Czarna magia w Kościele. Kim jest ksiądz Chmielewski

Na naszych oczach pewien salezjanin tworzy nową sektę. Porywa i przyciąga wielu wiernych, ale za jaką cenę?

19.09.2022

Czyta się kilka minut

Ks. Dominik Chmielewski  podczas Męskiego Różańca w Bydgoszczy,  listopad  2021 r. / TYTUS ŻMIJEWSKI / PAP
Ks. Dominik Chmielewski podczas Męskiego Różańca w Bydgoszczy, listopad 2021 r. / TYTUS ŻMIJEWSKI / PAP

To się sprawdza: głęboka maryj­­- ność, apokaliptyczne przepowiednie, budzenie religijnych lęków i proste recepty na trudne problemy. Ks. Dominik Chmielewski proponuje przekaz znakomicie dostosowany do potrzeb wielu polskich katolików. Za charyzmatycznym salezjaninem idą tłumy, także – co nie bez znaczenia – mężczyzn. Różańcowe marsze, wielkie spotkania modlitewne, ruch Wojowników Maryi – to wszystko efekty kaznodziejstwa i formacji zakonnika. „On uzdrowił moje małżeństwo”; „Mąż zmienił się, odkąd go spotkał”; „Wielu, w tym mnie, wyrwał z łap szatana” – takie opinie znaleźć można pod każdym nagraniem duchownego. Zwolennicy mówią o Chmielewskim jako o nowym św. Maksymilianie Marii Kolbem i porównują do księdza Dolindo.

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda świetnie: charyzmatyczny duchowny porywający wiernych to coś, czego przeżywający w Polsce poważny kryzys Kościół niewątpliwie potrzebuje. Kłopot jest tylko taki, że duchowny ów, choć przedstawia się jako jedyny sprawiedliwy, zamiast Ewangelii głosi sprawnie przygotowany, wypowiedziany teatralnym tonem i pełen religijno-kulturowych klisz przekaz będący połączeniem magii, apokaliptyki i politycznych lęków.

Egzorcyzmowanie kota

Dowodów nie brakuje. Zacząć można od słynnej już w internecie opowieści o egzorcyzmowaniu kota. To nie żart. To zupełnie poważny wykład ks. Chmielewskiego, w czasie którego duchowny ostrzega rodziców przed satanistycznymi zabawkami i okultyzmem w filmach ­Disneya, który – jak dowiadujemy się z wystąpienia – był masonem i chciał zwodzić dzieci.

Disney to jednak nic. „Czasami opętane mogą być zwierzęta, które są przy nas. Bardzo często są to koty” – oznajmia ks. Chmielewski. Dlaczego akurat koty? Tego nie wiadomo, ale można się domyślić. Koty w myśleniu magicznym mają szczególne, przypisane czarownicom miejsce, i choć kaznodzieja tego argumentu nie przywołuje, trudno znaleźć inny pomysł, dla którego to akurat właśnie kot, a nie pies, chomik czy kanarek, ma stanowić zagrożenie duchowe.

Dowodem na prawdziwość tego zagrożenia jest opowieść o kobiecie obdarowanej miłym kotkiem przez koleżankę, która źle jej życzyła. To właśnie ów „miły kotek” okazał się „nosicielem opętania” i to za jego sprawą egzorcyści nie mogli sobie poradzić z opętaniem samej kobiety. Dopiero gdy postanowiono podczas egzorcyzmów wyegzorcyzmować – przez ową kobietę – kota, to po jej powrocie do domu okazało się, że „dom był całkowicie zdewastowany”, a „kota oczywiście nie było”. Co się z nim stało? Jak przebiegała anihilacja zwierzęcia, a może jak zabrano go do piekieł, tego się z wykładu nie dowiemy.

Zobaczymy za to magiczne myślenie zawarte w „naukach” ks. Chmielewskiego. Duchowny ten magicznie postrzega nawet spowiedź, która ma być nie tylko miejscem wyznania grzechów i ich odpuszczenia, ale również „błogosławienia dzieci”, „odwoływania przekleństw” itd. Sam ks. Chmielewski ma świadomość, że nie jest to stanowisko katolickie, bo przyznaje, że księża nie wiedzą, że tak właśnie trzeba postępować, ale dodaje, że on to wie i dlatego ludzie powinni to robić. Sakrament wymaga w ten sposób uzupełnienia, nie wystarcza on sam, konieczne są jeszcze magiczne procedury odwoływania słów, wypowiadania zaklęć uzdrawiających rzeczywistość, zaklinania świata.

