Last minute do Tbilisi. Rosjanie uciekają do Gruzji

Uciekający przed mobilizacją dołączają do licznych rodaków, którzy zjeżdżali tu od kilku miesięcy. Nie wszystkim Gruzinom się to podoba.
z Tbilisi i Batumi

03.10.2022

Czyta się kilka minut

Samochodami, pieszo i na rowerach: Rosjanie przekraczają granicę z Gruzją w miejscowości Wierchnij Łars, 28 września 2022 r. / SHAKH AIVAZOV / AP / EAST NEWS
Samochodami, pieszo i na rowerach: Rosjanie przekraczają granicę z Gruzją w miejscowości Wierchnij Łars, 28 września 2022 r. / SHAKH AIVAZOV / AP / EAST NEWS

Po tym, jak Kreml ogłosił powszechny pobór, media społecznościowe obiegły zdjęcia długiej kolejki aut przed jedynym przejściem granicznym, które łączy Rosję z Gruzją – w miejscowościach Stepancminda i Wierchnij Łars.

Wprawdzie kolejki na Gruzińskiej Drodze Wojskowej – jednej z niewielu tras łączących północny i południowy Kaukaz, zbudowanej jeszcze za caratu – nie są czymś nowym. Co roku przekonują się o tym turyści, gdy – podróżując ku zboczom Kazbeku – zmuszeni są wyprzedzać „na trzeciego” tiry, blokujące pobocza tej górskiej drogi na długo przed granicą. Już pod koniec sierpnia kolejka po rosyjskiej stronie sięgała 600 ciężarówek.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

KOLEJ – FILAR UKRAINY. KORESPONDENCJA PAWŁA PIENIĄŻKA >>>>


Jednak w środę 21 września, po ogłoszeniu mobilizacji, z godziny na godzinę coraz więcej wskazywało, że dzieje się coś niezwykłego. Na kanałach w Telegramie, popularnym w Rosji i Gruzji komunikatorze internetowym, szybko pojawiły się wieści, że kolejka po rosyjskiej stronie liczy już przeszło 1,7 tys. aut, gdy przez granicę przepuszczanych jest tylko kilkanaście na godzinę.

A Stalina puszczą?

Jeden z kanałów, liczący ponad 140 tys. członków, szybko zapełnił się ofertami odsprzedania miejsca w kolejce (15-20 tys. rubli za osobę, czyli 1300-1700 zł) i porad. Pisano, że Gruzini nie puszczają mieszkańców kaukaskich obwodów (w Tbilisi w tej sprawie protestują Kiści, lokalna społeczność czeczeńska) i tych, którzy mają na autach „Z” – w Rosji litera ta jest symbolem akceptacji dla wojny. „Czy Stalina też muszę zdrapać z okna, przecież był Gruzinem?” – pytał na Telegramie Rosjanin, który „Z” z auta już usunął.

W sobotę 24 września władze Północnej Osetii podają, że kolejka liczy 2,3 tys. aut. Gdy tego dnia jadę Gruzińską Drogą Wojskową, sznur tirów na poboczu w stronę Rosji zaczyna się 120 km przed granicą. W poniedziałek 26 września strona gruzińska informuje, że zwiększono obsadę przejścia granicznego. Po rosyjskiej stronie Osetyjczycy organizują doraźną pomoc, wolontariusze rozdają chleb, wodę, leki na przeziębienie. Pojawiają się wozy pancerne FSB, a gruzińskie organizacje pozarządowe twierdzą, że funkcjonariusze zatrzymują ludzi objętych poborem. Przy przejściu powstaje punkt mobilizacyjny, który wręcza im wezwania na front.

27 września gruzińskie MSZ podaje: przez ostatnie dwa dni granicę przekraczało dziennie 11 tys. osób (wcześniej 5-7 tys.). Łącznie 21-26 września do Gruzji wjechało 53 tys. Rosjan.

Fali uciekinierów nie widać jeszcze w Tbilisi. Niemniej 23 września, na premierze nowego sezonu operowego, z trzech stron jestem otoczony Rosjanami (z czwartej są holenderscy turyści); dominują kobiety i dzieci. Oglądają sztukę o walecznych Gruzinach. To tu nikogo nie dziwi – Rosjanie są w Gruzji wszechobecni, i to od początku inwazji.

