Wojna wraca do Donbasu

KORESPONDENCJA PAWŁA PIENIĄŻKA: Osiem lat temu wojna zaczęła się właśnie tu, w Słowiańsku i Kramatorsku. Dziś kto tylko może, próbuje się z tych miast ewakuować.
z Kramatorska i Słowiańska

08.04.2022

Czyta się kilka minut

Na korpusie rakiety wystrzelonej z systemu Toczka-U obok dworca kolejowego w Kramatorsku wysprejowano “Za dzieci”, Donbas, 8 kwietnia 2022 r. / FOT. PAWEŁ PIENIĄŻEK /
Na korpusie rakiety wystrzelonej z systemu Toczka-U obok dworca kolejowego w Kramatorsku wysprejowano “Za dzieci”, Donbas, 8 kwietnia 2022 r. / FOT. PAWEŁ PIENIĄŻEK /

Jest piątek, 8 kwietnia, przez południem. Przy dworcu kolejowym w donbaskim Kramatorsku, skąd od wielu dni trwa ewakuacja mieszkańców z obwodu donieckiego, leżą ciała. Gdzieniegdzie ciągną się smugi krwi.

Przechodzi kobieta. Zapłakana, szuka swoich bliskich. Emerytka Ludmiła, gdy walnęła rakieta wystrzelona z systemu Toczka-U, była na dworcu. Jej mąż Wołodymyr akurat poszedł do łazienki i trafił go odłamek.

Teraz siedzą we dwójkę w autobusie. Jednym z tych, które mają wywozić ludzi z Kramatorska, bo pociągi ewakuacyjne zostały wstrzymane. W ciągu ostatnich dni tory prowadzące z Donbasu w stronę obwodu charkowskiego kilkukrotnie były ostrzeliwane. Nie wiadomo, jak długo pociągi będą jeszcze kursować.

Od razu po ataku Wołodymyrowi nałożono bandaż. Cały zdążył już nasiąknąć krwią. – Nie, nie ma po co jechać do szpitala – mówi spokojnie. – Zrobię to już wszystko na miejscu, jak dojadę.

Wołodymyr i jego żona Ludmiła chcą jak najszybciej wyjechać z Kramatorska po tym, co przeżyli. Odłamek w nodze i sączącą się krew to za mało, by ich powstrzymać. On mówi, że już był opatrywany i nie ma dyskusji. Wyjeżdża byle dalej od domu, byle gdzieś w głąb Ukrainy.

Bransoletki

Niemal pośrodku placu przed dworcem leży korpus rakiety z wysprejowanym napisem „Za dzieci”. Nie wiadomo, co miał na myśli rosyjski żołnierz, który to napisał. Pewnie wymyślił, że będzie to zemsta za pociski, które spadają także na miasta kontrolowane przez Rosjan i separatystów. Ta konkretna rakieta z napisem „Za dzieci” zabiła – według wstępnych danych – 39 osób, w tym czwórkę dzieci. Około 100 ludzi odniosło rany, wielu ciężkie, włącznie z utratą kończyn.

Ciało dziewczynki – może kilku-, a może kilkunastoletniej, nie sposób tego ocenić – złożono już na folii, przykryto białą płachtą. Wystają spod niej fragmenty ubrań: dżinsy, lekka kurtka, a także bransoletki. Gdy wojskowi medycy podnoszą płachtę, by przenieść ciało do samochodu, który zapchany jest już zwłokami aż po dach, mężczyźni z trudem wstrzymują łzy.

Oni wiedzą, że to dopiero początek. Dwa miasta – 150-tysięczny kiedyś Kramatorsk i sąsiadujący z nim 110-tysięczny Słowiańsk – dziś są zagrożone kolejną, dużo straszniejszą odsłoną obecnej wojny: nową rosyjską ofensywą, której celem ma być podbój całego Donbasu.

Traf chce, że doniecka wojna, która zaczęła się dokładnie osiem lat temu, w kwietniu 2014 r., swój początek miała właśnie w tych dwóch miastach.

Broń niezupełnie precyzyjna

Kilka dni przed tym, jak Rosjanie ostrzelali tutejszy dworzec, w nocy słychać było ryk silnika odrzutowca lecącego nad Kramatorskiem. Następnie rozległ się głośny wybuch. Wcześniej 38-letni Witalij udał się spać na korytarz, gdzie jest bezpieczniej. Zrobił to, bo wyrwał go ze snu dźwięk syreny ostrzegającej przed atakiem z powietrza. Gdy teraz ponownie się obudził, stwierdził, że cały blok się rusza, a lustra drżą. Wybiegł na balkon i zobaczył poświatę. Nie wiedział, gdzie dokładnie uderzyło.

