Knebel na księży

Biskupi i przełożeni jezuitów wprowadzają dla księży zakazy, które w pierwszych wiekach chrześcijaństwa zabiłyby każdą teologię – i zabiłyby Kościół.

21.04.2023

Czyta się kilka minut

Kard. Stanisław Dziwisz , abp Stanisław Budzik i ks. Józef Kloch podczas Plenarnego Zebrania Konferencji Episkopatu Polski w Łomży, czerwiec 2009 r. / Marek Maliszewski / Reporter

Księża w mediach powinni być kompetentni i wierni Ewangelii, powinni przestrzegać prawa autorskiego i chronić małoletnich przed nadużyciami. Na współpracę z redakcjami powinni mieć zgodę przełożonych. Nie wolno im się angażować w działalność sprzeczną z misją Kościoła. To wydaje się oczywiste. Oprócz tego na portalach społecznościowych mają mieć zdjęcia w koloratce lub w habicie albo podpisać się wyraźnie jako duchowni. Tak w skrócie brzmią wchodzące właśnie w życie wytyczne dotyczące obecności księży w mediach.

Wytyczne – w czym problem?

Z całą treścią dokumentu KEP zapoznać się można w internecie. Jednym z jego uszczegółowień jest wydany z datą 20 kwietnia dokument prowincji Polski południowej jezuitów. Napisano w nim, że jezuici powołani są do głoszenia nauki Chrystusa, a nie własnych poglądów, i że ich wypowiedzi nie powinny wywoływać negatywnych emocji. Jezuitom nie wolno zakładać stron ani kont anonimowych bądź prowadzonych pod pseudonimem. Powinni szanować prywatność swoich współbraci i nie wchodzić między sobą w polemiki. Pod żadnym pozorem nie wolno im kwestionować swoich przełożonych ani pouczać hierarchów. Dodatkowo na każde wystąpienie w mediach jezuita musi uzyskać pozwolenie przełożonego. Przełożony musi również wyrazić zgodę na założenie konta na portalu społecznościowym i mieć wgląd do tegoż konta. Każdy napisany przez jezuitę tekst przed publikacją trzeba przedstawić do recenzji kompetentnemu współbratu, a później również przełożonemu, który daje pozwolenie na publikację.


KOBIETO, POŚCIEL ŁÓŻKO. DLA KOGO JEST „MODLITEWNIK DLA KOBIET”

Zebranie 365 mądrych i świeżych modlitewnych refleksji jest sztuką. Nie udało się: rozważania pachną banałem i niebezpiecznie przypominają listy Episkopatu >>>>


Trudno uwierzyć, że są to ograniczenia dla dorosłych ludzi, bo zgodnie z prawem konta na FB mogą zakładać bez zgody rodziców już trzynastoletnie dzieci. Trudno nie zauważyć, że przymus wewnętrznej cenzury przed publikacją oznacza w świecie mediów społecznościowych de facto zablokowanie jakiejkolwiek publikacji. Spowalnia ją i sprawia, że jest nieskuteczna. Niejasne jest też, na ile kontroli podlegają komentarze pod własnymi i cudzymi postami.

Nadal jednak, jeśli ktoś czytać będzie te dokumenty pobieżnie, pomyśleć może – w czym problem? Wystarczy ustawić zdjęcie w koloratce, żaden ksiądz nie powinien się tego wstydzić. Jeśli nie opowiada herezji i zachowuje się z kulturą, też nie ma się czego bać. Ślubował posłuszeństwo, trzeba być konsekwentnym. Całe oburzenie wokół wytycznych to w takim razie zwykły foch.

Niestety, problem tkwi głębiej – w wizji Kościoła i wizji człowieka, jaka się za tymi dokumentami kryje.

Wolność i zaufanie

Pierwsza rzecz, o którą trzeba zapytać, to wolność. Bóg przy stworzeniu dał człowiekowi prawo do grzechu. Dał mu prawo do błędów i do pomyłek. Nie nałożył ograniczeń sprawiających, że wolny wybór i popełnienie błędu będzie niemożliwe. Na tym polegała jego miłość. Wiedział, że możemy wybrać źle, ale chciał być przez człowieka wybrany – a nie przyjęty z braku innego wyjścia.