Inaczej być zresztą nie może, bo świat ks. Chmielewskiego jest światem przed demitologizacją: światem pełnym duchowych stworów, zagrożeń, demonów i aniołów, które toczą ze sobą wojny i wpływają na nasze życie, np. ratują dzieci osób, które są tego świadome, ale pozostawiają inne bez odpowiedniej pomocy.

W tym świecie, zdominowanym przez nieustanną walkę duchową, nie ma miejsca na psychologię czy psychoterapię, ona bowiem także niesie ze sobą – a jakże – duchowe zagrożenia jako jakaś forma nowej religii, która odbiera ludziom wiarę w Boga, a buduje jedynie ich ego. A przecież – zdaniem ks. Chmielewskiego – w istocie nie istnieją problemy fizyczne albo emocjonalne, które nie mają podłoża duchowego.

„Wszystkie problemy duchowe, emocjonalne, fizyczne są związane z grzechem. Wszystkie” – mówi kaznodzieja. I dlatego zamiast korzystać z pomocy terapeuty, trzeba zdaniem ks. Chmielewskiego udać się na adorację. „Chrysto­terapia, najlepsza terapia, pół godziny codziennie, za darmo” – podkreśla salezjanin. „Problem polega na tym, że my straciliśmy wiarę w Jezusa Chrystusa, który ma moc uzdrowienia, uwolnienia, który jako jedyny zna korzenie twojego problemu i może wyzwolić cię i uwolnić” – dodaje.

Szczegółową analizę błędów zawartych w tych słowach przeprowadzili już prawie dwa lata temu psychoterapeuci chrześcijańscy Monika i Marcin Gajdowie. Nic się jednak nie zmieniło, a w kolejnych wypowiedziach ks. Chmielewskiego pojawiły się nowe elementy, choćby sugerujące, że rodzina samobójców będzie pokutować w czyśćcu tyle lat, ile samobójca skrócił sobie życie. Skąd takie wnioski? Skąd takie opinie? W największym skrócie z całkowitego niezrozumienia tego, na czym polega działanie Boga, jakie jest chrześcijańskie, a nie manichejskie podejście do ludzkiej natury i do świata; z braku zrozumienia, że nawet przeżycia duchowe wcale nie muszą mieć źródeł duchowych, że mogą wyrastać z emocji czy z cielesności, że nie wszystko ma charakter boży lub sataniczny, że świat jest bardziej skomplikowany.

Apokalipsa nadchodzi

Apokaliptyka ks. Chmielewskiego jest prosta. Z kolejnych wypowiedzi i kazań możemy się dowiedzieć, że „scenariusz apokaliptyczny będzie naszym udziałem”. „Nie ma wątpliwości, że to, co dzieje się obecnie w świecie, to objawienie się czterech jeźdźców apokalipsy, zaraza, wojna, głód, śmierć. Im bliżej będzie paruzji, tym bardziej wydarzenia będą się zagęszczać. I nie ma wątpliwości, że patrząc od 2020 r., jesteśmy świadkami tych wydarzeń. Zaraza, pandemia globalna, wojna, która będzie wojną globalną, już mówi się o wielkim głodzie, który będzie skutkiem zarazy i wojny, a konsekwencją będzie śmierć” – mówi ks. Chmielewski. Ale to nie wszystko.

Duchowny zna jeszcze więcej szczegółów przyszłości. „Już niedługo ludzie będą tracić całe dorobki swojego życia, zawali się system finansowy całych państw, ludzie zostaną z niczym. Ludzie w to nie wierzą” – przekonuje. Jasne jest także według niego, kto za tym stoi. „Wielki reset” to temat, który stale wraca w homiliach, wykładach, spotkaniach. A odpowiedzialni za niego są „globaliści”, Bill Gates czy George Soros. To oni chcą doprowadzić do wywrócenia całego układu, a fakt, że ludzie nie słuchają Matki Bożej, sprawia, że już niebawem nadejdzie kres czasów. Zadaniem samego kaznodziei, ale także ludzi, którzy go słuchają, jest zaś utworzenie pokolenia, które ową apokalipsę przeżyje, dzięki modlitwie, oszczędnemu życiu, a niekiedy nawet przygotowaniu odpowiednich zapasów na straszliwy czas. Jeźdźcy apokalipsy już ruszyli – głosi ks. Chmielewski. Nic nie da się z tym zrobić.

