało nam się zmobilizować wszystko, co w nas najlepsze. To znaczy dyscyplinę, sprawne zarządzanie, ludzi, którzy są na swoim miejscu i nie traktują tego jako pracy, lecz jest to dla nich całe życie – mówi Percowski.

W rezultacie to pociągami miliony ludzi mogły wyjechać w głąb kraju lub za granicę, przede wszystkim do Polski.

Pociągi pasażerskie puszczano też w objazdy po starych, dawno nieużywanych torach. Wlekły się, rzęziły, ale docierały do celu, choć często z wielogodzinnymi opóźnieniami. Na dworcach ludzie musieli koczować czasami przez długie godziny. Dlatego starano się zapewnić im minimum komfortu – wodę, światło, ogrzewanie i dostęp do internetu. Niemal wszędzie znajdowały się stoiska wolontariuszy i organizacji pomocowych, które oferowały ciepły posiłek lub informację.

Ukrzaliznycia zajmowała się nie tylko ratowaniem cywilów. Przewoziła także pomoc humanitarną dla terytoriów bliżej frontu, a przede wszystkim – choć nikt z przedstawicieli tej firmy ani ukraińskich władz nie komentuje tego – ładunki wojskowe. Zazwyczaj okrywane płaszczem nocy, eszelony czołgów, artylerii, wozów bojowych piechoty zmierzały ku wschodnim i południowym rubieżom. Były one kluczowe dla sprawnego przemieszczenia broni przez rozległy kraj.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

RODZINA ZOSTAŁA ZA RZEKĄ. KORESPONDENCJA Z OBWODU CHARKOWSKIEGO >>>>


Kolej była także strategicznym celem Rosjan. Dlatego utrata przez nich większości obwodu charkowskiego jest teraz bolesnym ciosem. – Przez te terytoria Rosjanie wieźli nie tylko wsparcie na Ługańszczyznę, ale także przez obwód doniecki i zaporoski do obwodu chersońskiego. Teraz ten łańcuch dostaw został przerwany – wyjaśnia Kamyszin.

Bili i bili

Rowerami na dworzec w Bałakliji podjeżdża para. To 70-letni Wałerij wraz z żoną Hałyną. Są zdziwieni, że pociąg dotarł do ich miasta. Percowski wyjaśnia im, że wyremontowali most. Para pełna jest emocji. Szczerze cieszą się na widok ludzi z Ukrzaliznyci. Małżeństwo wyrzuca z siebie kolejne zdania, przekrzykując się wzajemnie, jakby się bali, że nie zdążą wszystkiego powiedzieć.

– Ukraina wróciła! – krzyczy Wałerij.

– Tamci to swołocz była – dodaje Hałyna.

– Tu się straszne rzeczy działy. Zginął mój krewny. Potem jeszcze przyjaciółka.

– Jak już Ukraińcy przyszli, walnęło po miejscowości. I w nią trafiło.

– Krewny wyszedł z klatki schodowej i to był jego koniec.

Przyjechali na dworzec, by porozmawiać przez telefon z córką. W tej okolicy tylko na moście ciągnącym się nad torami łapie zasięg. Wcześniej, by zadzwonić, przychodzili tu także Rosjanie.

Córka Wałerija i Hałyny jest w Poł- tawie, dokąd uciekła przed wojną. Jest z nią wnuczka, która uczy się w akademii Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Hałyna usunęła z telefonu wszystkie jej zdjęcia w mundurze, by nie zobaczyli ich Rosjanie. Bała się, że zrobią im krzywdę.

– Niedaleko od naszego domu postawili pięć haubic samobieżnych. Walili po naszych chłopakach przez sześć miesięcy. Nocą i dniem. Biegliśmy zrobić jedzenie na ogniu, a po ugotowaniu szybko się się chowaliśmy – wspomina Wałerij.

Dodaje, że szczególnie początkowo Rosjanie byli wobec nich agresywnie nastawieni. Mówili Wałerijowi i Hałynie, że Ukrainy zaraz nie będzie. Oni nie mieli dostępu do informacji, więc nie wiedzieli, czy to prawda. Nic nie odpowiadali żołnierzom.

– Widziałem na własne oczy, jak skrępowali jakąś kobietę taśmą klejącą, założyli worek na głowę i gdzieś zabrali – mówi Wałerij.

– Podobno miała kogoś z rodziny w wojsku – dodaje Hałyna.

Uciążliwy posterunek

Gdy w Bałakliji sytuacja nie była aż tak napięta, Wałerij wdawał się w rozmówki ze stacjonującymi w mieście Rosjanami, a także z walczącymi po ich stronie obywatelami ukraińskimi z nieuznawanych republik w obwodzie donieckim i ługańskim.