Dopiero rano dowiedział się, że bomba spadła na szkołę, w której uczył się lata temu. Bomba zrobiła ogromny krater w ziemi, który szybko zapełnił się wodą z pękniętych rur. Zrujnowała korpus budynku, gdzie znajdowały się hala sportowa i stołówka, zostawiając tylko gruzy. Na szczęście nocą nikogo nie było w środku.

Rano Witalij przyszedł zobaczyć zniszczenia na własne oczy. Próbował sobie przypomnieć, w których klasach miał lekcje, ale niewiele przychodziło mu do głowy.

– Rosja zwariowała – stwierdza Witalij.

O prezydencie Rosji Władimirze Putinie mówi jedynie bezosobowo: „on”.

– On coś sobie ubzdurał. Mówi, że korzystają z precyzyjnej broni. No i gdzie, suka, jest ta precyzja? – unosi się.

Rosyjski pilot chciał być może trafić w znajdujący się obok posterunek policji.

Rosja idzie na Donbas

Ukraińskie władze oceniają, że po tym, jak rosyjskie wojska wycofały się z obwodów kijowskiego, czernichowskiego i sumskiego, głównym celem Kremla ma być teraz ofensywa na Charków, a przede wszystkim na Donbas.

– Wróg ściąga wszystkie możliwe siły uderzeniowe, by osiągnąć przynajmniej jakiś sukces taktyczny i strategiczny na terytorium obwodów donieckiego i ługańskiego – przyznaje w rozmowie Pawło Kyryłenko, przewodniczący Donieckiej Obwodowej Administracji Wojskowej.

To również był jeden z początkowych celów – jak określa ją Kreml – „operacji specjalnej” rozpoczętej 24 lutego 2022 r.: zajęcie Donbasu. I podobnie jak w przypadku innych celów, Rosjanom nie udało się go dotąd zrealizować.

– Sytuacja jest trudna. Na całej linii rozgraniczenia trwają ciągłe ostrzały i starcia – mówi Kyryłenko. – Wiele miejscowości znajdujących się wzdłuż niej jest zrujnowanych.

„Linia rozgraniczenia”: tak oficjalnie określa się faktyczną linię frontu w Donbasie.


ATAK NA UKRAINĘ: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Pod koniec pierwszego tygodnia kwietnia sytuacja wygląda tak: Rosjanie atakują od północy od strony miasta Izium w obwodzie charkowskim (położonego o jakieś 40 km na północ od Słowiańska), jak również od południa. Cel jest jasny: próbują otoczyć terytoria obwodów donieckiego i ługańskiego, od 2014 r. pozostające pod kontrolą Ukrainy, i zamknąć walczące tam siły ukraińskie w okrążeniu. Z kolei od wschodu próbują przerwać ukraińskie pozycje wzdłuż linii rozgraniczenia (frontu) w okolicach Popasnej w obwodzie ługańskim, a także w pobliżu Awdijiwki i Marjinki w obwodzie donieckim.

To właśnie z powodu tego zagrożenia władze ukraińskie od kilku tygodni wzywają, aby mieszkańcy obwodów donieckiego i ługańskiego ewakuowali się w głąb Ukrainy. Celem tego ma być zmniejszenie liczby możliwych ofiar wśród ludności cywilnej, a także ułatwienie działań własnym siłom zbrojnym.

Droga w nieznane

 Mieszkańcy Kramatorska i Słowiańska, sąsiadujących ze sobą miast, stopniowo wyjeżdżali z nich już od 24 lutego – od momentu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na pełną skalę. Jednak w ostatnich dniach doszło tu już do paniki. Spowodowały ją wezwania władz (teraz już potraktowane bardziej na serio), utrudnienia w życiu codziennym i powoli zbliżające się do miasta odgłosy artyleryjskich kanonad. A także, zapewne, obrazy z Buczy i innych miast, z których wycofali się Rosjanie, zostawiając po sobie groby i zwłoki zabitych cywilów.