Jeśli coś w tym nauczaniu zaskakuje, to jedynie fakt, że kaznodzieja nie zwraca uwagi na to, iż sam sobie zaprzecza. Jeszcze kilka miesięcy temu głosił bowiem, że żadnej pandemii nie ma, że to, co się dzieje, jest spiskiem szatana skierowanym przeciwko Eucharystii i właściwemu wobec niej kultowi. Albo jest więc tak, że jeźdźcy apokalipsy już wyruszyli, a jednym z nich jest zaraza, albo zarazy nie było. Tertium non datur.

Takie kwestie jak logika jednak ks. Chmielewskiemu nie przeszkadzają. On jest prorokiem, a logika – tak jak psychologia czy psychoterapia – to przecież świecka nauka, którą nie wolno się przejmować.

Droga do piekła

Skupienie na złu, na nadchodzącej zagładzie widać także w soteriologii ks. Dominika. Co z niej wynika? Otóż tyle, że większość ludzi będzie potępiona. I nie jest to mój wniosek z jego nauczania, ale jasno wyrażony pogląd. Salezjanin wprost mówi, że większość ludzi będzie potępiona, a wiadomo to z „objawień prywatnych” i rozmów z duszami czyśćcowymi. To, że w Piśmie Świętym ani w Magisterium Kościoła nie ma takiego nauczania, że Kościół nigdy nikogo nie uznał za potępionego, a Pismo Święte pełne jest zapewnień, że Bóg chce zbawiać, a nie potępiać, nie ma dla ks. Chmielewskiego znaczenia. On wie, że ludzie będą potępieni.

W jego nauczaniu nie ma też miejsca na zbawczą ofiarę Chrystusa. Duchowny przekonuje, że zbawienie musimy wypracować, musimy je „wypokutować tu, na ziemi”. Ono nie jest darem, łaską, ale czymś, co trzeba wywalczyć. To pelagianizm jak się patrzy, podany do tego w lękowym sosie i lekko zmodyfikowany.

W ujęciu ks. Chmielewskiego nie zbawia nas Jezus, ale pokutowanie, żal, umartwianie się, swoisty układ z Bogiem. Gdyby jednak tak rzeczywiście było, to krzyż i męka, o której tak przejmująco mówi kaznodzieja, byłyby ­niepotrzebne. Wystarczyłby nam nasz własny pokutny wysiłek. A jeśli nie wypracowalibyśmy zbawienia i zostalibyśmy potępieni, w istocie potępilibyśmy się sami: „Gdy człowiek zobaczy swoje grzechy, będzie to taki wstrząs, że nie zniesie prawdy o sobie”. Ani Jezus, ani Jego męka nie tylko by nam nie pomogły, ale wręcz stałyby się źródłem potępienia.

Mógłbym pisać jeszcze o mesjanizmie, o podkreślaniu roli Polski w dziele zbawienia, ale darujmy już to sobie. Czas na kilka zasadniczych pytań. Po pierwsze: czy polscy biskupi są świadomi tego, co naucza jeden z najpopularniejszych obecnie (ostatnio gościł w Licheniu) kaznodziejów? Czy znają jego nauczanie i aprobują je?

Co wie episkopat

Odpowiedź nie jest prosta. Z jednej strony mamy archidiecezję katowicką i białostocką, gdzie salezjanin ma zakaz nauczania i głoszenia (a w diecezji kaliskiej powołano komisję, która ma się przyjrzeć jego nauczaniu), ale z drugiej – mamy ordynariusza diecezji bydgoskiej bp. Krzysztofa Włodarczyka, który zdecydował się zostać „wojownikiem Maryi”, tym samym niejako autoryzując ruch.

Sytuację jeszcze bardziej komplikuje fakt, że episkopat dysponuje miażdżącą dla ks. Dominika Chmielewskiego i jego ruchu ekspertyzą teologiczną autorstwa grupy siedmiu polskich teologów duchowości. W opracowanie zaangażowani byli profesorowie: ks. Janusz Królikowski z tarnowskiej sekcji UPJPII i ks. Marek Tatar z UKSW, oraz doktorzy: ks. Janusz Lekan i ks. Adam Rybicki z KUL, o. Sebastian Wiśniewski z UAM oraz ks. Paweł Gabara z łódzkiego WSD. Zespołem kierował ks. prof. Marek Chmielewski z KUL. Autorzy wskazują na niewątpliwy sukces duszpasterski salezjanina, a jednocześnie wykazują cały szereg błędów, jakie zawarte są w jego nauczaniu. O czym mówią?