Siedząca obok młoda kobieta dzień później wraca do Rosji. Po przejściu granicy pisze na Instagramie: „Czas oczekiwania [na wjazd do Gruzji] liczony w dniach. Idą pieszo z bagażami, workami; mokrzy i zmarznięci; jadą na rowerach i hulajnogach”.

Kierunek Gruzja

Ten rosyjski strumień nie zaczął się jednak teraz. Kilkaset procent: o tyle po 24 lutego wzrosła liczba obywateli Rosji przybywających do Gruzji – jako wakacyjni turyści i nie tylko. Według gruzińskiego MSW od 15 lutego do 25 sierpnia wjechało ich 750 tys.; większość wyjechała – na dłużej miało zostać ok. 50 tysięcy.

– Rosjanie są teraz bardziej widoczni, bo zostają dłużej i częściej są w dużych miastach, a nie tylko w turystycznych miejscowościach – mówi dr David Sichinava z gruzińskiego oddziału think tanku Caucasus Research Resource Center.

Przybywali nie tylko turyści. Od 24 lutego do końca wakacji Rosjanie założyli w Gruzji 6,4 tys. firm – siedem razy więcej niż rok wcześniej. Co druga rosyjska firma działająca w Gruzji powstała od początku inwazji. Swoją filię otworzyła tu więc sieć salonów fryzjerskich Chop-Chop („pierwszorzędny moskiewski barber specjalizujący się w tradycyjnych fryzurach dla ­gentlemanów”). Otworzył się też bar Koshini, o którym mówi się, że jest związany z rosyjską opozycją. Johannes Wachs z Wiedeńskiego Uniwersytetu Ekonomii i Biznesu badał użytkowników serwisu GitHub, popularnego wśród informatyków, by ustalić, gdzie żyją korzystający z niego Rosjanie, którzy ostatnio opuścili kraj. Okazało się, że 8 proc. wybrało Gruzję (na drugim miejscu, po USA).


PRZECZYTAJ TAKŻE:

KIEDY PUTIN MOŻE PRZEGRAĆ. Porażka w wojnie z Ukraińcami byłaby dla Rosjan nieprawdopodobnym upokorzenieM. Putin o tym wie. Dlatego wygraża bronią atomową >>>>


Jak wynikało z badania agencji After24, jeszcze sprzed mobilizacji, co czwarty przybywający do Gruzji Rosjanin myślał o tym, by zostać tu co najmniej rok, a może na stałe.

Aby omijać sankcje?

– Oczywiście, że mieszkam tutaj z powodu wojny, której jestem przeciwna. Ale denerwuje mnie, że niektórzy oczekują, że będę zaczynać każdą rozmowę od przeprosin – mówi Sasza, trenerka sportowa, którą poznaję na wycieczce wysokogórskiej.

– Do lipca ok. 20 tys. Rosjan dostało pozwolenie na stały pobyt, 3 tys. nabyło nieruchomość. Rząd utrzymuje politykę otwartych drzwi, nie uznaje tego za zagrożenie bezpieczeństwa – mówiła Irina Guruli, wicedyrektorka w gruzińskim think tanku Europejskie Centrum Badań Politycznych.

Oceniając tę sytuację, organizacja Transparency International – zajmująca się problemem korupcji w świecie – stwierdzała, iż „znaczący wzrost importu rosyjskich towarów, przelewów pieniężnych i zakładanie spółek przez obywateli rosyjskich zwiększa ryzyko, że Gruzja będzie wykorzystywana do omijania sankcji nałożonych na Rosję”.

W Batumi, kurorcie nad Morzem Czarnym, w połowie września na bulwarze rosyjski rap płynnie mieszał się z rocko- wymi hitami z lat 80. Automaty do mierzenia wzrostu i wagi, ustawione na przemian z gruszkami bokserskimi, zapraszały po rosyjsku z głośników do zabawy. W restauracji Marseille, gdzie wystrój pamięta co najmniej czasy Breżniewa, wodzirej zachęcał pijanych Rosjan do tańca, puszczając hity Iriny Allegrowej (z tytułem Ludowej Artystki Rosji 2010) i barda Aleksandra Rozenbauma.

