Klerykalizm w genach

Niełatwo wyleczyć strukturalny trąd, jaki toczy Kościół. Nie zwalnia to nas jednak z ciągłego próbowania.

15.05.2020

Czyta się kilka minut

Przygotowania do papieskiej wizyty w rzymskim sanktuarium Bożego Miłosierdzia, 19 kwietnia 2020 r. / Fot. Franco Origlia / Getty Images /
Przygotowania do papieskiej wizyty w rzymskim sanktuarium Bożego Miłosierdzia, 19 kwietnia 2020 r. / Fot. Franco Origlia / Getty Images /

Po obejrzeniu „Zabawy w chowanego”, drugiego filmu braci Sekielskich, osoby niewierzące, które na Kościół spoglądają z zewnątrz, mogą tylko utwierdzić się w antyklerykalizmie. Pytają, dlaczego taka instytucja w ogóle istnieje – skoro sama stwarza warunki dla krzywdzenia dzieci przez pedofilów, a biskupi uparcie oprawców chronią.

Dla wierzących nadprzyrodzony wymiar Kościoła jest realny i nie da się go niczym zastąpić. Ale i oni po filmie zastanawiają się, jak to możliwe, by kapłan, działający in persona Christi, z taką łatwością krzywdził bezbronnych? Aby biskup, ustanowiony z woli Jezusa pasterzem, czyli przewodnikiem wierzących, stawał po stronie wilków w koloratkach, a nie ofiar?

Na te pytania pojawiają się co najmniej dwie odpowiedzi. Pierwsza wskazuje na wszechobecny klerykalizm. Druga za przyczynę uznaje współczesny relatywizm i rozwiązłość seksualną, spowodowaną rewolucją obyczajową roku 1968. Tak obecny kryzys w Kościele tłumaczy m.in. papież emeryt Benedykt XVI, a za nim środowiska konserwatywne i tradycjonalistyczne. O ile jednak zachowanie ukazanego w filmie pedofila ks. H. ktoś jeszcze mógłby próbować tłumaczyć tym, że został zdeprawowany w młodości, o tyle już zachowanie jego przełożonego, bp. Edwarda Janiaka, który przez wiele lat ignorował docierające do niego sygnały o krzywdzeniu dzieci i przenosił oprawcę z parafii do parafii, nie ma nic wspólnego z rewolucją seksualną.


CZYTAJ TAKŻE:

KOŚCIELNY TOR PRZESZKÓD: Poza tytułową „zabawą w chowanego”, w której biskup ukrywa księdza przestępcę, nowy film braci Sekielskich pokazuje jeszcze jedną grę. Zarezerwowaną tylko dla ofiar. Komentarz Anny Goc >>>


Słownikowa definicja klerykalizmu wskazuje, że jest to dążenie do uzyskania przez kler wpływu i przywilejów w sferze świeckiej – społecznej i politycznej. Tak rozumiany klerykalizm stanowi w filmie Sekielskich tło dla dwóch pytań. Dlaczego prokuratury przekazują kuriom akta toczących się przeciwko księżom dochodzeń, skoro kurie występują w tych dochodzeniach jedynie w roli świadków? Inni świadkowie nie mają takich przywilejów, a biskupi – jak zauważa występujący w filmie adwokat Artur Nowak – mogą w ten sposób zawczasu przygotować się do ewentualnych oskarżeń o ukrywanie pedofilii. 

Drugie pytanie dotyczy tajnego okólnika ministra Ziobry, nakazującego prokuraturom okręgowym przekazywanie spraw dotyczących księży Prokuraturze Krajowej. Czy tak bardzo upolityczniona Prokuratura Krajowa może rzetelnie badać sprawy dotyczące Kościoła? Już sam fakt, że zainteresowane są najwyższe prokuratorskie władze, może działać mrożąco na prokuratorów terenowych zajmujących się sprawami o pedofilię. Co ostatecznie może działać na korzyść podejrzanych ludzi Kościoła.