Witryny sklepów zabito płytami pilśniowymi. Przy tych nielicznych, które wciąż działają, widać duże napisy: „Otwarte”. Ich półki pustoszeją każdego dnia, choć ceny żywności znacząco wzrosły. Zostają zazwyczaj produkty z wyższej półki, na które ludzie nie mogą sobie pozwolić. Chleb pojawia się od czasu do czasu.

Większość właścicieli sklepów planuje zamknąć je w najbliższych dniach, jak tylko wyprzedadzą ostatnie zalegające towary. Produkty, które dziś nie cieszą się popularnością, a także wyposażenie (np. kasy samoobsługowe), są wywożone. Banki zamknęły niemal wszystkie swoje oddziały, działają tylko pojedyncze bankomaty, oblegane teraz przez ludzi. Popularność zyskują rowery, bo przed nielicznymi działającymi stacjami benzynowymi ciągną się sznury samochodów.

Ostatnimi czasy na dworcach kolejowych, szczególnie tym w Kramatorsku, czekało więc na możliwość ewakuacji wiele osób. Głównie kobiety, dzieci i starsi mężczyźni.

Kilka dni temu 61-letnia Nina wraz z 35-letnią córką Anastasiją i trójką wnuków (najmłodsza dziewczynka ma rok) czekały na pociąg ze Słowiańska do Użhorodu w zachodniej Ukrainie, oddalonego o ponad 1100 km od Słowiańska. Zabrały jedną walizkę i jedną torbę, do której schowały ubrania i jedzenie dla dzieci.

– Nic nie mamy umówionego. Nie wiemy nawet, czy uda nam się wejść do pociągu – mówiła Anatasija i pokazywała na wózek z dzieckiem. – Nie wiemy nawet, kiedy ten pociąg przyjedzie.

Gdy rozmawialiśmy, nieustannie wyła syrena zwiastująca alarm przeciwlotniczy, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Alarmy są tak często, że ludzie już do nich przywykli.

To właśnie podróż w nieznane, niepewność i perspektywa zaczynania wszystkiego od nowa wstrzymuje wielu mieszkańców Donbasu przed ewakuacją. Szczególnie tych starszych, którzy rzadko lub wręcz nigdy nie wyjeżdżali poza swój obwód. Część zostaje też ze względu na chorych lub niedołężnych członków rodziny.

– Nie chcę wyjeżdżać, ale co mamy robić, gdzie się chować? Muszę ratować dzieci! – mówiła Anastasija.

Jej mąż został w Słowiańsku.

To jest straszniejsza wojna

Wtedy, osiem lat temu, po protestach na kijowskim Majdanie i aneksji Krymu, w kwietniu 2014 r. miejscowi separatyści oraz Rosjanie przybyli z Federacji Rosyjskiej zajęli Słowiańsk, a także Kramatorsk i kilka innych miast.

To dało początek powołaniu dwóch podporządkowanych Rosji nieuznawanych republik na terytoriach części obwodu donieckiego i ługańskiego. Przez niecałe 3 miesiące Słowiańsk, będący głównym ośrodkiem antyukraińskich grup zbrojnych, stał się główną areną walk. Szybko został otoczony przez ukraińskie siły. Dochodziło do zaciętych walk, podczas których ucierpiały przede wszystkim obrzeża Słowiańska. Miasto zamierało, a po domknięciu blokady zaczęło w nim brakować niemal wszystkiego, włącznie z wodą, prądem i gazem. Wreszcie 5 lipca 2014 r. ukraińskie wojska odzyskały kontrolę nad miastem. Potem jego mieszkańcy przez długi czas żyli jeszcze w niepewności, czy konflikt wciąż nie wróci do ich domów.

Mimo to Anastasija i Nina cały ten czas przesiedziały w Słowiańsku. Nie uważały, że –mimo ostrzałów i walk, mimo trudności z codziennym zaopatrzeniem – sytuacja jest na tyle poważna, aby wyjeżdżać. Teraz opuszczają Słowiańsk, zanim jeszcze walki dotrą do miasta.

Przekonanie, że może być gorzej niż w roku 2014, opierają na tym, co dzieje się w innych częściach Ukrainy – jak choćby tych znajdujących się przecież nie tak daleko Słowiańska i Kramatorska, takich jak Mariupol na południu obwodu, który od ponad miesiąca żyje w oblężeniu; ogromna część miasta została już zniszczona. Nie są znane dokładne liczby ofiar cywilnych w Mariupolu, ale mogą iść w tysiące.