Pośród pasywnej agresji

Gruzińskie miasta, a zwłaszcza Tbilisi, potrafią wywoływać dysonans. Posługujących się rosyjskim jest tylu, że w restauracjach kelnerzy z przyzwyczajenia podają zagranicznym klientom menu pisane cyrylicą, nawet jeśli mają je po angielsku. W sklepach obsługa oferuje po rosyjsku paket (torbę na zakupy), nie gruzińskie parki. Jednocześnie w tym samym sklepie torba może być w barwach Ukrainy.

Rosjanie podróżują w morzu pasywnej agresji – wśród wszechobecnych napisów i graffiti, takich jak „Moskwa zapłonie”, „Rosja to kraj terrorystów”, „Rosjanie, nie jesteście tu mile widziani”, „Putin zabija ludzi w Ukrainie, podczas gdy bogaci Rosjanie jedzą chaczapuri w Gruzji”. Flagi ukraińskie są wszechobecne. Nie odstręcza to ich jednak. Choć ogłoszenie o wycieczce do Vardzi (wydrążonego w skale miasta) było po gruzińsku, na wycieczkę zgłosiło się 17 Rosjan i ja. Jeden miał na plecaku naszywkę z flagą Ukrainy.

– Odmawiam wycieczek z Rosjanami, ale większość biur turystycznych jest w tak złej kondycji po pandemii, że nie zwraca na takie rzeczy uwagi – mówi gruzińska przewodniczka. Szczególnie że turystów z Zachodu jest mniej – poza obawą przed wizytą w regionie sąsiadującym z Rosją, przyczyną jest to, że linie lotnicze podróżują okrężną drogą. Bilety w taniej linii z Polski do Gruzji potrafią kosztować tyle, co do USA.

„Podczas gdy większość Gruzinów może być zdecydowanie antyrosyjska, biznes ignoruje napięcia społeczne i stara się przyciągnąć tylu Rosjan, na ile to możliwe. Ostatnie miesiące jasno pokazują, że Gruzja jest coraz bardziej zależna ekonomicznie od Rosji” – pisał Emil Awdaliani, dyrektor działu bliskowschodniego w gruzińskim think tanku Geocase.

Formularz dla klienta

W Fabrice, jednym z najmodniejszych miejsc stolicy – dawnej szwalni, zamienionej w hipsterskie zbiorowisko knajp – burgerownia przypomina hasłem do wi-fi, że „Rosja okupuje 20 proc. Gruzji” (chodzi o Abchazję i Osetię Południową) i zastrzega, że nie przyjmuje zamówień po rosyjsku.

Dalej poszła inna knajpa, Dedena: wprowadziła „wizy” dla rosyjskich klientów. Muszą wypełnić formularz, w którym oświadczą, że nie głosowali na Putina, że Abchazja i Osetia Południowa są gruzińskie, i że lubią stwierdzenie „Russkij wojennyj korabl, idi nachuj”. Dedena padła ofiarą akcji rosyjskich internautów, którzy masowo wystawiali mu negatywne oceny (po jakimś czasie skasowane przez Google’a).

Z kolei luksusowy camping Hill Inn zakazał gościom puszczania rosyjskiej muzyki – przyłapani klienci mają być wymeldowani, a wpłacona przez nich zaliczka przelewana na konta ukraińskich organizacji pomocowych.

Ale takich przykładów nie ma zbyt dużo. Ograniczają się do jednego środowiska: młodych i wykształconych z dużych miast. – Tacy ludzie są z reguły najbardziej prozachodni, a przy tym antyrosyjscy – mówi dr Sichinava.

– Najbardziej ironiczne jest to, że ci, którzy w teorii powinni najgłośniej protestować, czyli nacjonaliści, siedzą cicho. Najsilniejszy protest przeciw niekontrolowanej masowej rosyjskiej migracji jest ze strony liberalnych, prozachodnich segmentów społeczeństwa, głównie krytycznych wobec rządu – mówi Giorgi Badridze z gruzińskiej Fundacji na rzecz Badań Strategicznych i Bezpieczeństwa.