Wchodzące w życie dokumenty, zwłaszcza w wersji jezuickiej, są próbą odebrania możliwości popełnienia jakiegokolwiek błędu. Są nałożeniem takich ram, w których osobista decyzja i popełnienie błędu są już niemalże niemożliwe

Drugie pytanie, które powinno tu paść, dotyczy zaufania. Jeśli sam fakt długoletniej formacji, przyjętych święceń, wspólnych doświadczeń, zdobywanych kompetencji i przyjaźni nie jest powodem do tego, żeby zaufać współbratu – to co nim jest? Jeśli przełożony musi kontrolować każde wypowiadane w przestrzeni publicznej słowo swojego podwładnego – to czy na pewno ma współpracownika, czy bezwładnego i ograniczonego niewolnika?

Dokumenty, które się właśnie ukazują, są bardzo wyraźną deklaracją biskupów i przełożonych: drodzy księża, nie ufamy wam za grosz. To nie jest drobiazg. Brak zaufania zabija człowieka i niszczy relację. Podcina skrzydła, odbiera siły i poczucie sensu. Jest zdradą.

W małżeństwie paranoiczne reagowanie na uśmiech nieznajomej osoby, regularne obwąchiwanie ubrań partnerki czy partnera, sprawdzanie wydatków na koncie i przeglądanie telefonu – choć to drugie nigdy nawet nie pomyślało o zdradzie – zniszczy każdą relację. Ten, kto kocha, potrzebuje zaufania. Przyjęcia jego miłości, czyli uwierzenia, że ona jest.

Czy biskupi wierzą, że święcą ludzi kochających?

Posłuszeństwo

Powracającą tu oczywiście kwestią będzie posłuszeństwo, którym próbuje tłumaczyć się w Kościele niemal wszystko. Posłuszeństwo nie oznacza jednak poddaństwa. Nie zawiesza ludzkiej wolności ani prymatu sumienia. Dotyczy tylko kwestii, w których przełożony ma prawną jurysdykcję, a nie wszystkich obszarów życia człowieka.

Można powiedzieć jeszcze więcej. Posłuszeństwo jak Bogu samemu człowiek jest winien tylko temu, kto traktuje go tak, jak sam Bóg chce go traktować – jeśli posłuszeństwo służy miłości, wolności i wzrastaniu człowieka. Tylko wtedy jest ono moralne, jest cnotą. Bez miary „jak Bóg”, posłuszeństwo staje się prostackim ćwiczeniem wzajemnych toksycznych zależności, opartych na sile. Staje się przemocą.

W jednym z wcześniejszych dokumentów, które również ukazały się u jezuitów, zapisano wprost: „Reprezentujesz Kościół i jezuitów. Nie istnieje coś takiego jak »twoja prywatna opinia«”. Stwierdzenie to jest dość karkołomne. Prawa człowieka, do których należy prawo do wolności myśli i do głoszenia swoich opinii i poglądów, mają charakter powszechny, przyrodzony, niezbywalny i nienaruszalny. Oznacza to, że przysługują każdemu człowiekowi przez sam fakt bycia człowiekiem. Nie można się ich zrzec. Żadna władza nie może ich odbierać, regulować ani potwierdzać.

Również posłuszeństwo kapłańskie czy zakonne praw człowieka nikomu nie odbiera ani nie zawiesza. Ślubujący posłuszeństwo człowiek, choćby chciał, z tych praw nie ma mocy zrezygnować. Zapis „nie istnieje twoja prywatna opinia” stoi więc w sprzeczności z najbardziej podstawowymi prawami człowieka.

Owszem: Kościół jako wspólnota i organizacja może uznać, że ktoś przestaje się mieścić w jego ramach. Może publicznie się od takich poglądów odciąć, w skrajnych przypadkach księdza „sekularyzować”. Nie może jednak prewencyjnie odebrać nikomu – nawet posłusznemu księdzu – prawa do myślenia i wyrażania prywatnych opinii. Jeśli tego próbuje, łamie podstawowe prawa człowieka i wprowadza totalną (żeby nie powiedzieć: totalitarną) wizję posłuszeństwa, bliższą nie Kościołowi, ale sekcie. I nie jest to droga, jaką powinien iść Kościół – wspólnota wolnych ludzi, którzy uwierzyli w Jezusa Chrystusa.

Gdzie byliście?

Nasuwa się pytanie: jak wyglądać będzie egzekwowanie nałożonych zakazów?