Choroba

O klerykalizmie od początku pontyfikatu mówi też Franciszek, widząc w nim chorobę toczącą od wewnątrz Kościół, albo nazywając „perwersją”. „Pasterz musi iść na czele stada, by wskazywać drogę, ale też być w jego środku, by widzieć, co się tam dzieje, a także na tyłach, żeby mieć pewność, że nikt się nie zgubi. Klerykalizm sprawia, że pasterz jest tylko na początku, wyznacza kierunek – i ekskomunikuje zbaczających z drogi. To przeciwieństwo tego, jak postępował Chrystus. Klerykalizm potępia, dzieli lud Boży i nim gardzi, zmienia księżowską posługę w księżowską potęgę” – mówił do jezuitów we wrześniu 2019 r. „Powiedzenie »nie« wobec nadużycia oznacza stanowcze odrzucenie wszelkich form klerykalizmu” – pisał w Liście do Ludu Bożego rok wcześniej, po ogłoszeniu wstrząsającego raportu dotyczącego wykorzystywania nieletnich w amerykańskiej Pensylwanii.

Wewnętrzny klerykalizm dzieli Kościół na dwa rozłączne światy: hierarchię i świeckich. Tylko ci pierwsi sprawują realną władzę. Robią to w sposób nietransparentny dla drugich, pozostając właściwie poza kontrolą. Ci drudzy mogą czuć się chrześcijanami „drugiej kategorii”. Gdy ktoś bezbronny zaczyna być krzywdzony przez wilka przebranego w sutannę, w warunkach otaczającego go klerykalizmu jest w beznadziejnej sytuacji.

Natura i łaska

Średniowieczna sentencja głosi, że „łaska buduje na naturze” (w swoim działaniu musi naturę zakładać). Innymi słowy: to, co nadprzyrodzone, nie może abstrahować od tego, co świeckie.

Fraza ta przychodzi też na myśl, gdy przyglądamy się ustrojowi Kościoła. Można bowiem odnieść wrażenie, że w niektórych sferach – zwłaszcza w sferze sprawowania władzy – natura ludzka jest w Kościele ignorowana. Ignoruje się choćby prawo psychologiczne, że nikt nie jest sędzią we własnej sprawie. Biskupi posiadają pełnię władzy, którą sprawują praktycznie poza kontrolą. To oni mają władzę ustawodawczą, wcielają własne ustawy w życie i je osądzają, składając co parę lat papieżowi sprawozdanie z własnej działalności. 

Oczywiście zwierzchnikiem biskupów jest papież, ale on jest jeden, biskupów zaś 5,4 tys., i nie jest możliwe, by każdemu mógł się uważnie przyglądać. Co prawda papież ma do pomocy Kongregację ds. Biskupów, ale warto spojrzeć na jej skład: 25 kardynałów, czterech arcybiskupów i biskup – ani jeden świecki, zakonnik czy zakonnica, choć wszyscy (osoby konsekrowane w pewnej mierze także) podlegamy własnemu biskupowi. Taki stan rzeczy prowadzi do tego, że perspektywa świeckich nie jest w kongregacji brana pod uwagę.

Ten system z natury nie może działać prawidłowo. I nie działa. Dowodzą tego lawinowo ujawniane przypadki pedofilii i ich tuszowania przez biskupów praktycznie w każdym zakątku świata.


POLECAMY:

PO STRONIE OFIAR | O wykorzystywaniu seksualnym nieletnich, o zmowie milczenia i innych grzechach polskiego Kościoła piszemy konsekwentnie od lat. Wybór najważniejszych tekstów „TP” z ostatniego dwudziestolecia na temat, który wstrząsa dziś Polską, w bezpłatnym i aktualizowanym internetowym wydaniu specjalnym. Czytaj na: TygodnikPowszechny.pl/postronieofiar


Wewnętrzną niemoc naprawczą Kościoła dostrzegli, jak się wydaje, biskupi niemieccy i zaproponowali drogę synodalną, czyli coś, czego do tej pory w tej instytucji nie było. Odstawili na bok hierarchiczny ustrój Kościoła i zasiedli ze świeckimi do rozmów na palące tematy, jak równi z równymi. Ten ryzykowny krok wywołał duży niepokój wśród biskupów z innych krajów. Zwróćmy jednak uwagę, że niechęć wobec niemieckiej drogi synodalnej (eksperymentu czasowego jedynie!) można potraktować nie tylko jako lęk o to, co w Kościele jest nienaruszalne, bo z Bożego ustanowienia, ale także jako miarę klerykalnego myślenia.

Biskup nie do ruszenia

Jak oddzielić to, co należy do ustanowionej przez Boga natury Kościoła, od tego, co jest jej historycznym, zmiennym wyrazem?