Celebrytka jest urażona

Jak na takie sygnały reagują sami Rosjanie? Wskazówką może być wypowiedź Kseni Sobczak, celebrytki, czasami aspirującej do bycia opozycyjną dziennikarką lub polityczką. „Kocham Gruzję, mam tu wielu przyjaciół. (...) Z minusów: jest dużo obraźliwych napisów o Rosji, a wielu dziennikarzy uważa, że musisz wypowiedzieć się o swoim kraju. Nie ukrywam moich poglądów, ale besztanie kraju za granicą nie jest w moim stylu. W barze z wizami dla Rosjan »rozczarowałam« właściciela odmawiając podpisania kartki papieru z napisem »Chwała Ukrainie«. Nie każdy rozumie, że bycie przeciwko militaryzmowi i przemocy nie oznacza chwalenia kraju, który jest dla ciebie obcy. Nawet jeśli się sympatyzuje z ich żałobą. W skrócie: Tbilisi jest piękne, a ludzie są ludźmi” – pisała Sobczak na Instagramie po dwudniowej wizycie (załączając zdjęcie, na którym promuje ubrania sportowe jednej z rosyjskich marek).


PRZECZYTAJ TAKŻE:

ROSYJSKA RULETKA: Gdy ogłoszono „częściową” mobilizację, wojna przyszła do domów Rosjan. Część społeczeństwa ocknęła się. Część niewielka – widoczna, choć niestanowiąca masy krytycznej – pisze ANNA ŁABUSZEWSKA >>>>


Facebookowe grupy o Tbilisi są pełne Rosjan szukających porad. Jeden użytkownik pyta, jak przesłać i wypłacić 150 tys. dolarów, które ma w kryptowalutach po tym, jak sprzedał dom w Moskwie. Wszyscy narzekają na problemy ze znalezieniem mieszkań i ich cenami. „Niedawno przeprowadziliśmy się do Tbilisi, chcemy się pobrać. Nie mamy tu znajomych, szukamy dwóch świadków, którzy nam pomogą” – pisze angielsko-rosyjska para, do niedawna mieszkająca w stolicy Rosji.

Siedź cicho i odpoczywaj!

– Z naszego badania z marca wynika, że Gruzini są zaniepokojeni napływem Rosjan. Wielu popiera wprowadzenie dla nich wiz. To temat spolaryzowanych dyskusji, często wykorzystywany przez gadające głowy z obu stron politycznej barykady – mówi dr Sichinava.

Trudno ocenić, co zaszło na początku sierpnia w marszrutce jadącej z Batumi do Tbilisi. Opozycyjny gruziński aktywista, który jako pierwszy upublicznił nagranie, pisał o „swoim przyjacielu, który oglądał ukraińskie filmiki na komórce, a przedstawicielka okupanta obelżywie kazała mu je wyłączyć, na co dosadnie odpowiedzieli jej inni pasażerowie”. Na nagraniu widać raczej koniec całej sytuacji. W ciasnym busie kilka osób strofuje Rosjankę: „Śmierdzący okupant”, „Jesteś w naszym kraju, jesteś gościem i kanalią, ale nikt cię nie wygania, możesz odpoczywać, więc siedź i odpoczywaj”. Nagranie rozpowszechniła telewizja Rustavi 2. Do końca sierpnia wyświetlono je tylko na ich profilu 3 mln razy.

Gruziński internet rozpalały też inne podobne informacje o Rosjanach: jedni popsuli gablotę w muzeum pisarza Aleksandra Czawczawadze, inni molestowali tłumaczkę, jeszcze inni powiesili na wynajmowanym domku letniskowym biało-niebiesko-czerwoną flagę. Piosenkarz Giorgi Uszikiszwili opowiadał w telewizji, jak Rosjanka protestowała w hotelu z powodu żółto-niebieskiego drinka w menu. „Batumi to piękne miasto. Kocham je, ale to dziś rosyjska kolonia. Jest tu więcej Rosjan niż Gruzinów, a Gruzini zwracają się do rodaków w punktach usługowych po rosyjsku” – narzekała piosenkarka Tika Dżamburia. Także w Batumi rękoczynami skończyła się awantura o muzykę: Rosjanie protestowali, że bar puszcza tę gruzińską, co z kolei nie spodobało się miejscowym.

Z czasem zaczęło się dostawać także innym nacjom. Oto kierowca wyrzucił z marszrutki Kazachów, którym nie podobało się, jakimi słowami określali Putina inni pasażerowie. Z kolei sąd ułaskawił taksówkarza, który wyrzucił z auta pasażerów, bo nie podobały się im puszczane przez niego ukraińskie piosenki. Skarżący, którzy okazali się rosyjskojęzycznymi Litwinami, twierdzili, że to bzdura, a kierowca chciał ich oszukać, żądając kilkanaście razy więcej za kurs, niż powinien, a gdy się nie zgodzili, wywiózł ich w szczere pole.