Opinia teologiczna na temat błędów doktrynalnych w nauczaniu ks. Dominika Chmielewskiego leżała w episkopacie prawie rok, zanim Tomasz Terlikowski napisał o niej na tych łamach, a jej treść ujawniła „Więź”. Dopiero to zmusiło biskupów do przynajmniej połowicznego działania. Pytania o dotychczasową skuteczność biskupów w walce o zdrowe nauczanie Kościoła można mnożyć, wymieniając kolejno ks. Natanka, ks. Prausę, ks. Woźnickiego, ks. Galusa, Wspólnotę Mamre, promowanie objawień w Trevignano Romano czy paru innych księży, wobec których działalności są poważne wątpliwości, ale ich sprawy dopiero czekają na ujawnienie (w mediach, jako że reakcji biskupów znów nie sposób się doczekać). Każda z tych spraw została zaniedbana i przyniosła dramatyczne owoce nie dlatego, że księża występowali bez koloratki – ale dlatego, że treść ich przepowiadania nie była i nadal dla biskupów nie jest istotna. Liczyła się forma: była koloratka, były tłumy, więc wszystko było OK. Czy znów skupimy się na koloratkach?

Ale pytać można dalej. Czy mają prawo ograniczać wystąpienia swoich podwładnych ci, którym nie przeszkadza łamanie zakazu wystąpień? Bez cienia wstydu stający przy ołtarzu z człowiekiem, któremu nie wolno występować publicznie za zaniedbania wobec ofiar pedofilii? Spotykający się z nim w jednej zakrystii i niemający odwagi powiedzieć „veto!”?


TAJNY SYNOD W KRAKOWIE

W syntezie synodalnej są uwagi, które abp Marek Jędraszewski mógł odebrać jako skierowane przeciw niemu: że listy pasterskie są kiepskie, postulat likwidacji upolitycznionych kazań, uwagi o poniżaniu osób homoseksualnych >>>>


Urzędowe prawo oczywiście mają. Moralne prawo stracili – przynajmniej ci wszyscy, którzy wzięli udział w ingresie bp. Sławomira Odera i stanęli obok abp. Mariana Gołębiewskiego. Stracili moralne prawo nie dlatego, że jacyś świeccy patrzą im na ręce. Stracili je, bo te działania widzą ich podwładni, widzą księża. I widzą niekonsekwencję. A niekonsekwentny przełożony sam pozbawia się swojego autorytetu.

Magia koloratki

„Często odbiorcy mediów społecznościowych mają problem we właściwym rozróżnieniu, kto z wypowiadających się tam jest kapłanem” – tłumaczyła prof. Monika Przybysz na początku 2021 r., kiedy KEP zapowiedziała wprowadzenie nowych wytycznych. Prof. Przybysz przekonywała również, że dzięki koloratce odbiorcy będą mieli pewność, że otrzymują zdrową naukę Kościoła.

Dziś jednak większym problemem są ci księża, którzy dopuszczają się nadużyć i budują swoją władzę nad ludźmi, wyraźnie manifestując swoją przynależność duchowną. Koloratka czy habit ich uwiarygadniają. Sprawiają, że łatwiej pozyskują zaufanie. Żaden z księży, wokół których zostały ujawnione skandale, nie ukrywał koloratki ani habitu. Wręcz przeciwnie. Wiedzieli, że w tym właśnie jest ich siła, że to uśpi czujność ludzi.

Twierdzenie, że manifestacja przynależności do duchowieństwa będzie dawała pewność otrzymywanych treści, daje odbiorcom złudne poczucie bezpieczeństwa. Nie wolno dziś nigdzie i nikomu twierdzić, że tam, gdzie mamy do czynienia z człowiekiem w koloratce, tam wyłączyć możemy myślenie i bezkrytycznie zaufać. To z jednej strony naraża ludzi na nadużycia, z drugiej strony umacnia klerykalizm. Odbiera możliwość dyskusji, krytyki i kontroli.

Dyskusja

W dokumencie jezuitów zapisano: „Niedopuszczalne jest, aby dwaj jezuici nawzajem komentując własne wypowiedzi, prowadzili na forum publicznym polemikę – tego typu praktyki nie służą ani nam, ani tym bardziej tym, którzy stają się świadkami naszych sporów”.