O zagrożeniu „przesadną demonizacją”, dopatrywaniu się szatana i demonów wszędzie, o błędnej angelologii i mówieniu o rasie aniołów, o manicheizmie, który objawia się w podziale na „zły świat”, będący w gestii szatana i w rękach przewrotnych ludzi, oraz „dobry świat”, który powstaje tam, gdzie jest Maryja i jej wojownicy. To, zdaniem autorów dokumentu, jest już objaw podejścia sekciarskiego.

Teologowie zarzucają ks. Chmielewskiemu także, że głosi tezy sprzeczne z katolicką sakramentologią, choćby takie, że „Eucharystia jest po części lub zarazem Ciałem Maryi; przyjmując Ciało Jezusa – Syna Maryi, chrześcijanin tym samym przyjmuje także Jej Ciało”, oraz bliskie mariawityzmowi twierdzenie, że Maryja jako „Małżonka Baranka” i Oblubienica Ducha Świętego jest zarazem Jego wcieleniem lub objawieniem.

Niebezpieczne jest również nieustanne zalecanie, by „myśleć o Maryi jako najpiękniejszej dziewczynie świata, zakochać się w Niej jako najwspanialszej kobiecie, umówić się z Nią na randkę”. Maksymalizm mariologiczny jest tak mocny, że w duchowości ks. Chmielewskiego i Wojowników Maryi staje się ona ważniejsza niż Jezus. Te same zarzuty sformułowane są wobec publikacji książkowych salezjanina.

Analiza statutów ruchu Wojownicy Maryi nie pozostawia większych wątpliwości co do tego, że zostały tak przygotowane, by cała władza znajdowała się w rękach ks. Chmielewskiego i by bez niego ruch nie był w stanie normalnie funkcjonować. To może rodzić niebezpieczeństwo, gdyby ksiądz został odwołany z ruchu lub gdyby skierowano go do innej posługi. Zdaniem autorów opinii „ewentualne decyzje przełożonych o odwołaniu go z funkcji Opiekuna mogą doprowadzić do rozłamu i schizmy”.

Dokument ten biskupi otrzymali już jakiś czas temu, decyzje dwóch diecezji są ewidentnie z nim związane, w uzasadnieniach bowiem (zazwyczaj werbalnych, a nie pisemnych, i to przekazywanych nieoficjalnie) znajdują się argumenty na nim oparte. Tyle że to wszystko dzieje się po cichu, bez jasnego wskazania zarzutów, bez możliwości rozliczenia się z nich samego księdza, ale także bez uświadomienia wiernym, że pokarm, jaki otrzymują podczas licznych głoszonych przez ks. Chmielewskiego rekolekcji, ma niewiele wspólnego z nauczaniem katolickim, a jest pomieszaniem New Age, prywatnych objawień, magicznej wiary i wypaczonej maryjności.

Sekta w procesie tworzenia

Skąd bierze się ta ostrożność biskupów? Odpowiedzi trzeba zapewne szukać po pierwsze w ogromnej popularności kaznodziei, a po drugie w fakcie, że przyciąga on mężczyzn (także młodych) do Kościoła. W realiach błyskawicznej laicyzacji niebranie tego pod uwagę byłoby błędem. Ks. Chmielewski – i to również wiedzą już biskupi – ma także wiernych oddanych raczej jemu niż episkopatowi, a to oznacza, że gdyby mieli oni między nimi wybierać, to mogliby uznać episkopat za element „systemu szatana”. Kolejny ks. Natanek nie jest nikomu potrzebny.

Ten brak działania umożliwia jednak tworzenie się odrębnej od Kościoła (ale pozostającej w nim i czerpiącej z jego autorytetu) sekty z własną doktryną, z budzeniem poczucia zagrożenia, ­służącym do uzależniania od kaznodziei ludzi, którym wmawia się rozmaite lęki, by ich potem z nich wyzwalać. Sekciarski charakter ma także włączanie w ­religijność katolicką (a dokładniej w jej fasadę) elementów magiczno-pogańskich.

Nie przekonuje mnie to, że ks. Chmielewski jest maryjny, bo jego maryjność – na co zwracają uwagę teologowie – jest wyolbrzymiona i niechrystocentryczna. Nie przekonuje mnie też fakt, że salezjanin nawraca i przyciąga ludzi, bo robi to każda sekta. Nie ma działań jednoznacznie złych, w każdym procesie są zawarte także elementy dobre. Istotnym pytaniem jest natomiast to, czy ks. Dominik Chmielewski rzeczywiście przyciąga do wiary czy do pogańskiego zaufania wobec magii. Z tym problemem trzeba się zmierzyć.

Jeśli Kościół w Polsce chce powtórki z mariawityzmu, to jest na najlepszej ku temu drodze. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Czarna magia