Premier broni Rosjan

Wobec takich emocji burmistrz Tbilisi, były piłkarz Kacha Kaladze zapewniał, że w stolicy „wszyscy są mile widziani”. Z kolei władze Batumi twierdzą, że dzięki rosyjskim turystom ten sezon wakacyjny będzie „najlepszy w historii”.

Najgłośniej przeciw takim incydentom protestują jednak nie sami Rosjanie, lecz Gruzińskie Marzenie – partia, która od 2012 r. rządzi krajem. „Jak wiecie, partia wojny i zdrady, reprezentowana przez Zjednoczony Ruch Narodowy [to ugrupowanie opozycyjne, z jego ramienia prezydentem był Micheil Saakaszwili – red.], ruszyła z haniebną, ksenofobiczną i szowinistyczną kampanią przeciwko Rosjanom w Gruzji” – mówił na początku sierpnia premier Irakli Kobachidze, gdy po awanturze w marszrutce temat stał się polityczny. Premier dodawał, że nieprawdą jest, jakoby 10 proc. osób w Gruzji to byli już Rosjanie. „To nawet nie 3 proc. populacji, poza tym większość z nich ma pochodzenie gruzińskie” – zapewniał.

– Jedną z cech partii rządzącej jest jej przywiązanie do polityki „niedrażnienia Rosji”. Wyraża się ona w decyzjach, które często są zaskakujące i niezgodne z euroatlantyckimi aspiracjami Gruzji. Ta polityka wywołuje zakłopotanie wśród zachodnich sojuszników – mówi Irina Guruli.

Również druga strona politycznej barykady wykorzystuje ten temat. Nika Melia, lider Zjednoczonego Ruchu Narodowego, apelował o wprowadzenie wiz dla Rosjan i ograniczenie im możliwości pobytu na stałe oraz zakładania firm. Premier Kobachidze odbił piłeczkę przypominając, że to za rządów Saakaszwilego zniesiono wizy dla Rosjan.

– Ostatni sondaż sugeruje, że zdecydowana większość Gruzinów uważa, iż rząd prowadzi kraj na manowce, jego działania popiera zaledwie 25 proc. badanych. Ale to nie oznacza, że nadchodzi zmiana, opozycja jest oceniana jeszcze gorzej – mówi Giorgi Badridze.

Graniczny ekosystem

Po pojawieniu się na przejściu granicznym FSB i punktów mobilizacyjnych tamtejsza kolejka trochę zmalała: 28 września wynosiła 4,9 tys. aut, o 600 mniej niż dzień wcześniej. Na Telegramie ludzie twierdzą, że przekroczenie granicy piechotą zajmuje 12 godzin. W rejonie Stepancmindy, zaraz za przejściem, wytworzyło się ekonomiczne „zaplecze”: ludzie pomagający w transporcie i zakwaterowaniu, a także skupujący i sprzedający rowery oraz hulajnogi, którymi podróżują Rosjanie (można je potem sprzedać z zyskiem w Tbilisi).

Tych kilkadziesiąt tysięcy Rosjan, którzy przyjechali teraz do Gruzji, dołączy do podobnej (przynajmniej według danych oficjalnych) liczby tych, którzy już tu są. Potem dołączą zapewne kolejni. Premier Kobachidze zapewnia, że nie zamknie granicy, bo „wielu naszych obywateli mieszka w Federacji Rosyjskiej”.

A dołączą do nich pewnie też turyści – ci, którzy dzięki koneksjom lub pieniądzom nie martwią się o mobilizację. Bo sezon wakacyjny w Gruzji się nie skończył. Temperatura w Tbilisi dochodzi do 30 stopni, a we wrześniu i październiku trwa tradycyjne Rtveli, winobranie połączone z festynami i degustacją wina oraz tradycyjnej kuchni. Kto inny, jak nie goście z drugiej strony Kaukazu, będzie zainteresowany spróbowaniem khvanchkary – półsłodkiego czerwonego, z delikatnym pikantnym aromatem. Ulubionego trunku Józefa Stalina.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2022