– Ci normalni przyznawali, że mają dość tej wojny – twierdzi Wałerij.

Bojownik z Ługańska, który szukał samogonu, miał mu się skarżyć, że od siedmiu miesięcy nie widział rodziny. ­Wałerij powiedział tylko: „Rzuć ten karabin i biegnij do nich. Po co tu łazisz?”. Tamten nic nie odpowiedział.

Mieszkańcy nauczyli się też ignorować wojska okupacyjne. Na drodze prowadzącej do domu Wałerija i Hałyny ustawili posterunek. Stojący tam żołnierze zadawali strasznie dużo pytań. Mieszkańcy mieli dosyć tego wypytywania i odpowiadania zawsze tak samo. Dlatego ułożyli deski przez tory i zrobili przeprawę dla rowerów, które w czasach niedoborów stały się najskuteczniejszym środkiem transportu.

To właśnie dlatego co jakiś czas ktoś pojawia się teraz na dworcu, choć posterunku już nie ma. Jedną z takich osób jest 71-letni Wołodymyr, który ciągnie rower po ułożonych deskach.

– Jeździł pan wcześniej pociągiem? – zagaduje go Percowski.

– Tak, do Charkowa. Tam na rynek Barabaszowa chodziłem. A dokąd teraz będzie jeździć?


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Po półrocznej rosyjskiej okupacji mieszkańcy Iziumu odzyskali wolność >>>>


– Do Charkowa właśnie i po drodze jeszcze przez inne miejscowości – wyjaśnia Percowski i znowu podpytuje: – Miasto ożywa?

– Troszkę.

– Jest coś do jedzenia?

– Teraz jest trochę chleba, a wcześniej niczego nie było. Przez ostatnie dwa miesiące było tak, że co złapałem na wędkę albo znalazłem, to zjadłem i dzieliłem się jeszcze z kotem. Jakoś żyliśmy.

Pociąg pełen życia

Ołeksandr Percowski wyjaśnia, że zależy im na tym, by pokazać, że wraz z powrotem Ukrainy wszystko wraca na swoje miejsce. – Co im przyniósł okupant? A jak wróciła Ukraina, od razu dano im możliwość, by pojechać do Charkowa – twierdzi. Tam mają dostęp do służby zdrowia, mogą zrobić zakupy, skorzystać z banku czy bankomatu, a także odwiedzić bliskich, których często nie widzieli długimi miesiącami.

Od 24 lutego Percowski obserwował ludzi targanych przeróżnymi emocjami. Najpierw widział tych, którzy uciekali przed wojną, z nagła porzucając domy i często szukając schronienia za granicą. Widać było ich strach i niepewność jutra. Gdy sytuacja uspokoiła się w centralnej Ukrainie, pasażerowi jechali z powrotem do siebie. Wówczas dominowała nadzieja i radość. Teraz, w przypadku obwodu charkowskiego, pociąg przyjeżdża do ludzi, którzy zostali w domach, i daje im nadzieję, że wraca do nich spokojne życie.©

 

CZYTELNICY DLA UKRAIŃSKICH OBROŃCÓW

„Są pilne ­potrzeby. Nadeszła jesień, chłody. Mamy prośby z frontu. Pomożecie? Będziemy wdzięczni za cokolwiek” – pisze do nas Ihor, znajomy ukraiński wolontariusz. Między rodzinnym Lwowem a frontem Ihor krąży nieustająco. Ostatnio dla żołnierzy, którzy są na frontach pod Iziumem i Chersoniem, zawoził specjalistyczne apteczki taktyczne: podarowane przez uniwersytet w Akwizgranie, z naszą pomocą trafiły najpierw na Ukrainę zachodnią, a potem dalej, dzięki takim ludziom jak Ihor. Wiemy, że ratowały życie konkretnym ludziom. Chcemy odpowiedzieć na prośbę Ihora – i na podobne prośby, jakie docierają do nas także od innych wolontariuszy, którzy pomagają ukraińskim obrońcom.

Drogie Czytelniczki, Drodzy Czytelnicy: prosimy Was o takie konkretne rzeczy:

  • termobielizna (rozmiary duże i średnie)
  • ciepłe śpiwory
  • materace / karimaty
  • polary (ciemne kolory)
  • ciepłe skarpety
  • czapki ciepłe (ciemne kolory)
  • buty wodoodporne (typu wojskowego lub turystycznego)
  • kurtki, w tym ciepłe (typu wojskowego; można je dostać czasem w sklepach z demobilem).

Dary można przynosić do redakcji lub przysyłać do nas pocztą (można też, gdyby ktoś chciał, dołączyć np. pocztówkę czy rysunek – to także może pomóc, podnieść na duchu).

Redakcja „Tygodnika Powszechnego”

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Pierwszy pociąg do Bałakliji