Kino z bolącą duszą

Do czego zdolny jest człowiek sam w sobie, niezależnie od politycznych okoliczności? To pytanie wręcz prześladuje rosyjskich twórców.

16.11.2010

Czyta się kilka minut

Kiedy 11 listopada na ulicach Warszawy ścierały się manifestacje i kontrmanifestacje, sale Kinoteki w Pałacu Kultury i Nauki pękały w szwach. Swoją małą lekcję niepodległości, jakby na przekór tej ulicznej, głośno skandowanej, nienawiścią podszytej, dawali nam Rosjanie: Andriej Chrzanowskij, autor "Półtora pokoju", przeuroczej filmowej fantazji o Josifie Brodskim, Siergiej Snieżkin w metaforycznej opowieści o babuszce-potworze ("Pochowajcie mnie pod podłogą") czy Igor Wołoszyn w filmie "Ja", bardzo osobistej, niemal psychodelicznej wizji życia w schyłkowym ZSRR.

Współczesne rosyjskie kino artystyczne ciągle imponuje swobodnym oddechem, swoją różnorodnością. Filmowcy zza wschodniej granicy, unikając kaznodziejskiego tonu, stali się sumieniem swojego kraju. Oglądamy w ich filmach wygnańców z utopii, tej komunistycznej i tej kapitalistycznej. Wchodzimy w społeczeństwo składające się z upodlających i upodlanych, ciągle jednak zmuszanych na ekranie do konfrontacji ze swoim unieważnionym człowieczeństwem. To właśnie twórcy rosyjskich filmów, coraz częściej i coraz śmielej, mierzą się z postimperialnym dziedzictwem swojej wielkiej ojczyzny. To właśnie oni bez cienia koniunkturalizmu, z poczuciem intelektualnej ciągłości sięgają po klasykę rodzimej literatury. Oni wreszcie nie ustają w zadawaniu pytań - tych najbardziej przeklętych, najbardziej rosyjskich. U nas jednak brzmią one wyjątkowo świeżo, a może nawet bezczelnie - podane wprost, oczyszczone z lichej frazeologii doraźnych ideologicznych sporów.

Zaborcza miłość

Gdyby przyjrzeć się najlepszym rosyjskim filmom z ostatnich dwóch lat, wiele z nich dałoby się czytać nie literalnie, ale jak rozdzierającą przypowieść: o wolności, o wypartej odpowiedzialności czy o nieodgadnionej do końca naturze ludzkiej, w której kotłują się sprzeczne siły. Z polskiej perspektywy możemy dopatrywać się w nich jeszcze więcej - opowieści o samej Rosji. W uhonorowanym drugą nagrodą oraz nagrodą publiczności filmie "Pochowajcie mnie pod podłogą" inteligencki dom zamieszkany przez parę staruszków (ona jest niedoszłą aktorką, on miał tytuł "narodowego artysty ZSRR") okazuje się więzieniem dla małego wnuczka, wpędzanego w wydumane choroby, izolowanego od rzekomo nieobliczalnej matki, osaczanego chorobliwie zaborczą miłością, którą krok tylko dzieli od nienawiści. Ale to studium rodzinnego piekła nieoczekiwanie odsłania swoje drugie dno: tyrani z czasem sami stają się własnymi ofiarami, zaczynem zła okazuje się niewysłowione przez lata cierpienie. Straszna, terroryzująca wszystkich babcia jest jak Rosja: spotworniała, lecz głęboko skrywająca swoją słabość i na siłę tuląca do swej żelaznej piersi niewdzięcznych wnuków w żądaniu bezwzględnej miłości.

W przygnębiającym swoją aurą filmie "Bęben, bębenek" Aleksieja Mizgirowa wiodąca podwójne życie bibliotekarka, która kradnie książki, po czym pokątnie je sprzedaje, wydaje się idealnym produktem zdegradowanej, postsowieckiej, prowincjonalnej rzeczywistości. Zwłaszcza że w postać tę wciela się mocno już postarzała Natalia Niegoda z pamiętnego filmu "Mała Wiera", symbolu pierestrojki. Reżyser jednak nie dąży do kolejnej ponurej diagnozy spod znaku rosyjskiej "czarnuchy" i tak konstruuje tę postać, że jej demoniczność, perwersyjność, zło wcielone zaczynają się jawić jako akt rozpaczy. I to właśnie rozpacz wyznacza granice człowieczeństwa bohaterki, której dotychczas wydawało się, że potrafi je przekraczać tylko w jedną stronę, w kierunku mroku.