Nina ma znajomych w Iziumie, o który toczyły się zacięte walki, a teraz kontrolowany jest przez Rosjan. – Mówili mi, że u nich wszystko zmiatają z powierzchni ziemi – przyznaje. – Dlatego wywozimy dzieci, zostawiamy dom i jedziemy niemal bez niczego. Na naszej ulicy nie ma już nikogo.

Zgodnie z danymi ukraińskich władz Iziumu z początku kwietnia, 80 proc. budynków zostało tam zniszczonych, a Rosjanie wydają się stosować taktykę spalonej ziemi – zniszczyć wszystko tak, aby nie było jak się bronić ani o co walczyć.

„Ludzie”

Pociągami wyjeżdża z miasta tylko część mieszkańców. Inni opuszczają je własnymi samochodami. Na szyby często naklejają ręcznie wykonane napisy: „Dzieci”, „Ludzie” lub „Ewakuacja”. Inni oczekują na autobusy, które wywożą mieszkańców. Część z nich wyjeżdża spod kościoła ewangelickiego Dobra Nowina w Słowiańsku.

42-letni Jewhen od ponad dwóch dekad jest związany z tym Kościołem. Teraz jest jednym z wolontariuszy.

Sam jest już uchodźcą wewnętrznym: pod koniec lata 2014 r. wraz z żoną i trójką dzieci wyjechał z Charcyzka w obwodzie donieckim, który od tego czasu znajduje się na terytorium kontrolowanym przez nieuznawaną republikę. Uciekli, gdy w pobliskim Iłowajsku regularne wojska rosyjskie oraz separatyści stopniowo otaczali ukraińskie siły. Wówczas, w sierpniu 2014, walki o Iłowajsk stały się jedną z najstraszniejszych bitew tamtego roku. A także przesądziły wtedy o przebiegu wojny, bo wstrzymały ukraińską ofensywę i na kolejne lata pozbawiły Kijów możliwości odzyskania tych terytoriów – choć wcześniej, w lipcu 2014 r., wydawało się to być w zasięgu ręki.

  Jewhen przyjechał do Słowiańska, bo – tak jak w Charcyzku – znajdował się tu kościół ewangelicki, a jak podkreśla, jego bliskość jest dla niego bardzo ważna. Wówczas Słowiańsk był już ponownie kontrolowany przez Kijów. Natomiast Kościół wywoził ludzi z ostrzeliwanych miast.

Właśnie tamto doświadczenie spowodowało, że 24 lutego wszyscy wiedzieli, co mają robić. Gdy tylko sytuacja w Donbasie ponownie się zaostrzyła, zaczęli pomagać innym ludziom opuszczać miejscowości najbardziej zagrożone.

W ostatnim czasie Jewhen i inni wolontariusze pomagali więc mieszkańcom ostrzeliwanych miast w obwodzie ługańskim. Teraz o pomoc zwraca się coraz więcej osób z samego Słowiańska.

Nadzieja

Na ławce kościelnej siedzą 30-letnia Anastasija i 28-letni Dmytro wraz z trójką dzieci; najstarsze ma 10 lat. Czekają na autobus do Dnipra, stolicy sąsiedniego obwodu dniepropietrowskiego. – Chcemy wyjechać gdziekolwiek. Na razie nie mam dokładnych planów. Najważniejsze to wywieźć dzieci. Wali bliżej i bliżej, i już nie mogę tego ścierpieć – mówi Anastasija.

Dodaje, że po roku 2014 mają już doświadczenie: wiedzą, co to znaczy wojna. A ta obecna jest jeszcze straszniejsza niż tamta sprzed ośmiu lat.

Wtedy Dmytro wyjechał z Ługańska, który do dzisiaj nie jest kontrolowany przez Kijów. – Drugi raz odjeżdżam z nadzieją, że wkrótce wrócę. Poprzednim razem to się nie udało. Bardzo chcę, żeby tym razem było inaczej – przyznaje.

Osiem lat temu w Ługańsku toczyły się zaciekłe walki. Dmytro przeżył to już raz, teraz nie ma zamiaru przeżywać czegoś podobnego po raz drugi. Nie chce więc zwlekać z ewakuacją – czasem jeden dzień zwłoki może przesądzić o tym, czy droga będzie jeszcze przejezdna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Byle dalej z Donbasu