Ludzie, którzy są świadkami sporów, mają okazję poznać argumenty. Są motywowani do poszukiwań. Odkrywają, że żadna doktryna ani żaden dogmat nie spłynęły z nieba w gotowej formule, ale odkrywane były właśnie poprzez spór. Zakaz wchodzenia w publiczną polemikę jest skutkiem fałszywej i obłudnej wizji jedności, która nie istnieje. I nie wolno ludzi karmić dziś obrazem Kościoła, w którym wszyscy się zgadzamy i trzymamy w kółku za ręce, bo ludzie szybko odkryją, że taki Kościół nie istnieje.

Człowiek ma prawo szukać i ma prawo błądzić – a każda jego samodzielna myśl jest Boża, bo jest twórcza. Zamiast zakazywać polemiki, dużo roztropniej byłoby zaproponować zasady kulturalnej i rzeczowej dyskusji. Polecić odwoływanie się do źródeł. Zalecić racjonalność zamiast emocji. Przypomnieć, na czym polega traktowanie adwersarza z szacunkiem. To byłaby klasa i poziom, które wychodzić powinny od jezuitów. Tymczasem mamy zakazy, które wprowadzone w pierwszych wiekach chrześcijaństwa zabiłyby każdą teologię – i zabiłyby Kościół.

Reagować na błędy

Kościół bez wątpienia powinien reagować na błędy głoszone w jego imieniu. To jest ważne, jeśli chce pozostać wierny nauce Apostołów – ale nie jest to tożsame z prewencyjnym ograniczaniem wolności wypowiedzi wszystkim księżom i na wszelki wypadek.

Jeśli ktoś mówi źle, trzeba wykazać jego błędy. Zrobić to publicznie, rzeczowo, odwołując się do teologii tak, żeby również pouczyć odbiorców. Jeśli odsuwa się kogoś za błędy, trzeba mieć odwagę o tym powiedzieć, bez udawania, że przeniesienie jest zwykłą „potrzebą duszpasterską”.


W KOŚCIELE ZA MAŁO JEZUSA, ZA DUŻO KLERYKALIZMU

Tomasz TERLIKOWSKI: Jeśli ta diagnoza nie przebudzi biskupów i księży, to jakie trzęsienie ziemi mogłoby to jeszcze zrobić? >>>>


Ograniczenia prewencyjne, skupiające się głównie na formie, nie świadczą o prawdziwej trosce o Kościół. Są raczej efektem lękowego podejścia do mediów i własnej nieporadności. 

Czytając te dokumenty widzę zagubionych i wystraszonych liderów kościelnych. Ludzie, którzy je napisali, nie żyją w świecie mediów społecznościowych. Nie nauczyli się nigdy żeglować na tych falach. Patrzą z boku i wydaje im się to dramatycznie niebezpieczne – wprowadzają więc ograniczenia, dyktowane przez lęk amatora. Nie zdają sobie sprawy, że w ten sposób uniemożliwiają żeglowanie. Problem w tym, że tam, na tym morzu, są ludzie, którzy bardzo potrzebują żeglarzy-sterników. I ci ludzie właśnie zostają sami. Sternicy zostali uziemieni.

Jaka będzie przyszłość? W optymistycznym scenariuszu hierarchia się jednak zorientuje, że dokumenty z wytycznymi są strzałem w kolano. Z tego co wiem, niektórzy biskupi nadal nie mają o dokumencie KEP pojęcia i niespecjalnie ich on obchodzi. Oczywiście, nikt się z tego oficjalnie nie wycofa, ale też nikt nie będzie tego egzekwował. Nie powstaną w kuriach żadne wydziały, a uprzejme donosy lądować będą w koszach. Sprawa się rozmyje, będziemy udawać, że nic się nie stało. Ostatecznie tylko jeszcze bardziej ucierpi wizerunek i autorytet biskupów, którzy znów mówią rzeczy bez mocy i ducha.

Wersja pesymistyczna jest taka, że jednak ktoś się tym przejmie i potraktuje serio. Co się stanie z Kościołem, w którym przestaniemy rozmawiać, a zaczniemy się bać?

AUTORKA jest dziennikarką, doktorem teologii fundamentalnej, laureatką Nagrody Dziennikarskiej „Ślad” im. bp. Jana Chrapka w 2022 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2023