Polowanie na siebie

Testowanie owych granic stało się specjalnością rosyjskiego kina. Zrzucanie winy na system przestało być wystarczającym alibi. Do czego zdolny jest człowiek sam w sobie, niezależnie od politycznych okoliczności? To pytanie wręcz prześladuje rosyjskich twórców. W filmie "Żyć" Jurija Bykowa przypadek sprawia, że cyniczny gangster i bogobojny prostaczek muszą razem uciekać przed polującymi na nich bandytami. "Wszyscy jesteśmy gnidami, kiedy żyć się chce" - konstatuje gangster, którego światem rządzą prawa dżungli. Jego towarzysz, wierny prostym, wpajanym od pokoleń przykazaniom, ani się spostrzeże, jak przyjdzie mu skonfrontować je z własnym strachem o życie. W opustoszałej wiosce ze zrujnowanym monastyrem, gdzie dojdzie do finałowej rozgrywki, jedynym sprawiedliwym okaże się... zobojętniały na wszystko, popijający samogon staruszek, który widząc zabijających się nawzajem, zapyta filozoficznie: "A nie boli was dusza...?".

Znać, że Rosjanie lubują się w tego rodzaju kameralnych konfrontacjach etycznych.

Aleksiej Popogriebskij w "Jak spędziłem koniec lata" w pustej przestrzeni bazy meteorologicznej na Czukotce umieścił dwóch bohaterów: starego wyjadacza i młodego stażystę, funkcjonujących w ściśle określonej relacji zależności i władzy. To film o ciężarze przemilczenia. Kiedy młodszy zataja przed przełożonym informację o rodzinnej tragedii (ze strachu? litości? zemsty? a może tylko z głupoty?), rozpętuje istne pandemonium zakończone wzajemnym polowaniem na siebie.

Na gruzach dawnego imperium kino rosyjskie coraz aktywniej upomina się o "innych", etnicznie obcych, społecznie wykluczonych. Czasem uciekając w hipnotyzującą, etnograficzną przypowieść, jak w nagrodzonych w Wenecji "Milczących duszach" Aleksieja Fiedorczenki, gdzie dyrektor fabryki i jego podwładny, mąż i kochanek zmarłej kobiety, wyruszają w podróż, celem dokonania osobliwego pogrzebowego rytuału, zgodnego z tradycjami ugrofińskiego ludu Merja.

Bywa też, że zamiast fotogenicznej egzotyki, twórcy stawiają na niefotogeniczną codzienność - jak Dmitrij Mamulija w "Innym niebie", bliskim w klimacie ascetycznemu kinu braci Dardenne, gdzie śledzimy tułaczkę uzbeckiego pasterza, który przyjeżdża z synkiem do wielkiego, postsowieckiego miasta w poszukiwaniu zaginionej żony. Jednak najbardziej intrygujące jest rosyjskie kino, kiedy ucieka nie w przestrzeni, ale w czasie. I nie bez znaczenia pozostaje fakt, że najciekawsze są ucieczki w sowiecką przeszłość. Ale za to jak zobaczoną!

Kot Brodski

Istnym manifestem indywidualnej wolności jest uhonorowany na "Sputniku" pierwszą nagrodą film "Półtora pokoju". Chrzanowskij w brawurowym kolażu dokumentalnych archiwaliów, własnych animacji i inscenizowanych z aktorami scenek buduje portret pokolenia (Josifa Brodskiego i swojego), dorastającego w stalinizmie, gnieżdżącego się w komunałkach, ale tworzącego sobie własną niszę, z poezji, zabawy, serdecznych międzyludzkich relacji. "Półtora kota" - tak nazywał się krótkometrażowy pierwowzór tego filmu, nagrodzony w 2003 roku na Krakowskim Festiwalu Filmowym, bo też właśnie figura kota, kochającego życie indywidualisty, stała się metaforą losu ówczesnych niepokornych.

Chrzanowskij przez kilkanaście lat pracował nad "biografią wyobrażoną" swojego ukochanego poety. Całkowicie wyobrażona jest też spinająca film klamrą morska podróż rosyjskiego noblisty do rodzinnego Sankt Petersburga w latach 90. XX wieku. Na ekranie sędziwy Brodski wyświetla swój własny film, wspomina rodziców i bliskich, których w rzeczywistości po latach wygnania nie było mu już dane spotkać. Od czego jednak jest poezja, również ta filmowa? Oglądając "Półtora pokoju", można tylko zazdrościć Rosjanom, że mają w swoim kinie artystów na miarę swoich wielkich poetów. Ale też takich jak Igor Wołoszyn (rocznik 1974), który w filmie "Ja" (trzecia nagroda festiwalu) pokazał dogorywający system, jak nikt w polskim i rosyjskim kinie do tej pory: w biblijnych dekoracjach, w oparach środków halucynogennych i wszechogarniającej groteski, w rytm popowych przebojów lat 80. i własnych najboleśniejszych wspomnień.

4. Festiwal Filmów Rosyjskich "Sputnik nad Polską", Warszawa, 5-14 listopada 2010 r. Sputnik z najlepszymi rosyjskimi filmami będzie krążył jeszcze przez dwa miesiące i odwiedzi aż 27 polskich miast. Informacje na stronie www.sputnikfestiwal.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2010