Kanonista z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, ks. prof. Piotr Majer, przestrzega przed stosowaniem do opisu Kościoła świeckich kategorii, np. monteskiuszowskiego trójpodziału władz. W osobie biskupa skupia się bowiem wspomniana już pełnia władzy w Kościele partykularnym: ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Zauważa, że właśnie tak mocne umocowanie biskupa w Kościele należy do prawdy doktrynalnej. Biskup posiada pełnię władzy, gdyż jako następca apostołów reprezentuje samego Chrystusa i jest głową lokalnego Kościoła. – Co prawda przed Soborem Watykańskim II traktowano biskupów jako wikariuszy papieża, tak jakby uczestniczyli w jego władzy, ale na soborze wyraźniej uświadomiono sobie, że władza biskupów pochodzi wprost od Boga – mówi.

Dlatego, jak zauważa ks. Majer, ma ona najwyższe przymioty: jest zwyczajna, czyli nie delegowana przez kogoś, tylko sprawowana na mocy posiadanego urzędu, własna, czyli wykonywana w swoim własnym imieniu, i bezpośrednia, co oznacza, że biskup może ją sprawować samodzielnie (choć może swoją władzę delegować). 

– Zgodnie z prawem kanonicznym władza biskupia ma pewne ograniczenia, ale nieliczne – wskazuje kanonista. – Na przykład jeśli biskup chce sprzedać majątek kościelny (od pewnej kwoty w górę), musi uzyskać zgodę kolegium konsultorów oraz rady ds. ekonomicznych. Podobnie, gdy chce mianować ekonoma diecezji. Z kolei przed erygowaniem lub zniesieniem parafii musi zasięgnąć zdania rady kapłańskiej. 

Bardzo mocną pozycję biskupów widać także, jeśli chodzi o ich sądzenie. – Sądzić biskupa może tylko papież. W sprawach spornych w imieniu papieża robi to Rota Rzymska. Ale już w sprawach karnych czyni to osobiście biskup Rzymu – zauważa ks. Majer. 

Niełatwo biskupa nawet… odesłać na emeryturę. – Zauważmy, że biskup po osiągnięciu 75 lat nie traci urzędu automatycznie. W kodeksie prawa kanonicznego czytamy, że „jest proszony o złożenie rezygnacji”. Symbolika pierścienia biskupiego mówi o tym, że jest on „zaślubiony” z diecezją. Niektórzy teologowie pytają, czy zatem od takich „zaślubin” istnieje emerytura. Ożywione dyskusje na ten temat toczyły się w czasach soboru, który emeryturę biskupów wprowadził – dodaje ks. Majer.


CZYTAJ TAKŻE:

GDZIE MY JESTEŚMY: Gdy temat molestowania stał się głośny, chciałam odejść. Zostałam, bo tylko będąc w środku, mogę coś w nim zmienić. Rozmowa z Martą Titaniec z Fundacji św. Józefa


Gdy się przyjrzeć prawnemu ustrojowi Kościoła, przestaje być dziwne, że do tej pory usunięcie biskupa z urzędu było tak rzadkie. Oczywiście papieże zawsze mieli taką władzę, ale prawie z niej nie korzystali. Ks. Majer: – Do niedawna w prawie kościelnym nawet nie było nigdzie wprost powiedziane, że można biskupa usunąć z urzędu.

Konkretne normy dotyczące usuwania biskupów wprowadza list apostolski Franciszka „Come una madre amorevole” z czerwca 2016 r., a procedury badania odpowiedzialności biskupów w sprawach o pedofilię list apostolski „Vos estis lux mundi” z maja 2019 r.

Możliwe reformy

W praktyce zreformować ustrój Kościoła mógłby dopiero nowy sobór. Świeckim pozostaje działać w ograniczonym zakresie. Mocną diagnozę odnoszącą się do klerykalizmu polskiego Kościoła oraz postulaty naprawcze zaproponował jednak w 2019 r. na łamach „Znaku” teolog (a dziś także proboszcz) ks. Grzegorz Strzelczyk.

Instytucjonalny kryzys, ujawniony podejściem do przypadków pedofilii, nazywa on „długotrwałą chorobą wrzodową”. Jego zdaniem część przełożonych Kościoła w Polsce na różnych szczeblach nie wypełnia dobrze swoich obowiązków. Dodatkowo obawy o prowokacje bezpieki w czasach komunizmu „sprawiły, że biskupi i księża nauczyli się działania w półcieniu, bez ujawniania trudnych spraw”. Po transformacji popełniono kilka osłabiających Kościół błędów – zrezygnowano z katechezy parafialnej, co oddaliło młodzież od Kościoła, a zwiększając liczbę diecezji, i tym samym seminariów, rozdrobniono centra myśli teologicznej, co od razu odbiło się na jakości kształcenia księży. Wciąż też obowiązuje przestarzały model finansowania, czyniący z Kościoła zakładnika władz. 

Ks. Strzelczyk postuluje reformę formacji kleryków, tak by lepiej potrafili radzić sobie z własnymi emocjami oraz nabyli zdolność podejmowania samodzielnych decyzji. A także rozpoczęcie formowania świeckich do współuczestniczenia w podejmowaniu decyzji („To jest trudne. Ten, kto jest pasterzem, musi w ogóle dopuszczać, by ktoś mu doradzał”). Teolog postuluje również, by świeccy głośno wyrażali swoje niezadowolenie. 

Warto też próbować mierzyć się z koniecznością przejścia od struktury hierarchicznej do bardziej synodalnej („brakuje episkopatowi rzeczywistych struktur pomocowych, think tanków złożonych z fachowców, w których przygotowywano by projekty pod obrady episkopatu”).

Tu – dopowiadając – można zaproponować niewielką modyfikację w funkcjonowaniu Konferencji Episkopatu Polski, która mogłaby przynieść spore zmiany. Chodzi o to, by w zebraniach KEP zawsze uczestniczyli świeccy obserwatorzy. Na pewno uczyniłoby to biskupie rządzenie bardziej transparentnym. 

Zmiana mentalności

Od 2017 r. wszyscy przedstawiciele Kościoła, gdy uzyskają wiedzę na temat prawdopodobnego przestępstwa wobec nieletnich, mają pod groźbą sankcji zgłosić to do państwowych organów ścigania. Wcześniej biskupi wzbraniali się przed informowaniem władz o pedofilach w strukturach kościelnych. Pewien biskup ordynariusz, zapytany, dlaczego nie przekazuje informacji o podejrzanych księżach, żachnął się: „Nigdy nie doniosę na swojego księdza!”. Na pytanie, dlaczego, odpowiedział: „Ale jak bym wyglądał w oczach księży?”.

Tu się nasuwa jeszcze jedno pytanie: a jak wygląda w oczach ofiar?

Faktem jednak jest, że to księża, a nie świeccy, na co dzień są najbliżej biskupa i to oni stanowią jego rodzinę. Soborowy Dekret o pasterskich zadaniach biskupów w Kościele tak mówi o tej relacji: „Biskupi szczególną miłością winni zawsze otaczać kapłanów, mając ich za synów i przyjaciół, ponieważ oni w swoim zakresie podejmują ich zadania i troski i spełniają je tak gorliwie w codziennych zabiegach. (…) Kapłanom, którzy w jakikolwiek sposób znajdują się w niebezpieczeństwie lub w czymś nie dopisali, winni okazać czynne miłosierdzie”.

Pytanie: kto jest najbliższą rodziną biskupa, wbrew pozorom ma spore znaczenie. Świecki kodeks postępowania karnego zwalnia najbliższe osoby podejrzanego (jego żonę, rodziców czy dzieci) od obowiązku składania zeznań. Kryje się za tym – znowu – naturalna mądrość. Gdyby ktoś musiał składać zeznania obciążające najbliższą osobę, stawałby w przykrym konflikcie wartości. Jeśli oskarżony ksiądz jest kimś bliższym dla biskupa niż nieznana ofiara, w naturalnym odruchu będzie go bronić. Wbrew Ewangelii. 

Jak to zmienić? Świeccy muszą stawać się także coraz bardziej codziennymi współpracownikami biskupów. Na razie papież powinien wprowadzić mianowanym przez siebie biskupom „rok propedeutyczny”. Ksiądz, przyjmując nominację na biskupa, musiałby spędzić rok na zwykłej pracy w takich miejscach jak domy pomocy s. Małgorzaty Chmielewskiej czy schroniska Brata Alberta. Jeśliby przetrwał, mógłby otrzymać sakrę. Można przypuszczać, że taka formacja zmieniłaby jego sposób patrzenia na świat, a rządzenie przybliżyła do ewangelicznego ideału służby.

Ktoś napisał, że aby rozbijać zamknięte struktury kościelne, Sekielscy powinni fundować Kościołowi taki film co roku. Tak, Sekielscy albo ktoś inny powinien taki otrzeźwiający prysznic sprawiać nam wszystkim przynajmniej co roku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2020